czwartek, 7 kwietnia 2011

Centrum Kultury pękało w szwach!

26 marca 2011 r. w połczyńskim Centrum Kultury odbył się gorąco zapowiadany koncert metalowo-rockowych brzmień. W wydarzeniu tym uczestniczyły trzy zespoły muzyczne:

Materia – świetnie zapowiadający się zespół, składający się z 4 młodych chłopaków, grający hardcorową odmianę metalu. O przypisanie ich do gatunku strasznie trudno, bowiem sami nie wiedzą, co odpowiadać, gdy się ich o to pyta. Chłopaki chwytają za serca mocnym uściskiem, nawet osoby nie mające zbyt dużo wspólnego z tak mocną odmianą muzyki. Na myspace mają opublikowane nagrania studyjne rewelacyjnie wykonanych kompozycji, ale to dopiero na koncercie dowiadujemy się, na czym polega i nie boje się tak napisać: wielka MATERIA!
Materia ma tak długą listę sukcesów i wygranych na festiwalach, że nie sposób ich tutaj wypisywać, bo zajęłoby to pół strony. Jednak uważam, że potwierdzeniem tego, może być fakt, iż zespół został wybrany spośród 700 kapel do PÓŁFINAŁÓW ELIMINACJI DO PRZYSTANKU WOODSTOCK razem z innymi 40 zespołami.
Utworów Materii można posłuchać na http://www.myspace.com/themateria

Raymount X – drugi z zespołów, który wystąpił na połczyńskim święcie wszystkich "metalheadów". Jest to Połczyńska kapela składająca się również z czterech muzyków nieco starszej gwardii połczyńskich metalowców, co w niczym im nie ujmuje, bo chłopaki grają niesamowicie. Potężna dawka energii przekazana za pomocą mieszanki hardcore i klasycznego heavy metalu, którą słuchacz natychmiastowo przyswaja i nie zapomina przez dłuższy czas. Do ich osiągnięć można zaliczyć 2 miejsce w zestawieniu listy przebojów Rock nie wyrok na antenie Radia Koszalin, w której za pierwsze miejsce nagrodą jest 15 godzin w studio. Obecnie znajdują się na 4. miejscu, aczkolwiek nie jest za późno, bo głosowanie trwa. Jeśli chcecie zagłosować na chłopaków, wysyłajcie smsy na nr 71601 o treści "RNW.RAYMOUNT X".

Budge – trzeci z zespołów, które wystąpiły 26 marca w Centrum Kultury, a jednocześnie najmłodszy z tej trójki. Zespół składa się z 5 osób. Część składu uczy się w naszym liceum. Budge gra muzykę z wpływami thrash metalu, groove metalu, tradycyjnego heavy metalu, czy też hardcore.

Wszystkie bilety zostały wyprzedane co do jednego. Zespoły wypadły znakomicie i spotkały się z niesamowitym odbiorem publiczności i aktywnym uczestnictwem w koncercie. Materia jako gwóźdź programu wypadła tak jak powinna, czyli nieprawdopodobnie. Mimo długiej setlisty, publiczność jeszcze długo po jej ukończeniu nie wypuszczała Materii ze sceny, czego skutkiem były 4 bisy. Wszyscy byli zachwyceni, tak i zespoły, jak publiczność zgromadzona na sali. Jednak nie ma się czemu dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wszystkie trzy kapele grają swoją ukochaną muzykę z sercem i zaangażowaniem, a w Połczynie-Zdroju nie brakuje ludzi, dla których metal to jeden z najważniejszych życiowych prawd.
Dotychczas na youtube pojawiły się wyłącznie nagrania zespołu Budge, lecz wkrótce zapewne ukażą się także filmy zespołu Materia i Raymount X. Nie wszystkie utwory, ale część chronologicznie poukładanych wykonań:
http://www.youtube.com/watch?v=jL-Zb4wnHXc
http://www.youtube.com/watch?v=iVflKaQgTr4
http://www.youtube.com/watch?v=xvDRnc6AjhI
http://www.youtube.com/watch?v=6qxbfh243wo


Jan Matwijczak Ic




środa, 6 kwietnia 2011

POD LUPĄ…

Adrenalina, emocje, które dostarczają niesamowitych przeżyć. Chyba każdy na ziemi doświadczył tych uczuć. Jednym z nas się to podoba, innym zupełnie nie jest na rękę.

Jeśli chodzi o nietypowe stany u każdego z nas są one wywoływane w różnoraki sposób. Jedni, przejmując się najbliższą klasówką, nie mogą opanować drżenia rąk, lecz są i tacy, którzy muszą spróbować czegoś naprawdę szalonego, aby poczuć się odlotowo(i nie chodzi tu o dopalacze).
Na wielu kanałach sportowych często realizatorzy ukazują nam sporty, których uprawianie grozi nawet utratą życia. Po co ludzie właściwie to robią? Czy pieniądze za to rzeczywiście są aż tak wielkie?
Odpowiedź brzmi: nie. Człowiek już w swojej naturze ma podejmowanie ryzyka. Lubimy odczuwać ten dreszczyk emocji, który czasami z powodzeniem odrywa nas od przyziemnych spraw.
Ostatnio sporą popularność zyskało sobie wiele sportów ekstremalnych. Najbardziej efektownym według mnie jest base jumping (B.A.S.E.). Ludzie uprawiający ten sport twierdzą, że przeżycia, których doświadcza wówczas człowiek są niesamowite.

Sport ten polega na wykonywaniu skoków spadochronowych z różnych obiektów, np. z wysokich budynków lub anten. Niebezpieczeństwo polega na niewielkiej wysokości tych obiektów, a co za tym idzie – na krótkim czasie, w którym skoczek musi otworzyć spadochron. Jak niebezpieczny jest to sport, pokazało już kilku zawodników, których skoki skończyły się połamaniem wielu kości m.in. miednicy.
Jeszcze bardziej niezwykłą forma spędzania wolnego czasu jest latanie bez spadochronu. Brzmi naprawdę niewiarygodnie, a wygląda jeszcze bardziej niesamowicie. Sport ten składa się z dwóch elementów. Najpierw trzeba się wspiąć na jakieś bardzo wysokie miejsce, które wcale nie tak łatwo znaleźć. Najprzyjemniejsza, według osób uprawiających ten sport, jest jednak druga część tej zabawy. Polega ona na rzuceniu się w przepaść, i to dosłownie. Ludzie, którzy to robią, ubrani są w specjalny kombinezon zaopatrzony w elementy na wzór błony pomiędzy tułowiem a ramionami. Stwarzają one opór dla powietrza i unoszą człowieka jak piórko. Najdłuższe loty trwają nawet po kilkanaście minut. Oczywiście odbywane są one w specjalnych miejscach, gdzie panują najdogodniejsze warunki na ziemi.
Każdy z nas na pewno był w cyrku. Z wielkim zaciekawieniem oglądamy występy wielu ambitnych akrobatów, z których największą popularnością cieszą się chyba linoskoczkowie. Ich występy i balansowanie na cieniutkiej linie kilka metrów nad ziemią wymaga od nich nie lada odwagi i wyćwiczenia. Dlatego szczególnie ciekawie przedstawia się historia pewnego francuskiego linoskoczka Philippe`a Petita, którego jednogłośnie możemy okrzyknąć najlepszym linoskoczkiem w historii. Nigdy nie pracował w cyrku. Jego pokazy oglądały całe rzesze ludzi w wielu miejscach świata. Przechodził po linie pomiędzy wieżami katedry Notre Dame i w wielu innych miejscach. Jednak najsłynniejsze przejście wykonał w Nowym Jorku. Wówczas to podjął się naprawdę niewiarygodnego zadania. Rozwiesił wraz ze znajomymi linę pomiędzy nieistniejącymi już dziś bliźniaczymi wieżami Word Trade Center. Po linie tej wykonał kilka przejść, a także położył się na niej. Widok stamtąd był niesamowity. Wszystkie popisy linoskoczka zostały pokazane w filmie „Człowiek na linie”.
Istnienie takich dyscyplin pokazuje nam, jak popularna jest chęć przezywania nowych wrażeń. Myślę także, że ludzie godzący się na takie ryzyko chcą spełniać swoje marzenia i udowadniać światu, ze można takie rzeczy wykonywać. Od początku swego istnienia ludzie marzyli, aby unieść się w przestworza i poczuć się jak ptaki. Dziś za pomocą najnowszych urządzeń staje się to możliwe i bardzo popularne.


Tomasz Buczma

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

FILOLODZY – ŁĄCZMY SIĘ!


Dla maturzystów może jest już za późno – deklaracje maturalne złożone, wymarzone uczelnie i kierunki studiów wybrane. Ale ktoś musi powiedzieć
(hm, no dobrze – napisać) słów kilka na temat studiów neofilologicznych.


Jestem studentką pierwszego roku filologii germańskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.(I z tego miejsca od razu pozwalam sobie na małą prywatę – nie, nie studiuję dziennikarstwa!) Brzmi dumnie! Póki co, nie żałuję mojego wyboru. Było ciężko, były łzy i chęć, by zrezygnować.
Początki są trudne. Na to składa się wiele rzeczy – obce miasto, obcy ludzie, nagła i kompletna samodzielność (niestety, rodziców nie można zabrać ze sobą). Co tu ukrywać – po prostu ogromna rewolucja! Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić, ze wszystkim oswoić. I można zrobić to bez znajomych z liceum czy rodziny. I naprawdę – na studiach mijają czasy, że trzeba mieć same piątki i czwórki. Student z ‘trójczyny’ się cieszy!
Co ciekawego na studiach? Oprócz indeksu i super-odlotowej legitymacji studenckiej?:) JĘZYK! Na pierwszych zajęciach oczywiście przedstawiamy się, żeby poznać grupę i żeby wykładowca mógł nas ‘posłuchać i zobaczyć, na jakim poziomie państwo mówią’. (Tak - forma ‘Pan/Pani’ jest tu na porządku dziennym, w końcu jesteśmy dorośli!;)) A później to już wszystko idzie ‘z kopyta’ – wykłady, ćwiczenia i kolokwia. Wykłady – niektóre bardziej pasjonujące (jak np. historia literatury niemieckiej z Profesorem i cudownym poczuciu humoru) lub też mniej (np. historia i kultura Niemieckiego Obszaru Językowego z Panią Doktor, która wciąż powtarza ‘nicht wahr?’). Ale jak mówiłam – do wszystkiego można się przyzwyczaić Z ćwiczeniami też różnie bywa – najważniejszą częścią ćwiczeń są tzw. PNJ czyli Praktyczna Nauka Języka. Na egzaminach (ustny i pisemny) z tego właśnie przedmiotu swoją filologiczną karierę kończy duża część studentów. Ale myślę, że nie to jest teraz najważniejsze. Bardzo ciekawym przedmiotem (wg mojej oceny) jest Wiedza o Akwizycji i Nauce Języków Obcych. W skrócie – różne metody nauki, wpływ różnych czynników na efektywność przyswajania wiedzy. Dla mnie, jako przyszłego nauczyciela, jest to bardzo ciekawe. Czwórka na semestr była, a to o czymś świadczy!;)
Pierwszy rok studiów jest czasem, kiedy uczy się przedmiotów ogólnych (np. językoznawstwo czy proseminarium kulturoznawcze). Dopiero na drugim roku rozpoczynają się tzw. Przedmioty kierunkowe. Jakie profile kształcenia można wybrać? Otóż:
- profil translatorski (..czyli tłumaczenia)
-profil nauczycielski ( w ramach uprawnień do nauczania również WOS)
-germanista w przestrzeni publicznej ( biznes, kultura, mass media – głównie tłumaczenia i praca z tekstem)
- profil interkulturowy (polityka, sztuka i kultura Niemiec, historia, stosunki Polsko-Niemieckie)
A jeszcze słów kilka o wykładowcach – tych tytułuje się zgodnie z ich stopniem naukowym. Żadne tam ‘Psze Pani’ tylko „Pani magister/doktor/profesor”. Mam to szczęście i trafiam na ciekawych i miłych ludzi. Takich, którzy sami dobrze pamiętają, jak to jest być studentem, co sprawia, że są bardziej ‘dostępni’ i tacy…ludzcy, po prostu.
Żeby nie było tak kolorowo – powiedzmy o ciemnej stronie tych studiów. Otóż mam złą wiadomość dla dziewcząt – wszystkie (!) filologie są bardzo, ale to bardzo sfeminizowane. Przykład? Na moim roku (obecnie 80 - 90 osób) jest ok. 10 chłopaków. Wystarczy? Ale dla pocieszenia dodam, że w pobliżu siedziby Wydziału Neofilologii znajduje się Uniwersytet Ekonomiczny, więc problem traci na znaczeniu ;) Studia filologiczne są bardzo ciekawe, o ile ktoś jest cierpliwy i systematyczny. Bez tego nie ma żadnych osiągnięć.
Lektury - piękny stosik powieści i wierszy, który trzeba zdać pod koniec każdego semestru. Można zdać kanon nie czytając ani jednej lektury, ale nie radzę. Za duży stres;)
Zapomniałam o największych przyjaciółkach studentów – Panie z dziekanatu/sekretariatu i USOS. Ale o tym przekonacie się sami!
Polecam germanistykę? Nie polecam? To zależy od Waszych zainteresowań i planów na przyszłość. Ale jeśli ktoś o tym marzy, to zdecydowanie TAK!

Absolwentka
Natalia Jakubczak

P.S. Pragnę wyrazić swoje ogromne zadowolenie z faktu, że ‘Stachu’ jest w formie elektronicznej! O profilu na Facebooku nie wspomnę. Chociaż z łezką w oku wspominam ten czas, kiedy razem z Panią Katarzyną Połońską, Wojtkiem Pilarzem, Wojtkiem Wiąckiem, Asią Nacfalską i Hubertem Oździńskim popołudniami drukowaliśmy gazetkę. Ehh…to były czasy!

środa, 30 marca 2011

Coś na ząb dla serialożerców…

Przepis na życie“ jest nowym serialem TVN-u, opowiadającym o losach Anny Zawadzkiej


(Magdalena Kumorek).  Wiedzie ona z pozoru spokojne, poukładane życie. Z pozoru, ponieważ ukochany mąż, Andrzej (komiczna rola Piotra Adamczyka) w szesnastą rocznicę ślubu, oświadcza jej, że ... odchodzi do innej!
Na domiar złego w tym samym dniu zostaje zwolniona z pracy.  W tych trudnych chwilach wspierają ją jej nastoletnia córka Mania (Aleksandra Radwańska), przyjaciółka Pola (Edyta Olszówka) i mama Irena (Dorota Kolak).  To dzięki nim Anna się zacznie na nowo układać swoje życie. Zacznie pracować w restauracji i odkryje swój talent do gotowania, nową miłość…

Bohaterka tego serialu udowadnia nam, że nigdy nie jest za późno, żeby zmienić coś w naszym życiu. Nie należy się poddawać, trzeba zawsze wierzyć w siebie. Ten barwny smakowity serial jest idealnym zabijaczem czasu, zwłaszcza dla pań w niedzielne wieczory.

Patrycja Nowacka Ic

poniedziałek, 28 marca 2011

Hey, techno, leave us alone!

Nikt nie lubi stale być skazanym na jedno. Jako ludzie posiadamy wolną wolę – coś co nierzadko prowadzi wielu do zguby, ale też podpowiada, że może być inaczej, pozwala być „za” lub „przeciw”, dokonywać wyborów, każe szukać nowych dróg, doświadczeń i alternatyw. A gdy dzieje się tak, że musimy tolerować coś, co nas w pełni nie zadowala, rodzi się chęć zmian. Zaczynamy narzekać, a z czasem narzekanie staje się coraz głośniejsze...


...głośniejsze nawet, niż muzyka naszego szkolnego radia. Dlatego właśnie powstał ten artykuł. Reprezentuje on poglądy tych, którzy są „przeciw”. Mianowicie przeciw atakującemu nas na przerwach hałasowi dobywającemu się z zainstalowanych na korytarzu głośników. Otóż okazało się, że prócz wielu zwolenników ma on również nielichy obóz przeciwników. Nie od dziś wiemy, że żadnym sposobem nie da się zadowolić wszystkich jednocześnie, wiemy, że jak by nie postępować, zawsze istniał będzie ktoś, kto ma swoje odmienne zdanie, , zawsze ktoś powie: „mi to nie pasuje, zmieńcie to”. Można takowych osobników zignorować lub dostosować się do ich wymagań, ale wówczas znów ktoś postawi veto i koło się zamknie. Dlatego to jedno z gorszych rozwiązań. Innym, być może bardziej skutecznym, byłaby próba częściowego dostosowania się do wymagań każdego, lecz to z kolei mogłoby doprowadzić do chaosu. Jako że po dziś dzień korzystamy ze wspaniałego greckiego wynalazku zwanego demokracją, pragnę na początek wyjść z propozycją przeprowadzenia ankiety. Na jej podstawie będziemy mogli pozytywnie dla każdego rozwiązać problem, uznajmy, „muzyki” - monotonnej, często wielu irytującej i przeszkadzającej w np. powtórzeniu materiału (lub odrobieniu pracy domowej). Słuchanie techno i jemu podobnych brzmień, a w skrajnych przypadkach bywało, że nawet i disco polo, nie zawsze, a na pewno nie dla każdego, szczególnie w tak dużej dawce decybeli, jest najlepszym sposobem na odstresowanie się po lekcji lub przed kolejną. A gdy obecnością zaszczyca nas wystawiany czasem duży czarny głośnik, sporym wyzwaniem staje się nie tylko usłyszenie rozmówcy, ale i nawet własnych myśli...
W ankiecie zapytamy, jak zrobić, by radio funkcjonowało, lecz było przyjemnym dla każdego. Poczynając od wąskiej grupy społecznej tak zwanych każualów, poprzez miłośników stylowego dyskotekowego „umpa-umpa”, po skrajnych hardkorów. Kilka pomysłów już mamy, na przykład podział dyżurów, wspólne ustalanie playlist czy dni poświęcane poszczególnym gatunkom muzyki. Ale prosimy, cobyście również Wy, czytelnicy czcigodni, obmyślili jakieś rozwiązania i przedstawili je na przykład w komentarzach artykułu. Jednak od razu muszę uprzedzić, że bardziej hardkorowe plany typu taktyczny sabotaż poprzez potraktowanie głośników cegłówką, kabli sekatorem, siedziby radia napalmem czy pomysły typu „niech każdy se empetrójkę kupi” nie wchodzą w grę...

Czekamy...
W imieniu Samorządu Uczniowskiego
Radosław Iwanek

środa, 23 marca 2011

Nawet, jeśli książki znikną, to nic...

...bo zniknie tylko ich fizyczna część: tysiące zadrukowanych stron. Lecz literatura przetrwa na pewno. Najwyżej zmieni tylko postać.

Od wieków wszystko się rozwija. Ulega ewolucji, by dostosować się do otaczających warunków. I książki ewoluują. Mimo iż elektronika mogłaby być dla nich potencjalnym zagrożeniem, stała się sprzymierzeńcem. Być może niedługo biblioteki staną się halami pełnymi bezużytecznych papierowych antyków, bo chcąc poczytać wystarczy wejść  tylko na odpowiednią stronę internetową, lub zajrzeć na dysk twardy swojego komputera, bowiem popularność i dostępność książek elektronicznych, dla ułatwienia zwanych e-bookami wzrasta. Coraz szybciej. A skoro mamy w coraz większym stopniu się nimi posługiwać, to...
            ...najpierw trochę historii. Pomysł stworzenia elektronicznej biblioteki młodym już nie jest. Narodził się już w 1971 roku, a jego twórcą był Michael Hart. W hołdzie XV-wiecznemu drukarzowi nazwał swoją koncepcję Projektem Gutenberg inspirują dwa pomniejsze: w 1992 roku Projekt Runeberg, a następnie Projekt ben Jehuda. Inicjatywa ich wszystkich polega na umieszczaniu w Internecie, zgodnie z prawem autorskim elektronicznych wersji książek istniejących w "postaci tradycyjnej". Jak mówią statystyki, na końcu 2010 roku w wirtualnej bibliotece tylko dzięki Projektowi Gutenberg dostępnych było ponad 33 tysiące egzemplarzy.
            A w Polsce? Grudzień 2002 roku to czas, kiedy rozpoczęła działanie Polska Biblioteka Internetowa. W chwili otwarcia znalazło się tam 130 książek, zaś w roku 2010 ich ilość wzrosła do 32 tysięcy. Celem PBI jest gromadzenie i udostępnianie różnych publikacji w języku polskim. Tu także przestrzegane są prawa autorskie, w związku z czym dostęp do części publikacji jest odpłatny. Zasoby wszystkich projektów zostają zdigitalizowane i do skonwertowane do formatów obsługiwanych przez odpowiednie urządzenia elektroniczne.
            Odpowiednimi urządzeniami elektronicznymi są m. in. komputer, telefon komórkowy, mp5, czy specjalnie do tego celu przystosowany czytnik książek elektronicznych. Te ostatnie to urządzenia umożliwiające otwieranie najpopularniejszych formatów dokumentów. Wyświetlacze, czyli ich najważniejsza część często wykonywane są z tzw. e-papieru, czyli w technologii, która dąży ku zastąpieniu zwykłego papieru. W Polsce pierwszy posiadający tą technologię czytnik e-booków - Kindle, dostępny jest od września i przywędrował do nas zza oceanu. A tuż po nim jego poważny e-papierowy konkurent: Barnes & Noble Nook. Poza tymi nowościami nietrudno na naszym rynku znaleźć również inne tego typu gadżety. I tańsze.

            Czy każdego stać na to, by odwiedzać bibliotekę, nie ruszając się z kanapy? Myślę, że przy odrobinie oszczędności tak. Koszt dwóch powyższych nowości to kolejno: 279 i 259 dolarów, czyli według obecnego kursu zielonej waluty to ok 745 i 800 złotych. Dużo. Lecz zawsze nowe  równa się drogie. Na szczęście sporo tańszych rozwiązań, np. wśród czytników z ekranami LCD. Między innymi popularny FreeBook za ok 349 złotych. Załóżmy, że już wyskrobaliśmy tych kilka stówek i zaopatrzyliśmy się w czytnik, warto więc...
            ...kupić sobie książkę. Niestety znów pojawia się słowo kupić. Jednak to już nie powinno boleć. Inwestycja w nową lekturkę na Kindla to wydatek 10 dolarów (ok. 28 złociszy). Choć nie jest to górna granica, często bywa taniej. Istnieje także możliwość wypożyczenia książki innym, zatem i od innych użytkowników na okres dwóch tygodni. Na ten okres na naszym ibuku książka zostaje zablokowana. Nowe pozycje możemy nabyć, łącząc się poprzez czytnik z odpowiednią witryną i uiszczając żądaną kwotę. Nasze ustrojstwo ze światem łączy się poprzez GSM lub Wi-Fi, po czym (bez dodatkowych kosztów) pobiera książkę i zapisuje we wbudowanej pamięci. A jeśli o pamięci mowa, to warto rzec...
            ...słów kilka o danych technicznych. I tu znów wiele zależy od ceny urządzenia. Ze względu na nią dostajemy wyświetlacz w granicach przekątnej ok 5-8 cali, o rozdzielczości np. we FreeBooku 800x480 pikseli, LCD lub z e-papieru, dotykowy, lub nie (wówczas w zestawie kilkanaście przycisków), wbudowaną pamięć flash, zazwyczaj 1 do 4-6 GB (można ją często rozszerzyć kartą pamięci), akumulator, czasem radio FM czy dyktafon. Całość ubrana w lepszej lub gorszej jakości obudowę.
            Najnowsze statystyki wróżą e-bookom świetlaną przyszłość. W największej księgarni internetowej Amazon sprzedaż  książek w wersji elektronicznej w ostatnim kwartale ubiegłego roku  była znacznie wyższa niż zwykłych woluminów. E-booki sprzedają się dwa razy lepiej niż edycje w twardej oprawie i o 15% lepiej niż te w miękkiej. I nie decydują o tym koszta, gdyż w zestawieniu pod uwagę brane są wyłącznie tytuły, które mają edycję elektroniczną wydane zostały po 1923 roku, zatem nie są darmowe. Np. sprzedaż najnowszej książki Dana Browna (tego od Kodu da Vinci)  w wersji wirtualnej zostawiła daleko w tyle sprzedaż wersji papierowej.
            Zatem książki nie znikają, lecz ewoluują. A literatura będzie żyła, dopóki żyli będą czytelnicy.

Radosław Iwanek Ic

niedziela, 20 marca 2011

Walentynki i Dzień Kobiet w naszej szkole.

11 lutego, tuż przed feriami, szkolne korytarze wypełniał kolor miłości – czerwień. Każdy uczeń naszej szkoły tego szczególnego dnia został zobowiązany do włożenia na siebie ubrania właśnie w tym kolorze.

Niektóre osoby postawiły tylko na mało widoczny czerwony element stroju, natomiast większość przybrała czerwień od stóp do głów. Każdy, kto miał na sobie coś czerwonego, został tego dnia zwolniony z odpowiedzi ustnych, a także niezapowiedzianych prac pisemnych, co niewątpliwie stało się zachętą dla wszystkich tych, którzy niechętnie podchodzili do tego pomysłu.


Sam koncept zrodził się na jednym z zebrań Samorządu Uczniowskiego, na którym wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że będzie to na pewno bardzo oryginalny sposób na uczczenie Walentynek. Właśnie Dzień Zakochanych był powodem, dla którego postanowiliśmy zorganizować taką akcję. Jak się okazało, całe przedsięwzięcie zostało bardzo pozytywnie odebrane przez społeczność uczniowską. Tego dnia w szkole panowała wyjątkowo radosna i ,co oczywiste, przepełniona miłością atmosfera.
Pod koniec przyjemnego dnia odbył się konkurs na najlepiej prezentującą się w czerwieni klasę. Bezkonkurencyjni okazali się maturzyści z klasy III c, którzy oprócz satysfakcji ze zwycięstwa w ramach nagrody otrzymali pyszny tort.


To nie było jedyne wydarzenie, które miało miejsce w naszej szkole w przeciągu ostatnich kilku tygodni. We wtorek 8 marca, Samorząd Uczniowski z pomocą pani Joanny Tokarskiej i pani Kingi Dolatowskiej, zorganizował uroczyste celebrowanie Dnia Kobiet. Tego dnia każdy powinien się stawić do szkoły elegancko ubrany, co standardowo równało się ze zwolnieniem z jakichkolwiek stresujących sytuacji związanych z odpowiedziami ustnymi i nieprzyjemnymi kartkówkami. Uczniowie naszej szkoły wolą jednak ubrania w kolorze czerwonym, elegancja nie kojarzy im się najwidoczniej zbyt dobrze. W związku z tym, część klas, głownie trzecich, wyłamała się i postanowiła się zbuntować. Maturzyści zamiast na krawaty i buty na obcasie, zdecydowali się na dresy i kapcie. Trzecioklasistom wybaczamy, w końcu stres związany z egzaminem dojrzałości trzeba jakoś rozładować. Honoru broniły młodsze klasy, które w przeważającej części ubrane były w dobrym guście.
Najważniejsze tego dnia nie były jednak ubrania a kobiety. To właśnie dla wszystkich pań na długiej przerwie zorganizowane zostało krótkie przedstawienie, w którym uczniowie z grupy teatralnej starali się wywołać recytacją i tańcami uśmiech na twarzy wszystkich niewiast. Występ uświetniły wokalne popisy Anity z II c.


Samorząd Uczniowski przygotował również niespodziankę, którą okazały się być piękne życzenia a także cukierki rozdane w klasach tuż po przedstawieniu. Nie zapomnieliśmy w tym szczególnym dniu także o paniach nauczycielkach i paniach pracujących w naszej szkole, którym zamiast standardowego goździka został podarowany piękny tort.








Natalia Fijoł I c

Wiosna,Wiosna w koło...

Przypominamy, że jutro żegnamy raz na zawsze tegoroczną zimę :)
http://www.youtube.com/watch?v=kE0pwJ5PMD

Redakcja ''Stacha w Podziemiach''

sobota, 19 marca 2011

Przybyliśmy, zaśpiewaliśmy, zwyciężylismy!



Położony na Wzgórzu Zamkowym w sąsiedztwie Odry, Placu Żołnierza Polskiego, Muzeum Narodowego, żurawi… Zamek Książąt Pomorskich co roku wita uczestników organizowanego od wielu lat ''Wojewódzkiego Przeglądu Chórów i Zespołów Kameralnych" w Szczecinie. Warto przypomnieć, że ów Zamek jest siedzibą Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego i Opery na Zamku.

Konkurs odbył się 5 lutego tego roku w Sali Koncertowej, rozpoczął się o godz. 12:00.
Jako pierwszy zaprezentował się Chór Kameralny Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie  pod dyrekcją dr hab. Iwony Wiśniewskiej-Salamon. Kolejno prezentowały się zespoły:
-Zespół Kameralny CANTABILE z Gryfickiego Domu Kultury, instruktor: Pani Izabela    Kuzia
-Zespół Instrumentalno -Wokalny JULIN z Urzędu Miasta i Gminy Wolin, dyrygent: Pan  Józef Romanowski
-Chór Mieszany AMBER SINGERS - Stowarzyszenie Śpiewacze ,,Amber Singers" pod dyrekcja Pana Jana Kondarewicza.
Jako ostatni w Sali Bogusława X wystąpił Kameralny Chór Mieszany Cantus pod batutą Pana Bolesława Kurka.
Wyjątkowo pięknie zabrzmiał utwór Romualda Twardowskiego do słów Pieśni XXV Jana Kochanowskiego, dało się odczuć symbiozę pomiędzy renesansowym charakterem pomieszczenia, a utworem pochodzącym z tamtej epoki.
Drugim utworem wykonanym przez połczyński chór była kompozycja Eltona Johna ,, Can you feel the love tonight?'' Ten utwór, co było niewątpliwie atutem przy ocenie jury, uwypuklił wysoką umiejętność współpracy chóru z solistami i instrumentalistami. W składzie solistek wystąpiły: Pani Paulina Halec (sopran), Pani Joanna Kędzior(sopran dramatyczny), oraz instrumentalistki Pani Olga Kurek(fortepian, koncertmistrz), Pani Beata Wyszyńska (melodyka).
Trzeci, ostatni utwór był przedstawieniem gatunku gospel szczególnie obecny w Stanach Zjednoczonych Ameryki - „Ride the Chariot”. Całe wykonanie stało na wysokim poziomie, dla mnie szczególnie pięknie wybrzmiała ostatnia fermata zarówno w wykonaniu solistek jak i chóru, kilka sekund muzyki która znalazła uznanie i myślę, że wymazała wszelkie znaki zapytania jury odnośnie wydania werdyktu.
Kameralny Chór Mieszany CANTUS zdobył specjalny tytuł laureata, Grand Prix przeglądu, oraz zaproszenie na ''Czwartkowe Wieczory Chóralne'' odbywające się na Zamku Książąt Pomorskich. Sukces ten jest świadectwem ciężkiej i efektywnej pracy dyrygenta i chóru.
Tytułami laureata mogą poszczycić się także: Chór Kameralny Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego ze Szczecina i Chór Mieszany AMBER SINGERS z Rewala. Wyróżnienia zostały przyznane Zespołowi Kameralnemu CANTABILE z Gryfic, Zespołowi Instrumentalno-Wokalnemu JULIN z Wolina.
Przewodniczący jury prof. Dariusz Dyczewski ogłaszając wyniki konkursu podkreślił fakt, że w tegorocznej edycji przeglądu jego poziom był szczególnie wysoki, co nam - chórzystom pozwala jeszcze bardziej docenić prestiż zwycięstwa w tym konkursie.

Filip Świątkowski I c