niedziela, 19 lutego 2012

Chciałbym żyć

Pomaganie. Tak codzienny temat, że aż oklepany. Można by więc przypuszczać, iż w razie potrzeby udzielenie komuś wsparcia w miarę swoich możliwości będzie czymś naturalnym. Niestety, problem polega na tym, że chęć, a raczej odruch solidaryzowania i udzielenia się, pojawia się dopiero, gdy akcja nabiera popularności, staje się swego rodzaju modą. Dobrym przykładem jest choćby Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (WOŚP). W podświadomości części społeczeństwa wytworzył się już specyficzny tok myślenia: „idzie styczeń, trzeba będzie dać na Owsiaka”. Ciekawsze jest jednak to, że ta myśl nie zawsze przynosi radość. Dajemy z… nawet trudno to nazwać obowiązkiem. Podobnie jest też ze zbiórką żywności - ogólnopolską akcją zbierania produktów spożywczych dla potrzebujących odbywającą się dwa razy w roku (przed świętami). W tym przypadku mam jednak na myśli nie wspieranie akcji poprzez darowanie żywności, ale poprzez jej zbieranie. Często motywacją dla młodzieży gimnazjalnej (pozwolę sobie tak ładnie określić tę grupę uczniów, aczkolwiek większość z nas użyłaby pewnie nieco bardziej pospolitego określenia, spoko, ja też się dziwnie czuję, nazywając ich młodzieżą, a ta obserwacja jest tym bardziej paradoksalna, że sama jeszcze parę miesięcy temu byłam jedną z nich) są tzw. punkty na plus, które zostaną im wpisane za wystanie tych czterech godzin i „wciskanie” ulotek wchodzącym do sklepu, co robione jest niekoniecznie z entuzjazmem.
My, młodzi ludzie (ale i coraz częściej dorośli ) rzadko kiedy zastanawiamy się nad samą ideą działania. Popieramy coś, bo tak robi większość. Dopiero, gdy ma nas to coś kosztować, włącza się myślenie, czy też jego pozory. Często bywa tak, że jeśli mielibyśmy być stratni, to nawet nie zgłębimy zagadnienia. Po prostu dajemy temu spokój i zapominamy. Jesteśmy nieczuli. Dopiero naoczne przykłady są w stanie jakoś zadziałać na nasze sumienie i przykuć uwagę. Załóżmy, że znajdujemy się w miejscu dogodnym do obserwacji, dajmy na to poczekalnia, kolejka czy autobus miejski. Na ogół jesteśmy znudzeni czekaniem, szukamy wzrokiem czegoś interesującego, czegoś czemu moglibyśmy poświęcić uwagę chociaż na moment. Na „pierwszy ogień” idą ludzie. Analizujemy wszystkich po kolei. Najpierw ogólnie, potem oceniamy każdego z osobna, biorąc pod uwagę różne kryteria. Zaczynamy oczywiście od najciekawszych osobników- wyróżniających się, bo tacy nas najdłużej zajmą. I na kogo padają nasze oczy? Na osobę niepełnosprawną. (Przepraszam, jeśli zabrzmiało to niedelikatnie lub kogoś uraziłam, nie miałam tego na celu). Niestety, tak właśnie jest. Tak się zachowujemy. Większe zainteresowanie budzą w nas osoby różniące się od innych (najlepiej zewnętrznie). Czemu jednak mają służyć takie uwagi? Mają służyć poruszeniu tematu pomocy osobom na pozór jej niepotrzebujących. 
     Właśnie. Pozory to coś, czym sugerujemy się w ocenie drugiego człowieka. Często jednak bywają mylne. Mimo to, niezaprzeczalnym jest fakt, iż najlepiej do nas trafia i przekonuje to, co możemy zobaczyć. Widząc na przykład osobę na wózku inwalidzkim lub osobę niewidomą, od razu wiemy, że jest – nazwijmy to - potrzebująca. Jednak co, jeśli widzimy młodego, uśmiechniętego i tętniącego życiem chłopaka? Nie wierzymy, że on o to życie musi walczyć. Każdego dnia. Każdej nocy. Każdej godziny.
       Mukowiscydoza to choroba całego organizmu. Mukowiscydoza to płuca zatkane nadmiernym, lepkim śluzem. Mukowiscydoza to utrudnione oddychanie. Mukowiscydoza to chory układ trawienny. Mukowiscydoza to upośledzona praca trzustki. Mukowiscydoza to towarzyszka życia, wróg, którego należy poznać, aby móc zwyciężyć w walce.
       Alan walkę z mukowiscydozą toczy cały czas. Niezależnie od tego, gdzie jest i co robi. Walka jest jednak nierówna. To choroba ma przewagę. Dlatego pomóżmy mu wygrać, bo stawką jest JEGO ŻYCIE".
       Sposobów wsparcia jest wiele, ale to co teraz najważniejsze to – jak można się łatwo domyślić - zdobycie pieniędzy. Bez obaw - to nas (uczniów) nic nie kosztuje, wymaga jedynie trochę inicjatywy. Sami nie rozliczamy się z podatku dochodowego, ale zapewne każdy z nas ma w rodzinie chociaż jedną osobę pracującą. Porozmawiajmy z rodziną, znajomymi i zachęćmy do przekazania jednego procentu dla Alana. „NAS TO NIC NIE KOSZTUJE, A DLA NIEGO TAK WIELE ZNACZY.”
         Ktoś mi niedawno powiedział, żebym nie była naiwna, bo dorosłych nie obchodzą problemy innych. Gdybym uwierzyła w te słowa, nie napisałabym tego tekstu. Wiem, że warto walczyć. Nawet, gdy brak nadziei. Wierzę, że nie jestem jedyna w tym przekonaniu. Jeśli chociaż jedna z was - osób to czytających - zdecyduje się przekazać swój procent dla Alana, czy zachęci do tego kogoś jeszcze, to było warto.
Anna Stando
Chciałbym marzyć
Chciałbym marzyć, mieć nadzieję,
Że się w życiu coś podzieje...
Dobrego
(…)
Alan Celer