sobota, 26 września 2015

Karbala

,,Karbala’’ w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza to produkcja, o której w ostatnich dniach mówi się głośno. To pierwsza tak promowana historia po ,,Linczu’’ i dowód na to, że Polska potrafi zrobić nawet dobry film wojenny. Dzieła Łukaszewicza nie można porównywać z ,,Kamieniami na szaniec’’ czy ,,Miastem 44’’- ten obraz jest prawdziwy, oddaje realne emocje, wzrusza i zostaje w pamięci.
Film opowiada o walkach na Bliskim Wschodzie i odbijaniu City Hall przez Polaków i Bułgarów z rąk irackich rebeliantów. Mówi o istotnym przemilczeniu sprawy, niedocenieniu, które towarzyszy Polsce w historii od zawsze. Za wątkiem przewodnim kryją się jednak dosyć oklepane tematy jak honor ponad wszystko czy proces przemieniania się w prawdziwego mężczyznę wskutek trudnych wydarzeń. Należy jednak przyznać Łukaszewiczowi, że zerwał z typowym modelem polskiego żołnierza - idealnego patrioty, dla którego najważniejsze wartości to Bóg, honor i ojczyzna, nieskazitelnego i godnego naśladowania. Reżyser pokazuje polskiego żołnierza jako człowieka, który ma również wady - handluje wódką, opowiada sprośne żarty i potrafi się bawić. Widzimy ludzkie słabości, m.in. w scenie darcia flagi oraz ucieczki sanitariusza Kamila Grada (Antoni Królikowski) z akcji ratowniczej. Warta uwagi jest świetna gra aktorska Bartłomieja Topy (Kapitan Kalicki) i Atheera Adela (Farid). Reżyser Łukaszewicz sam miał wpływ na obsadę. Otóż w ,,Karbali’’ widzimy większość aktorów z ,,Linczu’’. Za to znakomite odgrywanie ról żołnierzy jest w dużej mierze zasługą weteranów, którzy pomagali w realizacji produkcji poprzez przeprowadzanie szkoleń dla aktorów i obecność na planie. Ciekawe jest zmienianie języka z angielskiego na rosyjski podczas rozmowy Bułgara Getowa  z polskim kapitanem. Wielkim plusem jest tu również nie wprowadzenie wątku miłosnego, który większość reżyserów stara się na siłę wcisnąć w fabułę.

Zmęczyło mnie jednak oglądanie ciągłej walki i wybuchów. Czułam się jakbym oglądała grę komputerową. Sytuacje były przewidywalne. Nie mogę jednak nie docenić pracy reżysera, który oddaje hołd tym, którzy naprawdę walczyli na froncie. Łukaszewicz przedstawia polskie kino wojenne w nowym, lepszym świetle.
W poniedziałek reżyser przyjechał do Połczyna, by spotkać się z widzami po seansie w Kinie Goplana. Odpowiadał barwnie i wyczerpująco na pytania widzów. Jak sam mówił o swoim filmie - jest on porównywany do znanego wszystkim ,,Helikoptera w ogniu’’. Inspirację do napisania scenariusza zaś zaczerpnął z książki z reportażami ,,Psy z Karbali’’. Niektóre z nich, jak historia oskarżonego sanitariusza czy oblężenie miasta, zapadły mu w pamięć i na ich podstawie postanowił stworzyć nową historię. Przeniesienie jej na ekran trwało kilka lat.
Film tworzony był z wielkim ryzykiem i po wariacku, gdyż brakowało wsparcia finansowego. Zdarzało się również, że aktorzy rezygnowali, brakowało rekwizytów. Ciężko było znaleźć sponsora, który podjąłby się opłacenia tego przedsięwzięcia. Niedogodności spotkały też ekipę na Bliskim Wschodzie w Jordanii, gdzie kręcono część zdjęć. Miejscowa ludność nie była zachwycona zaistniałą sytuacją. Zwyciężyła determinacja, by nagrać choć część zdjęć pomimo niesprzyjających warunków. Reżyser zdradził, jak wiele scen było oszukiwanych – sam wskazał nam nagłe zmiany fryzur aktorów czy używanie broni, które nie wchodzą w wyposażenie wojska. Szczególnie w pamięć zapadła mi opowieść Łukaszewicza o tym, jak szukali aktorów do roli rebeliantów w scenach kręconych w Polsce. Otóż odwiedził on większość lokali z kebabami w Warszawie i pytał osoby wschodniego pochodzenia, czy chcą zagrać w filmie.

Pomimo trudności ze spięciem budżetu i obaw, że film będzie kolejną bezwartościową strzelanką, reżyser dopiął swego i zrealizował pomysł z 2010 roku. Chciał pokazać zwycięstwo w obronie City Hall, które przez długi czas objęte było tajemnicą. Zrobił to dobrze, o czym świadczy spotkało pozytywny odbiór publiczności. 

Jest to z każdej strony solidna realizacja. Krzysztof Łukaszewicz udowodnił, że przy odrobinie chęci i talentu można zrealizować dobry film na miarę Hollywood, nawet z ograniczonym budżetem i w Polsce.  

Paulina Wiater