sobota, 14 maja 2011

Przez mroki współczesności


Kto potrafiłby w dość komfortowych warunkach, miłej atmosferze i stosunkowo krótkim czasie pojechać do Koszalina, kupić bilet do teatru, obejrzeć świetny spektakl, następnie wrócić do domu? No, to nie problem, ale jeszcze druga cześć pytania: kto dokonałby tego, wydając jedynie siedemnaście złotych? Już robi się trudniej... Ale dla nas, ponad czterdziestoosobowej grupy "wybrańców", nie stanowiło to problemu, bowiem dwudziestego ósmego kwietnia Pan Profesor Bohuszewicz zorganizował wyjazd do Bałtyckiego Teatru Dramatycznego na realizację dramatu autorstwa Doroty Masłowskiej "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku".


Dwoje biednych Rumunów…” to debiutancka sztuka Doroty Masłowskiej napisana na zamówienie TR Warszawa, miała premierę w listopadzie 2006. Jest to krótki i przepełniony humorem dramat opowiadający historię Parchy, aktora grającego księdza Grzegorza w telewizyjnym serialu oraz poznanej przypadkowo Dżiny - dwojga imprezowiczów, którzy po suto zakrapianej balandze, będąc pod wpływem alkoholowo-narkotykowej mieszanki, najprawdopodobniej nieświadomi swych czynów wyruszają w szaloną podróż po Polsce. Z czasem zaczynają odzyskiwać przytomność umysłów i dostrzegać otaczające ich bagno. Są ludźmi z tzw. marginesu społecznego, zatem łatwo przychodzi im wcielenie się w rolę pary rumuńskich żebraków mówiących po polsku. Wpychają się ludziom do samochodów, żebrzą, proszą o pomoc, próbują korzystać z cudzych telefonów, nawet domostw, lecz nie przebiega to bezproblemowo, bowiem następuje tu konfrontacja z naszą wspaniałą polską mentalnością. Cała fabuła przedstawiona jest tu głównie za pomocą dialogu, którym posługują się ludzie pokroju głównych bohaterów – a jest to dialog wulgarny, pełen błędów i przeskoków myślowych, niemal pozbawiony logicznych zdań. Roi się jednak on od niezliczonych gierek słownych i ukrytych żartów. Zresztą na początku cała sztuka aż ocieka humorem. Lecz z czasem zaczyna robić się coraz mniej śmiesznie. Bohaterowie dochodzą do siebie, zaczyna przygniatać ich ogrom problemów i dramatyzm sytuacji, w której się znaleźli, stopniowo rodzi się pomiędzy nimi konflikt, a podróż ich życia przeradza się w piekielną wyprawę po dzisiejszej strasznej Polsce. Jednocześnie brutalnie ukazuje ciemną stronę naszego współczesnego, przesyconego ogłupiającymi substancjami życia oraz szaleńczej walki o przetrwanie w nim, ciągłego pościgu i chęci osiągnięcia spokoju poprzez ucieczkę przed rzeczywistością.



Mimo, iż głównym filarem spektaklu były słowa, nie mogę nie wspomnieć o scenografii. Anna McCracken wszechobecną tandetę i płytkość świata bohaterów zobrazowała poprzez wyłożenie powierzchni plandekami, choinki zapachowe zawieszone pod sufitem oraz opony samochodowe, jako główny rewizyt oraz cześć wystroju, według mnie wspaniale komponującego się z treścią.

Moim zdaniem sztuka zasługuje na miano co najmniej bardzo dobrej. I nie tylko moim, bowiem wraz z nami na widowni zasiedli także krytycy, m. in. Jacek Sieradzki, redaktor naczelny „Dialogu”. Ich zadaniem było podjęcie decyzji czy sztuka zakwalifikuje się do Finału 17. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. I zakwalifikowała się. Wśród jedenastu przedstawień wybranych z osiemdziesięciu pięciu zgłoszonych.

Długo po obejrzeniu spektaklu pozostał w mojej pamięci jego obraz z wiele z nim przemyśleń związanych. Pełne zrozumienie treści wymagało trochę czasu, ale taka po prostu jest Masłowska – brawurowo przedstawia swą jakże skomplikowaną wizję świata i nie czeka, by odbiorca dotrzymał jej kroku i w pełni wszystko pojął… 

Radosław Iwanek, Ic