piątek, 28 grudnia 2018

Maksarada

Przed Wami kolejny wyróżniony tekst „Dzień z życia P.” autorstwa Nagasaki. Pod tym pseudonimem ukryła się superzdolna maturzystka Julia Piecyk. Zapraszamy do lektury.

Dzień z życia P.

P. Wstaje rano. Nie całkiem wcześnie, ale nie za późno – w sam raz. Budzi go AC/DC. Szczególnie upodobał sobie kawałek "Highway to hell". Powtarzał zawsze, że to zgodne z jego ideałami, bo on co rano musi wstać, żeby iść do piekła. P. był dzieciakiem zbuntowanym. Nosił się na czarno, był łysy, bo nie podobały mu się jego włosy, a na dredy nie pozwoliła mu matka. Mimo wszystko był przystojny, podobał się dziewczynom i, co dziwne, żadnej nie miał. Podczas świąt zawsze unikał tego tematu, kiedy wujek Mirek pytał go o dziewczynę. Mówił: "P., przecież ty masz już 18 lat, powinieneś jakąś mieć". P. sam chciał decydować o swoim losie, więc było mu to całkiem na rękę, że się wyróżnia i jej nie ma. Poranki zawsze przebiegały podobnie. Zawsze włączał ulubioną radiową audycję, zawsze jadł kanapki, zawsze się mył, zawsze ubierał i zawsze wychodził o tej samej porze. W szkole nigdy nie sprawiał problemu. W nauce był "średniakiem", chociaż mówili mu, że stać go na więcej, bo jest inteligentny. Tego dnia umówił się z kolegami. Mieli iść na mecz, a potem mieli coś zrobić, nie powiedzieli mu nic poza tym, że "będzie fajnie". Koledzy P. to odrębny temat. Było ich sześciu, a połowa z nich chociaż raz coś ukradła. On sam nie wiedział, dlaczego się z nimi koleguje. Na pierwszy rzut oka nikt by się po nim tego nie spodziewał, on sam chyba też nie. Poszli na mecz. Przyjechała policja i straż pożarna, bo kolega rzucił racę na boisko. Raca podpaliła bramkę, potem trawę i wywołała ogólną panikę. Uciekli przez płot. Być może P zadawał się z nimi dlatego, by podnieść sobie poziom adrenaliny. Po meczu miała czekać go niespodzianka, ale trzeba było się kawałek przejść i przejechać dwa przystanki tramwajem. Wysiedli na szerokiej ulicy i weszli w wąską uliczkę. Przeszli jeszcze kawałek za garaże i wyszli na małym placu. W oddali przy boisku widać było, że coś się dzieje. Stało tam chyba dwanaście osób. P. był dość zdezorientowany, ale o nic nie pytał. Koledzy wręczyli mu worek, a sami zaczęli przebierać się w czapki i szaliki. Dwóch malowało sobie twarze farbkami. Zajrzał do środka. W worku była kominiarka z szalikiem. W końcu zapytał, o co chodzi, odpowiedzieli mu "idziemy ich bić". Nie bardzo zrozumiał:
-My? Idziemy bić ten tłum, co tam stoi? 
-No tak – odpowiedzieli. 
-Ale po co? 
-Idziemy, bo te pedały gadają na naszych. 
-Jakich naszych? 
Na to nie odpowiedzieli. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Nie rozumiał jedynie tej całej maskarady. Było ich siedmiu ubranych w czapki i szaliki. Jeden miał flagę, którą zrobił sam na krzywym patyku, na dodatek ubrudzoną sosem. Wyglądali co najmniej śmiesznie, jak z kiepskiego filmu w internecie. P. zdecydował, że nie pójdzie, co chwilowo obniżyło morale grupy. Ale byli zbyt honorowi, żeby teraz sobie odpuścić. Ustawieni w szyku bojowym poszli w szóstkę. Nie mieli jakiegoś konkretnego powodu, żeby bić "tamtych" oprócz tego, że obrazili ich klub. Personalnie nic im nie zrobili, a rzekome wyzwiska dotarły do nich z niewiadomego źródła. Nie mieli nawet wystarczającej siły w sobie, bo szybko rozbiegli się na widok policjanta. P. został sam. Zaczął analizować tę maskaradę. Długo myślał. Cała ta sprawa nie dawała mu spokoju. Dlaczego o niczym mu nie powiedzieli? Zdał sobie sprawę, że stał się marionetką w ich rękach. I być może każdy człowiek nią jest, a towarzystwo czy otoczenie pełni rolę maski. Dlatego nieustannie jako ludzie jesteśmy częścią maskarady.

Nagasaki