wtorek, 20 września 2011

Moja muzyka


    Cóż, od pewnego czasu szczególnie my, młodzież możemy przebierać w niezliczonych ofertach muzycznych festiwali. Czym są festiwale muzyczne? Czym są dla mnie? A gdyby tak zestawić dwa słowa: „festiwal” i „muzyka”, czyli „Festiwal muzyki”.
    Chyba jeszcze do tej pory żaden festiwal nie został ochrzczony taką nazwą, więc mam nadzieję, że nie ukradłem nikomu praw autorskich... Zdaję sobie sprawę, że tak jak Kolumb dla geografii, ekonomii, gospodarki odkrył Amerykę, tak ja tym stwierdzeniem nie uczynię tego dla kultury, ale uważam, że to wyrażenie oddaje w pełni założenia każdego muzycznego festiwalu. Ponieważ festiwal, niezależnie, czy jest muzyczny, filmowy, teatralny, rycerski, to impreza, która ma coś uczcić, kultywować pewną wartość, tradycję, nurt, poglądy.
Więc każdy muzyczny festiwal w gruncie rzeczy chwali, wywyższa, docenia muzykę, jej siłę przebicia, precyzję, doskonałość, wielokulturowość, wieloznaczność, to jak pięknie pewne rzeczy potrafi czynić, łączyć, jednać, poznawać, zrozumieć, czasem też dzielić.
    Muzyka jest naszym językiem, tym, przez co się wyrażamy. Byliście kiedyś na Międzynarodowym Festiwalu muzyki organowej w Oliwie? Jeśli będziecie mieć kiedyś okazję, naprawdę warto. Nieważne, czego słuchacie, nawet poważni muzycy rockowi swoją przygodę z komponowaniem zaczynają od studiowania... Bacha(!). Bo to jest podstawa do poznawania innych nurtów. Wszak nie bez kozery Zbigniew Wodecki napisał utwór „Zacznij od Bacha” :). Nie trzeba się skupiać się tylko i wyłącznie na słuchaniu dźwięków, ale na zauważeniu i zrozumieniu tego, co człowiek chce nam opowiedzieć, jaką historię nam przekazuje, przeżycie, myśl, emocje, doświadczenie, interpretację... chyba dopiero wtedy muzyka w naszym odbiorze staje się pełna. Świetną okazją do wyćwiczenia tego są festiwale, czyli nie tylko słuchanie muzyki, ale także rozmyślanie, pobudzanie wyobraźni, malowanie dźwięków w formie obrazu w naszych umysłach, późniejsze rozmowy, wymiany poglądów, obecne na każdym festiwalu i Wam pewnie bardzo znane.
    Kreśląc zdanie kończące mój skromny artykuł myślę, że warto jeździć na festiwale, koncerty, przeglądy, poznawać ich różnorakość, charaktery, uczyć się rozumieć wraz z innymi muzyki...

Filip Świątkowski

sobota, 17 września 2011

Pamiętając o przeszłości...

...z okazji 72 rocznicy inwazji ZSRR na Polskę. Zapraszamy do oglądnięcia krótkiego filmu pt: " Koniec tamtej Polski.17.09.1939 "

 http://www.youtube.com/watch?v=BN2yMwi9l2U&feature=related


Redakcja "Stacha w Podziemiach"  


czwartek, 15 września 2011

Czasem trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…

... pokonanym czy niepokonanym, nie ma znaczenia. Wydaje mi się, że w życiu każdego człowieka pojawia się kiedyś taka chwila, gdy to co robił do tej pory, przestaje wystarczać i czuje, że przyszedł czas na coś nowego.

Coś takiego spotkało teraz mnie. To jest tego rodzaju zakręt, w obliczu którego musisz się już określić i nie ma zmiłuj. Te kilkanaście artykułów, które napisałam do tej gazetki, było niezbędnych do rozwoju mojego charakteru, osobowości i pozbycia się lęku wypowiadania swoich dość kontrowersyjnych poglądów. Niewątpliwie praca, którą włożyłam w te teksty, zwróci mi się kiedyś z procentem, jednak nastąpił ten czas, w którym wycofuje się z dalszego publikowania moich tekstów. Odchodzę, ale jasną stroną tej decyzji jest to, że zostawiam wolne miejsce dla kogoś innego i z całego serca polecam tę formę realizowania się, która przynosi wiele satysfakcji.

Na pewno co niektórych ucieszy:) być może niektórych zasmuci (co byłoby dla mnie ogromnym powodem do dumy) ta wiadomość, mam tylko nadzieję, że przysporzyłam Wam wiele okazji do ciekawej dyskusji, bo tylko na tym mi tak naprawdę zależało, aby nikt nie był obojętny na otaczający go świat.

W podziękowaniu Pani prof. Połońskiej za opiekę oraz koleżankom i kolegom z redakcji z życzeniami dalszego rozwoju na jak możliwie największą skalę...

Maja Gorochowik

niedziela, 11 września 2011

Po raz kolejny…


    …udowodnione zostało, że wrzesień nie jest dobrym miesiącem na walkę z naszym zachodnim sąsiadem, Niemcami zwanym. We wtorek, szóstego września do takiej walki doszło. Podczas meczu otwierającego wybudowany specjalnie na Euro 2012 PGE Arena w Gdańsku. Przed oczami około czterdziestu tysięcy widzów na trybunach i milionów przed telewizorami miejsce miało wydarzenie, które, no właśnie, nawet dla mnie było wydarzeniem godnym uwagi. Nie jestem kibicem. Niespecjalnie interesuję się sportem, a piłką nożną niemal wcale. Jednak we wtorek, pięćdziesiąt minut po dwudziestej usiadłem przed telewizorem. Chciałem zobaczyć ten mecz przede wszystkim jako widowisko. I ze względu na statystykę…
  
    …rzec można zatrważającą. Właśnie zaczynało się nasze siedemnaste spotkanie z reprezentacją Niemiec. Jak dotąd dwanaście przegranych, cztery remisy, dwadzieścia dziewięć bramek straconych, zdobytych siedem. Ostatnia trzydzieści jeden lat temu – przez Zbigniewa Bońka.

    Jest szansa. Jest nadzieja. Wybrzmiał Hymn. Możemy siadać. Oni mogą grać. Pierwsze minuty nie wyglądały obiecująco. Zbyt nerwowo. Bez namysłu. Było kilka bardzo niebezpiecznych sytuacji, na szczęście Wojtek Szczęsny udowodnił, że miejsce między słupkami to jego królestwo.

Z każdą minutą było coraz lepiej. Stworzyliśmy cztery wspaniałe sytuacje, niestety zmarnowane. Trzy razy Sławek Peszko stanął oko w oko z Timem Wiesse, jednak niemiecki golkiper był górą. Tak do pięćdziesiątej czwartej minuty, gdy Lewandowski wykorzystał przywilej korzyści, wbił między trzech niemieckich obrońców i posłał piłkę do pustej już bramki. Tu spełniła się pierwsza część naszych piłkarskich marzeń. Pierwszy gol od 1980. Cieszyliśmy się naszym małym zwycięstwem tylko albo aż trzynaście minut. Dopóki Głowacki nie faulował w polu karnym – za to dokonanie Arkadiusz obejrzał pierwszy żółty kartonik. Jedenastkę idealnie wykorzystał Toni Kroos. Od tej chwili do dziewięćdziesiątej minuty na murawie rządziła trzecia drużyna świata. Wtedy w niemieckim polu karnym faulowany padł Paweł Brożek. Wykonanie jedenastki przez Jakuba Błaszczykowskiego dało nam pewność, że oto sen się spełnił. Jeszcze tylko muszą upłynąć trzy minuty doliczone przez włoskiego arbitra…
 

Jednak trzy minuty później skrzydłem pędzi Muller, tuż przed nim Wawrzyniak wpada w poślizg, pomocnik Bayernu go mija, podaje futbolówkę obok Szczęnego do Cacau, który bez przeszkód wpycha ją do naszej bezbronnej już bramki. Rozbrzmiewa ostatni gwizdek.
    Choć graliśmy naprawdę wyśmienicie, mecz był spektakularnym widowiskiem, wywołał ogromne emocje, padła w końcu historyczna dla nas bramka, potem kolejna, to jednak jeszcze nie dzisiaj…

Wojciech Szczęsny o meczu:
W szatni czuliśmy się, jakbyśmy przegrali Mistrzostwo Europy. Jestem w miarę zadowolony ze swojej gry. Kilka razy mogłem obronić lepiej, kilka razy zachowałem się całkiem fajnie. Jednak niedosyt pozostał. Byliśmy kilka sekund od tworzenia historii. A tak, za kilka tygodni wszyscy o tym zapomną. Zremisowaliśmy dzisiaj z trzecim zespołem świata, ale traktujemy to jako przegraną. Może nie zasłużyliśmy na wygraną, ale było blisko. Z jednej strony do przerwy mogło być 0:3, jak i 3:0. Jeśli poprawimy pewne mankamenty, będziemy w stanie rywalizować z takimi zespołami jak Niemcy.

- Po prostu się poślizgnąłem, nie wiem jak to się stało. Gdyby nie to, zablokowałbym Mullera sędzia skończyłby mecz - powiedział po meczu Wawrzyniak.

Radosław Iwanek


czwartek, 1 września 2011

I IX

Drodzy Czytelnicy!

     Rozpoczynając nowy rok pracy redakcji, chcielibyśmy Wam podziękować za zaufanie do naszych regularnie zapisywanych e-atramentem stron.
Zdążyliśmy już zauważyć, że publiczność "Stacha" składa się nie tylko z koleżanek i kolegów ze szkolnych ławek i korytarzy, ale mamy także zaszczyt gościć użytkowników z różnych stron Polski, a nawet świata.
    Dzień I września jest dniem niewątpliwie szczególnym.
Dla nas, uczniów ta data, która bezpowrotnie kończy na 10 długich miesięcy czas odpoczynku, wolności od szkolnych obowiązków, podróży, jest także swego rodzaju paszportem do intensywnej nauki, zdobywania nowych doświadczeń, poszerzania horyzontów.
72 lata temu ta data okazała się tragiczna w skutkach dla naszego społeczeństwa...Ważne jest, abyśmy o tej rocznicy pamiętali w dniu powszechnego narzekania na szkołę. Bo do niej z szacunkiem odnosili się Ci, którzy w nie tak odległym czasie ginęli za swój kraj, kulturę, rodzinę.
    Szacunek do ojczyzny jest podstawą naszej tożsamości narodowej, warto w tym miejscu przywołać słowa znanego polskiego aktora Wojciecha Pszoniaka.
"Rodzice wychowywali mnie w przekonaniu, że Polska jest najlepszym i najpiękniejszym krajem. Dzięki podróżom po świecie zrozumiałem, że to nie do końca prawda, że są kraje piękniejsze i zasobniejsze. Ale miłość do ojczyzny jest jak miłość do matki. Kochać ją trzeba i szanować za to, że jest. Im bardziej biedna i umęczona, tym większej wymaga miłości."

      Odchodząc od tej historycznej dygresji, życzymy wszystkim uczniom i pracownikom Szkoły wracającym do obowiązków udanego roku pracy! Nauka to też praca:-)


Redakcja "Stacha w Podziemiach" 

środa, 31 sierpnia 2011

Witajcie! :)

  Już za kilkanaście godzin opublikujemy dla Was pierwszy artykuł, tymczasem prezentujemy nową ankietę. "Z czym kojarzy Ci się data I IX ? " . Możecie wybrać kilka odpowiedzi jednocześnie. Zachęcamy do głosowania!!!

Rozpoczęcie roku szkolnego jutro o godzinie 09:00 na szkolnym dziedzińcu.


Redakcja  "Stacha w Podziemiach"

środa, 29 czerwca 2011

Nad rzeczką, opodal krzaczka...


Nad rzeczką, opodal krzaczka...”
to nie ta bajka Brzechwo
ambitniej zacząć trzeba.

„Kto się o mądrość ubiega...”
nie. To jednak sam już, u
Komeńskiego doczytaj.

I jak? Lepiej?
Dla ciebie,
czy dla mnie?

Dla tego miejsca może?
Jemu jeszcze czego trzeba?

Nie tylko to fraszka,
co ważnego raczej.
 Tak bym powiedział.

Tak cicho tu i miło,
że prawie jak pod Lipą.
Prawda? Czarnoleski mistrzu?

Tu już tylko brak kwiatów,
i księżyca jest tu brak.
Bo wolność przecież już mamy.

Jesteś pewny?
Tak mnie, jak
tobie, to

Starczy do pełni szczęścia?
Tak! Oscar Dublińczyk dixit!

Najlepsza kryjówka,
nie tylko dla książki,
wierz mi Aldissie.

W instytucji, świadectwie rozwoju kultury.
Czy tak? Poeto wadowicki? - w Bibliotece.


Jakub Perkowski II c

wtorek, 28 czerwca 2011


Elodie’s World

Część trzecia
*** 

    W wiktoriańskiej Anglii w północnej części Londynu syreny straży pożarnej budziły wszystkich mieszkańców, zmierzając w jednym kierunku, do posiadłości ojca Elodie. Dom płonął niczym latarnia morska.
Ku zdziwieniu wszystkich nikt z domowników nie czekał na pomoc, jedynie sąsiedzi wyglądali przez okiennice oraz, uchylając drzwi, wychodzili na werandy zaciekawieni. Strażacy próbowali gasić pożar, który zaczynał rozpościerać się na inne posiadłości położone blisko posiadłości Levixe’ów. Na jakikolwiek ratunek było już za późno. Pożar zajął cały budynek. Po ugaszeniu pożaru z niegdyś pięknie zachowanego budynku zostały same zgliszcza. Ciała Elodie, jej ojca Anthoniego, przyrodniej siostry Lilith oraz macochy Cynthii pochowano na miejscowym cmentarzu w rodzinnej krypcie. Przyczyny pożaru nigdy nie wyjaśniono, uznano, że jego zarzewiem musiała być niezgaszona świeca.
***
    Dusza imienia Rike i dusza imienia Elodie złączyły się, dochodząc do porozumienia. Powróciły do ciała, ratując je przed śmiercią oraz szaleństwem. Elodie przestała istnieć, Rike zawdzięczała jej życie. Gdyby nie przybycie Elle, kto wie, czy Thori natknąłby się na nią, czy już tylko na jej puste ciało. Nemme po dwóch tygodniach poszukiwań odnalazł Rike, dziękując klanowi Łososia za opiekę. Nemme przekazał dobre wieści swojej adoptowanej córce, klan był bezpieczny i tym razem żaden pożar już im nie groził.
***
    Rodzina Levixe od strony ojca Elodie otrzymała od strażaków jedynie starą książkę, dość zniszczoną, jednak pomimo pożaru dobrze zachowaną. Książka wcześniej nie miała tytułu, teraz na pierwszej stronie widniał napis „Świat Elodie” nakreślony starym, czarnym atramentem. Książka została schowana na samym dnie zapomnianego już od dawna kufra, do którego nie zaglądano. Przeczuwano, że coś jest w niej niepokojącego i lepiej jej nie czytać. Przez niemal pięćdziesiąt lat kufer pozostawał zamknięty. Przez posiadłość Levixe przewijały się kolejne pokolenia, nikt już nie pamiętał o książce ani o tajemniczym pożarze. Uznano, że nic już nie zakłóci idylli.
***
    John Levixe miał 17 lat, kiedy zakradł się na strych z myślą otwarcia kufra, który od dawna go intrygował. Czuł, że jest w nim coś, co go woła, co go przywołuje niczym śpiew syreny błądzącego na morzu rybaka.
Wyrzucił wszystkie inne książki przechowywane w nim, by dobrać się do tej jednej jedynej, po czym otworzył i zaczął czytać…

Anna Żylińska
kl. III TH

 Już dziś zapraszamy Was na jutrzejszą  prezentację wiersza zdobywcy Grand Prix naszego konkursu Jakuba Perkowskiego.

Redakcja "Stacha w Podziemiach" 

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Elodie’s World

 Część druga 
  
***

    Lekko zdezorientowana oparła się o pobliskie drzewo, nie miała pojęcia, w jakim kierunku dalej iść, szum wodospadu był niezwykle relaksujący. Odwróciła się w kierunku tego szumu, przymykając oczy. Usłyszawszy trzask gałązki, odwróciła się zaniepokojona. Serce biło tak szybko i mocno, iż miała wrażenie, że cały las to słyszy. Nic więc dziwnego, że podskoczyła, wydając z siebie zduszony okrzyk przerażenia, kiedy przed nią stanęła istota będąca najpewniej człowiekiem. Był to mężczyzna, postawny i barczysty przewiązany w pasie tylko opaską zrobioną ze skóry czerwonego jelenia, jego buty jak i kołczan na strzały również zrobiono z tej samej skóry. Na szyi zawiązane miał trzy kły, dzika lub lwa, tego nie była pewna. Mężczyzna nie odezwał się ani słowem, tylko chwycił za nadgarstek dziewczynę, która była tak sparaliżowana strachem, że głos uwiązł jej w gardle w postaci związanego supła. Po kilkunastu metrach zatrzymał się, zawiązując jej oczy kawałkiem skóry jelenia, najpewniej, by nie widziała, dokąd ją zaprowadzi. Nie miała siły się przeciwstawiać. Ów mężczyzna z pewnością był szybszy, silniejszy, a do tego wyglądał na takiego, co zna las, w którym ona się znalazła, jak własną kieszeń.
    Mężczyzna musiał wprowadzić ją do wioski, ponieważ po drodze słyszała najróżniejsze hałasy, śmiech dzieci, trzaskający ogień ognisk, zapach pieczonego mięsa oraz rozmowy kobiet. Wszystko natychmiast ucichło, kiedy ów tajemniczy mężczyzna zatrzymał się, co również i ona uczyniła. Zdjęto jej opaskę z oczu, które teraz swędziały, ale nie mogła się podrapać, ponieważ czuła, że byłoby to coś, co uraziłoby klan. Zmrużyła oczy, by po chwili spojrzeć w dal przed siebie, gdzie stał inny mężczyzna, mniej muskularny od tego, który ją tu przyprowadził, jednak musiał być kimś ważnym w tej społeczności. Najpewniej był wodzem, ponieważ wszyscy, którzy oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć, zebrali się w niewielkich grupkach przy swoich domach, obserwując to ją, to wodza, który nie wyglądał na więcej niż 25 lat.
    Została szturchnięta przez muskularnego klanowicza na znak, by ruszyła w kierunku wodza. Kiedy przed nim stanęli, nie widziała, co zrobić. Mężczyzna wykonał dziwny gest, który prawdopodobnie był powitaniem, choć tego nikt nie mógł być pewien. Wódz odwzajemnił gest, po czym pozwolił mu odejść, a reszcie rozkazał powrót do zajęć, na co członkowie plemienia zgodzili się bez szemrania. Ją samą wprowadził do swojego namiotu, który był dość skromnie urządzony, mimo to zwrócił jej uwagę od samego początku. Był dla niej miły, próbował dowiedzieć się, jak się tu dostała, co robiła, kim była, a przede wszystkim, skąd pochodzi. Odpowiedziała bezwiednie, że jej imię to Rike. Elodie odczuła lekki szok: jak mogła nazywać się Rike? Dotknęła swoich włosów, nie były już lśniące blond, długie i faliste, teraz miała je równie długie, jednak czarne jak noc oraz zdecydowanie proste. Jej śnieżnobiała skóra odporna na promienie słoneczne, również uległa zmianie, teraz wyglądała niemal jak delikatna czekolada. Kiedy spostrzegła, że wódz ja obserwuje, zaprzestała dochodzenia, próbując zamaskować zdenerwowanie i dezorientację. Wódz tylko się uśmiechnął, po czym zaprowadził ją do pobliskiego pustego, niezamieszkanego namiotu. Był cały dla niej. Kiedy została już sama, odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po swoim nowym domu. Czuła się bezpieczna i coś w głębi jej duszy mówiło, by zaufała swoim nowym opiekunom.
    Minęło kilka dni, a znała już tu każdego. Mężczyzna, który ją tu przyprowadził, nazywał się Thori. Wódz na imię miał Nemme. Rike zaprzyjaźniła się z pewną dziewczyną w swoim wieku. Wołali na nią Nemmithis, a jej matka Muhre niezbyt pochwalała ową znajomość, jednak jej córka była wolnym duchem w klasie czerwonego jelenia i nikt oprócz wodza nie miał wystarczającej władzy, by przywołać ją do porządku. Tydzień później, kiedy dzień złączył się z nocą (co nazywane jest pełnią) zapoczątkowano uroczystość, której celem było oficjalne przyjęcie Rike do społeczności oraz uzyskanie błogosławieństwa opiekuna klanu. Cała uroczystość trwała wraz z zabawą całą noc, póki tańczący księżyc nie opuścił słońca, by powrócić do równowagi jak i do swoich zobowiązań wobec istnień.
    Elodie coraz częściej zapominała, jak ma na imię oraz wszystko, co tak naprawdę określało ją jako Angielkę. Przyjęła na siebie to, co zostało jej dane przez las, nowe życie, nowe imię, nowych rodziców, którymi zostali Nemme i jego żona Kan oraz brata - rocznego chłopczyka imieniem Lith. Mimo iż z rzadka opuszczała granice obozowiska klanu czerwonego jelenia, stwierdzała, że życie w nim było piękne, choć wydawać się mogło monotonne. Podczas jednej z nocy, kiedy wszyscy klanowicze już spali nieświadomi zbliżającego się zagrożenia, las wstrzymał oddech. Część lasu, którą zamieszkiwał klan, zaczęła płonąć. Ryk zwierząt, piski jak i w niczym nieprzypominające śpiewu odgłosy ptaków rozchodziły się echem, dochodząc do uszu członków klanu. Wszyscy wybiegli przed swoje namioty, pakując w niewielkie torby swój życiowy dobytek. Nie mieli zbyt wiele czasu, jeśli chcieli uciec wystarczająco daleko, zanim pożar strawi do końca tę część lasu. Musieli uciekać w stronę rzeki Łososi, która była ciężka do przebycia dla jednostki, a co dopiero dla całego klanu, w tym małych dzieci. Wszyscy wyruszyli marszem, z bólem rozdzierającym ich klanowe dusze. Od lat klan czerwonego jelenia nie musiał się przeprowadzać, zostawiać swojego domu. Byli jednymi z nielicznych, którzy kiedy już raz osiedlili się, zostawali tam na stałe. Nikt nie oglądał się za siebie, widok płomieni pożerających ich dom był nie do zniesienia. Klanowicze jeden za drugim, pomagając sobie, pokonywali z trudem rzekę Łososia. Dla Rike ta podroż nie była łatwa, była nawet o wiele trudniejsza niż dla reszty jej nowej rodziny. Mimo że już minęła wiosna oraz lato, odkąd przyjęli ją pod swoje skrzydła, nie wyćwiczyła wszystkich klanowych umiejętności. Podczas przechodzenia przez rzekę Łososia kładka, na której stała Rike, złamała się wpół. Dziewczyna wpadła do rwącej wody, która porwała ją ze sobą, wpychając w swoje głębiny, by jej ofiara nie mogła wezwać pomocy. Wódz, słysząc, że jego adoptowana córka została porwana przez rzekę Łososia, chciał cofnąć się, by ją ratować, wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Klan pokładał w nim nadzieje, musiał najpierw zadbać o nich i dopiero wtedy modlić się, by rzeka pozwoliła jej przeżyć, by mógł wyruszyć, gdy klan będzie już bezpieczny, na jej poszukiwania.
    Woda wcale nie chciała wypuścić ze swych lodowatych objęć Rike. Chciała, by ta została z nią na zawsze. Dziewczyna była nieprzytomna, więc nie opierała się ani nie sprzeciwiała woli rzeki, jednak rwąca woda nie mogła przewidzieć, że znajdzie się ktoś, kto zabierze jej łup, krzyżując tym samym jej plany. Została uratowana przez Borkka i jego kuzyna Jemna. Zanieśli ją do obozowiska Klanu Łososia. Była w ciężkim stanie, ledwo oddychała, a jej dusza zdawała się być poza ciałem. Szaman Łososi próbował sprowadzić duszę imienia Rike z powrotem, jednak otrzymał wiadomość, że to ona sama musi zdecydować. Rike została zagłuszona przez duszę imienia Elodie i póki nie osiągną porozumienia, żadna z nich nie może wrócić. Szaman obawiał się, że zbyt długo trwająca walka dusz może mieć katastrofalne skutki dla ciała, jak i pozostałych dwóch dusz. Dusza Elodie spajała się z duszą Rike, by ocaleć. Było to dla nich jedyne wyjście.




(Koniec części drugiej. Trzeci, ostatni rozdział zostanie opublikowany we wtorek(28.06.2011)

Anna Żylińska  kl. III TH