środa, 4 maja 2011

Spętanie na ekranie

Uzależnienia są częstym wątkiem rozmów wśród młodzieży, obiektem zainteresowania, jest taka dziwna siła, która sprawia, że mamy chęć dowiedzenia się o nich jak najwięcej. Wiedza o narkotykach i innych używkach pociągająca jest z ze względu na to, że nadal są one tematem tabu.
Chciałabym pokazać wam, jak w przyjemny sposób zaspokoić głód wiedzy, przybliżając trzy filmy, które na zupełnie różne sposoby ukazują problem.
Pierwszy z nich nazwać można lekturą obowiązkową. Gdybym jednym zdaniem określić miała, czym jest ów obraz, powiedziałabym, że jest to największe zło naszego świata, zebrane w jedno, zamknięte w trwającej półtora godziny taśmie. „Requiem dla snu” („Requiem for a Dream”) obraz Darrena Aronofsky’ego  stał się dla mnie pigułką emocji, niezwykle silnych, opanowujących całe ciało, przejmujących kontrolę nad umysłem. Nie jest to film, który potraktować można jako rozrywkę, oglądać, chrupiąc chipsy i popijając je napojem gazowanym. Widz musi liczyć się z tym, że sceny, które ujrzy, nie będą przyjemne, wręcz przeciwnie, bardzo przykre, a często nawet odrażające. Zdecydowana większość po obejrzeniu, nie chce do niego nigdy więcej powracać, mimo wszystko, warto podjąć  trud i dodać pozycję tę do listy obejrzanych. Dzieło skupia się na ukazaniu wpływu uzależnień na ludzką psychikę, tego jak deformują rzeczywistość, jak rozum zastępują iście zwierzęcym instynktem i wreszcie do czego popycha głód.
Nie można przejść obojętnie obok historii Harry’ego, uzależnionego od narkotyków dealera, jego dziewczyny i przyjaciela stąpających po tym samym kruchym lodzie oraz matki, która zatraciła się w świecie telewizji. Każdy krok bohaterów zbliża ich ku otchłani, z której nie ma drogi powrotu. 


Druga propozycja, szczególnie mi bliska to „Trainspotting”, ukazująca sprawę z zupełnie innej perspektywy, pozwalająca na poznanie nałogu bez zbędnych kazań, moralizujących pogadanek, czy ostrzeżeń.  Danny Boyle - reżyser zabiera nas w podróż do krainy heroiną i haszem płynącej, pozwala zasiąść na jednym dywanie z ludźmi, którzy zapomnieli już, jak to jest być „czystym”.
Życie Rentona młodego chłopca z Edynburga kręci się wokół strzykawki. Doskonale zdaje on sobie sprawę ze swojego uzależnienia, potrafi nazwać siebie narkomanem, mimo to uważa, że w trzeźwym życiu nie czeka na niego nic lepszego, dlatego też stara się odnajdywać przyjemność w istnieniu między działką a działką. Najbliżsi mu ludzie to kumple od ćpania, z którymi spędza błogie chwile po „przygrzaniu” i stara się przetrwać chude dni.  Wie, że szczęście, którego doznaje, postępując w ten sposób, jest bardzo ulotne, jednak z drugiej strony to jedyny błogostan, jaki zna, świadomość ta komplikuje jego życie. Pewnego dnia oznajmia, że kończy z nałogiem, ale nikt nie wierzy, że może mu się udać, nie  zważając na to rozpoczyna przygotowania.

 Bardzo oryginalne podejście do tematu czyni obraz wyjątkowym, a to, że wzbudza wiele kontrowersji (pojawiają się głosy jakoby był zachęcający do brania narkotyków), sprawia, że staje się niezwykle atrakcyjny. Sama wpisałam go na listę moich ulubionych filmów.



Trzeci obraz, choć dużo mniej znany od swoich poprzedników, także zasługuje na uwagę. „Mniej niż zero” („Less than zero”) stworzony został dla widza, który lubi, gdy reżyser podaje wszystko na tacy. Twórca nie zmusza odbiorcy do wytężania umysłu, nie każe mu zwracać uwagi na szczegóły, przekaz jest prosty, ale zarazem bardzo sugestywny.
Bohaterami historii są młodzi ludzie, dzieci obrzydliwie bogatych rodziców, mieszkający w ekskluzywnej dzielnicy, żyjący z dnia na dzień, wypełniający swój czas rozrywką. Losy trójki nierozłącznych od czasów piaskownicy przyjaciół, rozchodzą się po ukończeniu liceum. Tylko jeden z nich opuszcza dom rodzinny i kontynuuje naukę, kiedy po sześciu miesiącach przyjeżdża w rodzime strony, widzi, że nic nie jest już takie jak dawniej. Jego bratnie dusze rozpoczęły „przygodę” z narkotykami. Film ukazuje destrukcyjną siłę nałogu, szybką wędrówkę na samo dno i to, jak trudno jest się odbić. Niewątpliwym atutem filmu jest ścieżka dźwiękowa, wielkie przeboje z lat 80. wnoszą wraz ze sobą niezwykły klimat, który pozwala widzowi poczuć się tak, jakby stąpał po parkiecie obok pozostałych bohaterów. Jednakże największym wabikiem niewątpliwie jest zasługująca na oklaski na stojąco kreacja Roberta Downeya Jr., który wcielił się w rolę młodzieńca schwytanego w sieć nałogu. Aktor znany z produkcji takich jak „Sherlock Holmes”, „Iron man”, czy „Zodiak” znacznie podniósł rangę filmu.


 M.Michalska