sobota, 29 grudnia 2018

MASKARADA


Ostatnia  - zwycięska - praca tej edycji Wakacyjnego Konkursu Literackiego to proza autorstwa Dominiki Kwaśniewskiej z klasy IIIA LO. Gratulujemy Laureatce i zapraszamy do lektury.


***

Połowa sierpnia 1943. Mogę ci powiedzieć, co teraz myślę, czuję, mogę Ci powiedzieć, jak bardzo upadłem, ale Ty przecież wiesz najlepiej, że nienawidzę bezsilności, męczy mnie pustka w sercu, brak spokoju ducha... Człowiek wydaje mi się bardziej obcy niż kiedykolwiek wcześniej. Ludzka rzeź zapukała niczym nieznajomy do drzwi, a wszystko wydaje się jak powietrze po burzy, które trwało chwilę, było ulotne, kruche, niezauważalne, nic niewarte. Wszystko dobrze zaplanowałeś, nawet pogoda przypomina dziś piekło, jest gorąco i nie mam czym oddychać. Na oczach świata – mojego świata, zaczął się bal, niczego już nie słyszę oprócz świstu kul nad głową i przeraźliwych krzyków. Banderowcy mordują każdego, cała nasza kolonia ucieka, ratuje się ten, kto może, my również rozbiegliśmy się we wszystkie możliwe strony: ja, moja mama, mój ojciec, siostry i bracia, cała rodzina. Wokół widzę palące się domy. Krzyk ludzi biegnących w tym samym kierunku co my jest naprawdę przerażający. Brawo. Cały czas staram się trzymać w pobliżu najbliższych, lecz wydaje się to coraz trudniejsze, lęk paraliżuje mi całe ciało. Nie  słyszę głosu mojej mamy, nie widzę ojca, nie wiem, gdzie jest moje rodzeństwo. Zmęczony staram się odnaleźć ich w tłumie zdezorientowanych ludzi, lecz na przeszkodzie stanął mi wielki kamień, o który się potknąłem, upadłem na twarz. Męcząc płuca kilkoma głębszymi wdechami, ostatkiem sił doczołgałem się na pole kukurydzy – moje schronienie. Nie widzę już nikogo z nich, zrobiło się zupełnie ciemno. Dochodzi do mnie teraz, że coś tak niedoskonałego jak kamień może okazać się czymś doskonałym – w końcu kamień nie ma wad, oceniamy go jako bezużyteczny i niepotrzebny przedmiot. Cóż, pozory mylą, potknąłem się o tak nieznaczącą rzecz, która najprawdopodobniej przedłużyła moje życie, nigdy się nie dowiem, co mogło czekać na mnie 10 metrów dalej. Jak już jesteśmy sami, to może powiedz mi, po co to wszystko? Do kogo mam mieć pretensje jak nie do Ciebie? Coraz częściej zastanawiam się, po co w ogóle stworzyłeś oczy. Nie chodzi tutaj o brak szacunku, jestem zwyczajnie zdziwiony. Teraz, kiedy moja rodzina walczy o życie, słowa są wszystkim, co mam. Szczerze mówiąc, to chciałbym być taki jak Ty – łatwo rozbawiony. Urządziłeś tutaj piękną maskaradę, szkoda tylko, że zamiast pięknych kostiumów nosimy mundury, a nasze maski to pozorowanie tego, że wszystko jest w porządku. Jedni wyśmienicie bawią się, podpalając domy, drudzy urządzając rzeź niewiniątek, jak na to wpadłeś? Mi osobiście przypomina to trochę połączenie zabawy w chowanego z berkiem. Wiem, że nigdy nie byłem najlepszym z synów, ale czuję, że marnuje czas, który mi dałeś, na bezsensownej zabawie, w której wcale nie chcę brać udziału. Mam wrażenie, że mogę latać pełen nadziei, a świat i tak wyśmieje moje skrzydła. Jestem piekielnie wystraszony. Nie wiem, gdzie są moi rodzice. W każdej chwili ktoś może przyjść i po prostu mnie zabić. Jednak wspólnie spędzimy życie, więc dlaczego stajesz przede mną i na mnie plujesz? Wiem, że nie mówię tego, co chcesz, ale może wyjaśnisz mi, co ta żałosna maskarada za sobą niesie. Próbuję się pożegnać, przeciwstawić i zaprzeczyć (czego naprawdę się boję) – rzecz jasna umieram.
Puffs

piątek, 28 grudnia 2018

Maksarada

Przed Wami kolejny wyróżniony tekst „Dzień z życia P.” autorstwa Nagasaki. Pod tym pseudonimem ukryła się superzdolna maturzystka Julia Piecyk. Zapraszamy do lektury.

Dzień z życia P.

P. Wstaje rano. Nie całkiem wcześnie, ale nie za późno – w sam raz. Budzi go AC/DC. Szczególnie upodobał sobie kawałek "Highway to hell". Powtarzał zawsze, że to zgodne z jego ideałami, bo on co rano musi wstać, żeby iść do piekła. P. był dzieciakiem zbuntowanym. Nosił się na czarno, był łysy, bo nie podobały mu się jego włosy, a na dredy nie pozwoliła mu matka. Mimo wszystko był przystojny, podobał się dziewczynom i, co dziwne, żadnej nie miał. Podczas świąt zawsze unikał tego tematu, kiedy wujek Mirek pytał go o dziewczynę. Mówił: "P., przecież ty masz już 18 lat, powinieneś jakąś mieć". P. sam chciał decydować o swoim losie, więc było mu to całkiem na rękę, że się wyróżnia i jej nie ma. Poranki zawsze przebiegały podobnie. Zawsze włączał ulubioną radiową audycję, zawsze jadł kanapki, zawsze się mył, zawsze ubierał i zawsze wychodził o tej samej porze. W szkole nigdy nie sprawiał problemu. W nauce był "średniakiem", chociaż mówili mu, że stać go na więcej, bo jest inteligentny. Tego dnia umówił się z kolegami. Mieli iść na mecz, a potem mieli coś zrobić, nie powiedzieli mu nic poza tym, że "będzie fajnie". Koledzy P. to odrębny temat. Było ich sześciu, a połowa z nich chociaż raz coś ukradła. On sam nie wiedział, dlaczego się z nimi koleguje. Na pierwszy rzut oka nikt by się po nim tego nie spodziewał, on sam chyba też nie. Poszli na mecz. Przyjechała policja i straż pożarna, bo kolega rzucił racę na boisko. Raca podpaliła bramkę, potem trawę i wywołała ogólną panikę. Uciekli przez płot. Być może P zadawał się z nimi dlatego, by podnieść sobie poziom adrenaliny. Po meczu miała czekać go niespodzianka, ale trzeba było się kawałek przejść i przejechać dwa przystanki tramwajem. Wysiedli na szerokiej ulicy i weszli w wąską uliczkę. Przeszli jeszcze kawałek za garaże i wyszli na małym placu. W oddali przy boisku widać było, że coś się dzieje. Stało tam chyba dwanaście osób. P. był dość zdezorientowany, ale o nic nie pytał. Koledzy wręczyli mu worek, a sami zaczęli przebierać się w czapki i szaliki. Dwóch malowało sobie twarze farbkami. Zajrzał do środka. W worku była kominiarka z szalikiem. W końcu zapytał, o co chodzi, odpowiedzieli mu "idziemy ich bić". Nie bardzo zrozumiał:
-My? Idziemy bić ten tłum, co tam stoi? 
-No tak – odpowiedzieli. 
-Ale po co? 
-Idziemy, bo te pedały gadają na naszych. 
-Jakich naszych? 
Na to nie odpowiedzieli. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Nie rozumiał jedynie tej całej maskarady. Było ich siedmiu ubranych w czapki i szaliki. Jeden miał flagę, którą zrobił sam na krzywym patyku, na dodatek ubrudzoną sosem. Wyglądali co najmniej śmiesznie, jak z kiepskiego filmu w internecie. P. zdecydował, że nie pójdzie, co chwilowo obniżyło morale grupy. Ale byli zbyt honorowi, żeby teraz sobie odpuścić. Ustawieni w szyku bojowym poszli w szóstkę. Nie mieli jakiegoś konkretnego powodu, żeby bić "tamtych" oprócz tego, że obrazili ich klub. Personalnie nic im nie zrobili, a rzekome wyzwiska dotarły do nich z niewiadomego źródła. Nie mieli nawet wystarczającej siły w sobie, bo szybko rozbiegli się na widok policjanta. P. został sam. Zaczął analizować tę maskaradę. Długo myślał. Cała ta sprawa nie dawała mu spokoju. Dlaczego o niczym mu nie powiedzieli? Zdał sobie sprawę, że stał się marionetką w ich rękach. I być może każdy człowiek nią jest, a towarzystwo czy otoczenie pełni rolę maski. Dlatego nieustannie jako ludzie jesteśmy częścią maskarady.

Nagasaki