czwartek, 16 lutego 2012

środa, 15 lutego 2012

Głos kontr-walentynkowy

-->
Budzik w telefonie jak zwykle zadzwonił za wcześnie, oznajmiając jednocześnie, że trzeba wstać i zacząć się szykować do szkoły. Znów się nie wyspałem. Trzeba coś z tym zrobić. Wreszcie dorwałem telefon i wyłączyłem natrętny dzwonek. Przypadkowo spojrzałem na datę; ot, taki odruch. 14 lutego... A więc to dzisiaj.

Naprawdę nie rozumiem, co ludzie widzą w Walentynkach. Mnie po prostu drażnią. Pikanterii dodaje jeszcze cała komercyjna otoczka wokół rzeczonego święta. Gdzie się nie obejrzysz, widzisz urocze, walentynkowe pluszaki, słodkie serduszka, przechodzące obok Ciebie parki, których widok bije w oczy bardziej niż każdego innego dnia i miłość, która ‘unosi się w powietrzu’. Wszystko to sprawia, że treść zjedzonego naprędce śniadania cofa mi się do gardła. Może jestem zgorzkniały. Może jestem samotny. Zdania nie zmienię. Nie lubię Walentynek.

Szkoła miała jednak inne plany. Walentynkowe karaoke na długiej przerwie? Żaden problem – na szczęście posiadam własny sprzęt grający i żadne ckliwe i wzruszające love songs nie zakłóciły mojego spokoju. I dobrze. Przynajmniej nie trzeba było robić z siebie pajaca, jak w zeszłym roku, ubierając się najbardziej czerwono jak się tylko da.


Nie pisałem tego artykułu z myślą o jakimś głębokim przesłaniu. Chciałem zaznaczyć jednak, że w szale tej cukierkowej atmosfery Święta Zakochanych, znajdują się osoby, które potrafią spojrzeć na nie krytycznie i bez przesadnego entuzjazmu.

Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Wkrótce wystawa!

Zapraszamy na uroczyste otwarcie wystawy szkolnych talentów! Próbki ich pięknych prac prezentowaliśmy w ciągu kilku ostatnich miesięcy na łamach "Stacha". 

Przyszedł czas, by dzieła
 Zuzi Ślusarczyk, Oli Matusiak i Marcina Czaplewskiego  
zobaczyć na żywo:)

Wernisaż odbędzie się w sanatorium "PODHALE" już w piątek 
17 lutego o godzinie 16.30. Nie możemy się doczekać. 

Redakcja "Stacha w Podziemiach"






piątek, 10 lutego 2012

"... wyjmij z teczki mózg elektronowy i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę"

-->
Dziwnym dla mnie zjawiskiem jest pamięć o ludziach ważnych. Wszyscy wiedzą, że ktoś taki istnieje, ale na dłuższą metę wcale się o nim nie pamięta. Jedynie grono nielicznych, bardziej powiązane z tymi autorytetami, ma w swojej świadomości zarezerwowane dla nich miejsce. Jak do tej pory wszystko wydaje się proste. Przecież wiadomo, że wszyscy ludzie nie wiedzą o sobie nawzajem. Jednak gdy przychodzi moment, że któryś z autorytetów odchodzi, pojawia się powszechny smutek i wzruszenie, a telewizja wciąż pokazuje te same ujęcia. 

Nietrudno odgadnąć, że mam na myśli śmierć naszej wybitnej poetki - Wisławy Szymborskiej; śmierć, która dotknęła nas wszystkich.
Dużo można by o Szymborskiej pisać, choć ona sama częściej wolała zachować milczenie. W tym upatruje się jej największy talent – w mówieniu milczeniem, a nade wszystko w skromności. Najlepszym potwierdzeniem tego fenomenu są konferencje, w których słynna poetka brała udział. Pomimo że nie była na okładkach brukowców, nie gościła w komercyjnych programach telewizyjnych, sale zawsze pękały w szwach. Być może to zasługa jej autorytetu, w szczególności po „sztokholmskiej tragedii”(jak Szymborska nazwała otrzymanie Nobla); lecz bardziej przychylałbym się ku innej opcji. W swej niezwykłości potrafiła wyrazić to, co czuli inni. Mówiła o nas i o świecie lepiej niż my sami. Być może dlatego wielu ludziom była tak bliska.
Badacze oszacowali jej dorobek poetycki na 350 wierszy. W porównaniu do wielu innych twórców wydaje się to skromnym osiągnięciem. Sama poetka w telefonicznej rozmowie z Miłoszem powiedziała: „Moja twórczość jest jak mała płotka przy wielkim szczupaku”. Zapewne miała na myśli dorobek Miłosza, który faktycznie jest bardzo imponujący. Skoro sama poetka wypowiadała się tak o swej twórczości, i badacze jednogłośnie przyznają, że jest tych wierszy niewiele, co właściwie było w nich tak pociągającego? W końcu wyróżnienie od samego króla Szwecji i otrzymanie najbardziej prestiżowej nagrody może spotkać tylko najwybitniejszych twórców. Mówiąc językiem przemysłowym – jakość w tym przypadku przeważa nad ilością. Te 350 wierszy w zupełności wystarczyło, aby wypowiedzieć się na wszystkie ważne dla autorki sprawy. I na tym polega wielkość, aby przekazać jak najwięcej treści za pomocą jak najmniejszej ilości słów. Szymborska osiągnęła w tym mistrzostwo.
Skoro już podjąłem się pisania o tak wybitnej postaci, nie mogę nie napisać o tym, czym dla mnie są utwory Wisławy Szymborskiej. Z ręką na sercu muszę przyznać, że do niedawna była dla mnie zupełnie nieznaną poetką. Dopiero jakiś rok temu natknąłem się na kilka jej wierszy. Nie powiem też, że od razu je rozumiałem. Po każdej kolejnej lekturze z wiersza, który na pozór wydawał się zupełnie niejasny, byłem w stanie już pewne prawdy wyciągnąć. Nie wiem jak inni odbierają twórczość Szymborskiej. Spotkałem się z opiniami, że lekturze jej wierszy towarzyszy wzruszenie. U mnie jest nieco inaczej. Utwory te mnie nie wzruszają, ale wzbudzają jakieś zastanowienie, intrygują i powodują chęć głębszego poznania świata, który przecież jest tak łatwy, a jednocześnie nie do pojęcia. Dlatego właśnie szczególnie spodobał mi się wiersz… no właśnie jaki? Prawda jest taka, że nie ma on tytułu, co niewątpliwie dodaje mu tajemniczości. Zmuszony więc jestem posłużyć się incipitem: [Świat umieliśmy kiedyś…]. Oto on:

Świat umieliśmy kiedyś na wyrywki:
- był tak mały, że się mieścił w uścisku dwu rąk,
tak łatwy, że się dawał opisać uśmiechem,
tak zwykły, jak w modlitwie echo starych prawd.
Nie witała historia zwycięską fanfarą:
- sypnęła w oczy brudny piach.
Przed nami były drogi dalekie i ślepe,
zatrute studnie, gorzki chleb.
Nasz łup wojenny to wiedza o świecie:
- jest tak wielki, że się mieści w uścisku dwu rąk,
tak trudny, że się daje opisać uśmiechem,
tak dziwny, jak w modlitwie echo starych prawd.

Właśnie nauka o świecie ma w tym utworze dla mnie wartość największą. Trochę potrwało, zanim ją odkryłem; zostawiam Wam również, drodzy Czytelnicy, możliwość poszukiwań na własną rękę.
Zadziwiający dla mnie był także sposób, w jaki Szymborska pisała o uczuciach. I w tym miejscu po prostu trzeba zaznaczyć, że z pełną odpowiedzialnością można nazwać ją mędrcem. Pisząc o uczuciach u Szymborskiej od razu przychodzi mi na myśl sposób w jaki poetka opisała radość w wierszu pt. „W banalnych rymach”:

To duża radość: kwiat przy kwiecie,
konary drzew na czystym niebie,
ale jest większa: jutro środa,
będzie na pewno list od ciebie,
i jeszcze większa: drży koperta,
jak śmiesznie czytać w plamach słońca,
i jeszcze większa: tylko tydzień,
już tylko cztery dni do końca,
i jeszcze większa: to walizka
zamknęła się, gdy klękłam na niej,
i jeszcze większa: jeden bilet
na siódmą, tak, dziękuję pani,
i jeszcze większa: w taśmie okna
krajobraz mknie za krajobrazem,
i jeszcze większa: ciemniej, ciemno,
w ten wieczór już będziemy razem,
i jeszcze większa: drzwi otwieram,
i jeszcze większa: gdy za progiem,
i jeszcze większa: kwiat przy kwiecie.
- Czemu kupiłeś taaakie drogie?

I krąg się zamyka. Kwiaty zaczynają i kończą enumerację źródeł radości. Poetka pokazuje, że każda, nawet najdrobniejsza rzecz może cieszyć, a gdy jeszcze powiązana jest z osobą, którą się kocha, radość w ogóle jest bezgraniczna.
Na przykładzie Szymborskiej, jak i innych wielkich poetów czy pisarzy widać magię słowa. Sprawia ona, że twórcy są nam bliscy. Przez swój zmysł są w stanie wyczuć świat o wiele lepiej niż my. Ważne jest, aby pamiętać; nic więcej. Śmierć Szymborskiej odbiła się echem nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Który to już raz kolejny wybitny nasz rodak umiera i pozostawia po sobie ogromną pustkę?/ W 2004 roku Czesław Miłosz, rok później Jan Paweł II, teraz Szymborska. Z przykrością trzeba przyznać, że tracimy coraz więcej przewodników. Przypomina mi się tu następująca scena z „Lalki” Bolesława Prusa:

- Straszna rzecz! - odezwał się doktór. - Ci giną, wy wyjeżdżacie... Któż tu w końcu zostanie?...
- My!... - odpowiedzieli jednogłośnie Maruszewicz i Szlangbaum.
- Ludzi nie zabraknie... - dorzucił radca Węgrowicz.

Ludzi nie zabraknie… Byłoby to pociechą, gdyby nie mowa o oszuście i łajdaku, tanim geszefciarzu i nieuczciwym radcy prawnym. Obyśmy więc nie popadali stopniowo w przekonanie podobne do tego. Fakt, ludzi nie zabraknie, ale trzeba zatroszczyć się również o to, jakich ludzi nam potrzeba.
O Szymborskiej zapewne niejedna książka jeszcze powstanie. Być może przy okazji rocznicowych rozważań nad twórczością autorki, bądź przy obchodach roku pod jej patronatem, który z pewnością zostanie poetce przyznany. My jednak nie czekajmy na uroczystości. Już teraz wyjmijmy „elektronowe mózgi” i podumajmy chwilę nad Szymborskiej losem.

Tomasz Buczma



środa, 8 lutego 2012

Śmiech? Jest dobry... tylko żebyś się nim nie udławił

Luty. Czas ciepłych kurtek, czapek, szalików i niemiłosiernego mrozu, który daje się we znaki. Nikt o zdrowych zmysłach nawet nie pomyślałby o tym, żeby przyjść do szkoły w krótkim rękawku. Teraz naszym głównym zajęciem jest narzekanie: "O matko, jak zimno!". 

A przecież wcale nie mamy tak źle. Przebieramy się w boksach i idziemy na lekcje do cieplutkich klas, w których aż miło siedzieć (w przeciwieństwie do tego, co działo się w listopadzie). Nikt nie zmusza nas, abyśmy stali kilka godzin dziennie przed szkołą, mając na sobie tylko cieniutkie koszule. Niestety, taki los spotkał wielu ludzi. Byli to więźniowie obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Mężczyzn, kobiety i młodzież, którzy przeszli przez selekcję i nie trafili do komór gazowych, czekały rutynowe zabiegi, takie jak golenie głowy, odwszawianie czy tatuowanie numerów obozowych. Pierwsi więźniowie budowali baraki, osoby z następnych transportów, które zakwalifikowane zostały do pracy, musiały kopać rowy i wykonywać wszystkie polecenia kapo. Posiłkiem była czarna kawa, do której kobietom dosypywano proszek mający zastopować krwawienie miesiączkowe, na obiad wodnista zupa i dwa kawałki chleba. W każdej chwili więźniowie mogli być wywołani na plac, zwoływali ich wtedy kapo krzykami i uderzeniami twardej, drewnianej pałki. Na apele szli ubrani w pasiaki, musieli ustawić się przed budynkiem i  stać przez kilka godzin, nieważne czy padał deszcz, śnieg, czy było minus 20. Takich nocy nie wytrzymywały dziesiątki ludzi. Towarzysze z baraku zagłodzonych i zakatowanych współwięźniów musieli ułożyć na stercie innych wolnych już osób, po których została tylko krucha, koścista otoczka, czekających na swoją kolej w krematorium. 

Niemcy najbardziej pastwili się nad Żydami, Polakami i Cyganami, niepełnosprawnymi, starszymi, za słabymi do pracy. Uwięzieni nie byli traktowani jak ludzie. Oprawcy mówili na nich "numery", twierdzili, że są pozbawieni godności i wszelkich praw... traktowali ich jak podludzi. Aby pokazać swoją wyższość nad bezbronnymi, pastwili się podczas rozgrzewki, każąc im skakać tzw. "żabki" dookoła placu. Wielu nie wytrzymywało do południa i umierało z wycieńczenia. Kolejną formą znęcania się, był rozkaz wykonywania zupełnie bezsensownej pracy, np. kobiety musiały przenosić ciężkie kamienie z jednego końca pola na drugi. Następnego dnia, ku uciesze katów, te same kamienie niosły z powrotem. SS-mani robili wszystko, by jak największa ilość "numerów" umarła z wycieńczenia. Było kilka osób, którym udało się uciec z piekła, lecz niestety, ich wolność została okupiona życiem  co dziesiątego więźnia. Dodatkową karą  dla wychudzonych, schorowanych i półżywych ludzi, którzy nie zrobili niczego złego, były całonocne apele. Tych, którym szczęście mniej dopisało i zostali złapani, wieszano lub rozstrzeliwano na oczach wszystkich. Niemcy chcieli w ten sposób pokazać, że nie warto uciekać. Jeżeli człowieka nie zabił głód, choroba lub kapo, to robiła to pogoda. Setki osób zmuszone były do pracy w tragicznych warunkach. Wyobraźcie sobie, że macie kopać dół jedynie w cienkich pasiakach, podczas gdy na dworze panuje temperatura  minus 30. 

Dla mnie jest nie do pojęcia, jak ludzie wytrzymywali takie tortury. Od kiedy zaczęłam czytać książki o obozach koncentracyjnych i wspomnienia byłych więźniów, zmienił się mój światopogląd. Nie potrafię śmiać się, kiedy opowiadane są żarty o Żydach. Irytuje mnie, kiedy ktoś mówi o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia. Tematem dowcipów często jest robienie mydła z więźniów. A przecież należeli do nich również Polacy. I tutaj temat staje się bardziej poważny. Bo przecież nie będziemy  śmiać się z własnych rodaków, ale z Żydów można. Nie rozumiem ludzi, który uważają, że oni są od nas gorsi. 


Ignorancja osób, które lekceważą lekcję, jaką była rzeźnia w Auschwitz, coraz częściej przejawia się w kręgach młodych ludzi. A przecież w dzisiejszych czasach również istnieją obozy pracy. Chciałabym, żeby nikt nie zapominał o tym, co działo się w Oświęcimiu i innych obozach, np. takich jak Dachau. Mam również nadzieję, że każdy, kto następnym razem będzie chciał pośmiać się z  wychudzonych i niewinnych  ofiar, które skazano na śmierć tylko dlatego, że są takiej narodowości a nie innej, ugryzie się w język i pomyśli o kominie krematoryjnym, który był jedyną droga ucieczki z piekła, do którego bram wiodła brama z napisem "Arbeit macht frei".


Jeżeli ktoś jeszcze nie rozumie, dlaczego śmianie się z tego, że Niemcy robili z więźniów mydło jest niemoralne, odsyłam go do naszej biblioteki, niech wypożyczy "Medaliony" Zofii Nałkowskiej, może wtedy zrozumie.

Marta Szczepek

sobota, 4 lutego 2012

Uwaga

Już dzisiaj (04.02.2012r.) o godzinie 19:30 w Sali widowiskowej Centrum Kultury odbędzie się koncert muzyczny. Wystąpią dwa koszalińskie zespoły SoulBox oraz Lipa Z Miodem.
Bilety w cenie 8 zł będzie można kupić przed koncertem.

Przydatne linki:

 

piątek, 3 lutego 2012

Talent Marcina Czaplewskiego

Dawno nie prezentowaliśmy szkolnych talentów, ale w nowym roku poprawiamy się i wracamy do tej chwalebnej tradycji. Przedstawiamy ułamek twórczości Marcina Czaplewskiego, więcej zdjęć będzie można zobaczyć na organizowanej przez Samorząd Uczniowski wystawie. Wkrótce podamy konkrety, czyli co, gdzie i kiedy...

Redakcja "Stacha w Podziemiach"











piątek, 27 stycznia 2012

Urodziny!

Każdy następny artykuł to czas i myśli zainwestowane w Stacha. Dziś po raz 140. To nasza 140 publikacja, szczególna, bowiem właśnie… skończyliśmy roczek!!! Dokładnie 365 dni temu, 27 stycznia 2011 roku po raz pierwszy tchnęliśmy życie w nowego Stacha. Odkąd przenieśliśmy gazetę do świata elektronicznego, mogliśmy publikować nasze artykuły średnio co 2-3 dni, a Wy, Czytelnicy, odwiedzaliście naszą stronę średnio 80 razy dziennie, biorąc udział w niezliczonych dyskusjach na tematy, o których pisaliśmy. A pisaliśmy o poglądach, wydarzeniach, kulturze, muzyce (i radiowęźle), filmie, bibliotece, sporcie, teatrze, zorganizowaliśmy akcję Miesiąc z Biblioteką, szkolne wybory parlamentarne, braliśmy udział w lokalnych wydarzeniach…




Pierwszy roczek. Z tej okazji życzymy sobie i Wam, abyśmy mogli nadal wspólnie się rozwijać, aby kolejne lata naszej pracy były co najmniej równie owocne jak ten. Też dziękujemy Wam, że jesteście z nami, 
że mamy dla kogo istnieć!

Dziękujemy przyjaciołom redakcji, współtwórcom i administratorom strony
 oraz Pawłowi za oprawę graficzną.


Redakcja "Stacha w Podziemiach"



środa, 25 stycznia 2012

ACTA ad acta?

W ciągu ostatnich kilku dni padły dwa wielkie serwisy do dzielenia się plikami – Filesonic i MegaUpload (jego założyciel został aresztowany przez… 76 uzbrojonych policjantów). Na Wikipedii, Joe Monster, Demotywatorach i kilku innych popularnych serwisach pojawiają się złowieszcze blackouty, hakerzy blokują rządowe strony. To wszystko w akcie protestu. Przeciw czemu? 

 W 2006 roku Japonia i Stany zjednoczone wpadły na szlachetny pomysł zwalczania piractwa i podrabiania dóbr. W związku z tym stworzono Anti-Counterfeiting Trade Agreement, czyli po naszemu umowę handlową dotyczącą zwalczania obrotu podróbkami. Jej celem jest ustalenie międzynarodowych standardów w walce z naruszaniem własności intelektualnej.
Do projektu kolejno przyłączały się: Kanada, UE, Szwajcaria, Australia, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Korea Południowa i Singapur. 1 października 2011 r. w Tokio Kanada, USA, Nowa Zelandia, Maroko, Australia, Japonia i Korea Płd. podpisały umowę. Meksyk, Szwajcaria i Unia Europejska wstrzymały się. Ostateczny termin podjęcia decyzji to 31 marzec 2013 r.
      16 grudnia 2011 UE przyjęła porozumienie. Polska ma na to czas do 26 stycznia br.
Po co powstało ACTA? Według twórców ma ono utrudnić wprowadzanie na rynek fałszywych towarów oraz ograniczyć piractwo w świecie cyfrowym. Dzięki porozumieniu zjawiska te znikną, gospodarka odetchnie, artyści zarobią i w ogóle, cytując „będzie super wspaniale”. Idea zacna. Ale i bardzo kontrowersyjna. Dlaczego? Otóż:
Po pierwsze: ACTA powstawało w TAJEMNICY przez ponad dwa lata. Było tworzone w taki sposób, aby jak najmniej podmiotów miało dostęp do negocjacji. Pominięto zwyczajowe konsultacje na forum międzynarodowym z Światową Organizacją Handlu czy Światową Organizacją Własności Intelektualnej. Zdaniem Europejskiej Koalicji Organizacji broniących praw cyfrowych (EDRi) w związku z powyższym ACTA nie spełnia podstawowych standardów demokratycznych.  Tylko dzięki przeciekom (gł. od WikiLeaks 22 maja 2008 r.) opinia publiczna dowiedziała się o istnieniu porozumienia. Zatem poparcie ACTA to poparcie dla tworzenia prawa za plecami obywateli i reprezentujących ich parlamentów. Dlatego też teraz, dwa dni przed ratyfikacją dokumentu, wybuchła panika.`
Po drugie: ACTA proponuje ochronę własności intelektualnej ogromnym kosztem, bowiem obarcza odpowiedzialnością podmioty całkiem niewinne, np. nasz dostawca Internetu będzie odpowiadał za strony i treści, jakie przeglądamy, (czyli to tak, jakby poczta miała odpowiadać za treść naszych listów). Co więc zrobi ów dostawca? Ano zablokuje nam strony, które zawierają niewłaściwe treści. Choć niekoniecznie nielegalne. Dodatkowo usługodawcy (czyt. policja internetowa) będą mieli prawo do monitoringu danych przesyłanych między użytkownikami, stosując tzw. Deep Packet Inspection (technologie głębokiej analizy pakietów). ACTA obliguje dostawców Internetu do ujawniania danych osobowych internautów podejrzanych o naruszanie jego postanowień (art. 11 ACTA). Będzie to zwyczajny atak na święte prawo prywatności. Dokument utrudni także zwykłe funkcjonowanie w Internecie nawet naszemu Stachowi, bowiem dziś w Internecie można kopiować treści bez zgody autora, jeśli poda się link do strony, której dana treść pochodzi, a autor nie zastrzegł newsa. Po przyjęciu ACTA będzie to nielegalne. A Wikipedia będzie musiała zlikwidować ogromną cześć swoich materiałów…
Kto z nas nie jest piratem? Kto choć raz nie pobrał nielegalnie płytki, gry, filmu? Dlaczego to robimy? Przez skąpstwo? Złośliwość? JA nie popieram piractwa, ale w ciągu miesiąca na kulturę mogę wydać 20zł. I mam za to iść do kina, kupić płytę/grę? Gdybym MÓGŁ, nie byłbym piratem. Nawet teraz popieram zwalczanie go, ale nie w sposób, jaki proponuje ACTA, bo nie dość, że to wszystko jest  niejasne i zagmatwane, to zagraża wolności.
Czy Internet jako ostatni prawdziwy bastion wolności jest zagrożony? Będziemy mieli drugie Chiny? Padnie Wikipedia? WolneMedia?
Jaki jest Wasz stosunek do ACTA? Do TAKIEGO sposobu walki z piractwem?
Coby dowiedzieć się więcej: