wtorek, 26 lutego 2013

Brawo dziewczyny!

W ostatnim czasie brakowało relacji z PLAS-u, jednak teraz wracamy i to z nie byle jaką wiadomością. Miniona niedziela byłą bardzo szczęśliwa dla naszej reprezentacji. Dziewczęta rozegrały dwa spotkania. Jedno z Zajączkiem Złocieniec, zakończone wynikiem 2:1 dla ZSP Połczyn, co z pewnością dodało jeszcze więcej motywacji na następne.

                        

Tym razem po przeciwnej stronie siatki mogliśmy zobaczć zespół Koszalinianek. Już od samego początku toczyła się ostra walka. Zespoły nie odpuszczały żadnej piłki, co owocowało pięknymi akcjami i ciekawym widowiskiem. Świadczą o tym, chociażby zgromadzeni kibice, którzy nie żałowali gardeł i oklasków. W drugim secie, dziewczęta trzymały nas w niepewności do ostatniej chwili. Sam wynik 20:14 dla Koszalina w -mogłoby się wydawać- końcówce seta, napawał niepokojem. Stopniowo jednak ta różnica topniała na 24:21, aż Połczyn zdobył jednopunktową przewagę (24:25). Po tym gra toczyła się punkt za punkt. Wszystko skończyło się szczęśliwie- set dla Staszica (26:28).  Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3:0. To jednak nie zepsuło Koszaliniankom humoru. Zespół z uśmiechami na twarzach, podziękował naszym dziewczętom za dobrą grę, życząc przy tym powodzenia w dalszych rozgrywkach.


Mimo wszystko, nie tylko końcowe rezultaty były miłą niespodzianką. 

Natalia Zochniak- jadna z naszych reprezentantek, zaistniała na tle drużyny, zdobywając dla nas punkty w kilku akcjach pod rząd, co sprawiło radość nie tylko reszcie zespołu i kibicom, ale w największym stopniu jej samej, czego nie ukrywała :) Oto co ma do powiedzenia ona sama: " Jestem bardzo zadowolona z tego meczu, tymbardziej że miałam swój udział we wspólnym sukcesu drużyny, czego się nie spodziewałam. Zaczęłam grać dopiero od tego roku, a już widać postępy. Bałam się, że wyjście na bosiko będzie dla mnie czymś strasznym, ale nie było aż tak źle. Jak to się mówi: pierwsze koty za płoty."

Po rozegranych spotkaniach to już pewne- zespół ze Staszica zakwalifikował się do finałowej czwórki (razem z Gimnazjum Połczyn, Zajączek Złocieniec oraz Gimnazjum Koszalin). Teraz gra, będzie się toczyć od początku, wszystko może się zdarzyć. 

Przed finałem jednak, czeka drużynę inne wyzwanie- turniej powiatowy, którego wynik zadecyduje o dalszym awansie.

Trzymamy kciuki!

A.S.









sobota, 23 lutego 2013

Historia Polaka w obrazkach


We wtorek w naszym połczyńskim "Podhalu" odbyło się przedstawienie teatralne pt. "Historia Polaka w obrazkach, czyli odlot w czasie 2" w reż. Piotra Krótkiego i z obsadą aktorską znaną nam z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie. Już nie pierwszy raz mamy przyjemność oglądać sztukę tego teatru. Gościli bowiem u nas ostatnio z "Kartoteką", lecz to ten spektakl moim zdaniem zostanie zapamiętany przez naszych uczniów najbardziej. Bo wywołał wielkie zaskoczenie i pozytywne emocje… Uśmiechniętych i zadowolonych twarzy na widowni nie brakowało. 

Fot.Izabela Rogowska (BTD)


Przedstawienie było świetne! Ukazało historię Polski od narodzin po daleką przyszłość Mogliśmy zobaczyć siebie - Polaków w krzywym zwierciadle i doskonale się przy tym bawić. Spora część młodzieży uznała ten spektakl jako najlepszy ze wszystkich obejrzanych. A o to dwie opinie uczniów klasy IIc.

Ania: Spektakl pt. "Podróż w czasie" przestawił historię Polski w komiczny sposób. Był to bardzo dobry pomysł. Dzięki temu wydarzenia ważne dla Polski utrwaliły się w pamięci wielu widzów. Bardzo mi się podobało. Nie pamiętam, kiedy się tam dobrze bawiłam.

Krystian: Moim zdaniem spektakl jest bardzo fajnym rozwiązaniem, bo przedstawia historię Polski w zabawnym świetle. Zaletą był wątek historyczny potraktowany z dużą dawką humoru. Jedyną wadą były częste wzmianki muzyczne, które moim zdaniem były zbędne. Z chęcią pójdę na kolejny spektakl tej grupy teatralnej.
Bardzo dziękujemy aktorom za wspaniały występ i zapraszamy ponownie do naszego otwartego na artystów Połczyna.. :)

Miśka

czwartek, 21 lutego 2013

Nie przegap!

Dzisiaj w TVP2  o godzinie 22.35 "Wojna polsko-ruska" w reż. Xawerego Żuławskiego na podstawie postmodernistycznej, wybitnej i odważnej  powieści Doroty Masłowskiej.
Zobaczcie koniecznie!

Źródło: http://www.wojnapolskoruska.pl/

Czytamy na stronie filmu:

Widzimy bohaterów - mieszkańców osiedla miejskiego, miotających się bezczynnie między blokami. Z pozoru są to zwykli napakowani dresiarze, wymalowane panienki śniące o bogatym „królewiczu”, który wyrwie ich z tego świata, drobni dorobkiewicze i złodziejaszki czy zmęczeni przedstawiciele klasy średniej spędzający przy kiełbaskach i grillu swój wolny czas. Oglądamy ich przepełnione marazmem snucie się po podwórkach, bójki, imprezy okolicznościowe, umilanie sobie marnego jestestwa poprzez różnego rodzaju środki odurzające itd. Widzimy i oceniamy świat postrzegany ich oczyma, słyszymy ich własne opinie na jego temat. A wszystko to podane widzom z ogromną dawką ironii w komiksowej stylizacji.


Wiecej informacji na stronie: http://www.wojnapolskoruska.pl/

niedziela, 17 lutego 2013

Nazywam się Miliard...

14 lutego. Większości ludzi ta data kojarzy się ze świętem zakochanych, walentynkowymi kartkami i słodyczami w kształcie serca. Lecz są również osoby, które jej nienawidzą. Nic jednak nie bierze się z powietrza, wszystko ma swoją przyczynę. Właśnie owego walentynkowego dnia,  na szkolnym korytarzu wyświetlony został pokaz slajdów, który pokazywał zdjęcia pobitych i pokaleczonych kobiet. Był to lokalny wkład w międzynarodową akcję „Nazywam się Miliard„. Rozdawano również ulotki,  które miały na celu przybliżyć uczniom powód, sens i cel owej akcji. W skrócie mówiąc, chodziło o zwrócenie uwagi świata na wszechobecny problem, a mianowicie na przemoc wobec kobiet. I właśnie je mam na myśli, pisząc „osoby, które jej nienawidzą”. Niektórzy mogliby zapytać: „Jak to, nie lubisz walentynek?” i co mają na to odpowiedzieć kobiety, których mężowie, chłopacy, bądź po prostu jacyś mężczyźni bili, katowali, zmuszali do prostytucji, upokarzali?  


Jestem pewna, że do końca życia będą miały uraz psychiczny i niechęć do płci przeciwnej. Wiele z nich  zastraszano, że jak zgłoszą pobicie na policję,  to dopiero przekonają  się, czym jest ból. Mnóstwo kobiet musi to znosić na co dzień, chronić dzieci przed pijanym ojcem i brać całą jego furię na siebie. Jest wiele form przemocy wobec kobiet, na szczęście coraz częściej spotykają się z reakcją nawet przypadkowych ludzi. Lecz wciąż jest ona jeszcze niewystarczająca by zniwelować agresję do zera.  Problem  ten największy jest na wschodzie, gdzie kobieta jest postacią drugorzędną, gdzie jej wartość porównywana jest z różnymi przedmiotami czy zwierzętami. 

Jeżeli ktoś mi mówi, że taka jest tam kultura i nic nie możemy zrobić, to wewnątrz mnie wszystko się już gotuje. Nie mogę pogodzić się z faktem, że kobiety, młode dziewczyny  są poniżane tylko dlatego, że tak nakazuje religia czy obyczaj. Właśnie ta akcja przeprowadzona na całym świecie miała uczulić ludzi na niewłaściwe zachowanie wobec kobiet, miała zwrócić uwagę ludzi, którzy bali się cokolwiek powiedzieć by samemu nie doznać szkody, w końcu miała dać do zrozumienia tyranom, że współczesne kobiety nie są już słabe, bezsilne i wystraszone. 


Coraz więcej z nas znajduje w sobie odwagę by przekroczyć próg komisariatu. Nie jestem feministką, chociaż muszę przyznać, że znajduje się we mnie taki feministyczny pierwiastek, który nie pozwala pogodzić się z przemocą czy jakimkolwiek innym dyskryminowaniem mojej płci. Mężczyźni narzekają na feministki. Często można usłyszeć kwestie typu „Chłopa im dać!", ale czy zastanowili się oni kiedyś, dlaczego tak dużo kobiet nimi zostaje? Może to właśnie przez nich? Przez tych gburowatych, siedzących przed telewizorem grubasów, którzy traktują kobietę jak kucharkę, podawaczkę pilota i niańkę do dzieci, która wieczorem z uśmiechem na twarzy zaspokoi wszystkie jego potrzeby. Wielu mężczyzn nie docenia pracy kobiet, chociaż muszę przyznać, że powoli, z biegiem czasu ich zdanie zaczyna się zmieniać. Niestety jest to jeszcze zbyt mały procent,  by zaważyć na całości. Uważam jednak, że akcje takie jak "Nazywam się miliard" powoli, ale skutecznie będą zmieniały nastawienie mężczyzn do kobiet, że małymi kroczkami dojdziemy do normalności... bez przemocy.


Marta Szczepek



czwartek, 14 lutego 2013

Głównie o śpiewaniu, gotowaniu i sadzeniu drzew.


Zaczyna się niewinnie. Poznajesz ją na imprezie u znajomych. Jest koleżanką koleżanki twojego znajomego. Nowa w waszym, już dość zżytym towarzystwie, a mimo to wydaje się czuć swobodnie i pewnie. Długie kasztanowe włosy, wielkie oczy i nogi zaczynające się gdzieś w okolicach szyi*. Wszystko tworzy wręcz idealną całość. Wiadomo, że nie gapisz się na nią jak w obraz, masz trochę godności. Po prostu zachowujesz się normalnie, pijesz, śmiejesz się ze swoich lekko dziabniętych towarzyszy, stajesz do pojedynku karaoke, który przegrywasz kolejną imprezę z rzędu (oczywiście przez spisek znajomych, którzy kompletnie nie mają gustu muzycznego). A ona? Robi mniej więcej to samo, oprócz tego, że wygrywa z tobą w tym przeklętym karaoke! Poza tym, rozmawiacie ze sobą często, dokuczacie sobie i jesteście dla siebie wredni, bo… Cóż, bo jesteście wredni. Już wiesz, że jest inteligentna i zabawna i w zasadzie nie potrzeba ci niczego więcej.  Impreza trwa, a wy coraz lepiej się poznajecie. A później, gdy noc dobiega końca, rozchodzicie się, każde udaje się w swoją stronę. Jednak nie, nie jest to koniec tej opowieści, bo udało ci się zdobyć jej numer.
Więc dzwonisz do niej po trzech dniach, zupełnie niezobowiązująco, pogadać, dowiedzieć się co słychać, a od słowa dochodzicie do wniosku, że całkiem dobrze byłoby wyjść gdzieś razem. No i wychodzicie. Na piwo. Szczyt romantyzmu to to nie jest, ale nie taki był przecież plan. Mieliście się tylko spotkać, a nie lecieć od razu na kolację ze świecami i szampanem.  Runda druga wzajemnego poznawania siebie i wyłapywanie najciekawszych smaczków z życiorysów oraz twoja kolejna wokalna przegrana, jakby bary nie miały co robić z pieniędzmi tylko inwestować w mikrofony i programy do karaoke. Późnym wieczorem, po kilku piwach odprowadzasz ją do domu. W drodze powrotnej do swojego dostajesz jeszcze SMS’a z linkiem do oferty kursu wokalnego dla początkujących, co mocno godzi w twą męską dumę, o czym raczysz ją poinformować.
Następne wasze spotkanie można już spokojnie nazwać randką. Zapraszasz ją do siebie na obiad. Poświęcasz się nawet na tyle, że gotujesz. Oczywiście coś prostego, żeby nie spartolić już na samym początku, bo jeszcze gotowa ci znaleźć jakiś kurs gotowania! Przychodzi, przynosi ze sobą wino, a nawet dwa. To znak, że ta noc będzie długa, w końcu jak to tak, zostawiać alkohol? Do posiłku proponujesz oglądanie Casablanki. Tak, widziałeś to już mniej więcej dwanaście razy, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby poprawić ten wynik. Zgadza się, bo jak można odmówić Casablance? Więc siedzicie, jecie, oglądacie i co chwila rzucacie tekstami bohaterów, bo znacie je na pamięć, choć ona widziała film tylko siedem razy. W końcu jesteś w czymś lepszy, brawo!  Po seansie konsekwentnie osuszacie wino i rozmawiacie. Głównie o pierdołach, choć im głębiej w butelkę, tym bardziej filozoficznie w dyskusji. Gdzieś tam w tle Phil Collins śpiewa, że czuje to w powietrzu**. I faktycznie, ma rację, dzieje się MAGIA (Wersja bardziej na czasie: Dzieje się 50 twarzy Greya, co kto lubi).
 Rano budzą cię hałasy z kuchni. To tylko ona, rozmawia z twoim współlokatorem i stara się zrobić coś na śniadanie. Ubrana jest w twoją koszulkę i już wiesz, że przepadłeś. Spędzacie ze sobą następny dzień. I następny. I wiele kolejnych. W końcu bierzecie ślub, płodzisz syna, budujesz dom i sadzisz drzewo, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jesteś szczęśliwy. Oczywiście nie obeszło się bez kłótni, nieporozumień, afer związanych z byłymi partnerami i partnerkami, ale końcowy bilans wychodzi jak najbardziej na plus. I to jest najważniejsze. No i jeszcze to, że w końcu pokonałeś ją w karaoke.
Idealne love story, prawa do ekranizacji sprzedam od zaraz. W prawdziwym życiu tego typu akcje dzieją się stosunkowo rzadko. Przynajmniej w moim (zwłaszcza ten moment z gotowaniem). Ale i tak życzę Wam, byście stworzyli sobie jakiś idealny scenariusz i zrealizowali go najdokładniej jak się da. A wtedy opowiecie go mi, ja to wszystko w pełni profesjonalnie spiszę, nakręcimy film i zgarniemy miliony monet.
* Tu wstaw swój ideał kobiety.
**Posłuchajcie sobie dobrej muzyki: http://www.youtube.com/watch?v=YkADj0TPrJA


Wojciech Pilarz

poniedziałek, 11 lutego 2013

Zakochany czy nie, walentynkę każdy chce

W związku ze zbliżającym się dniem świętego Walentego, Wasza "gazetka" stwarza możliwość złożenia życzeń komu tylko zapragniecie. Walentynki prosimy przesyłać w wiadomościach na naszą stronę na facebook'u lub adres mailowy, bądź po prostu do naszych redaktorów. Wszystkie nadesłane życzenia (mogą zawierać jedno zdjęcie) opublikujemy na tymże blogu w dniu 14 lutego.

Jedna kartka wiosny nie czyni, ale... może jednak warto spróbować?


czwartek, 7 lutego 2013

Pączki... pączunie... smakowite pączusie!

Oczywiście wiadomo, o co chodzi - dzisiaj tłusty czwartek. Wbrew niektórym kalendarzom w tym roku wypadł - i tu niespodzianka - w czwartek! Tak. To dzień celebrowany od dawien dawna, poprzez pochłanianie (w ekstremalnych przypadkach jedynie kosztowanie) pączków, faworków czy innych chruścików. Wszystko to wypełnione rozmaitymi nadzieniami.


Ze świętem tym związane jest również następujące staropolskie przysłowie: "Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła". Tak więc i Wy, nasi mili, uwierzcie i zabierzcie się za robienie tych ogólnoświatowych smakołyków. Niedoświadczonym w tej dziedzinie polecamy przepis Babci Stasi na pączki z marmoladą :)

Jako rzecze Wikipedia: według jednego z przesądów jeśli ktoś w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka - w dalszym życiu nie będzie mu się wiodło. Zatem drodzy Czytelnicy - do dzieła!



smacznego życzy   

Redakcja "Stacha w Podziemiach"

sobota, 2 lutego 2013

W cieniu Miss- czyli co na ten temat wie Oskar "Osa" Gnarowski




Specjalnie dla naszej gazety wywiadu zgodził się udzielić brat Żakliny Gnarowskiej- Miss Polonii Ziemi Zachodniopomorskiej 2012 - Oskar. Oto i wspomniany wywiad:


Ania Stando: „Oskar, jak to jest być bratem Miss?”

Osa:  „Jestem dumny z siostry, bo pokazała wielu osobom, że warta jest dużo więcej niż sądzili. Żaklina nieczęsto bywa w domu ze względu na brak czasu, więc rozmawiam z nią przeważnie przez telefon. Jedyne, co dokucza - niezliczona ilość damskich ubrań w domu  Chyba zacznę przeliczać to na tony. Nie patrzę na siostrę przez pryzmat wygranej, ponieważ spędziłem z nią wiele lat pod jednym dachem i znam ją doskonale. Jak to jest być bratem miss? Nie wiem. Bycie bratem Żakliny jest całkiem spoko.”

A.S.: „Kto zachęcił Żaklinę do udziału? Możesz opowiedzieć jej historię? Jaki był w niej Twój udział?”

O.: „Do udziału w konkursach Żaklinę prawie zawsze namawiały koleżanki. Ona sama również miała na to od dawna zajawkę. Ja jeszcze niecałe 2 lata temu odradzałem jej "zabawę" w konkursy piękności. Żaklina zgodnie z charakterem udowodniła mi, że potrafi pójść po swoje. Cały wkład w wygraną należy wyłącznie do niej. Od pierwszych konkursów starała się wypaść jak najlepiej. Jej praca dała efekt . Dawniej uczestniczyła w wielu pokazach w galeriach handlowych itp. Poza tym zapewne codziennie czarowała urodą dziesiątki mężczyzn, których mijała na ulicy.”

A.S.: „Czy udział Twojej siostry w konkursie zmienił coś w Twoim życiu?”

O.: „ Każdy w mojej rodzinie ma swoje sprawy, na których się skupia. Nie mam zbytnio czasu na świrowanie - niebawem matura  Sama wygrana Żakliny pokazała mi jedynie, że jest w niej masa potencjału. Niekoniecznie musi uczestniczyć w tego typu akcjach, ale nawet samym uwarunkowaniem genetycznym położyła całe Zachodniopomorskie na łopatki.”

A.S.: „Co sądzisz o samym konkursie?”

O.: „Konkurs Miss Polonia jest dobrą formą rozrywki. Sam chętnie obejrzę dzisiejszą transmisję. Nie jestem fanem, ale żaden facet zapewne nie odpuści okazji rzucenia okiem na najpiękniejsze kobiety w kraju.”



A.S.: „ Czujesz się przyćmiony przez siostrę?”

O.: „Im lepiej dla mojej siostry, tym lepiej dla mnie. Czułbym się najgorzej, gdybym nie życzył jej zawsze wszystkiego, co najlepsze. Problemów z własną wartością raczej nie mam, więc nie czuję się przyćmiony. Widać za to blask trudu wychowawczego mojej mamy, bo porządnie wychowała córkę.”

A.S.: „ Jak oceniasz szanse swojej siostry na zdobycie tytułu?”

O.: „Szczerze mówiąc nie widziałem żadnej innej kandydatki. Skoro przeszła tyle etapów, to zapewne ma duże szanse.”

A.S.: „ Gdyby była męska edycja konkursu miss, wziąłbyś w niej udział?”

O.: „Zdecydowanie nie. Mężczyzna powinien mieć czyste buty, wyciągać ręce z kieszeni podczas mówienia "dzień dobry" i nie mieć długów. Facet musi być konkretny i odnosić sukcesy w rzeczywistości. Gdy rzuca się hasło "prawdziwy mężczyzna", nie mam skojarzeń typu "najładniejszy". Mam inne priorytety."

A.S.: „Denerwujesz się dzisiejszym finałem?”

O.: „ Nie jestem zdenerwowany. Czuję ciekawość. Odwołałem wszystkie ugadane sprawy i w spokoju usiądę z mamą do obejrzenia konkursu.”

A.S.: „ Chcesz coś powiedzieć czytelnikom?”

O.: „Uczcie się w młodości po to, by mieć łatwiejszą przyszłość. Słuchajcie dobrego rapu. Zapamiętajcie, że macie tylko jedno życie. Jeden ruch potrafi zmienić całą grę. Wiara czyni cuda.”


Już teraz możemy "na żywo" oglądać transmisję z gali finałowej. Życzymy Żaklinie powodzenia i mamy nadzieję, że 7 okaże się szczęśliwą. Zachęcamy do głosowania!




Ania Stando