poniedziałek, 14 listopada 2011
niedziela, 13 listopada 2011
New Beginning... new life...: "Nothing looks like you see"
Rozdział VII
Czarnowłosa jeszcze przez chwilę wpatrywała się w okno, przez które dwójka włamywaczy wyszła z jej pokoju, zastanawiając się, co to za zapach wyczuła, kiedy tylko przekroczyła próg pokoju. Korciło ją, by napisać do Aleka i Jasmine, może oni by wiedzieli. Zawahała się i odłożyła telefon na biurko. Ta sprawa ich nie dotyczyła. Ona musiała się nią zająć.
Usłyszała dźwięk sms-a.
„Nowa wiadomość od: Maya”
„Masz chwilę?”
Przewróciła oczami, widząc zapytanie przyjaciółki. Jak gdyby nie wiedziała.
„ Jasne, o co chodzi?”
„ Wpadnij do McLarrs”
„ Będę za 20 min”
Maya rzadko wysyłała jej takie wiadomości. Zwykle w kryzysowych sytuacjach, więc działo się coś ważnego. Najpierw pomoże jej, następnie sobie.
Ubrała się zwyczajnie, zmieniając jedynie bluzkę na zieloną z niewielkimi falbankami i na to skórzaną czarną kurtkę. „McLarrs” nie było daleko od jej domu, 15 minut spacerkiem dla niej zamieniało się w 5.
Wchodząc do lokalu, skierowała się od razu do stałego miejsca, na którym zwykle ona i Maya siadały, jednak Mai tam nie było. Natomiast jej miejsce zajmował chłopak, w dodatku go znała… to Caleb. Czując, że ktoś za nim stoi, odwrócił się, robiąc zaskoczoną minę. To nie jej się spodziewał tu zastać.
- Hej. – powiedział po chwili ciszy, jaka zapadła między nimi. Dość niezręcznej. Unikali się od dłuższego czasu, nie mieli ochoty tego zmieniać.
- Hej. Nie widziałeś gdzieś Mai? – zapytała, nie chcąc tracić czasu swojego ani jego, zwłaszcza, że wyglądał na zniecierpliwionego.
- Mai… nie. Ale napisała, żebym tu na nią czekał. – odpowiedział, patrząc jak twarz Millah z zaskoczonej zmienia się w zirytowaną.
- Oboje nas wrobiła. – mruknęła zrezygnowana, siadając na wolnym miejscu. Skoro już tu była, mogła coś zjeść. Nie miała zamiaru bawić się w robienie kolacji czy coś.
- Jeśli nie chcesz… nie musisz ze mną siedzieć. – dodała, widząc zdezorientowanie w spojrzeniu chłopaka. Jak gdyby chciał zostać, a z drugiej gdzieś się spieszył. Bała się, że to ma coś wspólnego z jej gośćmi. Zwłaszcza, że wyczuła ich nikły zapach w okolicy knajpy.
- Zostanę. – jego decyzja ucieszyła dziewczynę, jednak oboje nie zdawali sobie sprawy, że są obserwowani. I oboje mają całkiem spore kłopoty.
Rozmowa jakoś niespecjalnie się kleiła. Chyba oboje podświadomie czuli, że nie powinni ze sobą przebywać, mimo to żadne z nich nie podnosiło się z miejsca. Dwie godziny minęły niczym jedna chwila.
- Powinnam już iść. Wiesz, rodzice i cała reszta... - mruknęła, gdy wyjmowała drobne za swój posiłek, nie pozwalając by chłopak zapłacił za coś, na co się nie pisał.
- Jasne… - bąknął zaskoczony szybkością, z jaką Millah wypiła resztkę soku.
Pożegnała się z nim w błyskawicznym tempie. Nie wiedziała, czy jest bardziej zaskoczona faktem, że Caleb został, czy tym, że byli zdolni faktycznie rozmawiać, udając jakby to, iż Christian ją pocałował, było czystą fikcją.
Otwierając drzwi do domu, czuła, że coś jest nie tak… bardzo nie tak. Rodzice powinni już wrócić. Dawno, w sumie zanim wróciła od Aleka… dom emanował czymś, czego nie potrafiła ująć w słowa. Zupełnie jakby próbował ostrzec ją przed czymś. Nie zdążyła odłożyć nawet kluczy na blat stołu, gdy usłyszała świst. Jej instynkt zareagował automatycznie. Schowała się za blatem i próbowała namierzyć źródło zagrożenia. Kiedy potrzebny był tropiciel, taki jak Christian, to oczywiście go przy niej nie było. Zamiast tego podrywał ludzi… pięknie. Zdarzyła poruszyć się o kilka milimetrów, kolejny świst, tuż nad jej głową. Spanikowała. To przestawało być zabawne, ktoś próbował ją uśpić, nie pozostawiając śladów. Gdy usłyszała trzeci świst, obserwując lot niewielkiej drewnianej strzałki, chwyciła ją, gdy ta wbiła się w ścianę, po czym z powrotem wróciła na swoją pozycję, z której kilka sekund później uciekła w kierunku drzwi balkonowych. Była głupia, łudząc się, że może uda się jej uciec, dobiec gdzieś… Usłyszała czwarty świst, tym razem ktokolwiek chciał ją zranić, osiągnął swój cel. Cały świat Mill został jakby za mgłą. Droga z tyłu domu nagle wydała się taka długa… potknęła się, upadając na kolana już poza swoją posesją. Ostatkami sił walczyła, by nie dać się posiąść ciemności, która była niezwykle silna, nie mogła się poddać. Nie ona.
- Caleb… - to było ostatnie słowo, jakie wypowiedziała do cienia, jaki pojawił się na linii jej horyzontu. Po czym odpłynęła, opadając całym ciałem na ziemię.
- Millah? Mill? Żyjesz? Mill? – damski głos, znajomy. Docierał do podświadomości dziewczyny powoli. Dobrze, że docierał.
- Moja głowa… gdzie jestem? – jęknęła, próbując się podnieść nie swojego łóżka, jednak czyjeś silne dłonie uniemożliwiły jej kolejne próby.
- U nas. Wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna. – usłyszała w odpowiedzi tym razem męski głos. Głos Aleka. Odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego... ał..dlaczego tu jestem? Jaki jest… dzień? – zapytała, wtulając się w ramiona brata, któremu widać bardzo spodobała się ta rola i nie bronił się przed takim rodzajem czułości. Ba… schlebiało mu to.
- Środa. A jesteś, dlatego że ten glonojad cię przyniósł. Powiedział, że... zostałaś zaatakowana, za późno zorientował się, że byłaś obserwowana od czasu, gdy weszłaś do knajpy. Miał do wyboru złapanie tego, kto cię zaatakował lub… ratowanie ci skóry. Jak widać wybrał to drugie.
- I dobrze zrobił. – wtrąciła się Jasmine niosąc herbatę i rogalika.
- Powinnaś coś zjeść. – Alek pomógł w miarę jego zdaniem bezboleśnie oprzeć się Milli o poduszki, by mogła spokojnie zjeść.
- Jak to jest środa? Ile ja spałam? – coś jej się tu nie zgadzało. Była w knajpie w piątek.
- Spałam 4 DNI? – podniosła ton i niemal nie wylała herbaty na łóżko, gdyby nie szybka interwencja Jasmine, byłoby o wiele gorzej niż tylko kilka kropel.
- To, czym cię zaatakowano, było o wiele silniejsze. Gdyby było tego więcej… mogłoby cię zabić. Chloe i Jasmine czuwały przy tobie na zmianę, Valentina znalazła pomoc. trucizna ma na celu usypianie i dekoncentrowanie, ale taka dawka upewnia nas, że ktoś z premedytacją planował cię zabić, Millah. – ton, jakim wyrażał się Alek, wywołał ciarki na skórze niebieskookiej. Czuła, jak martwił się o nią. Miała wrażenie, że z ulgą przyjął fakt, że się obudziła. 4 dni nieprzerwanego snu… mogło być gorzej.
- Valentina podjęła decyzję, że zostaniesz tu, póki nie dowiemy się, kto stoi za tym atakiem. – dodał po chwili ciszy widząc jak jego młodsza siostra skubie trzymanego w dłoniach rogalika nie specjalnie spiesząc się by go zjeść.
- A rodzice? Szkoła? Moje życie? - zaapelowała, patrząc to na brunetkę to na blondyna. Doskonale wiedzieli, że nie mogła tu zostać. Musiała wracać. Catherine na pewno odchodziła od zmysłów.
- Są powiadomieni. A szkołą… na razie się nie przejmuj. Valentina to załatwiła. – odpowiedziała uśmiechnięta Jasmine, machając swoim telefonem.
- Naprawdę MUSZĘ tu zostać? – jęknęła przeciągle wywracając oczami. Czuła się jak dziecko, które zrobiło sobie krzywdę a teraz musi przejść kwarantannę czy czasem nie jest zakażone.
- Naprawdę. Tak będzie lepiej, Millah. Wierz lub nie. Ale nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, tylko ja mam prawo dawać ci wycisk. – mruknął czochrając jej włosy, które i tak były już w gigantycznym nieładzie.
Zaśmiał się, po czym pocałował ją w czoło, błyskawicznie ulatniając się z pola rażenia, zanim zdążyłby dostać poduszką, z którą minął się jedynie milimetrami.
- Wypoczywaj. – powiedział na odchodnym. Teraz, gdy wiedział, że wydobrzeje, mógł zająć się na poważnie tym, czym powinien zajmować się od 4 dni.
A Millah po opornym zjedzeniu rogalika opadła na poduszki przez chwilę zastanawiając się nad tym, czym zastanawiali się wszyscy wokół niej. Kto ją zaatakował, a przede wszystkim… skąd w jej domu wziął się ten dziwny zapach, tak znajomy a jednocześnie nieznany. Chwilę później zasnęła, spełniając życzenie Aleka.
c. d. n...
Anna Żylińska
piątek, 11 listopada 2011
Kochany
Gdybyś spróbował
Choćby teraz
Zapomnieć o słońcu
Co ci żyć pozwala
Przestał tęsknić za ciepła dotykiem
By zmarzniętym dłoniom
Nie zabrakło uczucia.
Zostałam sama
Tylko wino się pali
Tak mocno jak pragnę
Jak chcę.
Tylko gdy pozwolę.
Czy boisz się?
Słońce znów wstaje
Ciepłem okrywa
Nie bój się kochany
Życie tak się nie kończy
To tylko gra, zabawa
Niewarta świeczki.
Słońce nie umrze
Jeżeli odejdzie
Odnajdziesz je następnego dnia
Nie będzie ciemności.
Jeżeli kochasz
Nie bój się.
Natalia Konopacka
czwartek, 10 listopada 2011
11. listopada
11.11.2011r. (piątek) w sali widowiskowej w Centrum Kultury odbędzie się koncert Dobra Gramy.Impreza rozpocznie się o 20:00. Bilety w cenie 5 zł będzie można nabyć przed koncertem.
Usłyszymy najlepsze utwory zespołów reprezentujących nurt grunge.
Mała porcja lików:
Nirvana “Smells Like Teen Spirit”
Pearl Jam „Jeremy"
http://www.youtube.com/watch?v=-gn2NFlix3w
Alice in Chains „Would?"
http://www.youtube.com/watch?v=Rs6RefV1td4
wtorek, 8 listopada 2011
Pod lupą Tomka Buczmy
Bolesne zwycięstwo
Najrozmaitsze gatunki reprezentowane przez różnorakie subkultury są cechą charakterystyczną czasów współczesnych. Słuchając i czytając wypowiedzi moich kolegów, postanowiłem również wypowiedzieć się o muzyce, którą ja lubię.
Szczerze muszę wyznać, że nie należę do grona wybrednych słuchaczy. Słucham tego, co leci na ulicy, w szkole, głównie z radia. Oczywiście mam swoje ulubione gatunki, ale szczególnie ambitny w tej dziedzinie nie jestem. Jeśli cokolwiek miałbym skrytykować, to jedynie zbyt częste odtwarzanie przez rozgłośnie radiowe niektórych, będących na fali piosenek. Czasami słuchanie w ciągu godziny osiem razy tego samego może być trochę nudne. Jednak nie o tym chciałem Wam powiedzieć.
Od jakiegoś czasu, dokładnie od momentu, gdy po raz pierwszy obejrzałem film „To ja złodziej” zacząłem słuchać bluesa. Spośród wielu wykonawców takiej muzyki najbardziej do gustu przypadają mi utwory polskiego zespołu Dżem, a w szczególności wykonania słynnego Ryśka Riedla. Sam nie do końca jestem w stanie wytłumaczyć co mnie tak porwało w piosenkach tego zespołu. Gdybym miał podać najbardziej wiarygodny powód, powiedziałbym, że prawda, którą widać gołym okiem w tekstach najsłynniejszych piosenek zespołu.
Tekst słynnej „Whisky”, w który naprawdę trzeba się wsłuchać, jest, prosto mówiąc, straszny. Historię tę z całą pewnością można utożsamiać z główną postacią zespołu. Riedel był jedną z najtragiczniejszych postaci polskiej sceny muzycznej i niewątpliwie bardzo utalentowanym wokalistą. Jego życiowa tragedia, w opinii większości, to narkotyki, które doprowadziły artystę do sytuacji bez wyjścia. Jednak w tekście widać coś innego. „Idź do diabła mówią ludzie, ludzie pełni cnót” a dalej „Chciałem kiedyś zmądrzeć, po ich stronie być/ Spać w czystej pościeli, świeże mleko pić”. Słowa te doskonale pokazują reakcję ludzi „pełnych cnót” na osoby takie jak Rysiek. Na pozór niechlujne i nic niewarte, ale tak naprawdę warte o wiele więcej niż większość dżentelmenów w garniturach.
Myślę, że społeczna nieakceptacja również przyczyniła się do stylu życia, jaki wybrał wokalista Dżemu. Pomimo tego, że na pozór był uwielbiany, jego imię było na ustach tysięcy młodych ludzi, zresztą do dzisiaj tak jest, nie czuł się w pełni doceniany. Z tego wyciągam jedną naukę. Każdy jest osobą wartościową, jest taki, jaki się urodził i musi sam siebie zaakceptować. Jeśli to zrobi, nie będzie go interesowało, co myślą inni. „Chociaż puste mam kieszenie,/ No i wódy czasem brak./ Ja już nigdy się nie zmienię,/ Zawsze będę żył już tak.”
„Dla Was zawsze będę śpiewał, do końca”. Oto jedne z ostatnich słów Ryśka, pokazujące, że każdy powinien być sobą. Rysiek był, bez względu na wszystko.
Serdecznie zapraszam do wysłuchania kilku najsłynniejszych utworów Dżemu, w których również gra na harmonijce ustnej tworzy ten jedyny, niepowtarzalny klimat. Teksty mówią same za siebie:
piątek, 4 listopada 2011
Jesteśmy Anonymous. Jesteśmy Legionem. Nie przebaczamy. Nie zapominamy. Oczekujcie nas. Czyli... już więcej nie powiemy „LUBIĘ TO” (?!)
Kwiecień tego roku. Konsolowcom ten miesiąc kojarzy się z jednym: Sony wyłączyło serwisy PlayStation Network oraz Qriocity.
Stało się tak z powodu ataków hakerskich, których skutkiem był kolosalny wyciek danych osobowych – w tym numerów kart kredytowych przypisanych do części z 77 milionów kont. Za winnych uznano ludzi w maskach „uśmiechniętego wąsacza”. Kto choć trochę wtajemniczonym jest w świat informatyki wie, o kim mowa. Mianowicie o największej i najbardziej niebezpiecznej grupie cyberaktywistów – Anonymus.
Stało się tak z powodu ataków hakerskich, których skutkiem był kolosalny wyciek danych osobowych – w tym numerów kart kredytowych przypisanych do części z 77 milionów kont. Za winnych uznano ludzi w maskach „uśmiechniętego wąsacza”. Kto choć trochę wtajemniczonym jest w świat informatyki wie, o kim mowa. Mianowicie o największej i najbardziej niebezpiecznej grupie cyberaktywistów – Anonymus.
Jak wynika z pewnych przesłanek, jeszcze jeden miesiąc bieżącego roku może stać się kamieniem milowym w świecie informatyki. Mało tego. Może przejść do historii jako najczarniejszy dla 500 milionów (czyli co 13 mieszkańca ziemi) użytkowników najpopularniejszego portalu społecznościowego – Facebooka.
Dniem egzekucji ma być 5 listopada. W sobotę, jak zapowiadają Anonimowi portal przestanie istnieć: Twoje medium komunikacji, tak bardzo przez was wszystkich uwielbiane, zostanie zniszczone – mówi gość w białej masce w wideo będącym ostrzeżeniem przed „zagładą” (film pod linkiem: http://www.youtube.com/watch?v=6aqm2EntDp0 ).
Dlaczego właśnie 5 listopada? W tym dniu w roku 1605 poniósł klęskę atak zorganizowany przez Roberta Catesby i Guya Fawkesa przeciwko brytyjskiej monarchii, wydarzenie znane jako Gunpowder Plot. Zostało ono wykorzystane przez Alana Moore’a, w komiksie „V jak Vendetta”, gdzie Guy Fawkes użyczył charakteru głównemu bohaterowi, który doprowadza do ataku na brytyjski parlament również właśnie 5 listopada. Postać Vendetty została zaadaptowana jako jeden z głównych symboli grupy Anonymous.
Jeśli jesteś hakiwistą lub po prostu facetem, który chce bronić wolności informacji, przyłącz się do zabicia Facebooka w imię waszej własnej prywatności. Właśnie ochrona prywatności jest motywem działań na rzecz klęski fejsa. Dalsze uzasadnienie brzmi: Facebook prowadzi sprzedaż informacji agencjom rządowym i udziela dostępu do zabezpieczonych danych, tak, aby można było szpiegować ludzi z całego świata. Wszystko, co robisz na Facebooku, pozostaje w Facebooku, niezależnie od ustawień „prywatności” (…) nawet jeśli „usuniesz” konto, wszystkie twoje dane osobowe i informacje na twój temat pozostają w Facebooku i mogą być odzyskane w dowolnym czasie. Nie jesteś bezpieczny, ani przed nimi, ani przed żadnym rządem. Zatem wnioskujemy, że atak stanowi odpowiedź na zarabianie pieniędzy przez administrację Facebooka dzięki handlowi danymi użytkowników. Można przypuszczać, że to oskarżenie jest uzasadnione, bo przecież zakładając konto, trzeba zaakceptować regulamin, w którym wyrażamy zgodę na przetwarzanie naszych danych i wizerunku.
Główną przyczyną ataku ma być sprzedaż informacji agencjom rządowym oraz zapewnianie dostępu do tajnych danych użytkowników, umożliwiając szpiegowanie ludzi na całym świecie. Swoją drogą ten portal rzeczywiście stanowiłby doskonałe narzędzie dla kogoś, kto chce cię szpiegować. To przecież setki milionów kont zawierających zarówno podstawowe dane, jak i wiadomości z informacjami, których nie przekazalibyśmy komuś bezpośrednio. Słyszałem nawet teorię, że działanie portalu zainicjowało CIA. Jednak to kolejna teoria spiskowa, której zbadanie, jeśli nie zajęłoby wieków, to pewnie byłoby niemożliwe.
Jednak zgodnie z najświeższymi informacjami w Anonymusie nastąpił rozłam: w najważniejszej sieci społecznej wykorzystywanej do przekazywania informacji, Twitterze, na koncie Anonymous, które posiada wszelkie oznaki wiarygodności, umieszczono kilka tweetów, które stanowczo zaprzeczają, jakoby za planem ataku stał Anonymous, „Do prasy: media całego świata… Przestańcie kłamać! #OpFacebook jest po prostu kolejnym oszustwem! Nie zabijamy posłańców! To nie w naszym stylu.” Inny wpis apeluje: „Nie bądźcie głupi. Ważniejsze rzeczy dzieją się na świecie, którym należy stawić czoła, niż bawić się w głupoty w stylu # OpFacebook”.
Ale administracja wzięła groźbę Anonimowych całkiem na serio i zgodziła się wypłacać po 200 dolarów każdemu, kto znajdzie lukę w serwisie.
Cóż, jutro przekonamy się sami. A mi to i tak obojętne, bo nie mam konta (tak, wiem, powinienem zacząć próbować przechodzić przez ściany), ale z całym szacunkiem dla tych ponad 500 mln użytkowników, według mnie to strata czasu. Dlaczego? Ok, ok, wiem, to może być pomocne w nawiązywaniu kontaktu z innymi, ale przecież sam pamiętam o znajomych, mam ich numery telefonów, w razie potrzeby mogę się z nimi skontaktować, a nie jest dla mnie nigdy priorytetem wiedzieć, co robią w danej chwili, gdzie wyjeżdżają itp. Jeśli to jest ważne, to sami mi o tym powiedzą. Dlaczego zatem tylu ludzi myśli inaczej? Nad tym i innymi (psychologicznymi) aspektami potęgi najważniejszego medium naszych czasów oraz nad jego wpływem na świat będę dociekać w kolejnym artykule z rozpoczętej właśnie serii tekstów o World Wide Web, znanym powszechnie jako Internet.
I na koniec poćwiczymy language angielski ; ) Poniżej prywatna rozmowa Marka Zuckerberga (twórcy FB) po tym, jak uruchomił serwis społecznościowy dla studentów Harvardu.
Mark: I have over 4000 emails, pictures, addresses
Znajomy: What!? How’d you manage that one?
Mark: people just submitted it
Mark: I don’t know why
Mark: they “trust me”
Mark: dumb fucks…
Ciekawa puenta…
Radosław Iwanek
O świecie
Gdyby tak świat
Chociaż raz zamknął oczy,
Pamięć raz stracił
I tylko sercem patrzył.
Zmieniłby się tak
Jak kiedyś wyglądał.
Bez ludzi.
Nie umarłby.
Byłaby nadzieja.
A tak oczy wydrapane
Od krwi czerwone
Ogromne, przeprażone
Patrzą w morze
Szukając ukojenia.
Chociaż raz zamknął oczy,
Pamięć raz stracił
I tylko sercem patrzył.
Zmieniłby się tak
Jak kiedyś wyglądał.
Bez ludzi.
Nie umarłby.
Byłaby nadzieja.
A tak oczy wydrapane
Od krwi czerwone
Ogromne, przeprażone
Patrzą w morze
Szukając ukojenia.
Natalia Konopacka
środa, 2 listopada 2011
Dziś chcemy Wam zaprezentować prace jednego z naszych szkolnych talentów. Tę biżuterię, elfy, świeczniki i witraże wykonała Zuzia Ślusarczyk z II klasy Technikum Architektury Krajobrazu.
Witraże zostały wykonane techniką Tiffany'ego, która polega na łączeniu kawałków szkła przy pomocy folii miedzianej zalewanej cyną. Natomiast biżuterię Zuzia utworzyła ze szklanych kamyków-kaboszonów i kolorowego szkła. Zapraszamy do kojenia oczu i umysłu piękną sztuką ! :)
Witraże zostały wykonane techniką Tiffany'ego, która polega na łączeniu kawałków szkła przy pomocy folii miedzianej zalewanej cyną. Natomiast biżuterię Zuzia utworzyła ze szklanych kamyków-kaboszonów i kolorowego szkła. Zapraszamy do kojenia oczu i umysłu piękną sztuką ! :)
poniedziałek, 31 października 2011
Wspaniałe święto
Pierwszy listopada:
Cmentarz. Takie miejsce, gdzie są groby. Ono istnieje. Chodzę tam co roku zapalić znicze. Teraz też pójdę.
Krok pierwszy- zakupy
Jakie kwiaty, żywe czy sztuczne? Zdecydowanie żywe. Białe czy żółte, a może fioletowe? Wezmę chyba białe, ale te duże czy drobne? Jaka cena? Duże po 25 zł. Potwornie drogie, niech będą duże Ciotce P. oko zbieleje, jak zobaczy. Duże białe, za 25 zł. Ta doniczka czy tamta? Tu cztery kwiaty, a tutaj tylko trzy. Co za oszustwo! Kupuję te. Jednak nie, poproszę te obok. Do tego jeszcze wiązankę sztucznych. A co! O dużo ozdób, cena 30 zł. Ciotka P. chyba pęknie. Teraz znicze. Blaszana czy plastikowa pokrywka? Plastikowa. A może nie? Niech będzie blaszana. Pali się 48 godzin. Tak mało? To skandal! Tamten 4 dni. O 5 dni! Koniecznie. Ten w kształcie serca. Za mały. Za tani. Wolę tamten z aniołem: 20 zł., 60 cm wysokości, a może za mały? Nie, Ciotka P. na pewno mnie nie prześcignie. Wezmę trzy albo cztery. To wszystko. 135 zł.
Krok drugi - msza
Część absolutnie nieobowiązkowa, nie chce mi się, chyba sobie odpuszczę.
Krok trzeci - wizyta na cmentarzu
Nowy płaszcz, buty, szalik i rękawiczki. Obowiązkowo. Wciągnij brzuch, pierś do przodu i uśmiech. Tak, uśmiechaj się szeroko, pokaż zęby. Nigdy nie wiesz, kiedy spotkasz kogoś znajomego. Gdzie był ten grób? O jest! Zapalaj. Postaw tu. Krzywo. Przesuń tutaj. Ciekawe, kto kupił taki mały znicz? Niechby się wstydził! Sknera! Nawet teraz dziadkowi żałuje. O nie, ten jest większy od mojego! Co teraz? Chyba zapadnę się pod ziemię. Cicho! Idzie Ciotka P. i Wujek K. Patrz jak się roztyła! Zawsze była przy kości, teraz pewnie nie mieści się w drzwiach! Strasznie się zapuściła! Ale się postarzał, cała głowa siwa! Garbi się tak, że zaraz dotknie nosem ziemi!
-Witajcie kochani!
-Kopę lat! Wyglądacie świetnie!
-Wy również, nic się nie zmieniliście. Co tam u was?
-Wszystko dobrze. Dość o nas, powiedzcie lepiej, co u was słychać?
-Wszystko po staremu.
Było miło. Dobrze, że spotykam ich tylko raz w roku. Widziałeś, jakie kupili kwiaty? Te za 18 zł. Kpina. O patrz, nasi sąsiedzi. Uśmiechaj się! Szeroko! Znowu kupiła sobie nową torebkę! Lepiej zrobiłaby coś z włosami!
-Mamo kiedy pójdziemy do domu?
-Nie rób wstydu! Wszyscy patrzą!
-Zimno mi.
-Nie przesadzaj!
Zapalam znicz przy krzyżu. Tak dla przykładu. Synku, zmów paciorek.
-Mamo, chcę iść do domu!
-Jesteś niegrzecznym chłopcem.
Wychodzimy. Po drodze spotykam koleżanki z pracy. Rozmawiam o pogodzie. Wsiadam do samochodu. Droga do domu straszliwie długa. Stoję w korkach. Za rok kupię jeszcze większy znicz.
Drugi listopada:
Co to jest cmentarz? Nic ważnego.
Pisząc ten tekst, nie chciałam urazić niczyich uczuć religijnych. Jeżeli tak się stało, bardzo przepraszam.
Marta Michalska
Subskrybuj:
Posty (Atom)