środa, 29 czerwca 2011

Nad rzeczką, opodal krzaczka...


Nad rzeczką, opodal krzaczka...”
to nie ta bajka Brzechwo
ambitniej zacząć trzeba.

„Kto się o mądrość ubiega...”
nie. To jednak sam już, u
Komeńskiego doczytaj.

I jak? Lepiej?
Dla ciebie,
czy dla mnie?

Dla tego miejsca może?
Jemu jeszcze czego trzeba?

Nie tylko to fraszka,
co ważnego raczej.
 Tak bym powiedział.

Tak cicho tu i miło,
że prawie jak pod Lipą.
Prawda? Czarnoleski mistrzu?

Tu już tylko brak kwiatów,
i księżyca jest tu brak.
Bo wolność przecież już mamy.

Jesteś pewny?
Tak mnie, jak
tobie, to

Starczy do pełni szczęścia?
Tak! Oscar Dublińczyk dixit!

Najlepsza kryjówka,
nie tylko dla książki,
wierz mi Aldissie.

W instytucji, świadectwie rozwoju kultury.
Czy tak? Poeto wadowicki? - w Bibliotece.


Jakub Perkowski II c

wtorek, 28 czerwca 2011


Elodie’s World

Część trzecia
*** 

    W wiktoriańskiej Anglii w północnej części Londynu syreny straży pożarnej budziły wszystkich mieszkańców, zmierzając w jednym kierunku, do posiadłości ojca Elodie. Dom płonął niczym latarnia morska.
Ku zdziwieniu wszystkich nikt z domowników nie czekał na pomoc, jedynie sąsiedzi wyglądali przez okiennice oraz, uchylając drzwi, wychodzili na werandy zaciekawieni. Strażacy próbowali gasić pożar, który zaczynał rozpościerać się na inne posiadłości położone blisko posiadłości Levixe’ów. Na jakikolwiek ratunek było już za późno. Pożar zajął cały budynek. Po ugaszeniu pożaru z niegdyś pięknie zachowanego budynku zostały same zgliszcza. Ciała Elodie, jej ojca Anthoniego, przyrodniej siostry Lilith oraz macochy Cynthii pochowano na miejscowym cmentarzu w rodzinnej krypcie. Przyczyny pożaru nigdy nie wyjaśniono, uznano, że jego zarzewiem musiała być niezgaszona świeca.
***
    Dusza imienia Rike i dusza imienia Elodie złączyły się, dochodząc do porozumienia. Powróciły do ciała, ratując je przed śmiercią oraz szaleństwem. Elodie przestała istnieć, Rike zawdzięczała jej życie. Gdyby nie przybycie Elle, kto wie, czy Thori natknąłby się na nią, czy już tylko na jej puste ciało. Nemme po dwóch tygodniach poszukiwań odnalazł Rike, dziękując klanowi Łososia za opiekę. Nemme przekazał dobre wieści swojej adoptowanej córce, klan był bezpieczny i tym razem żaden pożar już im nie groził.
***
    Rodzina Levixe od strony ojca Elodie otrzymała od strażaków jedynie starą książkę, dość zniszczoną, jednak pomimo pożaru dobrze zachowaną. Książka wcześniej nie miała tytułu, teraz na pierwszej stronie widniał napis „Świat Elodie” nakreślony starym, czarnym atramentem. Książka została schowana na samym dnie zapomnianego już od dawna kufra, do którego nie zaglądano. Przeczuwano, że coś jest w niej niepokojącego i lepiej jej nie czytać. Przez niemal pięćdziesiąt lat kufer pozostawał zamknięty. Przez posiadłość Levixe przewijały się kolejne pokolenia, nikt już nie pamiętał o książce ani o tajemniczym pożarze. Uznano, że nic już nie zakłóci idylli.
***
    John Levixe miał 17 lat, kiedy zakradł się na strych z myślą otwarcia kufra, który od dawna go intrygował. Czuł, że jest w nim coś, co go woła, co go przywołuje niczym śpiew syreny błądzącego na morzu rybaka.
Wyrzucił wszystkie inne książki przechowywane w nim, by dobrać się do tej jednej jedynej, po czym otworzył i zaczął czytać…

Anna Żylińska
kl. III TH

 Już dziś zapraszamy Was na jutrzejszą  prezentację wiersza zdobywcy Grand Prix naszego konkursu Jakuba Perkowskiego.

Redakcja "Stacha w Podziemiach" 

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Elodie’s World

 Część druga 
  
***

    Lekko zdezorientowana oparła się o pobliskie drzewo, nie miała pojęcia, w jakim kierunku dalej iść, szum wodospadu był niezwykle relaksujący. Odwróciła się w kierunku tego szumu, przymykając oczy. Usłyszawszy trzask gałązki, odwróciła się zaniepokojona. Serce biło tak szybko i mocno, iż miała wrażenie, że cały las to słyszy. Nic więc dziwnego, że podskoczyła, wydając z siebie zduszony okrzyk przerażenia, kiedy przed nią stanęła istota będąca najpewniej człowiekiem. Był to mężczyzna, postawny i barczysty przewiązany w pasie tylko opaską zrobioną ze skóry czerwonego jelenia, jego buty jak i kołczan na strzały również zrobiono z tej samej skóry. Na szyi zawiązane miał trzy kły, dzika lub lwa, tego nie była pewna. Mężczyzna nie odezwał się ani słowem, tylko chwycił za nadgarstek dziewczynę, która była tak sparaliżowana strachem, że głos uwiązł jej w gardle w postaci związanego supła. Po kilkunastu metrach zatrzymał się, zawiązując jej oczy kawałkiem skóry jelenia, najpewniej, by nie widziała, dokąd ją zaprowadzi. Nie miała siły się przeciwstawiać. Ów mężczyzna z pewnością był szybszy, silniejszy, a do tego wyglądał na takiego, co zna las, w którym ona się znalazła, jak własną kieszeń.
    Mężczyzna musiał wprowadzić ją do wioski, ponieważ po drodze słyszała najróżniejsze hałasy, śmiech dzieci, trzaskający ogień ognisk, zapach pieczonego mięsa oraz rozmowy kobiet. Wszystko natychmiast ucichło, kiedy ów tajemniczy mężczyzna zatrzymał się, co również i ona uczyniła. Zdjęto jej opaskę z oczu, które teraz swędziały, ale nie mogła się podrapać, ponieważ czuła, że byłoby to coś, co uraziłoby klan. Zmrużyła oczy, by po chwili spojrzeć w dal przed siebie, gdzie stał inny mężczyzna, mniej muskularny od tego, który ją tu przyprowadził, jednak musiał być kimś ważnym w tej społeczności. Najpewniej był wodzem, ponieważ wszyscy, którzy oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć, zebrali się w niewielkich grupkach przy swoich domach, obserwując to ją, to wodza, który nie wyglądał na więcej niż 25 lat.
    Została szturchnięta przez muskularnego klanowicza na znak, by ruszyła w kierunku wodza. Kiedy przed nim stanęli, nie widziała, co zrobić. Mężczyzna wykonał dziwny gest, który prawdopodobnie był powitaniem, choć tego nikt nie mógł być pewien. Wódz odwzajemnił gest, po czym pozwolił mu odejść, a reszcie rozkazał powrót do zajęć, na co członkowie plemienia zgodzili się bez szemrania. Ją samą wprowadził do swojego namiotu, który był dość skromnie urządzony, mimo to zwrócił jej uwagę od samego początku. Był dla niej miły, próbował dowiedzieć się, jak się tu dostała, co robiła, kim była, a przede wszystkim, skąd pochodzi. Odpowiedziała bezwiednie, że jej imię to Rike. Elodie odczuła lekki szok: jak mogła nazywać się Rike? Dotknęła swoich włosów, nie były już lśniące blond, długie i faliste, teraz miała je równie długie, jednak czarne jak noc oraz zdecydowanie proste. Jej śnieżnobiała skóra odporna na promienie słoneczne, również uległa zmianie, teraz wyglądała niemal jak delikatna czekolada. Kiedy spostrzegła, że wódz ja obserwuje, zaprzestała dochodzenia, próbując zamaskować zdenerwowanie i dezorientację. Wódz tylko się uśmiechnął, po czym zaprowadził ją do pobliskiego pustego, niezamieszkanego namiotu. Był cały dla niej. Kiedy została już sama, odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po swoim nowym domu. Czuła się bezpieczna i coś w głębi jej duszy mówiło, by zaufała swoim nowym opiekunom.
    Minęło kilka dni, a znała już tu każdego. Mężczyzna, który ją tu przyprowadził, nazywał się Thori. Wódz na imię miał Nemme. Rike zaprzyjaźniła się z pewną dziewczyną w swoim wieku. Wołali na nią Nemmithis, a jej matka Muhre niezbyt pochwalała ową znajomość, jednak jej córka była wolnym duchem w klasie czerwonego jelenia i nikt oprócz wodza nie miał wystarczającej władzy, by przywołać ją do porządku. Tydzień później, kiedy dzień złączył się z nocą (co nazywane jest pełnią) zapoczątkowano uroczystość, której celem było oficjalne przyjęcie Rike do społeczności oraz uzyskanie błogosławieństwa opiekuna klanu. Cała uroczystość trwała wraz z zabawą całą noc, póki tańczący księżyc nie opuścił słońca, by powrócić do równowagi jak i do swoich zobowiązań wobec istnień.
    Elodie coraz częściej zapominała, jak ma na imię oraz wszystko, co tak naprawdę określało ją jako Angielkę. Przyjęła na siebie to, co zostało jej dane przez las, nowe życie, nowe imię, nowych rodziców, którymi zostali Nemme i jego żona Kan oraz brata - rocznego chłopczyka imieniem Lith. Mimo iż z rzadka opuszczała granice obozowiska klanu czerwonego jelenia, stwierdzała, że życie w nim było piękne, choć wydawać się mogło monotonne. Podczas jednej z nocy, kiedy wszyscy klanowicze już spali nieświadomi zbliżającego się zagrożenia, las wstrzymał oddech. Część lasu, którą zamieszkiwał klan, zaczęła płonąć. Ryk zwierząt, piski jak i w niczym nieprzypominające śpiewu odgłosy ptaków rozchodziły się echem, dochodząc do uszu członków klanu. Wszyscy wybiegli przed swoje namioty, pakując w niewielkie torby swój życiowy dobytek. Nie mieli zbyt wiele czasu, jeśli chcieli uciec wystarczająco daleko, zanim pożar strawi do końca tę część lasu. Musieli uciekać w stronę rzeki Łososi, która była ciężka do przebycia dla jednostki, a co dopiero dla całego klanu, w tym małych dzieci. Wszyscy wyruszyli marszem, z bólem rozdzierającym ich klanowe dusze. Od lat klan czerwonego jelenia nie musiał się przeprowadzać, zostawiać swojego domu. Byli jednymi z nielicznych, którzy kiedy już raz osiedlili się, zostawali tam na stałe. Nikt nie oglądał się za siebie, widok płomieni pożerających ich dom był nie do zniesienia. Klanowicze jeden za drugim, pomagając sobie, pokonywali z trudem rzekę Łososia. Dla Rike ta podroż nie była łatwa, była nawet o wiele trudniejsza niż dla reszty jej nowej rodziny. Mimo że już minęła wiosna oraz lato, odkąd przyjęli ją pod swoje skrzydła, nie wyćwiczyła wszystkich klanowych umiejętności. Podczas przechodzenia przez rzekę Łososia kładka, na której stała Rike, złamała się wpół. Dziewczyna wpadła do rwącej wody, która porwała ją ze sobą, wpychając w swoje głębiny, by jej ofiara nie mogła wezwać pomocy. Wódz, słysząc, że jego adoptowana córka została porwana przez rzekę Łososia, chciał cofnąć się, by ją ratować, wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Klan pokładał w nim nadzieje, musiał najpierw zadbać o nich i dopiero wtedy modlić się, by rzeka pozwoliła jej przeżyć, by mógł wyruszyć, gdy klan będzie już bezpieczny, na jej poszukiwania.
    Woda wcale nie chciała wypuścić ze swych lodowatych objęć Rike. Chciała, by ta została z nią na zawsze. Dziewczyna była nieprzytomna, więc nie opierała się ani nie sprzeciwiała woli rzeki, jednak rwąca woda nie mogła przewidzieć, że znajdzie się ktoś, kto zabierze jej łup, krzyżując tym samym jej plany. Została uratowana przez Borkka i jego kuzyna Jemna. Zanieśli ją do obozowiska Klanu Łososia. Była w ciężkim stanie, ledwo oddychała, a jej dusza zdawała się być poza ciałem. Szaman Łososi próbował sprowadzić duszę imienia Rike z powrotem, jednak otrzymał wiadomość, że to ona sama musi zdecydować. Rike została zagłuszona przez duszę imienia Elodie i póki nie osiągną porozumienia, żadna z nich nie może wrócić. Szaman obawiał się, że zbyt długo trwająca walka dusz może mieć katastrofalne skutki dla ciała, jak i pozostałych dwóch dusz. Dusza Elodie spajała się z duszą Rike, by ocaleć. Było to dla nich jedyne wyjście.




(Koniec części drugiej. Trzeci, ostatni rozdział zostanie opublikowany we wtorek(28.06.2011)

Anna Żylińska  kl. III TH


sobota, 25 czerwca 2011

"Miesiąc z Biblioteką" Wyniki konkursu oraz prace drugich miejsc



Nasza autorska akcja „Miesiąc z Biblioteką” dobiegła już końca. Epilogiem projektu było poniedziałkowe (20.06.) spotkanie kilkunastoosobowej grupy uczniów z wybranymi przez redakcję nauczycielami. Szczegóły spotkania przedstawi Wam Filip Świątkowski w swojej „Nie tylko fotorelacji...” z tego niecodziennego spotkania. Chcemy wstrzymać się z oficjalnym podsumowaniem akcji, ponieważ mamy dla Was kolejną niespodziankę, która będzie stanowiła  Postscriptum  naszego przedsięwzięcia. Będziecie mogli sprawdzić, jak radzimy sobie w nowej, nieobecnej jeszcze na tej stronie formie gatunku prasowego - wywiadu. Rozmowa przeprowadzona z panią profesor Hanną Bohuszewicz wkrótce pojawi się na naszej stronie, najpierw jednak wyniki konkursu.
Po długich rozmowach, analizach jury w składzie: pani profesor Katarzyna Połońska, pan profesor Andrzej Tworek oraz uczeń Filip Świątkowski, zdecydowało, że zwycięzcą konkursu na „Najlepszy tekst o Bibliotece” zostaje Jakub Perkowski z klasy I c z wierszem „Nad rzeczką, opodal krzaczka...”. Miejsce drugie ex aequo zajęły Maja Gorochowik z klasy IIc z prozą poetycką „Czym jest poezja” oraz Anna Żylińska, która kształci się w III klasie Technikum Hotelarstwa, z prozą baśniową „Elodie’s World”.


Zachęcamy do zapoznania się owocami ciężkiego rzemiosła pisarskiego!:)





Redakcja "Stacha w Podziemiach"


Czym jest poezja…



Każda. Litera. I słowo. I zdanie. Brakuje życia. Brakuje tchu. Siły. Już

nie ma. Budzić się. Co rano. Powieki. Zbyt ciężkie. Kładą się. Do snu. I

szklanka wody. Na twarz. Nie wystarcza. Marzenia. Gdzieś wrzeszczą.

Żądają. Uwagi. Nostalgia. Ogarnia. I duszę. I ciało. Cierpienie. Dziś 

ściska. Dusi. I pali… Poeci. Wariaci. W niepokój. Wpędzają. Do domu

wariatów. Mnie zapraszają. Świat mi otworem. Pod nogi rzucają.

Dłoń. Im podaję. Serce otwieram… Nowe życie. Właśnie wybieram.

Marzenia. Spełnione. Bo każda. Litera. I słowo. I zdanie. Świat. Ulega.

Dzięki mnie. Zmianie… Nie uciszycie. Serca. I duszy. Nic już mnie nigdy

nie zagłuszy! W najszlachetniejszym domu wariatów... Wariatka!

Znalazła! Swe grono. Wariatów.


Maja Gorochowik kl. II c




Elodie’s World
  

Świat, jaki odkryła Elodie, zdecydowanie nie był światem, do którego należymy, choć był równie prawdziwy, co nasz. Twórca nie objął go prawami autorskimi, nie potrafił. Nikt tego nie umiał ani nie mógł tego uczynić, ponieważ w zamyśle twórcy jest tylko stworzenie do niego bram, a czy ktoś z nich skorzysta, by sprawdzić, co się za nimi kryje, to zupełnie inna sprawa.
 

***

Elodie miała 17 lat, kiedy znalazła swoje drzwi. Gdyby nie zupełny przypadek, gdyby jej drogi ojciec powtórnie się nie ożenił, kto wie, jak potoczyłyby się jej losy. Gdy jak co dzień późnym południem Elodie chciała poczytać jedną z książek ojca, macocha wygoniła ją z domu pod byle pretekstem urządzania przyjęcia, bez wierzchniego okrycia. Wiktoriańska Anglia nigdy wcześniej nie wydała się jej tak ponura, nieprzystępna i bez wyrazu. Ruszyła przed siebie, nie patrząc na mijanych ludzi, którzy rzucali jej spojrzenia pełne pogardy lub litości. Nie wie, jak długo tak szła, może kilka minut, może kilkanaście, nie miało to żadnego znaczenia. Dla Elodie była to wieczność. Słysząc stukot koni, zeszła pospiesznie z drogi, by ustąpić miejsca nadjeżdżającemu powozowi. Woźnicy strasznie się gdzieś spieszyło, kufry, które były przywiązane do powozu, podskakiwały, jakby chciały się już wydostać z lin, które je ograniczały. Z jednego z nich wypadła książka w dość starej, choć dobrze zachowanej oprawie. W duchocie panującej wówczas w północnej części Londynu oraz przy akompaniamencie deszczu, który od wyrzucenia Elodie z domu tylko przybrał na sile, usłyszenie przez woźnicę cichego „plusk” książki o wybrukowaną uliczkę nie było możliwe. Dziewczyna spojrzała przelotnie na oddalający się powóz, po czym podniosła zgubę. Jeżeli by tylko wiedziała, gdzie mieszka jej właściciel, z pewnością by ją zwróciła, lecz w obecnej sytuacji nikt nie byłby zły, jeśli ją weźmie, prawda? Miłość do książek odziedziczyła po ojcu, który od maleńkości czytał jej bajki, a w późniejszym czasie pozwalał na przesiadywanie w swojej bibliotece, która była zarazem miejscem jego pracy jak i skupienia. Przytuliła do piersi mokrą od deszczu książkę, a jej drobne dłonie ślizgały się po okładce, toteż musiała ją mocno trzymać przy ciele. Nie miała pojęcia, ile czasu stała na deszczu z zamglonymi oczyma, trzymając starą książkę. Kiedy się ocknęła, natychmiast pognała w kierunku domu. Wybiła już 21. Ojciec powitał ja całusem, a służba w mig otoczyła ją ręcznikami. Nie rozumiała, czemu ojciec nie zrezygnuje ze służby, ich dom nie był wielką rezydencją, lecz elegancką, dobrze utrzymaną posiadłością. Zwykle po takich myślach, które zdecydowanie za często kłębiły się w jej głowie, pobiegłaby kłócić się o to z ojcem, jednak dziś miała ważniejsze zadanie, którym była znaleziona przez nią książka.

Wiedząc, że jest w pełni bezpieczna, jak i będąc pewna, że nikt do rana nie zakłóci jej spokoju, zamknęła cichutko drzwi, a następnie ułożyła się wygodnie na łóżku, biorąc do ręki wytartą i suchą już książkę, którą otworzyła z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się tego, z czym przyjdzie się jej dziś spotkać. Moment ten był jednym z ważniejszych wyborów, jakich dokonała.
 

***

Elodie wkroczyła w niezwykły, niemal mityczny świat lasu... Jej umysł bez przeszkód połączył się z duchem twórcy, którego choć życie przeminęło, w jakimś stopniu ocalało. Elodie długo nie trzeba było zachęcać, by podążyła za głosem autora. Już po chwili czuła się, jakby odwiedzała dobrego znajomego, który właśnie wrócił po długiej podroży do rodzinnego domu.

To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Znalazła się w zupełnie innym miejscu na świecie, które zachwycało swoją istotą jak nic, co widziała do tej pory w swoim życiu. Las, w którym się znalazła, był ogromny, jego granice rozpościerały się na długie kilometry w każdym możliwym kierunku. Co jakiś czas, idąc przed siebie, napotykała dziki, lisy, bobry budujące dla siebie nowy dom nad rzeką. Śpiew tamtejszych ptaków był dla Elodie czymś zupełnie niespotykanym i niezwykle pięknym, piękniejszym niż śpiew ptaków w Londynie jak i poza nim, który słyszała, kiedy jeździła z rzadka z ojcem na wyprawy łowieckie. Spędzała trochę czasu w lesie, spacerując po jego włościach, jednak ten las zdecydowanie różnił się od londyńskiego, był bogatszy.

***

Elle przewracała kolejne strony powieści, robiąc to machinalnie. Nie odrywając nawet wzroku, brnęła w opowieść coraz dalej i dalej… 
(Koniec części pierwszej. Rozdział drugi zostanie opublikowany  w poniedziałek ( 27.06.2011) )


Anna Żylińska kl III TH

sobota, 18 czerwca 2011

Dlaczego czytam?

Statystyka mówi, że w ubiegłym roku pięćdziesiąt procent Polaków nie przeczytało ani jednej książki. Daje to 19093430 Polaków, których nie jestem w stanie zrozumieć. Istnieją rzeczy przekraczające możliwości ludzkiej wyobraźni, jak na przykład nieskończoność Wszechświata. Dla mnie czymś takim dodatkowo jest to, że połowa obywateli naszego kraju zwanego Polską przeżyła ubiegły rok, tzw. dwutysięczny dziesiąty, nie zaglądając do książki. Znam pewną bibliotekę. Odkąd pamiętam, ta umiera. Powoli, ale jednak. Kilka miesięcy temu niewiarygodnie ją skompresowano – upchnięto w pomieszczeniu o powierzchni nieznacznie ponad 20 m2. Nowe książki prawie tu już nie przybywają. Ale to nie wina złego zarządzania biblioteką czy braku funduszy. Po prostu ona nie ma dla kogo się rozwijać. Nie ma dla kogo istnieć. W miejscowości, gdzie się ona znajduje, żyje ok. 550 osób. Czyta kilkadziesiąt. Kiedyś zasłyszałem rozmowę jakichś ludzi. Kilkoro dorosłych konwersowało na temat czytania. Wynikło z ich wypowiedzi, że są dumni, iż ostatnią ich lekturą był bodajże „Pinokio” w drugiej klasie… Ja zwyczajnie nie wiem, jak tak można żyć. A jak widać, jakoś żyją. Chyba, że to ja jestem nienormalny, bo czytam…
No właśnie – dlaczego czytam?
XXI wiek. Filmy, Internet, gry i tysiące innych sposobów na rozrywkę. Podaną pod nos, na tacy. Gotową. Prostą. Niewymagającą prawie żadnego wysiłku. A jednak ja i reszta gatunku czytelników mamy czas i chęć na wpatrywanie się w tysiące białych kartek pokrytych milionami czarnych, monotonnych znaków. Składanie ich w wyrazy, zdania, opowieści. Tworzenie wreszcie z nich światów, bohaterów, przygód, uczuć. Tak, że w końcu ten papier i tusz nabierają innego znaczenia. Niematerialnego. I tu pojawia się pierwsza przeszkoda. Wyobraźnia. Ta dziś zanika. Jak już mówiłem, wszystko jest gotowe. W książkach nie. Tu trzeba się wysilić, zaangażować. Ale przecież ja też żyję w tym XXI wieku. Też w wielkim stopniu korzystam z tysięcy jego dobrodziejstw. Oglądam telewizję i potrafię na bardzo długie godziny wsiąknąć w grę komputerową. Książki i gry stoją w hierarchii moich zainteresowań na tym samym miejscu. Tak samo jak dobra gra nie odciągnie mnie od dobrej książki, tak lektura nie oderwie mnie od dobrej gry. I jest równowaga. Zatem można to ze sobą pogodzić, korzystnie dla „stron”. Więc chyba dowodzę, że możliwość wyparcia czytania przez rozrywkę interaktywną odpada, bo jeśli ktoś lubi i chce czytać, to żadna technologia go od tego nie odwiedzie.
Czytam przede wszystkim literaturę fantastyczną i gram w erpegi. Po co? Zapewnia mi to chwile ucieczki do czegoś innego. Do odmiennych rzeczywistości. Według mnie każdy potrzebuje takiej chwili zapomnienia. Niektórzy korzystają z ogromu znacznie łatwiejszych, pewniejszych i szybszych sposobów. Bardziej współczesnych. Nie uważam ich za złe. Trzeba tylko bardzo umiejętnie z nich korzystać. Wszystko odpowiednio użyte służy dobru człowieka. Jednak choćby powstał idealny środek, w pełni nieszkodliwy, legalny i zapewniający doskonały odlot, ja i tak nie chciałbym zamienić „ucieczki” poprzez czytanie na niego.
Czytanie odbieram jako coś bardziej wyrafinowanego. Głębszego. I osobistego. Tam jest świat i postaci, które częściowo ja też tworzę. Dlatego nie pociąga mnie jakoś specjalnie oglądanie ekranizacji niektórych książek, przynajmniej nie zaraz po przeczytaniu, bo wtedy szlag trafia wszystko to, co stworzyłem podczas czytania. Wizerunki postaci i scenerie, które narodziły się w mojej wyobraźni, zostają wyparte przez te stworzone przez reżysera.
Książka jest rzeczą również mającą dla mnie znaczenie od strony fizycznej. To przedmiot mający historię. Ukrytą i niemożliwą do odtworzenia. Zastanawiam się czasami, ile osób z nią już obcowało, w jakiej atmosferze, co odczuwali…
Mimo, że statystyka przeraża, ja nie jestem w stanie uwierzyć w to, że czytelnictwo zaniknie.  Słowa starożytnych pisarzy dotrwały do naszych czasów. To dowód, że słowo pisane ma ogromną wartość. I pewien jestem, że zawsze będą ludzie dostrzegający to i z niej korzystający.



Radosław Iwanek

środa, 15 czerwca 2011

To się chyba nazywa książka ulubiona…



Niezwykle ciężko jest przeprowadzić selekcję, zadać rany tym, którym coś zawdzięczamy, odstawić na bok, może zapomnieć, zamknąć, uszeregować, pewnym głosem powiedzieć: „nie, to nie ta”, nie zadawać pytań: „a może jednak?”, zrezygnować z tego, co dobre i wartościowe, z tego, co sprawiło, kim dziś jestem, schować za plecami wiele, a w ręku pozostawić tylko jedną i nazwać ją „książką ulubioną”. Z wyboru takiego nigdy nie będę zadowolona, gdyż żadna kombinacja nie usatysfakcjonuje mnie w stu procentach, nie pozwoli zapomnieć o tym, co trzymam za plecami. Nie odważę się więc zaszczycić, tego, o czym mam zamiar powiedzieć mianem wyżej wspomnianym, nie mogę skrzywdzić pozostałych, dlatego też opowiem o książce, która, mam wrażenie, została napisana specjalnie dla mnie. 


Ken Kesey „One Flew Over the Cuckoo's Nest”  („Lot nad kukułczym gniazdem”)




   Powieść ta nieprzypadkowo wpadła w moje ręce ubiegłego lata, przez dłuższy czas usiłowałam dorwać ją, aż w końcu ktoś zwrócił  owy druk do biblioteki miejskiej i udało mi się zgarnąć ją z regału, na którym leżały ostatnio oddane książki. 

    Akcja wstrząsającej lektury toczy się w szpitalu psychiatrycznym, do którego pewnego dnia trafia ktoś, kto w ogóle nie powinien się tam znaleźć. McMurphy – kanciarz, szuler, kobieciarz, oszust, który kłamstwo ma we krwi, a ponadto, jakby się początkowo wydawać mogło, dziecko szczęścia, udaje chorego psychicznie, aby więzienną celę, do której miał trafić, zamienić na szpitalne sale. Traktował to miejsce jako kolejne, gdzie będzie mógł się zabawić, jednak wkrótce wychodzi na jaw cała prawda o zapomnianej przez Boga placówce. Po białych salach oprowadza nas jeden z pacjentów, udający głuchoniemego Indianina, nazywany „Wielkim Wodzem”, trzeźwo oceniający wszystkie fakty mężczyzna ukazuje czytelnikowi ludzkie dramaty rozgrywające się za murami lecznicy. W szpitalu tym chorzy nie mogą liczyć na choć odrobinę współczucia, zrozumienia czy nawet błahej ludzkiej życzliwości. Personel traktuje swych podopiecznych tak, jakby nie zasługiwali oni na miano człowieka, często używa ich, aby zrelaksować i od stresować się po pracy. Widząc to, McMurphy postanawia zakłócić ten stan rzeczy i wprowadzić nowy należyty porządek. 

   Jak już wspomniałam, wychodzę z założenia, że książka ta została napisana specjalnie dla mnie, odnalazłam w niej to, czego nie mogłam znaleźć w literaturze przez długie lata. Być może wynika to z faktu mojego zainteresowania problematyką, której dotyka autor. Często powracam myślami do McMurphy’ego niepokornego buntownika, chcącego zmienić świat, niegodzącego się na zło, lecz będącego zbyt słabym, by móc przeciwstawić się brutalnemu systemowi. Choć niektórzy zarzucają Keseyowi, że zbyt jasno stawia sprawę, dzieli świat na białe i czarne, zapominając przy tym o odcieniach pośrednich, mi nie przeszkadza zupełnie, a nawet dostrzegam pewien fenomen w takim przedstawieniu sprawy. „Lot nad kukułczym gniazdem” ponownie chętnie zaproszę do mojego domu.


M.Michalska Ic


poniedziałek, 13 czerwca 2011

Mój regał z książkami


Coraz więcej młodych ludzi zastępuje książki i przyjemność czerpaną z ich czytania grami komputerowymi, telewizją czy Internetem. Problem nieczytania nie dotyczy tylko i wyłącznie młodzieży, co pokazują szokujące wyniki sondaży. Otóż, okazuje się, że ponad połowa Polaków w 2010 r. nie przeczytała ani jednej książki. Jest to zatrważające. Ludzie, którzy nie czytają, powinni wiedzieć, że tracą przez to szansę na rozwinięcie wyobraźni, pogłębienie wiedzy, ukształtowanie swego charakteru, a także poznanie otaczającego nas świata.
Kilkadziesiąt lat wstecz, kiedy nasi dziadkowie cieszyli się młodością, nikt nie potrafił wyobrazić sobie życia bez książek. Książki były bowiem oknem na świat, dawały możliwość uwolnienia się od rzeczywistości i obcowania z nakreślonymi przez autorów postaciami. Dzisiaj książki są odrobinę niedoceniane, ale wciąż potrafią w czytelnikach wzbudzić wielkie emocje. Każdy, kto uwielbia czytać, ma kilka książek, nad którymi wylewał łzy smutku, kilka, które przysporzyły mu wiele radości i mnóstwo, które wyzwoliły w nim wiele innych, równie barwnych uczuć. Najlepsze książki to takie, które zmuszają czytelnika do refleksji, takie, o których myśli się jeszcze długo po ich przeczytaniu, a także te, których nigdy się nie zapomina. Chciałabym pokrótce przedstawić moją osobistą historię czytelnictwa.
Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką był „Zajączek z rozbitego lusterka” autorstwa Heleny Bechlerowej. Miałam wówczas sześć lat. W rok później mama zaprowadziła mnie do miejskiej biblioteki, gdzie założono mi kartę czytelnika. Od tej pory stałam się regularnym bywalcem zarówno w bibliotece miejskiej, jak i w szkolnej. We wczesnych latach dzieciństwa byłam chyba najaktywniejszą czytelniczką w całym swoim dotychczasowym życiu. Czytałam kilka książek tygodniowo, co prawdopodobnie wynikało z tego, że nie były to zbyt opasłe tomy, ale mimo wszystko sprawiało mi to olbrzymią przyjemność. Nie pamiętam zbyt wielu pozycji, które wówczas czytałam, jednak najbardziej w pamięci utkwiły mi „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren. W tym okresie pojawiła się również fascynacja inspirującymi baśniami Hansa Christiana Andersena.
W starszych klasach szkoły podstawowej życie umilały mi perypetie uwielbianej przeze mnie „Ani z Zielonego Wzgórza” czy „Przygody Tomka Sawyera”. Moją pierwszą platoniczną miłością był oczywiście bohater literacki. Swoje uczucia jako trzynastolatka ulokowałam w mądrym i honorowym chłopcu, jakim był Janosz Boka. Janosz jest jednym z bohaterów fascynującej lektury, jaką są „Chłopcy z Placu Broni” autorstwa węgierskiego pisarza Ferenca Molnara. Szósta klasa szkoły podstawowej okazała się być przełomowym momentem, jeśli chodzi o moją przygodę z książką. Odkryłam wówczas fenomen pani Musierowicz i jej „Jeżycjady”, ale również zainteresowałam się wąskim działem literatury, jaką jest literatura lagrowa.
Od tej pory głównym tematem książek, które czytałam, był problem holocaustu, gułagów i ludobójstwa podczas II wojny światowej w ogóle. Przeczytałam wiele pamiętników i wspomnień świadków tych wydarzeń, ale również wiele typowo historycznych opracowań. Początkowo te książki przerażały mnie, historie w nich zawarte wydawały mi się nieprawdopodobne, przeżywałam każdą książkę osobno, rozmyślałam o tym, a nawet robiłam notatki. Wielu moich znajomych dziwi się, dlaczego interesuje mnie tak krwawy i trudny temat. Odpowiadam teraz: ze względu na prawdziwe emocje, ze względu na prawdę historyczną , o której młodemu pokoleniu nie można pod żadnym pozorem zapomnieć oraz ze względu na piękne i wzniosłe wartości, jakimi kierowali się ludzie tamtych lat. Czytając o dramacie ludzkim, który miał miejsce stosunkowo niedawno, uczę się dostrzegać małe rzeczy i cieszyć się nimi. Te książki to najlepsza lekcja historii.
Oczywiście nie zamykam się tylko i wyłącznie w tym jednym temacie, czytam w zasadzie wszystko – od powieści popularnych czy kryminalnych poczynając, a na poezji kończąc. W gimnazjum, kiedy za szczyt intelektualnych osiągnięć uważało się czytanie Paulo Coehlo, czytałam wszystkie jego dzieła, choć jego grafomański styl nigdy mnie nie zachwycał. Dlaczego podaję ten przykład? Otóż, są książki do których się wraca. Do Paulo Coehlo nie zamierzam wracać, ale wrócę do powieści Jane Austen, do „Wichrowych Wzgórz” Emily Jane Bronte, do „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell czy do jednej z moich ulubionych powieści, mianowicie do „Wyboru Zofii” Williama Styrona oraz do wielu, wielu innych.
Czytałam, czytam i będę czytać. Książki to piękny sposób na spędzanie wolnego czasu. Sposób, który nigdy się nie znudzi, bo zawsze znajdą się książki, których jeszcze nie znamy. Postacie, których nigdy nie odkryliśmy i nie poznaliśmy. A póki jest na to czas, uważam, że warto poznać tych postaci i książek jak najwięcej.



Natalia Fijoł   Kl. I „C”

Dziś otwieramy dla Was nową sondę "Które z niżej wymienionych gazet czytasz najchętniej?" W naszym kraju możemy przebierać w rozmaitych czasopismach, poczynając od polityczno-społecznych na czasopismach naukowych kończąc. Jesteśmy bardzo ciekawi, które z tych czasopism wybierają czytelnicy "Stacha". Zachęcamy do oddania głosu w ankiecie, możecie wybrać kilka odpowiedzi na raz !:)

Redakcja "Stacha w Podziemiach"

sobota, 11 czerwca 2011

"Miesiąc z Biblioteką" - nowości

Drodzy Czytelnicy!!!  Nasza akcja powoli zmierza ku końcowi, stąd pewnie wyczekiwana przez Was informacja o spotkaniu które zwieńczy "Miesiąc z Biblioteką". Uroczystość odbędzie się 20 czerwca, o godzinie 12:30 w szkolnej bibliotece. Wzięcie udziału w akcji potwierdzili:
pani profesor Hanna Bohuszewicz, pani profesor Kinga Dolatowska, pani profesor Katarzyna Połońska, pani profesor Justyna Zalewska, pan profesor Janusz Bohuszewicz, a także pan profesor Andrzej Tworek. W czasie spotkania zaplanowane są kilkuminutowe wystąpienia wyżej wymienionych nauczycieli, dyskusje na temat książek, bibliotek, czytania, sztuki czytania, oraz niespodzianka...

Poniżej nowatorska interpretacja, znanego polskiego jazzmana Leszka Możdżera, motywu Krzysztofa Komedy z filmu "Prawo i pięść".
                                         Redakcja "Stacha w Podziemiach"


PS. W związku z późną datą spotkania postanowiliśmy przełożyć termin nadsyłania prac konkursowych na najlepszy tekst o bibliotece (TUTAJ więcej informacji na temat konkursu) do 14.06.2011 (wtorek). Wyniki konkursu zostaną podane podczas spotkania. Zwycięzca zawodów oprócz wcześniej zapowiedzianych przywilejów otrzyma  nagrodę Dyrektora Szkoły, która zostanie wręczona podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego.
Wasze prace oceni powołane przez redakcję "Stacha w Podziemiach" jury, w składzie:
pani profesor Katarzyna Połońska, pan profesor Andrzej Tworek oraz uczeń klasy Ic - Filip Świątkowski.
 
Dziękujemy za już nadesłane prace i czekamy na następne :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Oto "NASZ" sukces...:)

      
      Z radością informujemy, że talent naszego redakcyjnego kolegi Radka Iwanka został dostrzeżony przez świat! Jego recenzję o spektaklu według sztuki Doroty Masłowskiej ("Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku") możemy teraz czytać w nowej odsłonie - w I wydaniu ogólnopolskiego magazynu lajfstajlowego MAD&MAD. Gratulujemy!

 A oto dowód:

sobota, 4 czerwca 2011

Co nieco o naszym okrągłym domu z kosmosu.

Dziś, w trackie przeglądania porannej prasy internetowej, natrafiłem na bardzo ciekawy link, którym chciałbym podzielić się z wami.
Cóż, nie będę uprawiał plagiatu więcej dowiecie się wchodząc na poniższą stronę.

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/niesamowite-nagranie-wideo-z-kosmosu,1,4407896,wiadomosc.html


Jeśli komuś nie będzie odpowiadał lektor ani muzyka; przedstawiam poniżej swoją propozycje, myślę, że treścią całkiem pasującą do przesłania filmu.

Luciano Pavarotti "caruso" Pieśń o miłości do Ziemi.

Filip Świątkowski 

czwartek, 2 czerwca 2011

"Miesiąc z Biblioteką" - nowości!!!

      Dziś chcemy wcielić w życie kolejny pomysł w związku z akcją " Miesiąc z Biblioteką". Poniżej przedstawiamy wam parę utworów, które według nas tworzą ciekawy klimat do czytania książek, także nawet osobna treść jest dobrą lekturą na co dzień... bo piosenki, których zaraz będziecie mogli posłuchać, zaliczają się do gatunku poezji śpiewanej. Czy ktoś w tym miejscu już chce zrezygnować? Zejdźmy już z  tego poziomu, że to co "wyższe" to "Nie", to "Wstyd, siara, obciach, kto tego słucha???!!!". Ludzie, którzy pisali teksty do tych utworów, byli takimi samymi ludźmi jak my, mieli takie same problemy, tak samo czuli, przeżywali, szukali; tylko to, co widzieli, przedstawiali w nieco innej formule niż ta, z jaką mamy do czynienia dzisiaj... Pamiętacie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego z gimnazjum? Wielki poeta, zaliczany do pokolenia Kolumbów (tutaj możecie więcej poczytać na ten temat) wcale nie był prymusem w nauce. Jego oceny często nie wynosiły więcej niż 3. Jesteśmy pewni, że jeśli posłuchacie tych utworów, wielu z Was zacznie odkrywać, jak wiele nas ŁĄCZY, a nie DZIELI z ludźmi z "tamtej epoki".

Zacznijmy od małego żartu.

http://www.youtube.com/watch?v=m9SUXNB5KRo   Spot reklamowy kampanii społecznej "Cała Polska czyta dzieciom" . Filmik nosi tytuł "Ja jestem".

http://www.youtube.com/watch?v=903GZKqeBeQ   Stanisław Soyka, Czesław Mozil - "Na Cześć Księdza Baki"

http://www.youtube.com/watch?v=L0jxWBrZ9bY   Grzegorz Turnau - "Liryka"

http://www.youtube.com/watch?v=ZCldZ_E7Sps     Agnieszka Osiecka - "Okularnicy"

http://www.youtube.com/watch?v=hdEdVAkAQv8&feature=related  Grzegorz Turnau - "Znów Wędrujemy"

http://www.youtube.com/watch?v=oG6pEolAKm8   Marek Grechuta - "Dni których nie znamy"


Redakcja "Stacha w Podziemiach" 


PS. Informujemy, że w planowanym przez nas spotkaniu, które ma zwieńczyć naszą akcję weźmie udział pani profesor Justyna Zalewska.

 PPS. Jeśli masz jakieś utwory, przy których dobrze Ci się czyta albo które stwarzają niezapomniany klimat z książką - śmiało wysyłaj propozycje na nasz adres mailowymailto:stachu.w.podziemiach@gmail.com. Możesz podać swoje imię, nazwisko, klasę, a jeśli nie jesteś z naszej szkoły, to uczelnię, do której chodzisz, miasto. Twoją propozycję wstawimy z podanymi informacjami, możesz również zachować anonimowość.

środa, 1 czerwca 2011

1 czerwca 2011. Brzdąc.

 Miałam napisać życzenia z okazji Dnia Dziecka i wtedy pomyślałam, o tym, że być dzieckiem wcale nie jest łatwo, że to taki skrawek dorosłego świata, mniejsza perspektywa, „żabia” wręcz, że te ważne sprawy rozgrywają się ponad, że wszystko takie odległe, dziwne , inne, że ktoś Duży podejmuje decyzję za kogoś Małego…. I to słowo, które jak przecinek, jak rytm, pojawia się w mojej głowie, brzęczy, brzdęka,…. ąc, …dąc….BRZDĄC

      --- Spójrzmy za siebie, jak daleko nam do miejsca, z którego wyruszyliśmy, zróbmy pauzę. Idziemy tak powoli, a ja nadążyć za tobą nie mogę. Ramię w ramię, jak ojciec i syn, ścigać to, co przed nami. Śnić o tym, by narodzić się na nowo. ---

Mądry dorosły mężczyzna, mądra i silna kobieta, ufne i rezolutne dziecko znajdują się w świecie, który na każdym kroku sprawdza ich odwagę, wzajemne zaufanie i często bywa okrutny. 

Te słowa dotyczą niezwykłej filmowej historii tytułowego „Brzdąca” w reżyserii Charlesa Chaplina. To film O ŚWIECIE, GDZIE WAŻNA JEST MIŁOŚĆ, ZAUFANIE, DOBRO.

Trzeba obejrzeć, teraz!! Na lekcji, po lekcji, na laptopie, z sieci, ściągnięty z „chomikowa”, kupiony w folijce pachnącej „empikiem”, z Panią, z Mamą, Tatą , młodszym (dokuczającym w najlepszych momentach) rodzeństwem, ze starszym (dokuczającym w najlepszych momentach) rodzeństwem i sam na sam, z nostalgią i w skupieniu…..

I trzeba się zastanowić, teraz!! I wrócić do tego pełnego emocji świata barw, ulubionych melodii „na dobranoc”, zapachów dzieciństwa, obdartych do krwi kolan, trójkołowych rowerków, z których i tak spada się po sto razy, do tej wspaniałej bezradności w trudnych sytuacjach, do ŚWIATA, GDZIE WAŻNA JEST MIŁOŚĆ, ZAUFANIE, DOBRO.

I ŚCIGAĆ TO, CO PRZED NAMI…. ŚNIĆ O TYM, BY NARODZIĆ SIĘ NA NOWO. …

Wszystkim Dzieciom i Tym, Którzy Czują Się Dzieckiem – życzę, w imieniu własnym i Dorosłych Pracowników Naszej Szkoły.




Kinga Dolatowska