środa, 25 stycznia 2012

ACTA ad acta?

W ciągu ostatnich kilku dni padły dwa wielkie serwisy do dzielenia się plikami – Filesonic i MegaUpload (jego założyciel został aresztowany przez… 76 uzbrojonych policjantów). Na Wikipedii, Joe Monster, Demotywatorach i kilku innych popularnych serwisach pojawiają się złowieszcze blackouty, hakerzy blokują rządowe strony. To wszystko w akcie protestu. Przeciw czemu? 

 W 2006 roku Japonia i Stany zjednoczone wpadły na szlachetny pomysł zwalczania piractwa i podrabiania dóbr. W związku z tym stworzono Anti-Counterfeiting Trade Agreement, czyli po naszemu umowę handlową dotyczącą zwalczania obrotu podróbkami. Jej celem jest ustalenie międzynarodowych standardów w walce z naruszaniem własności intelektualnej.
Do projektu kolejno przyłączały się: Kanada, UE, Szwajcaria, Australia, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Korea Południowa i Singapur. 1 października 2011 r. w Tokio Kanada, USA, Nowa Zelandia, Maroko, Australia, Japonia i Korea Płd. podpisały umowę. Meksyk, Szwajcaria i Unia Europejska wstrzymały się. Ostateczny termin podjęcia decyzji to 31 marzec 2013 r.
      16 grudnia 2011 UE przyjęła porozumienie. Polska ma na to czas do 26 stycznia br.
Po co powstało ACTA? Według twórców ma ono utrudnić wprowadzanie na rynek fałszywych towarów oraz ograniczyć piractwo w świecie cyfrowym. Dzięki porozumieniu zjawiska te znikną, gospodarka odetchnie, artyści zarobią i w ogóle, cytując „będzie super wspaniale”. Idea zacna. Ale i bardzo kontrowersyjna. Dlaczego? Otóż:
Po pierwsze: ACTA powstawało w TAJEMNICY przez ponad dwa lata. Było tworzone w taki sposób, aby jak najmniej podmiotów miało dostęp do negocjacji. Pominięto zwyczajowe konsultacje na forum międzynarodowym z Światową Organizacją Handlu czy Światową Organizacją Własności Intelektualnej. Zdaniem Europejskiej Koalicji Organizacji broniących praw cyfrowych (EDRi) w związku z powyższym ACTA nie spełnia podstawowych standardów demokratycznych.  Tylko dzięki przeciekom (gł. od WikiLeaks 22 maja 2008 r.) opinia publiczna dowiedziała się o istnieniu porozumienia. Zatem poparcie ACTA to poparcie dla tworzenia prawa za plecami obywateli i reprezentujących ich parlamentów. Dlatego też teraz, dwa dni przed ratyfikacją dokumentu, wybuchła panika.`
Po drugie: ACTA proponuje ochronę własności intelektualnej ogromnym kosztem, bowiem obarcza odpowiedzialnością podmioty całkiem niewinne, np. nasz dostawca Internetu będzie odpowiadał za strony i treści, jakie przeglądamy, (czyli to tak, jakby poczta miała odpowiadać za treść naszych listów). Co więc zrobi ów dostawca? Ano zablokuje nam strony, które zawierają niewłaściwe treści. Choć niekoniecznie nielegalne. Dodatkowo usługodawcy (czyt. policja internetowa) będą mieli prawo do monitoringu danych przesyłanych między użytkownikami, stosując tzw. Deep Packet Inspection (technologie głębokiej analizy pakietów). ACTA obliguje dostawców Internetu do ujawniania danych osobowych internautów podejrzanych o naruszanie jego postanowień (art. 11 ACTA). Będzie to zwyczajny atak na święte prawo prywatności. Dokument utrudni także zwykłe funkcjonowanie w Internecie nawet naszemu Stachowi, bowiem dziś w Internecie można kopiować treści bez zgody autora, jeśli poda się link do strony, której dana treść pochodzi, a autor nie zastrzegł newsa. Po przyjęciu ACTA będzie to nielegalne. A Wikipedia będzie musiała zlikwidować ogromną cześć swoich materiałów…
Kto z nas nie jest piratem? Kto choć raz nie pobrał nielegalnie płytki, gry, filmu? Dlaczego to robimy? Przez skąpstwo? Złośliwość? JA nie popieram piractwa, ale w ciągu miesiąca na kulturę mogę wydać 20zł. I mam za to iść do kina, kupić płytę/grę? Gdybym MÓGŁ, nie byłbym piratem. Nawet teraz popieram zwalczanie go, ale nie w sposób, jaki proponuje ACTA, bo nie dość, że to wszystko jest  niejasne i zagmatwane, to zagraża wolności.
Czy Internet jako ostatni prawdziwy bastion wolności jest zagrożony? Będziemy mieli drugie Chiny? Padnie Wikipedia? WolneMedia?
Jaki jest Wasz stosunek do ACTA? Do TAKIEGO sposobu walki z piractwem?
Coby dowiedzieć się więcej: