poniedziałek, 7 maja 2012

Komentarz do artykułu Radosława Iwanka "Tak dla NIE"


Artykuł wymaga poruszenia dwóch kwestii: wyboru tematu i prawa  pisania o Urbanie. Autor może nie wiedzieć, jak redaktor „Nie” zapisał się w najnowszej historii Polski. Czasy sprzed 30. lat to dla młodzieży zamierzchła przeszłość. Rozumiem to. Moje pokolenie jednak pamięta dobrze i czasy stanu wojennego, i rolę, jaką odgrywał wówczas rzecznik prasowy WRON-u.

Znam go z telewizyjnych wystąpień. Pełen pogardy dla wszystkiego, co było bliskie milionom Polaków. Lżył nas, naigrawał się z ludzkiego cierpienia i poniżenia. Tysiące internowanych, uwięzionych, bitych na komisariatach, wyrzucanych z pracy. I zabijanych! Za to odpowiada także Jerzy Urban. Grzegorz Przemyk, poeta, świeżo upieczony maturzysta-zatłuczony na śmierć w zemście za opozycyjną działalność jego matki, Barbary Sadowskiej. Ksiądz Jerzy Popiełuszko, zmaltretowany i przypuszczalnie jeszcze żywy wrzucony do Wisły. Jerzy Urban przygotował jego śmierć mentalnie, inne zbrodnie usprawiedliwiał, lżąc w telewizyjnych „seansach nienawiści” ofiary jako degeneratów i wrogów publicznych.

A także później, już w wolnej Polsce, wiedząc, że może liczyć na swoich czytelników, jedną z ostatnich pielgrzymek schorowanego Jana Pawła II nazwał „obwoźnym sado-maso”.

Takiego wizerunku Urbana nie złagodzi ani młodzieńczy bunt z epoki „Po prostu” ani jego dzisiejsza maska błazna. Rozumiem dojmującą tęsknotę młodzieży za autorytetami. Nie każda starość jednak, jak chciałby Radosław Iwanek, jest godna szacunku jedynie z powodu metryki.

Autorytetem był na przykład dla Zbigniewa Herberta - profesor Henryk Elzenberg, toruński filozof, wyrzucony z uniwersytetu za wierność poglądom (w peerelu zresztą były takich tysiące). Ja osobiście miałem szczęście znać poznańskiego logika, profesora Zygmunta Ziembińskiego, toruńskiego nauczyciela łaciny, Zenktelera.

Od nich można nauczyć się kilku prostych zasad: szanować starszych, nie szydzić z choroby, niedołęstwa czy starości, być prawdomównym, punktualnym, dotrzymywać słowa, a nade wszystko: stawać po stronie „poniżonych i bitych”, mając po drugiej stronie „szpiclów, katów, tchórzy”. Nakazuje to zwyczajna przyzwoitość, istotnie, cnota coraz bardziej obca naszej rzeczywistości.

Ciemnej strony bohatera swego artykułu autor „Tak dla Nie” miał prawo nie znać, ale ja, nauczyciel pracujący w tej samej szkole, gdzie on się uczy, mam obowiązek o tym mu powiedzieć.

Mimo wszystko dobrze, że tekst się ukazał, a ponieważ dyskusję o nim przeniesiono na różne plotkarskie fora (w „Stachu w Podziemiach” ani słowa komentarza), gdzie niewybrednie lży się Radosława Iwanka, a liczni szermierze prawdy anonimowo (!) przykładają też naszej szkole, muszę powiedzieć coś jeszcze.

Szkoła, w której uczeń nie miałby prawa szukać, pytać, błądzić, nawet nabijając sobie guzy - byłaby „szkołą bez okien”, jak napisał Adam Ważyk, genialny tłumacz Horacego, a za młodu również oficer KBW, postrach kolegów-pisarzy w mrocznych czasach stalinowskich. Byłaby szkołą martwą.

Noam Chomsky, twórca neurolingwistyki, najczęściej cytowany autor na świecie, powiedział o szkole, że jej celem jest wychowanie człowieka otwartego na świat, wolnego, twórczego i niezależnego. Taka szkoła powinna wpajać uczniom pragnienie podejmowania wyzwań, kwestionowania opinii, szukania alternatyw. Nawet za cenę śmieszności i błędów!

I właśnie Radosław Iwanek to robi. Mam niezłomne przekonanie, że jest mądrym, poszukującym człowiekiem. I życzę mu, by poznał w życiu ludzi prawych i szlachetnych. A dla satysfakcji atakujących go dodam, że Chomsky to amerykański lewak. I Żyd!

Janusz Bohuszewicz