środa, 12 października 2011

Z nadzieją na zmiany


            W czwartkowy poranek, kiedy zajmowałem swoje miejsce za stołem Szkolnej Komisji Wyborczej, wiedziałem już, kto wygra. Kilka godzin później moje przewidywania okazały się całkowicie słuszne: według nas, uczniów ze „Staszica” zdecydowanie wpływać na rząd powinien Janusz Palikot. Jak niebawem się okazało, nie tylko według nas, ale zdecydowanej większości młodzieży z pozostałych szkół: w akcji "Młodzi głosują" Ruch Palikota poparło 36% uczniów szkół ponadpodstawowych. Gdyby głos należał wyłącznie do młodzieży, przez najbliższe cztery lata rządziłby człowiek, którego rekwizytami są sztuczny penis i pistolet. Czy to źle? Mim zdaniem nie, najpierw jednak chciałbym skupić się nad odpowiedzią, dlaczego by wygrał?
            Palikot przyciąga młodzież - wnosi na scenę polityczną coś nowego, jego program jest świeży, sam jest otwarty, nie jest sztywny, potrafi zbytkować, proponuje skrajne zmiany. Wielu młodych podchodzi dziś do polityki bardzo niechętnie. Niejednokrotnie spotkałem się ze słowami „to wszystko to złodzieje”, „ i tak nic nowego nie zrobią” i „gdyby Palikot nie startował, ja bym nie głosował”. Moi koledzy nie widzą w polityce nowych perspektyw (bo czy takowe istnieją?), nie wierzą w zmiany. A Palikot to ktoś nowy,  jego program ma czym kusić. Jest kontrowersyjny, radykalny, młodzi to lubią.
            Mówiono też „Palikot wami manipuluje, żeby dojść do władzy, myślcie samodzielnie”. Ale skoro popieram legalnego jointa, to przecież tego wyboru dokonuję samodzielnie, a jeśli Palikot mówi, że to załatwi, to logicznym jest, że popieram i jego. Nie zgadzam się z niektórymi poglądami kościoła? Palikot też, zatem głosuję na niego. Takimi i podobnymi stwierdzeniami zdobył on serca większości młodych. Moim zdaniem to nie żadna manipulacja, a oferowanie alternatywy. Niestety tak naprawdę jedynej…
Podczas komentowania wyników wyborów spotkałem się ze stwierdzeniem, że Ruch Palikota w polityce to tylko niepotrzebny wiatr. Bo nie jest on niczym innym jak tylko wiatrem. Ale chcę zapytać: tylko wiatrem, czy może powiewem świeżości jakże według mnie potrzebnym dzisiejszej polityce?
Dlaczego zatem nie wygrał, skoro jest tak dobry? Otóż, dlatego, że większość dorosłych jednak jest mniej radykalna niż młodzież, a ludzie wolą też to, co już znają. Palikot z kolei jest nieprzewidywalny. To według większości tylko „pajac”.
Nie mam jeszcze prawa wyborczego. Gdybym miał, oddałbym głos właśnie na Palikota. Dlaczego? Ano dlatego, że jego poglądy (nie wszystkie, acz większość) pokrywają się z moimi. Tak samo jest w przypadku w większości młodych. Mamy dość już wszechobecnego marazmu w polityce, Palikot stwarza nadzieję na zmianę.

Radosław Iwanek

poniedziałek, 10 października 2011

20000 wejść ...

    
   Czyli dobre kilkadziesiąt artykułów, dziesiątki godzin spędzonych na ich pisaniu i sprawdzaniu. Czas i spore siły poświęcone na realizację różnych projektów. Zebrania, rozmowy, burze mózgów, erupcja pomysłów, radość, niepewność, propozycje, zmęczenie, zniechęcenie. Uśmiech i dobre słowo kolegi/koleżanki z redakcji i energia na nowo dostaje się do krwiobiegu jak kawa  w ostatnim artykule naszej absolwentki.
   Te wszystkie sytuacje i emocje miały  miejsce w naszej redakcji, zanim na liczniku wybiliście 20000 odwiedzin. Dlaczego to robimy?
Popularność, samorealizacja ... ? To odpowiedzi poprawne, ale mocno pośrednie. Misja, pewna forma powołania - ONA sprawia, że widząc pewne zdarzenia,  nie sposób ich nie opisać, dostrzegając szanse na zrobienie czegoś, co wpłynie konstruktywnie na społeczność szkolną.   Ale miejcie  świadomość, nie jesteśmy samowystarczalni, potrzebujemy Was, naszej ogromnej porcji zachęty, aby zrozumieć, że to, co robimy, ma sens - wchodząc 20000 razy w ciągu niespełna roku, mocno nas w tym utwierdzacie. Bardzo Wam dziękujemy za zaufanie i wiedzcie, że w myśl powiedzenia  „Kto nie robi postępów, ten się cofa" wciąż mierzymy wyżej :)  


Redakcja "Stacha w Podziemiach"

niedziela, 9 października 2011

New Beginning...new life... : "Truth time"

Rozdział III

     Pogoda w San Francisco od kilku dni dopisywała. Słońce, lekki wiaterek, radość oraz optymizm, jaki był wyczuwalny w powietrzu jak i wśród uczniów udzielał się nawet nauczycielom. Wszyscy mówili tylko i wyłącznie o imprezie, która miała się odbyć za dwa dni…w czwartek. Przygotowania trwały pełną parą. Organizatorem był nikt inny jak Maya, która wróciła po zawieszeniu i znalazła kolejny powód do świętowania. Czegoś takiego nawet najwięksi wrogowie nie byli w stanie jej mieć za złe, w końcu impreza to impreza.


- Wróciłam! – krzyknęła czarnowłosa, wchodząc do domu. Rzuciła torbę na blat stołu zaraz obok niej wylądowały klucze. Dziś nie widziała ani blondyna ani dziewczyny, z którą miała lekcje. Nazywała się Jasmine z tego, co usłyszała od jednej z bardziej wygadanych osób w szkole. Była kuzynką zarozumiałego, jak się w późniejszej rozmowie okazało, Aleka.

Chciała już chwycić za telefon i zadzwonić do rodzicielki, gdy dostrzegła kartkę z informacją o zakupach. Uśmiechnęła się do siebie, wyrzucając ją zgniecioną do kosza.

Włożyła popcorn do mikrofali, następnie udała się do swojego pokoju po laptop, na którym miała zamiar odrobić pracę domową z francuskiego, by później mieć wolne. Zostawiła w nim uchylone okno, intuicyjnie sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Chwyciła komputer i zbiegła na dół. Gdy usłyszała dźwięk mikrofali, na jej twarz wpełzł uśmieszek zadowolenia. Uwielbiała popcorn z masłem. Jako jedyna w rodzinie, jednak jej to w niczym nie przeszkadzało. 


- Stęskniłaś się za mną dzisiaj? – męski głos, który usłyszała za sobą, spowodował, iż automatycznie zacisnęła zęby ze złości, przez co niemal się nie oparzyła.


- Jakoś nie bardzo. Jeśli nie masz nic przeciwko… chciałabym spędzić miłe popołudnie we własnym domu. SAMA. – ostatnie słowo podkreśliła wystarczająco, by nieproszony gość zrozumiał jej przekaz, jednak wątpiła, by wyszedł, przynajmniej dobrowolnie. - Poza tym… nie nauczono cię pukać? - dodała już ostrzejszym tonem.


- Nie bądź taka niemiła… siostrzyczko. – to, co powiedział, wydawać się mogło zabawnym, luzackim, takie nie było. Alek w głębi duszy stresował się tym, co właśnie powiedział. Valentina zakazała mu jej mówić o czymkolwiek. Było na to zdecydowanie za wcześnie, takie miała zdanie. A jako przybrana matka Aleka i przywódczyni Majów z San Francisco powinna mieć decydujący głos. Nie będzie dobrze, jeśli się dowie, że nie po raz pierwszy złamał jej bezpośredni rozkaz.


- Czekaj… jak to s-i-o-s-t-r-z-y-c-z-k-o? To jakiś żart? – Wydukała, stawiając miskę z popcornem na szklanym stoliku stojącym przed kanapą, na której zdążył rozgościć się blondyn.


- Przecież wiesz… Jak Maj spotyka piękną Majankę… - zaczął, sięgając po popcorn. Zapach był zdecydowanie nie do zignorowania. Nie dla niego.


- Ej! – zawołała w geście sprzeciwu. Posłała mu wściekłe spojrzenie, na które on odpowiedział rozbrajającym uśmiechem, sekundę później kolejny popcorn wylądował w jego ustach, których kąciki nadal unosiły się do góry. – Co masz na myśli mówiąc… że jesteśmy… no wiesz… rodzeństwem? To nie jest możliwe… nie może być... – zaczęła, jednak urwała siadając po przeciwnej stronie sofy. Nie mogła sobie nawet tego wyobrazić. Słowo „rodzeństwo” powodowało u niej gęsią skórkę na całym ciele, a serce momentalnie przyspieszało. Nigdy nie miała rodzeństwa. Takiego prawdziwego… 
- Wiesz, że nazywam się Petrov… tak jak ty. To jest moje prawdziwe nazwisko, ani Valentina, ani Jasmine takiego nie mają. Nawet rodzina, która wcześniej mnie adoptowała, miała inne… co jest całkiem zrozumiałe.

– odpowiedział już bardziej pewnym, spokojnym głosem, patrząc na Mill zupełnie inaczej niż półtora tygodnia temu, jak gdyby w to wszystko wierzył.


- Może to zwykłe podobieństwo? Wiele osób nosi to samo nazwisko, to nie oznacza, że są ze sobą spokrewnieni, mam rację? Może to zwykły przypadek? – dalej uporczywie trzymała się swojej wersji, za nic nie chcąc dopuścić do myśli, że wersja Aleka może być prawdziwa. To by znaczyło, że poukładany świat, w jakim żyła do tej pory, nigdy nie był prawdziwy. Że to tylko pełny złudzeń miraż.


Blondyn westchnął, przeczesując włosy dłonią. Wiedział, że nie będzie lekko. Podejrzewał, że mu nie uwierzy. Czemu by miała? Od początku w niczym jej nie ułatwiał, w sumie starał się nawet, by go nienawidziła, choć prędzej pewnie próbowałby ją poderwać. Skoro powiedział już A, łamiąc zakaz Valentiny… czas powiedzieć B. Obawiał się jednak, że reakcja dziewczyny będzie taka, jaką przewidział.


- Pierwszego dnia, gdy pojawiłaś się w szkole, wszyscy o tobie rozmawiali. Zupełnie nie zwracając uwagi na to, jak się nazywasz, bardziej byli ciekawi wyglądu. Jasmine i ja postanowiliśmy poczekać z oceną. Sam fakt, że w San Francisco pojawia się ktoś o takim samym nazwisku, zwłaszcza obcym, jest zastanawiające. Valentina, gdy dowiedziała się o tobie, wyruszyła do Phoenix, odwiedzając po drodze Nowy York… Twoi rodzice… Catherine i Lucas… nie nazywają się Petrov. – wydusił to z siebie, przestając na chwilę jeść popcorn. Jego żołądek zmienił się w gigantyczny supeł, w dodatku miał wrażenie, że jest o wiele bardziej zestresowany od niej, a w końcu to o nią się w tym wszystkim rozchodziło.


- Catherine i Lucas mają to samo nazwisko co ja. Mam je po nich. Twoja teoria się nie sprawdza. – odpowiedziała już pewniejsza tego, że wraca jej panowanie nad sytuacją. Nawet obecność Aleka mogła w tej chwili znieść, bez rzucenia się na niego z pazurami. A to spory plus.


- Zmienili je, kiedy cię adoptowali. – wtrącił się jej w słowo. Nie mógł zrozumieć, czemu czarnowłosa jeszcze tego nie widzi. Wszystko, co mówił, miało sens! Odkąd Chloe przeszła przemianę, to była jedna z nielicznych spraw, gdzie był sens! Czemu tylko on go widział z ich dwójki? – Catherine i Lucas tak naprawdę nazywają się De’Levittoux. Nie wiedziałaś o tym, Millah? – dodał, widząc szczere zdziwienie na jej twarzy. Wpatrując się w jej granatowe oczy, starał się pomóc. Chciał podejść i ją przytulić, powstrzymał się jednak. Nigdy nie był taki emocjonalny. Uchodził za zimnego, nieczułego, cholernie przystojnego Aleka, który może mieć każdą. Póki co musiał utrzymać ten dystans. Po prostu musiał.


- Nie… ale… jak? – pojedyncze słowa wydobywały się z jej ust. Jej myśli w tej chwili były niezwykle chaotyczne, czemu jej o tym nie powiedzieli? Po tylu latach? Co jeszcze ukrywali? Strach myśleć.


- Wiesz Alek… - wtem wypowiedź Milli została przerwana przez szczęk kluczy w zamku. Blondyna już nie było. Została sama.


- Millah? Jesteś? Pomożesz mi z tymi zakupami? – głos Catherine słychać było dosyć niewyraźnie, jednak dziewczyna go usłyszała i w mgnieniu oka znalazła się przy drzwiach, łapiąc wyślizgujące się z dłoni matki torby z zakupami.


- Ile tego jest? – jęknęła niebieskooka, uginając się pod ciężarem zakupów. Zawsze podziwiała zapał matki, jeśli chodzi o zakupy. Ona sama nie była zdolna do czegoś takiego. Zawsze, gdy Milla szła na zakupy, po prostu kupowała to, czego potrzebowała i wychodziła, tym samym łamiąc zasady przypisywanie kobietom, jeśli o to chodzi. Nigdy nie spędziła w centrum handlowym więcej niż godzinę.


- Tylko kilka toreb. Robiłaś popcorn? Ktoś przyszedł? – ostatnie dwie torby zakupów Catherine wniosła sama, zamykając nogą drzwi. Torby wylądowały na pozostałej wolnej przestrzeni blatu.


- Nie… miałam zamiar obejrzeć film, ale…chyba się zajmę lekcjami. – szybka odpowiedź czarnowłosej zaskoczyła Catherine. Spojrzała podejrzliwie na nią, chcąc coś wyłapać, jednak po kilku sekundach dała sobie spokój. Na pewno ma jakieś urojenia, choć mogłaby przysiąc, że Mill miała co innego na myśli. Z każdym mijającym rokiem coraz bardziej wydawało jej się, że oddalają się od siebie. Nie była z tego powodu zachwycona, w głębi duszy wiedziała, że to nieuniknione. Nie byli zwykłą, normalną, niczym niewyróżniająca się rodziną. Po rozpakowaniu wszystkiego czarnowłosa wzięła swoją torbę z blatu, laptop i zaczęła iść w stronę schodów prowadzących na górę.


- Millah… stało się coś? – Catherine nie opuszczało przeczucie, że jej córka myśli o czymś intensywnie i to nie daje jej spokoju. Widziała to w je oczach, spojrzeniu, głosie, ruchach. Może i się od siebie oddalały, jednak 18 lat wychowywania Mill pozostawiły jakiś ślad.


Millah odwróciła się twarzą do matki, posyłając jej delikatny uśmiech.


- Wszystko w porządku… naprawdę. Nie ma czym się martwić mamo. – odpowiedziała, chcąc tym zdaniem przekonać również samą siebie. Wszystko, co wiedziała, w co wierzyła, zaczynało się sypać. Dlaczego?

Laptop położyła na biurku, a torbę w kąt pokoju, sama lądując twarzą w poduszkach. Cisza, jaka panowała w pokoju, zazwyczaj kojąca, dziś powodowała jedynie zamieszanie i dodatkowy natłok myśli.

Dźwięk sms-a był teraz najmniej oczekiwanym przez nią dźwiękiem na całej planecie, jednak nie zignorowała go. Usiadła po turecku odczytując wiadomość.


New text message from: Caleb”


Masz może ochotę na spacer?”


Uśmiechnęła się. Tego właśnie potrzebowała. Przyjaznej duszy. Caleba.
  

Pewnie.”


Odpisała czekając na nową wiadomość.


New text message from: Caleb”


Za 10 minut pod pod twoimi drzwiami”


Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Czuła, że nie powinna się z nim spotykać, że powinna to uciąć teraz, póki może, niemal bezboleśnie. Nie chciała.

Potrzebowała go. Potrzebowała przyjaciela.

c.d.n.

Anna Żylińska 

piątek, 7 października 2011

Są wyniki!

     Szóstego października odbyły się prawybory parlamentarne. Przeprowadzeniem niczym niezakłóconego głosowania zajęła się komisja wyborcza w składzie: Natalia Fijoł, Marta Michalska, Edyta Mikiciuk, Joanna Figura, Kamil Kalota oraz Radosław Iwanek. Prawo głosu mieli wszyscy uczniowie i pracownicy szkoły. Skorzystało z niego 83,71% wyborców, którzy oddali 334 ważne głosy, a te następująco rozłożyły się pośród dziesięciu komitetów wyborczych:



1.      Ruch Poparcia Palikota – 141 głosów (42%)
2.      Platforma Obywatelska –76 głosów (23%)
3.      Prawo i Sprawiedliwość – 38 głosów (11%)
4.      Sojusz Lewicy Demokratycznej – 25 głosów (7%)
5.      Nowa Prawica Janusza Korwin – Mikke – 18 głosów (6%)
6.      Polska Jest Najważniejsza – 16 głosów (5%)
7.      Polskie Stronnictwo Ludowe – 15 głosów (4%)
8.      Nasz Dom Polska Samoobrona Andrzeja Leppera  - 4 głosy (1,2%)
9.      Polska Partia Pracy – 1 głos (0,3%)
10.    Prawica – 1 głos (0,3%)

Więcej o wynikach wyborów w najbliższych dniach. Ewentualne komentarze możecie zamieszczać do godziny 00:00. Wszelkie późniejsze uwagi z powodu trwającej ciszy wyborczej nie zostaną opublikowane.

Zapraszamy na debiutancką fotograficzną relację Marty Czajki ze szkolnych wyborów.

Komisja wyborcza w składzie, kolejno od lewej:
Joanna Figura, Edyta Mikiciuk, Natalia Fijoł, Kamil Kalota, Radosław Iwanek, Marta Michalska. Jak nietrudno zauważyć, aż trójka komisarzy to nasi redaktorzy.


Uczennica podpisująca listę obecności.


Wybory na 100 %, dzięki zaradności dyrektora zostaliśmy zaopatrzeni nawet w parawany wyborcze.


Głosująca pani profesor Katarzyna Hawryluk we własnej osobie. :)



Kolejna klasa...


Na wysoką frekwencję złożyły się głosy uczniów, nauczycieli, administracji, a także personelu. Tym razem na zdjęciu pani profesor Izabela Daniłowicz wspólnie z Anią Gemzą.


Redakcja „Stacha w Podziemiach"

czwartek, 6 października 2011

Coś ponad, czyli o życiu z pasją


     Budzik zadzwonił jak zawsze za wcześnie. Przecież mogłam pospać dłużej. Mam wolne. Zajęcia dopiero od października. Jeszcze z zamkniętymi oczami szukam telefonu, żeby go wyłączyć. Półprzytomna zwlekam się z łóżka, zza ściany docierają do mnie głosy: „O 7:30 śniadanie!” Myślę sobie wtedy : „za jakie grzechy?” Słońce jeszcze dobrze nie wstało, a ja z podręczną kosmetyczką ustawiam się w kolejce do łazienki. Na szczęście nie tylko mnie jest się trudno obudzić - jest nas więcej. Hurrra!! Obiecuję sobie, że to już ostatni raz, że w najbliższym czasie nie ma mowy o jakimkolwiek wyjeździe, że muszę przecież odpocząć, albo zacząć myśleć o swojej przyszłości, z której będzie można się utrzymać.
     Kiedy kawa dostaje się do krwiobiegu, myśli zaczynają nabierać innych kształtów i kolorów. Przed występowe napięcie rośnie. Poziom adrenaliny zaczyna się podnosić. Pojawia się pytanie, jak będzie i czy występ się spodoba. Jeszcze gdzieniegdzie słychać głosy: „Jak wrócimy to odpoczniemy.” Zaczęło się. Mimo niewielkiej liczby siła męskich głosów wprawia w odpowiedni nastrój. I nawet w XXI wieku siła „Bogurodzicy” nie ma sobie równych. Teraz dopiero dociera do mnie, co tak naprawdę stanowi sens mojego życia. Stoję z dala od wszystkich i czekam na swoją kolej. Za chwilę będę mogła zaprezentować to, nad czym tak ciężko pracuję. Mimo lekkiego stresu, żeby nie dać plamy staję przed publicznością z pełną świadomością tego, co mam do zrobienia. Emocje sięgają zenitu…. Udało się. Utwór zakończony. Ale nie skończyła się radość, jaką taki występ za sobą niesie. Pozostało poczucie, że gdyby mnie tu nie było, to ten dzień byłby szary i bez wyrazu. Cały ten obraz dopełnia cudowny głos mojej koleżanki, która sprawia, że nie tylko twarz się rozpromienia, ale także serce się raduje. Mogłabym jej słuchać bez końca. Niestety występ dobiegł końca i pora wracać do codzienności…
      Kolejna męcząca noc na trasie wzmaga uczucie zniechęcenia i sprawia, że wracają myśli, by to wszystko zakończyć. Tak, to już definitywny koniec. Nic bardziej mylnego, bo w momencie, kiedy przychodzi odpoczynek, serce aż rwie się do śpiewu. I nie możesz poradzić sobie z uczuciem, że najchętniej rzuciłbyś wszystko, by tylko spotkać się z ludźmi, z którymi robisz to, co kochasz. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że żadne zmęczenie nie jest w stanie odwieść cię do tego, co jest treścią twojego życia, a żaden odpoczynek nie jest na tyle dobry, byś nie przestał choć na chwilę myśleć o swoim hobby.
      Sprawa jest prostsza niż nam się wydaje. Czymże jest życie bez pasji, jeśli nie jałową, szarą i smutną egzystencją. Nie ma nic piękniejszego niż pasja, która pozwala ci uśmiechać się bez powodu, i dawać radość innym, która buduje cię i rozwija wewnętrznie, a bez której nawet najcieplejszy dzień traci na wartości!! ;)


Paulina Halec, absolwentka naszego liceum, studentka V roku filologii angielskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

środa, 5 października 2011

To już jutro !!! :)


     Szkolne prawybory do parlamentu odbędą się już jutro. W czasie godzin lekcyjnych będziecie wychodzić klasami z profesorami do lokalu wyborczego (świetlica) i tam , po okazaniu identyfikatora bądź legitymacji będziecie mogli oddać swój głos. Szczególną uwagę zwracamy na posiadanie któregoś z tych dwóch dokumentów, bez nich Komisja Wyborcza nie będzie mogła Was dopuścić do wzięcia udziału w wyborach.
Jeśli komuś z różnych powodów nie uda się zagłosować w czasie lekcji, będzie to oczywiście możliwe na przerwie. Lokal wyborczy będzie otwarty w godzinach 09:00-14:00. Ogłoszenie wyników nastąpi w piątek.

Poniżej znajduje się regulamin wyborów z podpisami Dyrektora naszej Szkoły, pana Stefana Mycy oraz Komisji Wyborczej.
     






Pozdrawiamy i zachęcamy do głosowania, nie zmarnujcie swojej szansy!!!

Redakcja "Stacha w Podziemiach" 


poniedziałek, 3 października 2011

Szkolne prawybory parlamentarne + 15

Drodzy Czytelnicy!
 
     Jesteśmy na samym finiszu krótkiej, pełnej często niewiążących gestów i obietnic kampanii wyborczej... Pijarowskie zagrania ostatnich dni, wykorzystywanie polityki do własnych interesów, prowadzenie ciągłej wojny polsko-polskiej razi i w konsekwencji zniechęca, aby po raz kolejny zagłosować...
My także nie jesteśmy zadowoleni z obecnej sytuacji politycznej, społecznej, gospodarczej w naszym kraju, a jednak patriotyzm wzywa, aby w miarę własnych możliwości pomóc samym sobie, podjąć jakieś działania dla dobra państwa.
Co może najlepszego zrobić w tej sytuacji obywatel? Odpowiedź jest prosta: zagłosować! Oddać swój głos to zadecydować, w czyje ręce powierzamy nasz kraj i naszą przyszłość.
Apelujemy, aby 9 października pójść do urn i oddać swój głos zgodnie ze swoim sumieniem i swoimi poglądami. Musimy mieć świadomość, że frekwencja wyborcza to znak, ilu procentom społeczeństwa zależy na losach kraju.

     Idąc dobrym tropem najlepszych uczelni, w czwartek w szkolnej świetlicy przeprowadzimy szkolne prawybory parlamentarne. Nie bójcie się zawiłości i procedur, nie będzie żadnych konkretnych kandydatów, ograniczymy się jedynie do głosu na daną partię. Już w środę podamy pełen skład komisji, a także instrukcje oraz regulamin głosowania. Uwaga, w naszych szkolnych wyborach mogą zagłosować również obywatele poniżej 18 lat!



                                      Redakcja "Stacha w Podziemiach"

niedziela, 2 października 2011

New Beginning...new life... : „I wasn't wrong, Alek! It’s true, I swear!”

Rozdział II


     Mill otworzyła oczy, sięgając po telefon, by wyłączyć budzik. Przewróciła się na drugi bok, starając się zniknąć lub chociażby zapomnieć o tym, co się stało zaledwie tydzień temu. Nie miała ochoty spotykać dziś nikogo, najlepiej byłoby zmienić szkołę, a ta opcja oczywiście nie wchodziła w grę. 
 
- Mill, śniadanie! Masz 10 minut! – zawołała mama z kuchni, mimo to dziewczyna słyszała ją wyraźnie, nie bez powodu Catherine Petrov była chórzystką, która aktualnie uczyła śpiewu w prywatnej szkole. Jęknęła, zwlekając się z łóżka. Chwyciła ubranie i ruszyła do łazienki. Widząc swoje odbicie w lustrze i niezbyt pewną minę, próbowała to zmienić, jednak bez szans. Wiedziała, że dzisiaj ją dopadną, jak nie w trojkę to któreś z nich. Czuła to pod skórą, przez co jeszcze bardziej się denerwowała. Nie chciała by ktoś odkrył, kim była, choć na takie pobożne życzenia było już zdecydowanie za późno. Oficjalnie można powiedzieć, iż Millah Petrov to niespełniona marzycielka.

- Mill! – kolejne upomnienie ze strony rodzicielki spowodowało, że wybrała pierwszy lepszy szal, jaki chwyciła w dłoń. Miała zamiar wybrać inny dodatek, ale skoro już go ma…wolała nie denerwować matki bardziej. Założyła na szyję dodatkowo piękny naszyjnik z białą gwiazdą na długim łańcuszku. Na jej twarzy przez ułamek sekundy pojawił się ulotny uśmiech, westchnęła, po czym wyszła z pokoju, chwytając swoją torbę, zamknęła drzwi.

Śniadanie czekało na nią już lekko ochłodzone. Zjadła w pośpiechu, sama nie rozumiejąc swojego zachowania. Dlaczego tak się spieszyła? Czyżby podświadomość chciała jej zakomunikować, że chce poznać tamtych Majów? Kiedy ona właśnie nie chce! Inni Majowie oznaczają zło, kłopoty, a przebywanie tu Łącznika w niczym nie pomagało. Kiedy była już przy drzwiach wyjściowych, pomachała na pożegnanie matce, na co ta odwzajemniła gest. Millah wyszła a Catherine wróciła do prac ogrodowych.

Przemknęła do wnętrza szkoły niezauważalnie, na jej pech lub szczęście korytarz był przeludniony biegającymi uczniami. Nigdzie nie wyczuwała swoich pobratymców, co podsumowała cichym westchnięciem. Długo niedane było jej cieszenie się dobrobytem, na horyzoncie pojawiła się Mia, Caroline, Florence i Amber - niemal cała ekipa Mai, ale jej samej z nimi nie było, co zdziwiło Mill. Stanęły przed nią nie mówiąc ani słowa, jednak ich wzrok komunikował Mill, że czegoś od niej oczekują, tylko ona nie wiedziała, co.

- Hm? – wyrwało się z jej ust, zanim zdążyła zamknąć swoją szafkę. Czasami wracając ze szkoły autobusem, starała się rozgryźć, dlaczego Maya przyjęła ją do swojej paczki. Dziewczyny, które do niej należały, były ładne, to była chyba jedna z niepisanych reguł. Ale były też wredne. A Millah…za taką nie uchodziła, przynajmniej przez większość swojego życia. Po trzech takich rozmyślaniach dała sobie z tym spokój, widać plan Mai sięgał dalej niż jej własny.

- Co mamy robić? – zapytała Florence, ta najmniejsza, zawsze trzymająca się Mii i Caroline. Sam fakt, że się odezwała, został zauważony przez całą grupę, a presja spojrzenia spowodowała, że szatynka zamilkła, unikając kontaktu wzrokowego.

- Nie rozumiem…możecie robić, co chcecie, nie jestem Mayą. – odparła czarnowłosa, poprawiając zsuwającą się z ramienia torbę. Korytarz z każdą mijającą sekundą stawał się coraz bardziej zatłoczony, co upewniało tylko Mill, że niebawem zaczną się lekcje.

- Jeśli Mai nie ma, ty rządzisz. Więc? – Przejęła pałeczkę Mia już lekko wybita z rytmu. Maya nigdy nie pozwoliłaby na COŚ takiego. – odpowiedziała zezłoszczona gotowa sama zająć się grupą. Millah to czuła i widziała w jej oczach. Nie tylko Maya miała zapędy na dyktatora, Mii niezbyt było na rękę, że „nowa” zajęła jej upatrzoną pozycję zastępcy Mai. Obie były przyjaciółkami od lat, a odkąd trafiły razem do tej szkoły, kiedy nie było Mai rządziła Mia. Millah jęknęła w duchu, próbując znaleźć rozwiązanie z tej podbramkowej sytuacji, problemy się tylko przed nią piętrzyły, jak gdyby miała ich za mało. Kiedy się dobre nad tym zastanowiła…mogła użyć dziewczyn jako jej tarczy przed Majami, choć oni bez problemu by sobie z nimi poradzili. Jej chwilowa radość z powrotem zmieniła się w czarną rozpacz.

- Sprawdźcie, czy Claire wygląda dziś porządnie, jeśli nie wiecie, co robić. Mia to twoje zadanie. Caroline poszukaj Maxa, czy wywiązał się z zadania dla Mai. Florence, ty obserwuj wszystkich i wszystko wokół siebie, a co do ciebie Amber… dołączysz do Florence. Spotkamy się na lunchu przy stoliku. – wyrzuciła z siebie wszystko z szybkością karabinu maszynowego, a widząc, że jej nowe podwładne połykają wszystko, co mówi, odetchnęła z ulgą. Na ich twarzach było widać zdecydowanie i nie, jaką ulgę. Dostały swoje zadania i…czas je wykonać, pożegnały się z Millą, po czym odeszły w przeciwnym kierunku niż ona sama zmierzała, słysząc nieznośny dźwięk dzwonka.

Millah miała chwilami wrażenie, że jest obserwowana, jednak nie wyczuwała wokół siebie ani jednego Maja ani innego zagrożenia. Po lunchu miała godzinę przerwy między zajęciami, więc postanowiła skorzystać z chwili wytchnienia i zaszyć się w swoim miejscu. Bibliotece, która mieściła się na poddaszu szkoły, dzięki czemu miała tajemniczy klimat…Właśnie sięgała po ulubioną powieść, którą zauważyła na półce, kiedy z naprzeciwka inna dłoń również po nią sięgnęła. Czarnowłosa przez chwilę trzymała książkę, lecz kiedy usłyszała wibracje swojego telefonu puściła ją, pozwalając wziąć ją drugiej osobie.

New Message from: Unknown number”

Za 10 minut w cafeterii Millah…”

Dziewczyna przełknęła ślinę zupełnie nie rozumiejąc, kto mógł wysłać do niej wiadomość. Instynkt samozachowawczy kazał jej uciekać ze szkoły, ten sms zwiastował niebezpieczeństwo, jednak ona nie mogła tego zrobić. Cokolwiek tam było lub ktokolwiek… musiała temu stawić się czoła. Lyellea nie byłaby zadowolona z niej, gdyby się dowiedziała, że jej była zastępczyni stada ucieka przed niebezpieczeństwem. Lye była dla Millah jak druga matka, ta właściwa. Nauczyła ją wszystkiego i wytrenowała na jedną z najlepszych w całym stadzie, a ich stado nie należało do małych. Schowała telefon do kieszeni, robiąc również krok do przodu. Zatrzymała się widząc czyjeś buty, ewidentnie ktoś stał przed nią i nie zamierzał się ruszyć. Niebieskooka od niechcenia spojrzała na osobę, która robi jej za przeszkodę. Widząc czekoladowe oczy, zaniemówiła, wpatrując się w nieznajomego, na domiar wszystkiego trzymał on książkę, którą chciała wypożyczyć.

- Pomyślałem, że powinnaś wypożyczyć ją pierwsza. – powiedział miękkim głosem, posyłając delikatny uśmiech w jej stronę. Podał jej książkę a Millah mimowolnie ją wzięła, nadal nie mówiąc ani słowa. Zwyczajnie odebrało jej mowę. Wysoki szatyn o czekoladowych oczach w dodatku wysportowany, typ faceta Milli. Nigdy wcześniej go nie zauważyła, co było dziwne, ponieważ w życiu nie przegapiłaby kogoś takiego. Jego karnacja nie była blada, raczej delikatnie opalona, co tylko dodawało mu uroku. Po dość długiej chwili krępującej ciszy Millah spuściła na sekundę wzrok ganiąc się w myślach, że Maya ją zabije, jeśli się dowie, że jej zastępczyni w jakiejkolwiek sytuacji zabrakło języka i nie pokwapi się oddając całą władzę Mii, która tylko na to czekała.

- Dzięki…jestem Millah. – przedstawiła się, wyciągając dłoń i odwzajemniając uśmiech.

- A ja Caleb. Należysz do paczki Mai, prawda? – zapytał, choć raczej to było stwierdzenie faktu. Millah tylko pokiwała głową. Niechętnie przyznawała rację, ponieważ nie czuła, by było to do końca jej miejsce, ale przynależność do niej dawała poczucie bezpieczeństwa, co było ewidentnie plusem tego całego bałaganu.

- Nie widziałam cię wcześniej w szkole…jesteś nowy? – tym razem to ona zapytała, czując jak jej telefon po raz kolejny powiadania ją o otrzymanym sms-ie. Postanowiła to zignorować, miała ważniejsze rzeczy do roboty, a mianowicie poznawanie Caleba.

- Nie, byłem zawieszony na 2 tygodnie. Dziś wróciłem. – odpowiedział. Musiał przyznać przed sobą samym, że w tej chwili pożałował decyzji o wyjeździe do Los Angeles, gdzie jedyną rozrywką, na jaką mógł sobie pozwolić po całodniowym treningu koszykówki był hotelowy bar. Nie zajęło mu zbyt wiele czasu zorientowanie się, co się zmieniło podczas jego nieobecności, a co zostało takie samo. Dowiedział się o niej kilku ciekawych rzeczy. Była tu nowa, przeprowadziła się z Nowego Yorku z prywatnej szkoły, jej rodzina była dość znana i w dodatku wcale nie była wredna jak reszta jej „przyjaciółek”. Zupełnie nie mógł zrozumieć, czemu się do nich przyłączyła.

- Żartujesz prawda? – zapytała, będąc świadoma, że jeśli zaraz nie odpisze na sms-y, telefon zapcha jej skrzynkę. Miała wrażenie, że Caleb ją testował. Kiedy śmiejąc się, pokiwał głową, również się uśmiechnęła.

- Hej…wiem, że to może nieodpowiednia chwila, …ale chciałabyś czasem gdzieś wyjść? – głos, jakim to powiedział, wydał się dziewczynie uroczy. Ta szkoła zaczynała być coraz lepsza, niż New York Hellix School, do której chodziła.

- Jasne. Czemu nie? – odpowiedziała, wkładając niezauważalnie w książkę karteczkę ze swoim numerem telefonu, po czym podała ją chłopakowi.

- Nie mam nic przeciwko, byś ty ją pierwszy przeczytał. Ja już ją znam. Do zobaczenia. – skierowała się do wyjścia z biblioteki, na chwilę odwracając się po raz ostatni posyłając Calebowi uśmiech.

Końcówka lekcji minęła bez niespodzianek, co Mill przyjęła z nieopisaną ulgą. Po raz pierwszy od dawna przeczucie ją myliło. Nie umiała znaleźć słów, jak bardzo się z tego cieszy. Tym razem postanowiła wyjść głównymi drzwiami, zaoszczędzić kilka minut i spokojnie poczekać na autobus.

- Dlaczego nas unikasz? – męski głos spowodował, że zatrzymała się w pół kroku.

- A dlaczego tak się mną interesujecie? Chcę mieć zwykłe, normalne, niczym niewyróżniające się życie. Chyba mam do tego prawo? – odpowiedziała nieco wojowniczym tonem. Kim był ten wysportowany blondyn o niesamowicie niebieskich oczach, w których zapewne tonęła damska połowa szkoły? Na nią jakoś to nie działało, za to wkurzało.

- Myślę, że wiesz. My nie mamy normalnego życia. Valentina na ciebie czeka. – kolejna wypowiedź chłopaka tylko bardziej rozzłościła czarnowłosą.

- To, że „wy” nie macie, nie znaczy, że ja nie mogę! To ty do mnie pisałeś wcześniej, mam rację? – jej opanowanie było na granicy. Przystojniak, jakkolwiek się zwał, musiał mieć niezły tupet, którego nikt wcześniej nie ukrócił. Czas najwyższy się tym zająć.

- Nawet, jeśli ja to, co? Poskarżysz się rodzicom? – sarkastyczna wypowiedź blondyna przepełniła kielich. W oczach Mill można było zobaczyć błyskawice.

- Jesteś tak cholernie siebie pewny…niedługo to się zmieni. – zmrużyła oczy odwracając się na pięcie i ruszając w kierunku niedaleko położonego przestanku autobusowego.

- To jeszcze nie koniec naszej rozmowy, Petrov! –zawołał nie na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy wokół jednak na tyle, by nawet z daleka ona mogła bez przeszkód wyłapać jego słowa. 
Zacisnęła tylko usta, doskonale zdając sobie sprawę, że to dopiero początek. Wsiadła do autobusu, zajęła wolne miejsce i wróciła do chwil spędzonych w bibliotece z nowo poznanym.


c.d.n.        

Anna Żylińska 

czwartek, 29 września 2011

To jest W O O D S T O C K !

     Przystanek Woodstock - jeden z największych festiwali muzycznych w Polsce, od kilkunastu lat cieszący się ogromną popularnością, przyciągający fanów każdego gatunku muzycznego. Fenomen na skalę światową, gdzie noszący glany, wyposażeni w ćwieki i inne niebezpiecznie wyglądające ozdoby heavy metalowcy mijają zwiewne i kolorowe dzieci kwiaty, gdzie przedstawiciele wielu subkultur rozmawiają ze sobą i wspólnie śmieją się, gdzie wszyscy są równi. 

 XVII edycja festiwalu odbyła się w Kostrzynie nad Odrą w dniach 4-6 sierpnia br. Ku mojej wielkiej radości, miałam okazję być częścią tego wspaniałego przedsięwzięcia. Pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie po przyjeździe na miejsce były śmieci. Puszki, butelki, opakowania po absolutnie wszystkim leżały na trawnikach, chodnikach, ulicach, pod namiotami i wysypywały się z nielicznych pojemników, właśnie na te śmieci przeznaczonych. Ale iluż tam znalazłam przeszczęśliwych ludzi! Kto by się przejmował stertami odpadków na Woodstocku? Wszyscy byli radośni, przyjaźnie nastawieni, pomocni. Wszyscy oferowali pomoc w niesieniu bagaży ( wskazówka: nie bierzcie nigdy ze sobą na Woodstock wielkiego plecaka, mniejszego plecaka, torby, walizki na kółkach i kilku dodatkowych reklamówek- śpiwór i ewentualne buty na zmianę wystarczą w zupełności).W ciągu dnia najbardziej dokuczliwy był pył unoszący się z podłoża. Jeżeli dodatkowo dzień był upalny, wszyscy byli tymże pyłem obklejeni. Nikt się oczywiście tym nie przejmował. Niewielu trudziło się zmianą ubrania, uczesaniem się czy umyciem w publicznych wannach : ) . " Myjesz się? A Po co? Zmieniasz ubranie?! Dlaczego?! TO JEST WOODSTOCK !".
Dokładnie, Woodstock rządzi się swoimi prawami i co dziwne, wszyscy dość chętnie te prawa respektują. Hasło przewodnie imprezy "MIŁOŚĆ PRZYJAŹŃ MUZYKA" doskonale oddaje rzeczywistą atmosferę tego cudownego miejsca.
Nigdy w życiu nie odczułam na własnej skórze tak wspaniałej, unikalnej i pozytywnej energii wytwarzanej przez blisko 700 tysięcy serc. Nie pomyliłam się w liczbach, w tym roku do Kostrzyna nad Odrą, przybyła rekordowa liczba ludzi. Przyciągnęła ich zarówno miłość i przyjaźń, ale również, a może przede wszystkim, muzyka.
     W tym roku na festiwalowej scenie wystąpiło wiele znakomitych zespołów: Heaven Shall Burn, Skindred, Kontrust, Zebrahead, Helloween, Donots,The Prodigy i tak dalej. Niemożliwością było uczestnictwo w każdym koncercie, ale udało mi się kilkakrotnie znaleźć pod sceną. Do udanych koncertów zaliczę rozpoczęty około 4 nad ranem koncert amerykańskiej grupy Dog Eat Dog oraz świetny, energetyczny popis Jahcoustix.
Jednakże swoim występem moje największe uznanie zaskarbił sobie niemiecki muzyk reggae Gentlemen, który oprócz muzyki przekazał publiczności prawdziwe emocje i przez cały występ utrzymywał z nami rewelacyjny kontakt. Energia płynąca ze sceny udzieliła się wszystkim.Wspaniałe, niezapomniane przeżycie. Koncert Gentlemena & The Evolution poprzedzał występ głównych gwiazd festiwalu, mianowicie formacji The Prodigy. Niestety, po zespole takiej rangi można byłoby się spodziewać czegoś lepszego. Sam koncert mierny, bez fajerwerków, bez nawiązania więzi z odbiorcami ( no może oprócz rzucenia ze sceny kilku wyrafinowanych przekleństw i wyzwisk w stronę tłumu). A w tym rozentuzjazmowanym tłumie czaiło się stanowczo zbyt wielu typowych technomaniaków nie rozumiejących myśli przewodniej całej imprezy. Przystanek jest otwarty, jeśli chodzi o gatunki muzyczne, jednak na przyszłość lepiej nie naciągać granicy aż do muzyki elektronicznej, bo to ma swoje niekorzystne skutki. Niestety, wszystko co dobre albo nawet bardzo dobre szybko się kończy.
Trzeba złożyć namiot i wrócić do domu. Powrót do domu przepełnionym do granic niemożliwości pociągiem to również świetne przeżycie. Woodstockowa atmosfera przedostała się drzwiami i oknami również do wnętrza tego środka lokomocji. Kiedy udało mi się wydostać z pociągu na dworcu powiedziałam, że mam okropnie brudne buty. Dziewczyna, która to usłyszała odparła: "mogło być gorzej". Ona wróciła do domu boso, a ja jedynie głodna i potwornie niewyspana, ale za to niesamowicie szczęśliwa.
     Stereotypy dotyczące Woodstocku znajdują swoje odbicie w rzeczywistości. Jest brudno, duszno, nie zawsze pachnie fiołkami, zdarzają się jednostki, które rzucają ponure światło na całość. Ale nigdzie indziej taplanie się w błocie i tonięcie w śmieciach nie jest tylko częścią czegoś większego i piękniejszego.
Zjednoczenia punków i hippisów, młodych i starych, wierzących i ateistów. Możliwości bycia sobą, bez zbędnych konwenansów i wymuszonej elokwencji. Woodstock łączy ludzi, sprawia, że chce się tam wrócić. Jestem przekonana, że wracam tam za rok. Wszystkich zachęcam do tego, aby również się tam wybrali. Nie mogę się już doczekać sierpnia 2012!


Natalia Fijoł