Ostatnia - zwycięska - praca tej edycji Wakacyjnego Konkursu Literackiego to proza autorstwa Dominiki Kwaśniewskiej z klasy IIIA LO. Gratulujemy Laureatce i zapraszamy do lektury.
***
Połowa
sierpnia 1943. Mogę ci powiedzieć, co teraz myślę, czuję, mogę Ci powiedzieć,
jak bardzo upadłem, ale Ty przecież wiesz najlepiej, że nienawidzę bezsilności,
męczy mnie pustka w sercu, brak spokoju ducha... Człowiek wydaje mi się
bardziej obcy niż kiedykolwiek wcześniej. Ludzka rzeź zapukała niczym nieznajomy
do drzwi, a wszystko wydaje się jak powietrze po burzy, które trwało chwilę,
było ulotne, kruche, niezauważalne, nic niewarte. Wszystko dobrze zaplanowałeś,
nawet pogoda przypomina dziś piekło, jest gorąco i nie mam czym oddychać. Na
oczach świata – mojego świata, zaczął się bal, niczego już nie słyszę oprócz
świstu kul nad głową i przeraźliwych krzyków. Banderowcy mordują każdego, cała nasza
kolonia ucieka, ratuje się ten, kto może, my również rozbiegliśmy się we
wszystkie możliwe strony: ja, moja mama, mój ojciec, siostry i bracia, cała
rodzina. Wokół widzę palące się domy. Krzyk ludzi
biegnących w tym samym kierunku co my jest naprawdę przerażający. Brawo. Cały
czas staram się trzymać w pobliżu najbliższych, lecz wydaje się to coraz
trudniejsze, lęk paraliżuje mi całe ciało. Nie słyszę głosu mojej mamy, nie widzę ojca, nie
wiem, gdzie jest moje rodzeństwo. Zmęczony staram się odnaleźć ich w
tłumie zdezorientowanych ludzi, lecz na przeszkodzie stanął mi wielki kamień, o
który się potknąłem, upadłem na twarz. Męcząc płuca kilkoma
głębszymi wdechami, ostatkiem sił doczołgałem się na pole kukurydzy – moje
schronienie. Nie widzę już nikogo z nich, zrobiło się zupełnie ciemno. Dochodzi
do mnie teraz, że coś tak niedoskonałego jak kamień może okazać się czymś doskonałym
– w końcu kamień nie ma wad, oceniamy go jako bezużyteczny i niepotrzebny
przedmiot. Cóż, pozory mylą, potknąłem się o tak nieznaczącą rzecz, która
najprawdopodobniej przedłużyła moje życie, nigdy się nie dowiem, co mogło
czekać na mnie 10 metrów dalej. Jak już jesteśmy sami, to może powiedz
mi, po co to wszystko? Do kogo mam mieć pretensje jak nie do Ciebie? Coraz
częściej zastanawiam się, po co w ogóle stworzyłeś oczy. Nie chodzi tutaj o
brak szacunku, jestem zwyczajnie zdziwiony. Teraz, kiedy moja rodzina walczy o
życie, słowa są wszystkim, co mam. Szczerze mówiąc, to chciałbym być taki jak Ty
– łatwo rozbawiony. Urządziłeś tutaj piękną maskaradę, szkoda tylko, że zamiast
pięknych kostiumów nosimy mundury, a nasze maski to pozorowanie tego, że wszystko
jest w porządku. Jedni wyśmienicie bawią się, podpalając domy, drudzy
urządzając rzeź niewiniątek, jak na to wpadłeś? Mi osobiście przypomina to
trochę połączenie zabawy w chowanego z berkiem. Wiem, że nigdy nie byłem
najlepszym z synów, ale czuję, że marnuje czas, który mi dałeś, na bezsensownej
zabawie, w której wcale nie chcę brać udziału. Mam wrażenie, że mogę latać
pełen nadziei, a świat i tak wyśmieje moje skrzydła. Jestem piekielnie
wystraszony. Nie wiem, gdzie są moi rodzice. W każdej chwili ktoś może przyjść
i po prostu mnie zabić. Jednak wspólnie spędzimy życie, więc dlaczego stajesz
przede mną i na mnie plujesz? Wiem, że nie mówię tego, co chcesz, ale może
wyjaśnisz mi, co ta żałosna maskarada za sobą niesie. Próbuję się pożegnać,
przeciwstawić i zaprzeczyć (czego naprawdę się boję) – rzecz jasna umieram.
Puffs