poniedziałek, 27 czerwca 2011

Elodie’s World

 Część druga 
  
***

    Lekko zdezorientowana oparła się o pobliskie drzewo, nie miała pojęcia, w jakim kierunku dalej iść, szum wodospadu był niezwykle relaksujący. Odwróciła się w kierunku tego szumu, przymykając oczy. Usłyszawszy trzask gałązki, odwróciła się zaniepokojona. Serce biło tak szybko i mocno, iż miała wrażenie, że cały las to słyszy. Nic więc dziwnego, że podskoczyła, wydając z siebie zduszony okrzyk przerażenia, kiedy przed nią stanęła istota będąca najpewniej człowiekiem. Był to mężczyzna, postawny i barczysty przewiązany w pasie tylko opaską zrobioną ze skóry czerwonego jelenia, jego buty jak i kołczan na strzały również zrobiono z tej samej skóry. Na szyi zawiązane miał trzy kły, dzika lub lwa, tego nie była pewna. Mężczyzna nie odezwał się ani słowem, tylko chwycił za nadgarstek dziewczynę, która była tak sparaliżowana strachem, że głos uwiązł jej w gardle w postaci związanego supła. Po kilkunastu metrach zatrzymał się, zawiązując jej oczy kawałkiem skóry jelenia, najpewniej, by nie widziała, dokąd ją zaprowadzi. Nie miała siły się przeciwstawiać. Ów mężczyzna z pewnością był szybszy, silniejszy, a do tego wyglądał na takiego, co zna las, w którym ona się znalazła, jak własną kieszeń.
    Mężczyzna musiał wprowadzić ją do wioski, ponieważ po drodze słyszała najróżniejsze hałasy, śmiech dzieci, trzaskający ogień ognisk, zapach pieczonego mięsa oraz rozmowy kobiet. Wszystko natychmiast ucichło, kiedy ów tajemniczy mężczyzna zatrzymał się, co również i ona uczyniła. Zdjęto jej opaskę z oczu, które teraz swędziały, ale nie mogła się podrapać, ponieważ czuła, że byłoby to coś, co uraziłoby klan. Zmrużyła oczy, by po chwili spojrzeć w dal przed siebie, gdzie stał inny mężczyzna, mniej muskularny od tego, który ją tu przyprowadził, jednak musiał być kimś ważnym w tej społeczności. Najpewniej był wodzem, ponieważ wszyscy, którzy oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć, zebrali się w niewielkich grupkach przy swoich domach, obserwując to ją, to wodza, który nie wyglądał na więcej niż 25 lat.
    Została szturchnięta przez muskularnego klanowicza na znak, by ruszyła w kierunku wodza. Kiedy przed nim stanęli, nie widziała, co zrobić. Mężczyzna wykonał dziwny gest, który prawdopodobnie był powitaniem, choć tego nikt nie mógł być pewien. Wódz odwzajemnił gest, po czym pozwolił mu odejść, a reszcie rozkazał powrót do zajęć, na co członkowie plemienia zgodzili się bez szemrania. Ją samą wprowadził do swojego namiotu, który był dość skromnie urządzony, mimo to zwrócił jej uwagę od samego początku. Był dla niej miły, próbował dowiedzieć się, jak się tu dostała, co robiła, kim była, a przede wszystkim, skąd pochodzi. Odpowiedziała bezwiednie, że jej imię to Rike. Elodie odczuła lekki szok: jak mogła nazywać się Rike? Dotknęła swoich włosów, nie były już lśniące blond, długie i faliste, teraz miała je równie długie, jednak czarne jak noc oraz zdecydowanie proste. Jej śnieżnobiała skóra odporna na promienie słoneczne, również uległa zmianie, teraz wyglądała niemal jak delikatna czekolada. Kiedy spostrzegła, że wódz ja obserwuje, zaprzestała dochodzenia, próbując zamaskować zdenerwowanie i dezorientację. Wódz tylko się uśmiechnął, po czym zaprowadził ją do pobliskiego pustego, niezamieszkanego namiotu. Był cały dla niej. Kiedy została już sama, odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po swoim nowym domu. Czuła się bezpieczna i coś w głębi jej duszy mówiło, by zaufała swoim nowym opiekunom.
    Minęło kilka dni, a znała już tu każdego. Mężczyzna, który ją tu przyprowadził, nazywał się Thori. Wódz na imię miał Nemme. Rike zaprzyjaźniła się z pewną dziewczyną w swoim wieku. Wołali na nią Nemmithis, a jej matka Muhre niezbyt pochwalała ową znajomość, jednak jej córka była wolnym duchem w klasie czerwonego jelenia i nikt oprócz wodza nie miał wystarczającej władzy, by przywołać ją do porządku. Tydzień później, kiedy dzień złączył się z nocą (co nazywane jest pełnią) zapoczątkowano uroczystość, której celem było oficjalne przyjęcie Rike do społeczności oraz uzyskanie błogosławieństwa opiekuna klanu. Cała uroczystość trwała wraz z zabawą całą noc, póki tańczący księżyc nie opuścił słońca, by powrócić do równowagi jak i do swoich zobowiązań wobec istnień.
    Elodie coraz częściej zapominała, jak ma na imię oraz wszystko, co tak naprawdę określało ją jako Angielkę. Przyjęła na siebie to, co zostało jej dane przez las, nowe życie, nowe imię, nowych rodziców, którymi zostali Nemme i jego żona Kan oraz brata - rocznego chłopczyka imieniem Lith. Mimo iż z rzadka opuszczała granice obozowiska klanu czerwonego jelenia, stwierdzała, że życie w nim było piękne, choć wydawać się mogło monotonne. Podczas jednej z nocy, kiedy wszyscy klanowicze już spali nieświadomi zbliżającego się zagrożenia, las wstrzymał oddech. Część lasu, którą zamieszkiwał klan, zaczęła płonąć. Ryk zwierząt, piski jak i w niczym nieprzypominające śpiewu odgłosy ptaków rozchodziły się echem, dochodząc do uszu członków klanu. Wszyscy wybiegli przed swoje namioty, pakując w niewielkie torby swój życiowy dobytek. Nie mieli zbyt wiele czasu, jeśli chcieli uciec wystarczająco daleko, zanim pożar strawi do końca tę część lasu. Musieli uciekać w stronę rzeki Łososi, która była ciężka do przebycia dla jednostki, a co dopiero dla całego klanu, w tym małych dzieci. Wszyscy wyruszyli marszem, z bólem rozdzierającym ich klanowe dusze. Od lat klan czerwonego jelenia nie musiał się przeprowadzać, zostawiać swojego domu. Byli jednymi z nielicznych, którzy kiedy już raz osiedlili się, zostawali tam na stałe. Nikt nie oglądał się za siebie, widok płomieni pożerających ich dom był nie do zniesienia. Klanowicze jeden za drugim, pomagając sobie, pokonywali z trudem rzekę Łososia. Dla Rike ta podroż nie była łatwa, była nawet o wiele trudniejsza niż dla reszty jej nowej rodziny. Mimo że już minęła wiosna oraz lato, odkąd przyjęli ją pod swoje skrzydła, nie wyćwiczyła wszystkich klanowych umiejętności. Podczas przechodzenia przez rzekę Łososia kładka, na której stała Rike, złamała się wpół. Dziewczyna wpadła do rwącej wody, która porwała ją ze sobą, wpychając w swoje głębiny, by jej ofiara nie mogła wezwać pomocy. Wódz, słysząc, że jego adoptowana córka została porwana przez rzekę Łososia, chciał cofnąć się, by ją ratować, wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Klan pokładał w nim nadzieje, musiał najpierw zadbać o nich i dopiero wtedy modlić się, by rzeka pozwoliła jej przeżyć, by mógł wyruszyć, gdy klan będzie już bezpieczny, na jej poszukiwania.
    Woda wcale nie chciała wypuścić ze swych lodowatych objęć Rike. Chciała, by ta została z nią na zawsze. Dziewczyna była nieprzytomna, więc nie opierała się ani nie sprzeciwiała woli rzeki, jednak rwąca woda nie mogła przewidzieć, że znajdzie się ktoś, kto zabierze jej łup, krzyżując tym samym jej plany. Została uratowana przez Borkka i jego kuzyna Jemna. Zanieśli ją do obozowiska Klanu Łososia. Była w ciężkim stanie, ledwo oddychała, a jej dusza zdawała się być poza ciałem. Szaman Łososi próbował sprowadzić duszę imienia Rike z powrotem, jednak otrzymał wiadomość, że to ona sama musi zdecydować. Rike została zagłuszona przez duszę imienia Elodie i póki nie osiągną porozumienia, żadna z nich nie może wrócić. Szaman obawiał się, że zbyt długo trwająca walka dusz może mieć katastrofalne skutki dla ciała, jak i pozostałych dwóch dusz. Dusza Elodie spajała się z duszą Rike, by ocaleć. Było to dla nich jedyne wyjście.




(Koniec części drugiej. Trzeci, ostatni rozdział zostanie opublikowany we wtorek(28.06.2011)

Anna Żylińska  kl. III TH