Rozdział VI
Minęły już 3 tygodnie, od kiedy miejsce miała owa feralna impreza, gdzie wszystko się posypało. Millah starała się żyć własnym życiem najbardziej, jak tylko potrafiła. Jednak widząc wzrok Caleba, którego czasem złapała na spoglądaniu w jej kierunku, niczego nie ułatwiał. Przez reputację nikt postronny wolał do niej nie podchodzić. Wiedzieli, co oznacza przynależność do paczki Mai. Niektórzy aż za dobrze.
- Millah! Wiem, że chodzisz jak struta od ponad dwóch tygodni, więc powiedz mi, o co chodzi dobrowolnie, wiesz, że i tak się dowiem. – zaskoczenie, jakie wymalowało się na jej twarzy było szczere. Nie spodziewała się zobaczyć za swoimi plecami Mai, która miała być na Florydzie przez jeszcze 2 dni.
- Wydaje ci się, Maya. Wszystko w najlepszym porządku... no może poza Crystal. – odpowiedziała przyjaciółce, zerkając poza nią w przeciwnym kierunku. Maya odwróciła się na chwilę, by machnąć ręką na wygląd jak i zachowanie rudowłosej. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła, co było wyczynem. Czyżby Maya się zmieniała? Na lepsze?
- Nie, nie, nie, nieee… nie ma tak łatwo! Może nie znamy się wiele lat, jednak na tyle długo, by mogła cię przejrzeć. Chodzi o Caleba? – wypowiedź Mai prosto z mostu spowodowała, że czarnowłosa niemal nie wypuściła z dłoni książek, które trzymała. W ostatniej chwili udało się jej zapobiec zwróceniu na siebie uwagi.
- Nadal trzymasz się swojej wersji? – wyczuwalny sarkazm w pytaniu brunetki jak i jej prowokujący, pewny siebie wzrok mówił wszystko. Maya wiedziała i cokolwiek Millah teraz powie, nie przekona jej, że jest inaczej.
- Wszystko jest ok. I jeśli pozwolisz… muszę się czymś zająć… - mruknęła poprawiając książki w dłoniach, po czym wyminęła Mayę, by po chwili zniknąć na schodach.
Brunetka uśmiechnęła się tylko pod nosem. Wiedziała, że tu był pies pogrzebany. Wiedziała również, jak Millah i Caleb męczą się, musząc siebie unikać, ponieważ w głębi duszy żadne tego nie chciało. Już jej w tym głowa, by to się zmieniło.
Po lekcjach przy głównym wyjściu ze szkoły czekał na nią Christian ubrany w całości na czarno do tego jego bujna czarna czupryna i hipnotyzujące niebieskie oczy sprawiały, że otaczał go wianuszek panienek gotowych zrobić dla niego wszystko. Gdy dziewczyna tylko go spostrzegła, odwróciła wzrok, przyspieszając. Zupełnie nie mając ochoty na rozmowę z nim.
- Millah! Zaczekaj! – zawołał, przerywając słodkie szczebiotanie dziewczyn i wprowadzając je tym samym w niemałe osłupienie. Wyrwał się z ich kręgu, doganiając czarnowłosą, która, gdy tylko spróbował ją dotknąć, cofnęła się.
- Czego chcesz? Wracaj do nich, w końcu dobrze się tu bawisz, mam rację? - pretensjonalny ton wcale go nie zaskoczył. Od czasu owej imprezy nie odezwała się do niego ani słowem, ani nie odpowiadała na jego maile czy sms-y. Zasłużył to fakt… jednak cały czas starał się jakoś to odpokutować. Chyba z marnym skutkiem.
- Co mam jeszcze zrobić, byś mi wybaczyła? Powiedz, bo mam dosyć tej chorej sytuacji, jaka jest między nami. Proszę. - zwykle radosne, pewne siebie oczy Christiana teraz były przepełnione smutkiem, jednak dla niej to było za mało. Nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek się to zmieni.
- Po prostu zniknij stąd. Zostaw mnie i moje życie w spokoju. – odburknęła, chcąc iść dalej, gdyż z daleka dostrzegła Aleka, który zmierzał w jej kierunku. Nie chciała, by Alek skojarzył Christiana z jej osobą.
- Nie odchodź… - chwycił ją za dłoń jednak niewystarczająco mocno, by nie mogła się błyskawicznie wyrwać. Całej tej sytuacji przyglądali się uczniowie, którzy właśnie wychodzili z budynku szkoły oraz grupka adoratorek niebieskookiego.
- Co się tu dzieje? Narzuca się tobie, Mill? – stanowczy, wojowniczy ton Aleka dał o sobie znać, kiedy ten tylko znalazł się przy nich. Spojrzał na Christiana, mierząc go wzrokiem „tego, który tu rządzi” i uśmiechnął się kpiąco.
- Nic, co byłoby w twoim interesie, blondynku. – odpowiedział mu Christian posyłając równie cwany, uśmiech. Byli niemal równego wzrostu, no może Alek delikatnie górował, jednak to Chris był lepiej wytrenowany.
- Uważaj, co mówisz. Nie jesteś u siebie.
- Czyżby? Lepiej ty uważaj, bo możesz stracić swoje pazurki… lub coś innego.
- Taki jesteś pewien siebie? Jesteś tu sam, my niekoniecznie.
- Hahaha… i to ma mnie przekonać? Zaatakujesz mnie? Czy tylko straszysz, bo w głębi duszy trzęsiesz portkami przed stadem z Nowego Yorku?
- Ja mam się bać? Nie bądź śmieszny. Wyglądasz jak kupa gówna, macie jakiś zlot?
Ta wymiana zdań trwałaby nadal i pewnie zakończyła się o wiele gorzej, gdyby Millah nie wkroczyła do akcji, biorąc Aleka za rękę.
- Czas na nas. – powiedziała cicho posyłając mu znaczące spojrzenie, na co ten przystał, mocniej ściskając dłoń dziewczyny. Gdyby ktoś mógł uwiecznić minę Christiana na ten mały, niewinny gest owej dwójki… Maj niemal dostał furii na ten widok. Nie wierzył w to, co widzi. Kim był ten blondyn trzymający jego Millah za rękę? W dodatku ją obejmuje? Nie zostawi tak tego.
Żadne z nich nie wypowiedziało już ani słowa więcej. Millah odeszła wraz z Alekiem w kierunku jego apartamentu, gdzie czekała na nich Jasmine i Chloe, natomiast Christian pożegnał się z dziewczynami i nie zwracając uwagi na ich zawodzenie i jęki, oddalił się w sobie tylko znanym kierunku.
- Kto to był? Ten Maj? – Aleka mało kiedy zżerała ciekawość, zwykle miewał wszystko podane jak na tacy. Obserwował swoją siostrę, która siedziała po przeciwnej stronie kuchennego blatu barowego, mieszając w jogurcie.
- Nikt, kim trzeba by się przejmować. – mruknęła. Chloe wymieniła znaczące spojrzenia z Jasmine, która pokiwała przecząco głową. Szatynka nie uważałaby to, co insynuowała blondynka było teraz im potrzebne.
- Jasmine? Jak ty nie powiesz, powie to Valentina… więc? – Alek nie dawał za wygraną. Wściekły wzrok czarnowłosej oraz jej mina „Ani mi się waż” wyrażała o wiele więcej niż tylko to. Jasmine wiedziała, dlaczego Mill zależy na tym, by blondyn nic nie wiedział o jej „gościu”
- To Christian Blackwell. Zastępca stada Nowego Yorku. – odpowiedziała Jasmine, posyłając przepraszające spojrzenie.
Łyżeczka, którą Millah trzymała, z hukiem spadła na blat.
- Millah? Gdzie idziesz? Zaczekaj! – Alek próbował zapanować nad siostrą, która nie miała zamiaru go słuchać. Ubrała w pośpiechu buty oraz skórzaną kurtkę, chwyciła swoją torbę, po czym trzasnęła drzwiami, jak najgłośniej się dało.
Jak ona mogła? Powiedziała jej wiele rzeczy w zupełnej tajemnicy, o których Alek miał się nigdy nie dowiedzieć. Zamiast tego Jasmine ją zdradziła. Tak się nie robi przyjaciołom. Była coraz bardziej wściekła, ponieważ autobus, którym miała wracać do domu, spóźniał się już 10 minut. Droga na piechotę wydała się jej o wiele lepszym wyjściem. Po pół godzinie znalazła się w domu, w którym nikogo ponownie nie zastała. Notatka na lustrze mówiła, że wybrali się do centrum handlowego 3 godziny temu… to mogło potrwać. Zjadła lekki spóźniony obiad, po którym udała się do swojego pokoju, gdzie na łóżku zastała szczupłego blondyna o niemal ognistorudych włosach, jego towarzyszka miała identyczne jednak o wiele dłuższe niż on. Wysunęła pazury w geście obrony, nie podobało się jej to, że nieznajomi włamują się do jej pokoju, do jej domu, kiedy tylko chcą i zachowują się tak bezczelnie.
- Wyluzuj Millah… przyszliśmy cię tylko ostrzec. – powiedział rudowłosy, spoglądając jej w oczy. Wyraz jego twarzy był niezwykły, stoicki spokój, w którym było widać, że to on ma tu władzę.
- Ostrzec? Przed czym? – zapytała, wcale nie chowając pazurów. Gdyby nagle zmienili zdanie, wolała pozostać przygotowana.
- Trzymaj się z dala od Caleba Reversa. Tak będzie dla ciebie najlepiej. Możesz wierzyć nam na słowo chyba, że chcesz się przekonać… - wymruczała dziewczyna bawiąca się wcześniej włosami opierająca się o futrynę okna. Jej rozbawiony wzrok był nie do rozszyfrowania dla niej. Tak samo wygląd owej dwójki. Niby ubrani jak nastolatkowie jednak… wyczuwało się w nich coś… nadprzyrodzonego.
- Faye! – wojowniczy ton chłopaka zaskoczył Mill tak, że nie zapytała już o nic więcej, widząc, że dziewczyna zamilkła jak zaczarowana.
- To było by na tyle. Lepiej dla ciebie, byśmy się więcej nie spotkali… Millah Petrov. – wyszeptał stając tak blisko niej, że niemal na nią napierał. Zaraz potem cofnął się i wraz z rudowłosą dziewczyną zniknęli tak, jak się pojawili.
- Dziwne… - mruknęła pod nosem , nie wiedząc, co tu się dzieje. Kim była ta dwójka? Czego chcieli od Caleba? Co miał z nimi wspólnego? Czego chcieli od niej? A przede wszystkim, … co chronili? Co starali się ukryć?
c.d.n.
Anna Żylińska