sobota, 10 grudnia 2011

Egzamin z Rilkego

Filip Świątkowski: Trzecie miejsce w powiatowym konkursie piosenki i poezji niemieckiej to duże wyróżnienie?

Martyna Matysek: Jestem zadowolona, że miałam okazję uczestniczyć w tym konkursie. Sprawił mi on wiele radości, a zajęcie 3. miejsca w recytacji bardzo mnie satysfakcjonuje.

F.Ś.:
Nauka "Die Schwestern" Rainera Marii Rilkego to pewnie solidny test z twojej niemieckiej fonetyki, miałaś jakieś trudności?

M.M.: Nauka wiersza nie sprawiała mi kłopotu. Dzięki konkursowi mogłam ćwiczyć dodatkowo nad wymową i akcentami, jakie występują w języku niemieckim. Zawsze lubiłam niemiecki i naukę, ale konkurs i to miejsce jeszcze bardziej mnie zmotywowało do dalszej pracy.

F.Ś.: Co sprawiło, że wybrałaś akurat ten wiersz Rilkego?

M.M.:
Wybór był przypadkowy, może nie do końca przemyślany, ale gdy przy pomocy profesora Bohuszewicza odkryliśmy znaczenie tego wiersza, to byłam nim zachwycona. Z takim tekstem nigdy się nie spotkałam, był dla mnie zupełnie nowy. Przekaz zupełnie inny niż się spodziewałam, gdyż tytuł jest mylący.

F.Ś.:
Wystąpienia na festiwalach, konkursach niosą za sobą wiele emocji. Jak ty przeżyłaś to wydarzenie?

M.M.: W dniu konkursu nie brakowało stresu. Dla innych to może tylko konkurs, dla mnie aż. Czułam wielkie zdenerwowanie, bo dawno już nie występowałam przed publicznością. Pani profesor Hawryluk dodawała nam sił, bardzo wierzyła w to, że na tym konkursie coś osiągniemy. Jej wiara w pewnym sensie dodawała mi odwagi.

F.Ś.: Co sądzisz na temat atmosfery pracy organizatorów podczas konkursu?

M.M.: Podobała mi się atmosfera, którą została wypełniona sala rycerska. Myślę, że organizatorzy zadbali o swoich uczestników. Do tego nie mam zastrzeżeń.

F.Ś.:
Dziękuję za rozmowę.

M.M.: Ja również dziękuję.


R. M. Rilke
Die Schwestern

Sieh, wie sie dieselben Möglichkeiten
anders an sich tragen und verstehn,
so als sähe man verschiedne Zeiten
durch zwei gleiche Zimmer gehn.

Jede meint die andere zu stützen,

während sie doch müde an ihr ruht;
und sie können nicht einander nützen,
denn sie legen Blut auf Blut,

wenn sie sich wie früher sanft berühren

und versuchen, die Allee entlang
sich geführt zu fühlen und zu führen:
Ach, sie haben nicht denselben Gang.


środa, 7 grudnia 2011

Wolność i co dalej?


10 listopada 2011 roku w połczyńskim Centrum Kultury młodzież z naszej szkoły obchodziła Narodowe Święto Niepodległości.

Uroczystość rozpoczęła się od występu szkolnego chóru, który, jak twierdzi pan profesor Janusz Bohuszewicz, chórem wcale nie jest. Jest natomiast zbiorem ludzi, którzy kochają śpiewać. Naszym zdaniem to nie tylko ludzie kochający śpiewać, ale również tacy, którym to świetnie wychodzi.


Nasi szkolni koledzy i koleżanki wykazali się umiejętnościami wokalnymi, wykonując piękne pieśni patriotyczne specjalnie na tę okazję wybrane przez pana profesora Bohuszewicza. Pan profesor, pod którego czujnym okiem soliści ćwiczyli, przed każdym wykonaniem przekazywał publiczności ciekawostki historyczne związane z daną pieśnią. Bardzo interesującym rozwiązaniem było rozdanie uczniom i nauczycielom śpiewników, dzięki czemu wszyscy wspólnie mogli wykonywać najpiękniejsze polskie utwory takie jak np. „Przybyli ułani”, „My, pierwsza brygada” czy „Wojenko, wojenko”. Po wykonaniu ostatniej pieśni chór został nagrodzony gromkimi, jak najbardziej zasłużonymi brawami. Serdecznie gratulujemy debiutu, a także samego pomysłu utworzenia szkolnej grupy muzycznej.


Następnie uczniowie mieli okazję obejrzeć krótki spektakl teatralny przygotowany przez panią profesor Kingę Dolatowską oraz uczniów klasy IIc. Obsada aktorska ograniczyła się jedynie do pięciu osób, a mianowicie: Marty Michalskiej, Natalii Fijoł, Jaśka Matwijczaka, Oskara Gnarowskiego i Tomka Żyłki. Scenografia w postaci stołu, kilku krzeseł i kubków z gorącą herbatą swoją prostotą miała nie odwracać uwagi od sensu wypowiadanych słów. Sam pomysł na przedstawienie również był bardzo nieskomplikowany: pięcioro młodych ludzi spotyka się w mieszkaniu studenckim, gdzie wykonując zwykłe czynności, wymieniają się również swoimi poglądami na temat wolności, niepodległości i patriotyzmu. Luźno rzucane opinie i cytaty tworzyły spójną całość łatwą w odbiorze, wymagającą jednak skupienia uwagi. Na szczęście dla widzów obyło się bez zbędnego patosu.

Warto podkreślić, że tego typu wydarzenia są w nie tylko naszej, ale każdej szkole bardzo potrzebne. Niezwykle ważne jest, abyśmy, jako młodzi ludzie, znali historię i tradycję naszego kraju, bo w końcu to my zbudujemy jego przyszłość.

Natalia Fijoł

poniedziałek, 5 grudnia 2011

100. rocznica urodzin Władysława Szpilmana


Dziś mija 100. rocznica urodzin polskiego kompozytora i pianisty żydowskiego pochodzenia - Władysława Szpilmana. W tej krótkiej nocie chciałbym przypomnieć parę kompozycji, a także wykonań tego pianisty.



Pod pierwszym linkiem znajduje się jeden z ważniejszych utworów w repertuarze Szpilmana, mianowicie Nokturn Cis-moll op.posth Fryderyka Chopina. Ten jak i wiele innych utworów Szpilman grał podczas pracy w kawiarni "Nowoczesna" położonej w samym środku getta warszawskiego. To wykonanie pochodzi z późniejszych lat życia Szpilmana, sam nie wiem, z którego roku dokładnie.



Jedna z bardziej znanych scen z filmu "Pianista". Ballada  nr 1 g-moll op.23 w tym filmie w rzeczywistości była grana przez Janusza Olejniczaka.

Trio fortepianowe g-moll op. 8 Fryderyka Chopina w wykonaniu Władysława Szpilmana, Tadeusza Wrońskiego i Aleksandra Ciechańskiego.


Kompozycja Władysława Szpilmana "Walc w starym stylu" (ang.Waltz in the olden style)


Piosenka Władysława Szpilmana "I tylko mi żal" w wykonaniu Anny Marii Jopek. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Szpilman po wojnie skomponował 500 piosenek.


Utwór Władysława Szpilmana pt: "Deszcz" w wykonaniu Ewy Bem.


Wydają mi się też ciekawe ostatnie wywiady ze Szpilmanem. 


A to ostatni wywiad w formie pisanej.



Filip Świątkowski

sobota, 3 grudnia 2011

FAIL, This is Sparta, Facepalm, Pedobear, Village Raper, pan Janusz etc, czyli o memach




Memy. Kontrowersyjne, specyficzne, szokujące, dające do myślenia, wreszcie te durne i żenujące. Memy internetowe. Dawniej, czyli w czasach, kiedy byliśmy małymi kaktusami, a o Internecie słyszeli nieliczni narodziło się owo zjawisko. Pamiętacie zwroty i zachowania, które ktoś raz pokazał, a później wszyscy je powtarzali? To takie memy offline. Dziś znajdujemy zdjęcie, grafikę odpowiednio ją opisujemy, dopasowujemy jakiś obrazek do ważnego/głupiego/ironicznego, albo wydarzenia (głupi) kręcimy filmik z chwytliwym tekstem etc, wrzucamy do Internetu i, jeśli się przyjmie, to trafi do mas, przenikając nawet do słowników, stając się zwykłym zwrotem, a często do massmediów, stając się np. tytułem programu w telewizji: pamiętacie „Ale urwał”? Kiedyś zdziwiłem się włączając TVN Turbo i widząc tam program pod tym tytułem. Teraz zresztą leci „Nie ma lipy” prowadzone przez autora tych słów… Teraz już bym się nie zdziwił, bo memy coraz łatwiej i szybciej przenikają z sieci do życia.
Pierwszego mema w sieci stworzył podobno roku 1990 niejaki Mike Godwin. Było to tzw. Reductio ad Hitlerum, czyli porównanie do Hitlera, które zdarza się, że i dziś zostaje zastosowane w dyskusjach internetowych, a polega na porównaniu kogoś/czegoś do przywódcy III Rzeszy. W Polsce pierwsze memy to rok 1998 i strona http://www.webhamster.com/ . Tak oto internauci poznali bezsensowne animowane filmiki i ich mutacje. Później był Nayan Cat, o którego trwającej do dziś popularności łatwo się przekonać wpisując w wyszukiwarce „lolcats”.

Tyle w kwestii genezy memów. Teraz chwila na wyjaśnienie, czym są one. 

Mem (od gr. mimesis – naśladownictwo). W memetyce to nazwa jednostki ewolucji kulturowej, analogicznej do genu będącego jednostką ewolucji biologicznej. Termin został wprowadzony przez biologa Richarda Dawkinsa w książce Samolubny gen. Na tej podstawie można stworzyć definicję mema internetowego (na szczęście brzmi ona o wiele bardziej ludzko niż ta związana z nauką). Zatem: tworzenie memów to sieciowa zabawa polegająca na obracaniu się wokół niezmiennego tematu lub środka wyrazu. Angażują się w nią rzesze internautów, tworząc memy zyskujące chwilową lub wieczną sławę. Wywodzą się z głośnych wydarzeń, chwilowych lub odwiecznych problemów, albo po prostu braku pomysłu na wymyślenie czegoś mądrego. Dzielimy je głównie na obrazkowe i filmowe, pochodzące z Internetu lub spoza niego – urban  legends, np. mem „Killroy was here”). 

Niezapomniane. Czyli krótka charakterystyka najpopularniejszych memów.

Wszystkich „kultowych” memów nie dam rady teraz wymienić, ale poniżej przedstawię kilka najważniejszych:
     Advice Dog. Jeden z najpopularniejszych i najprostszych memów. Piesek z dobrą radą. A jak nie piesek, to ktoś znany, charakterystyczny. Dobra rada = rada absurdalna, niepotrzebna lub pozbawiona sensu. Ale rozbrajająca.


Lolcats i Loldogs. Znów zwierzątko, kotek lub piesek ze specyficznym wyrazem „twarzy”. Do tego odpowiedni podpis i mamy istniejący już dość długo mem, który nadal jest jednym z najpopularniejszych. Warto tu również wspomnieć o ceiling cat i basement cat [kot z sufitu i kot z piwnicy] - kocich uosobieniach Boga i diabła.

Pedobear. Skoro jesteśmy przy zwierzątkach, to nie mogę nie wspomnieć o tym niedawno popularnym „przesympatycznym” misiu. A jak powszechnie wiadomo misie lubią dzieci. Ten nie odstawał od swych pobratymców i także „lubił” dzieci. Zwierzątko zyskało popularność dzięki portalowi 4chan.org i wykorzystywane jest do fotomontaży z udziałem dzieci, przeważnie w kontekście seksualnym. Ta urocza postać zanotowała miała debiut w jednej z polskich gazet, której redaktorzy nieświadomi jej  "złej sławy" ją jako ilustrację do jednego z artykułów.

 
Fail. Czyli po prostu wtopa. Nieskomplikowany mem, polegający na pokazaniu porażki i opisaniu jej słowem FAIL.


Facepalm. Okazanie zażenowania.


Zalgo. Może u nas mało popularny, ale za oceanem jeden z najbardziej charakterystycznych. Nawiązuje do uniwersum stworzonego przez pisarza grozy H.P. Lovecrafta. Jego nazwa to skrót od „algorytmu zombie”, czyli uosobienia chaosu i destrukcji. Najczęściej obecne na nich postacie giną lub ulegają wynaturzeniom, a kolejne kadry pokrywa coraz bardziej intensywna czerwono - czarna poświata.

 

Alternatywne teksty utworów. Każdy chyba zna jakże „wspaniały” hit „Ala nie wali…” itp. Powstają ich miliony, np. „Polski mix” na YT.

Memy filmowe. Tekst lub motyw z filmu. Ich wspólną cechą jest hermetyczny charakter - dowcipy są zrozumiałe niemal wyłącznie dla osób znających dany film. Warto zobaczyć dla przykładu "why so Sirius", odnosząca się do postaci Siriusa Blacka z Harrego Pottera.


Plakaty nadziei. Mem w Polsce raczej nieznany. Początek dały mu charakterystyczne plakaty z kampanii Barracka Obamy, na których pełnym nadziei wzrokiem patrzy w przyszłość. Dziś mamy masę obrazków ze znanymi opatrzonych najczęściej bezsensowną adnotacją.


Engrich. Pozbawiona komentarza prezentacjia wyjątkowo spektakularnych lapsusów. Najczęściej to znaki informacyjne z Azji, posiadające również opis w języku angielskim. I właśnie ten opis stanowi „gwóźdź programu” – jest wpadką językową lub brzmi dwuznacznie.

  
Zapoznaliśmy się z próbką memów „światowych”. Teraz przechodzimy do prezentacji naszych rodzimych produkcji.
     Zacznijmy od mema, który zyskał największą sławę, również za granicą. Jestem hardkorem! Źródłem jest  amatorski  filmik, gdzie widzimy wysiłki młodego człowieka, którego życiowym priorytetem było wejście na dach bloku po piorunochronie. Jego akcję próbowała udaremnić pewna babcia, krzycząc oburzona „urwiesz mi od Internetu”. W odpowiedzi usłyszała „kultowy” tekst „jestem hardkorem”.

 

Wielki Mix Youtuba. Niejaki Soldier zmontował z amatorskich filmików bardzo popularną produkcję, teksty z niej były powtarzane przez wielu.

Komixxxy. Robimy rysunkową historyjkę nawiązującą do jakiegoś wydarzenia, zjawiska lub po prostu pozbawioną sensu, ale zawsze z nietuzinkowym zakończeniem.

Wielkie znaczenie dla polskiej sceny memowej ma strona memgenerator.pl. Stąd pochodzą najbardziej rozpoznawalne memy. Poniżej kilka.

Pan Janusz.  „Krytyk” naszych przywar i stereotypów wszelakich.


Village Raper. Z wyglądu frajer, z natury twardy gangsta. Nie istnieje coś, czego by nie przeżył i nie byłby w tym lepszy od Ciebie!

Demotywatory.pl. Wynalazek, co prawda nie z Polski, ale u nas najpopularniejszy to serwis z memami. Czarne tło i umieszczony poniżej obrazka podpis o negatywnych konotacjach, stąd nazwa. Niejednokrotnie humor demotywatorów jest cięty, a nawet obraźliwy.

Kwejk i kwejkopodobne. Obrazek, obrazek i głupi podpis, lub po prostu sam tekst.

Jak już wspomniałem, temat memów jest bardzo rozległy, a powyższe przykłady to tylko niewielka próbka zjawiska, które nadal się rozwija i przyspiesza.

Memy to nie tylko beztroska zabawa. 

Jak wszystko mają one swój darksite, który jest równie rozległy, jak ich wesoła strona. Pedofilia, nazizm, nietolerancja, rasizm, morderstwa… to wszystko również stanowi wielką cześć tematu. Przecież Adolf Hitler, molestowanie, masakry itp. to wspaniały temat do żartów. Niestety. Generalnie podejmuje się próby zwalczania zabaw o tej tematyce, ale jak opanować kilka miliardów internautów…

Duży procent memów straciłby sens, gdyby pozbawić ich wulgaryzmu. Są memy, których nie dałoby się stworzyć bez wyrazów tzw. niecenzuralnych (Village Raper, pan Janusz…), bo dzięki nim mają one właściwy wydźwięk, ale jeśli przekleństwo jest uzasadnione i wzmacnia wypowiedź, to niech będzie. Gdy zaś, jak często bywa, jest zbędne lub nie na miejscu, cóż pozostaje współczuć autorowi zdania…

W internetową memową zabawę angażują się setki milionów internautów. Ludzie muszą się z czegoś ponabijać, a najłatwiej i najbezpieczniej robić to w sieci, zatem memów powstają miliardy, a o zjawisku można by już pisać książkę… 

Poniżej kilka linków, co by bliżej poznać temat:


Radosław Iwanek 

środa, 30 listopada 2011

Niezwykły talent Oli Matusiak

Przedstawiamy kolejną odsłonę serii: "Szkolne Talenty". Aleksandra, uczennica II klasy Technikum Architektury Krajobrazu, reprezentuje niebywale trudną sztukę portretu. I jest w tym doskonała. Mamy też dobrą dla Was wiadomość: więcej dzieł naszych artystów będziecie mogli podziwiać już niedługo w realnej przestrzeni, szykuje się bowiem wystawa... Szczegółów wypatrujcie na stronie.

Redakcja "Stacha w Podziemiach"









poniedziałek, 28 listopada 2011

Powiatowe zmagania kulturalne

Świdwiński Zamek Rycerski 24.10.2011 roku o godzinie 12 był siedzibą zmagań dzieci i młodzieży z naszego powiatu w IV Powiatowym Konkursie Poezji i Piosenki Niemieckiej. Organizatorami konkursu byli:
-Pani Lilia Przepiórka - Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Mniejszości Niemieckiej Powiatu Świdwińskiego;
-Starostwo Powiatowe w Świdwinie;
-Świdwiński Ośrodek Kultury;
-Urząd Miasta W Świdwinie;
-Pani Irena Rozwadowska - Zespół Szkół Publicznych w Sławoborzu;
-Pani Agata Firlinger, Pani Dorota Grudzień, Pani Barbara Rzeżutka - Publiczne Gimnazjum nr 1 w Świdwinie.

Naszą szkołę reprezentowali:
Marta Michalska - recytacja, Martyna Matysek - recytacja oraz w nieco zmodernizowanym składzie zespół muzyczny Budge. Z mojego punktu widzenia wynik występów artystycznych naszych przedstawicieli wyszły naprawdę imponująco.

Marta Michalska utworem Nähe des Geliebten Johanna Wolfganga von Goethego zajęła II miejsce w recytacji, natomiast Martyna Matysek - III miejsce tekstem Die Schwestern Rainera Marii Rilkego.

Zespół Budge w składzie Anita Tołkin - wokal, Patrycja Wilk - gitara akustyczna, Jan Matwijczak - gitara basowa, Miłosz Rychter - perkusja, Tomasz Żyłka - gitara elektryczna, wykonując ciekawy, rytmiczny utwór Neny Es regnet zajął II miejsce w swojej, muzycznej, kategorii konkursu. Tutaj warto wspomnieć, że to już nie pierwszy tego typu sukces. W czerwcu w konkursie piosenki angielskiej w Czaplinku Budge również zajął II miejsce. Jak podkreśla gitarzysta zespołu Budge, Tomasz Żyłka: "Każde wysokie miejsce jest dużą motywacją dla nas do dalszej pracy".

Pierwsze miejsce w kategorii muzycznej zajęła absolwentka połczyńskiego gimnazjum, obecnie uczęszczająca do Liceum Ogólnokształcącego w Świdwinie Blanka Adamczyk. Blanka podjęła się bardzo trudnego zadania, ponieważ wykonała utwór, w którym oprócz umiejętności muzycznych, również ważną rolę pełnią zdolności aktorskie. Wiele osób jest zaskoczonych wyborem tak dawnego repertuaru, sama laureatka nagrody I stopnia oraz aktorka świdwińskiego teatru TRIK stwierdza:
"Wybrałam tę piosenkę, ponieważ dobrze się czuję w repertuarze z dawnych lat. Lili Marleen ma niepowtarzalny klimat. Jest to piosenka kabaretowa i aktorska, można ją ciekawie ograć. Ponadto te piosenki mają przede wszystkim dobrą melodię i tekst, czego brakuje dzisiejszym piosenkom.Oczywiście interesuję się nie tylko muzyką z tamtych czasów."

Jak widać, najsłynniejsza piosenka II wojny światowej Marlene Dietrich - Lili Marleen w takim wykonaniu nawet w czasach oddalonych o kilkadziesiąt lat od momentu jej napisania wciąż cieszy się wysokim uznaniem.

Muszę przyznać, że niezmiernie cieszę się, gdy słyszę ogłoszenia o takich konkursach i  co więcej, widzę ludzi, w tym moich kolegów, moje koleżanki, którzy uczestniczą w takich przeglądach. To jest świadectwem, że nie wszystko dzisiejszej młodzieży, często szykanowanej, jest obojętne. W tym miejscu chciałbym także podziękować organizatorom za stworzenie nam możliwości rozwoju i zaprezentowania swoich umiejętności.

Wystąpienie przed publicznością to przekazanie swoich myśli, uczuć, to wyeksponowanie swojego wnętrza. To podjęcie ogromnego ryzyka narażenia się na niecierpiącą niepoprawności krytykę. To przede wszystkim wielka odpowiedzialność i odwaga, i za to ogromnie cenię tych, którzy pewnie, pomimo przeciwności i wyrzeczeń startują w takich przeglądach, przyczyniając się do budowania nowego sposobu postrzegania niemieckiej kultury jeszcze nie tak dawno naznaczonej piętnem hitleryzmu. Uważam, że powinniśmy pamiętać o przeszłości, ale nasze zdanie i ocenę nowego pokolenia powinniśmy czerpać z teraźniejszości...

Kończąc, chciałbym kilka słów skierować do uczestników tegoż konkursu. Z własnego doświadczenia wiem, że często po tego typu wystąpieniach zarzucam sobie wiele niedociągnięć, błędów, mniemam, że i Wam towarzyszą podobne rozterki, ale taka postawa to nie powód do smutku, ponieważ "przeznaczeniem artysty jest ocenianie najsurowiej tego, co sam robi." (Andromeda Romano-Lax).


Filip Świątkowski 

PS. W ciągu najbliższych dni na naszej stronie zostaną opublikowane moje  wywiady z Martą  Michalską i Martyną Matysek. Dziewczyny opowiedzą Wam o swoich odczuciach związanych z konkursem, powodach, dla których wybrały właśnie te wiersze oraz wiele innych ciekawostek. Serdecznie zapraszam!
PPS. Chcę poinformować, że w dniu 09.11.2011 przestałem pełnić funkcję administratora strony. Moja decyzja wynikła z kilku powodów, które nie wydają mi się na tyle istotne aby je przytaczać. Oczywiście strona nie zostaje bez opieki, obecnie moją funkcję będą pełnić Pani profesor Katarzyna Połońska,  Radosław Iwanek oraz Arkadiusz Mańkiewicz. Pragnę podkreślić, ze moja rezygnacja z administrowania strony nie kończy pracy w redakcji. Dalej mam zamiar brać aktywny udział w życiu redakcji, tym samym szkoły.

piątek, 25 listopada 2011

Cichy głos



By usłyszeć szept


Twojego sumienia


Zamykam oczy na


Kłódki żelazne,


Przerywam życie.


Nie ma w nim miejsca


Na zastanowienie,


Przemyślenie.


Prąd życia wciąga niezmiernie.


Nie można się


Wyłamać.


Nie można zmienić tego


Co jest


Nie powodując jego zniszczenia. 


Natalia Konopacka

środa, 23 listopada 2011

GETSEMANI


Rekruci Navy Seals odbywający szkolenie BUD/S za swoje motto uznali słowa „opłaca się zwyciężać”. My, uczniowie Liceum im. Stanisława Staszica, możemy śmiało mówić, że „opłaca się poświęcać”, bowiem piętnastu, nieskromnie mówiąc, najbardziej zasłużonym dla życia Szkoły osobom Dyrekcja ufundowała wyjazd w niedzielę, 13 listopada, do Szczecińskiego Teatru Współczesnego na sztukę Getsemani w reżyserii Anny Augustynowicz.

Kilka minut przed dziewiętnastą zajęliśmy miejsca na widowni Dużej Sceny. Wtedy zapoznałem się ze scenografią: bardzo prostą i jednocześnie tajemniczą. Wszystko czarne. W tle czarne ekrany, na czarnej podłodze ustawione w półkole osiemnaście czarnych krzeseł. Na środku obracany taboret. Będą to miejsca odpowiednio zajmowane w poszczególnych scenach przez dziewięciu aktorów, ubranych na wpół elegancko, oczywiście na czarno.
Dziewiętnasta. Gasną światła, następuje wprowadzenie do sztuki. Dwie kobiety dyskutują o tym, czym jest Getsemani.
Wychodzą aktorzy i zaczyna się sztuka, która, już na początku, powiem, nie zafascynowała mnie. Ale moje żale później. Teraz chwila na przybliżenie fabuły i problematyki dzieła autorstwa Davida Hare’a, jednego z najpopularniejszych i najbardziej kontrowersyjnych angielskich dramatopisarzy. Naczelne miejsce w jego dramatach zajmuje problem kondycji politycznej głównie jego kraju, a czasem i Europy. Także główny wątek Getsemani oparty był na polityce. A dokładniej mówiąc, na sporze między życiem prywatnym, byciem niezależnym a podporządkowaniem się systemowi. Autor umieszcza bohaterów, głównie wysoko postawionych polityków i ludzi silnie zaangażowanych w politykę, w konflikcie pomiędzy własnymi uczuciami a właściwym i racjonalnym postępowaniem w życiu publicznym i funkcjonowaniem w oficjalnej wspólnocie. Ukazane jest to przez odpowiednich bohaterów, m. in. nauczycielkę, która porzuciła pracę w szkole, panią minister finansów, która ma zagrażające karierze problemy z mężem i córką, człowieka odpowiedzialnego za finanse partii, który pod wpływem swych podwładnych przestaje stopniowo wierzyć w swoje metody.
- To moje kolejne dotknięcie kondycji dramatu człowieka w systemie społecznym, który lokuje tę kondycję między etyką i polityką – mówi o przedstawieniu Anna Augustynowicz, reżyser. - David Hare do tego dramatu wnosi obciążenie obywateli społeczeństwa świadomością, poprzez którą jednostkę czyni odpowiedzialną za siebie i za siebie nawzajem w przestrzeni wspólnoty. Ta odpowiedzialność staje się nie do zniesienia: autor każe swoim bohaterom publicznie się spowiadać, nieustannie zwierzać(…)
Problemem przewodnim tego dramatu jest dylemat, czy minister może tuszować własne problemy na rzecz prawidłowego działania w wspólnocie? I odwrotnie: zaniedbywać życie prywatne, rodzinne na rzecz kwestii publicznej?
Sztuka zaczyna się, moim zdaniem, dość niejasno i musiała upłynąć chwila zanim się połapałem, później pojawiają się kolejni bohaterowie i ich problemy – sprawy finansowe, moralne, rodzinne, polityczne, wreszcie zostajemy przeprowadzeni przez Getsemani (Getsemani to biblijna noc zwątpienia, kiedy Chrystus przeżywa kryzys wiary) kolejnych bohaterów, a na koniec dostajemy zestaw nie do końca możliwych ostatecznych rozstrzygnięć.
Dla mnie dobra sztuka, to taka, która ma mocny wydźwięk przede wszystkim jako całość. W której dobre części budują lepszą całość. Całość, wobec której nie można być obojętnym. Tu niestety było odwrotnie. Podobały mi się tylko jej fragmenty, zaś jako ich spójny zbiór sztuka jakoś do mnie nie trafiła. Zapewne dlatego, że taka tematyka jest mi dość odległa, a polityka to nie mój klimat. Nie chodzi o to, że sztuki nie zrozumiałem. Zrozumiałem i przeanalizowałem, bo do tego widz zostaje zmuszony. Mimo wszystko po wyjściu z teatru nie można Getsemani zignorować, zmusza, żeby jednak nad nią pomyśleć. Ale dla mnie po prostu nie była mocna. Oczywiście nie skreślam jej przez to, a wręcz przeciwnie, uważam, że zdecydowanie warto było pojechać, a spektakl jest godny uwagi. Mimo wszystko zmusza do refleksji nad życiem w systemie itp. Chociażby dlatego warto go zobaczyć. A na pewno inny wydźwięk będzie miała, gdy już będziemy wysoko postawionymi politykami. 

 Zapraszam do obejrzenia fragmentu polskiej prapremiery Getsemani:

http://www.youtube.com/watch?v=6UjlMk_EUog&feature=player_embedded


Radosław Iwanek

niedziela, 20 listopada 2011

Pod lupą Tomka Buczmy

Jak pięknie się różnimy


Ostatnio często dają się słyszeć głosy o równouprawnieniu, kwotach i suwakach na listach wyborczych lub o jeszcze innych „poważnych” problemach współczesnego świata. Myślę, że większość ulega złudzeniu, jakoby świat z tzw. podziałem na role, który przez setki lat funkcjonował, był światem skrajnej niewoli i ograniczeń.

Różnice pomiędzy mężczyzną a kobietą są od zawsze i nikt z nas tego nie powinien tego zmieniać. Niezależnie czy patrzymy poprzez pryzmat kreacjonizmu czy ewolucjonistycznych teorii, różnice te są konieczne. Kobieta i mężczyzna zawsze tworzyli wspólnotę, wbrew wielu różnicom byli sobie najlepszym towarzystwem żyjącym we wzajemnej zgodzie i szacunku przez całe życie.

Ileż pięknych obrazów zostało przedstawionych przez artystów i reżyserów, gdzie kobiety tworzą swoistą grupę, są wsparciem dla mężczyzn i wykonując swoje obowiązki, do których de facto zostały przeznaczone i nie czują żadnego uciemiężenia. Moim zdaniem świat współczesny stracił już obraz tradycji, która była kultywowana za czasów naszych przodków. Różnice pomiędzy mężczyzną a kobietą były są i z całą pewnością...

Sam nie wiem, co dalej. Może to już w niedługiej przyszłości mężczyźni będą rodzić dzieci? Kosztem budowy nowego ładu w gruzy obraca się stary, chyba piękniejszy świat. Piękna rola kobiety, jako „strażniczki” domowego ładu, która dba w swojej uczuciowej delikatności, aby wszystko było, jak należy. Do tego mężczyzna pracujący i również kochający swoją rodzinę. Elementy układanki pasują do siebie niczym puzzle. I nieprawda, że kobieta była kurą domową odizolowaną od ludzi. Chyba, że w krajach islamskich, gdzie patriarchat odgrywa w dalszym ciągu olbrzymią rolę.

Różnice między mężczyzną i kobietą są konieczne i piękne. Każde z nas jest istotą, która potrzebuje ciepła, miłości i wielu innych ważnych uczuć. Prawda jest taka, ze pomimo tych różnic możemy je znaleźć tylko u płci przeciwnej. Dlatego ważne jest, aby nie dać się wciągnąć w wir współczesnej zawieruchy, w której z egzaltacją dąży się nieprzerwanie do zatarcia tych różnic. Trzeba koniecznie pamiętać i mieć na względzie, że tak zostaliśmy stworzeni, z całą pewnością nie na własną szkodę. 


Artykuł ten powstał w odpowiedzi na post Mai Gorochowik:
Gościnnie: Kilka słów o odmienności