niedziela, 17 lutego 2013

Nazywam się Miliard...

14 lutego. Większości ludzi ta data kojarzy się ze świętem zakochanych, walentynkowymi kartkami i słodyczami w kształcie serca. Lecz są również osoby, które jej nienawidzą. Nic jednak nie bierze się z powietrza, wszystko ma swoją przyczynę. Właśnie owego walentynkowego dnia,  na szkolnym korytarzu wyświetlony został pokaz slajdów, który pokazywał zdjęcia pobitych i pokaleczonych kobiet. Był to lokalny wkład w międzynarodową akcję „Nazywam się Miliard„. Rozdawano również ulotki,  które miały na celu przybliżyć uczniom powód, sens i cel owej akcji. W skrócie mówiąc, chodziło o zwrócenie uwagi świata na wszechobecny problem, a mianowicie na przemoc wobec kobiet. I właśnie je mam na myśli, pisząc „osoby, które jej nienawidzą”. Niektórzy mogliby zapytać: „Jak to, nie lubisz walentynek?” i co mają na to odpowiedzieć kobiety, których mężowie, chłopacy, bądź po prostu jacyś mężczyźni bili, katowali, zmuszali do prostytucji, upokarzali?  


Jestem pewna, że do końca życia będą miały uraz psychiczny i niechęć do płci przeciwnej. Wiele z nich  zastraszano, że jak zgłoszą pobicie na policję,  to dopiero przekonają  się, czym jest ból. Mnóstwo kobiet musi to znosić na co dzień, chronić dzieci przed pijanym ojcem i brać całą jego furię na siebie. Jest wiele form przemocy wobec kobiet, na szczęście coraz częściej spotykają się z reakcją nawet przypadkowych ludzi. Lecz wciąż jest ona jeszcze niewystarczająca by zniwelować agresję do zera.  Problem  ten największy jest na wschodzie, gdzie kobieta jest postacią drugorzędną, gdzie jej wartość porównywana jest z różnymi przedmiotami czy zwierzętami. 

Jeżeli ktoś mi mówi, że taka jest tam kultura i nic nie możemy zrobić, to wewnątrz mnie wszystko się już gotuje. Nie mogę pogodzić się z faktem, że kobiety, młode dziewczyny  są poniżane tylko dlatego, że tak nakazuje religia czy obyczaj. Właśnie ta akcja przeprowadzona na całym świecie miała uczulić ludzi na niewłaściwe zachowanie wobec kobiet, miała zwrócić uwagę ludzi, którzy bali się cokolwiek powiedzieć by samemu nie doznać szkody, w końcu miała dać do zrozumienia tyranom, że współczesne kobiety nie są już słabe, bezsilne i wystraszone. 


Coraz więcej z nas znajduje w sobie odwagę by przekroczyć próg komisariatu. Nie jestem feministką, chociaż muszę przyznać, że znajduje się we mnie taki feministyczny pierwiastek, który nie pozwala pogodzić się z przemocą czy jakimkolwiek innym dyskryminowaniem mojej płci. Mężczyźni narzekają na feministki. Często można usłyszeć kwestie typu „Chłopa im dać!", ale czy zastanowili się oni kiedyś, dlaczego tak dużo kobiet nimi zostaje? Może to właśnie przez nich? Przez tych gburowatych, siedzących przed telewizorem grubasów, którzy traktują kobietę jak kucharkę, podawaczkę pilota i niańkę do dzieci, która wieczorem z uśmiechem na twarzy zaspokoi wszystkie jego potrzeby. Wielu mężczyzn nie docenia pracy kobiet, chociaż muszę przyznać, że powoli, z biegiem czasu ich zdanie zaczyna się zmieniać. Niestety jest to jeszcze zbyt mały procent,  by zaważyć na całości. Uważam jednak, że akcje takie jak "Nazywam się miliard" powoli, ale skutecznie będą zmieniały nastawienie mężczyzn do kobiet, że małymi kroczkami dojdziemy do normalności... bez przemocy.


Marta Szczepek