niedziela, 29 kwietnia 2012

Teraz! Teraz! Teraz!


Nareszcie mamy wiosnę. Zielenieją drzewa, poćwierkują ptaszki, radosne dzieciaczki przekrzykują się w piaskownicy. Ale żeby pokazać się na placu zabaw, trzeba mieć przecież odpowiedni sprzęt. Grabki, łopatka, wiaderko, foremki do babek i wiele innych zabawek, o których ja i moi rówieśnicy mogliśmy tylko pomarzyć... 

Dziś po taki arsenał starczy mamę zaprowadzić do sklepu z kolorowymi wystawami, kuszącymi różnorodnością, przyciągającymi wzrok i mówiącymi: "zobacz, jakie tu są wspaniałe rzeczy!" Rodzice, chcąc być jak najlepsi dla swoich pociech, starają się spełnić i zaspokoić każdą ich potrzebę. W sklepie jednak dzieje się coś bardzo dziwnego, dziecko nagle zapomina o plastikowych łopatkach i obiera sobie za obiekt pożądania najbardziej kuszącą zabawkę, która akurat znajdowała się w zasięgu jego wzroku. Jeżeli nie może jej chwycić, to wystawia rączki i  wypowiada magiczne zdanie "mamo, kup mi". Mimo tłumaczeń, że kolejna zabawka jest mu niepotrzebna, że ma już takich dużo, uporczywie obstaje  przy swoim zdaniu, iż właśnie ten wielki traktor (robot, lalka lub cokolwiek innego), który i tak za tydzień mu się znudzi, jest mu niezbędny do życia. Jeżeli napotyka sprzeciw ze strony mamy, zaczyna się prawdziwe przedstawienie. Na początku są krzyki i tupanie nogami, mające wymusić zmianę zdania. Następnie pojawia się szloch i wieszanie na rękach matki, która zażenowana i zawstydzona całą sytuacją w końcu sięga po portfel. Dla mnie najgorsze nie jest zachowanie dziecka, lecz właśnie owej matki, która daje sobą manipulować. 

I tutaj pojawia się pojęcie, którego bardzo nie lubię, a mianowicie bezstresowe wychowanie. Moim zdaniem coś takiego w ogóle nie powinno istnieć. Dziecko  musi wiedzieć, co może robić, a czego nie. To na barki rodziców spada obowiązek pokazania i powiedzenia, co jest dobre, a co złe. Miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji związanych z rozpieszczonymi dziećmi, których rodzice starali się wychować w bezstresowej atmosferze, polegającej na nieokreślaniu żadnych granic, wolnej od jakiejkolwiek negatywnej opinii. Przykładem jest sytuacja na lotnisku, kiedy czekając z rodzicami na bagaże, mała dziewczynka zaczęła niemiłosiernie krzyczeć, płakać i tarzać się po podłodze. Dodatkowo przezywała swoją mamę i opluwała ją. Nudziło jej się, więc wieszała się na barierkach i robiła przy tym niezły cyrk. Kobieta kazała jej się tylko uciszyć i usiłowała lekceważyć rozzłoszczone spojrzenia osób stojących obok. Osobiście miałam ochotę złapać tę rozwydrzoną dziewczynkę za rękę i wymierzyć jej solidnego klapsa... może wtedy by się uspokoiła. Tak, uważam, że jeśli dziecko zachowuje się źle, rodzic ma prawo uciec się do fizycznych metod wychowawczych, mimo prawa, które tego zakazuje. Oczywiście bez przesady. Moim zdaniem pomiędzy dzieckiem a jego opiekunem powinny być zdrowe relacje, jeżeli zrobiło ono coś złego świadomie, należy je ukarać, zabraniając np. oglądania telewizji przez jeden dzień. Wychowanie nie polega tylko na głaskaniu i zapewnieniu bytu materialnego, czasami trzeba być bardzo stanowczym i wymagającym.
Szkoda mi dzieci, które są rozpieszczane przez swoich rodziców, bo nie zdając sobie z tego sprawy w pewien sposób oni je okaleczają. Pozbawiają realnego spojrzenia na świat - nikt w przyszłości nie będzie im usługiwał, tak jak teraz robią to mama i tata. Jestem ciekawa, jakie jest Wasze zdanie na ten temat. Czy bezstresowe wychowanie rzeczywiście pomaga rozwijać się dziecku, odkrywać jego talenty bez negatywnych fal, jakie przecież wysyłają rodzice, wymagając i nie zgadzając się na wszystkie jego zachcianki?

Marta Szczepek