poniedziałek, 18 grudnia 2017

Rewolucja

Poniżej publikujemy przedostatnią pracę, która w Wakacyjnym Konkursie Literackim zajęła II miejsce, autorką jest Dominika Kwaśniewska ukrywająca się pod pseudonimem Adkins



Zanim stałam się dobrą kobietą, byłam dobrą dziewczynką, wszyscy to zauważali, byłam dzieckiem wspaniałym, przynajmniej tak twierdzili wszyscy wokół mnie: nauczyciele, wychowawcy, ciotki, znajomi i rodzice znajomych. Od zawsze wszystko przychodziło mi z łatwością, szkoła, przyjaciele, sport. „Marianne to bardzo inteligentna dziewczynka” pisano tak o mnie w kartach semestralnych, ale zacznijmy od początku, na ulicy Hallsetveg w Trondheim stoi dom. Dom, w którym mieszkam ja, moja siostra Alicja, mama Anna i tata Tarjei. Dom z pozoru szczęśliwy, w którym panuje atmosfera spokoju i bezpieczeństwa. Biały dom z śnieżnobiałymi okiennicami z powieszoną tabliczką obok drzwi, na której widnieje napis „W tym domu mieszka rodzina Østerli”. Mimo wszystko nie byliśmy taką rodziną, za jaką nas uważano. Kochającą i wspierającą. Prawdę mówiąc, nigdy nie byłam chwalona za dobre stopnie czy sukcesy sportowe, przyzwyczaiłam się do tego. 

Byłam najstarszą córką. Alicja jest o trzy lata młodsza, tak naprawdę od dnia jej narodzin wszystko się zaczęło. Kiedy siostra przyszła na świat, mama zachorowała na depresję poporodową. Alicja nie chodziła ani nie mówiła, mama jej nie przytulała i nie karmiła, tata był całe dnie spędzał w pracy, a na długie weekendy wyjeżdżał na hytte (domek letniskowy w Szwecji, rodzice posiadają go od lat), ponieważ uważał, że tylko tam było należycie cicho, aby móc w spokoju dokończyć papierkowe sprawy. Nikomu nie było łatwo. Byłam główną opiekunką Alicji i jedyną pomocnicą w domu, kiedy mama nie dawała rady. Zawsze chciałam być podobna do mamy. Mama nie posiadała skandynawskiej urody, nie miała bladej cery, jasnych włosów, które wręcz wydają się być białe i niebieskich oczu, zawsze kiedy wychodziłam z nią do sklepu czy odbierała mnie z przedszkola, wyróżniała się na tle innych kobiet swoimi brązowymi kręconymi włosami i czarnymi oczami. Mimo braku podobieństwa do matki podobieństwo między mną a Alicją było uderzające. Zawsze uważałam, że wyglądamy jak siostry; jasne włosy, małe szpiczaste noski i szare oczy zupełnie jak taty. Mam jednak nieodparte wrażenie, że tylko ja to widzę. Inni widzą tylko to, że Ala siedzi na wózku, a jej oczy nieustannie uciekają w stronę nieba. Nie chcę mówić, że mama z tatą byli złymi ludźmi. Po prostu zajmowali się moją siostrą bez czułości, wykonywali swoją pracę. Karmili ją, kąpali i zmieniali pieluchy, ale nic oprócz tego. Nawet nie umiem wyrazić słowami tego, jak przykro mi było patrzeć na to, że rodzice traktują moją jedyną siostrę jak przedmiot odpowiedzialności. Żałowałam tego, że nie mogą pokochać jej trochę bardziej. Minęły lata, a po skończeniu liceum postanowiłam rozpocząć studia w rodzinnym mieście mojej mamy w Polsce. Rozstanie z rodziną wcale nie było proste, cały czas myślałam tylko o tym, że zostawiam ich samych, a mama beze mnie nie poradzi sobie z domem i Alą. Spotykaliśmy się na święta Bożego Narodzenia i w czasie wakacji. Rozmawialiśmy przez telefon lub przez kamerę. Lecz pewnego dnia mama zadzwoniła do mnie z samego rana, co nigdy się nie zdarza, przestraszona odebrałam telefon, mama powiedziała mi, że Alicja w nocy trafiła do szpitala. Miała nagłą operację wyrostka robaczkowego. Bez zastanowienia rzuciłam - Przylecę do domu.- Wyobrażając sobie tylko to, jak siostra leży w samotności w szpitalnym łóżku, boi się i płacze. -Nie możesz! Przestań! Bilety lotnicze są zbyt drogie, a poza tym większa liczba osób tutaj wcale nie jest potrzebna! - zaprzeczała matka.- Jeżeli stan Ali się pogorszy, napiszę albo zadzwonię, twoja wizyta naprawdę nie jest konieczna. Zajmij się sobą. 

Po rozmowie z mamą nie mogłam dojść do siebie. Cały dzień wszystko leciało mi z rąk, nie umiałam poprowadzić z kimkolwiek sensownej rozmowy, myliłam się i byłam roztrzęsiona. Wieczorem sprawdziłam bilety lotnicze, były droższe niż przypuszczałam, byłam rozdarta. Nie mogłam wyjechać, ponieważ za pięć dni mam egzaminy, nie mogę też zawalić mojej pierwszej pracy. Lecz pragnienie zobaczenia Alicji i poczucie odpowiedzialności jest silniejsze. Kiedy oznajmiłam rodzicom, że przyjeżdżam do domu na weekend, tata tylko westchnął, a mama nadal upierała się, że to wcale nie potrzebne. Ucieszyłam się na widok siostry, mimo że widziałam, jak bardzo schudła, wydawała się być słaba. Nie mogłam słuchać tego, jak krzyczała, kiedy pielęgniarki dotykały ją w okolicach szwów. Rodzice zachowywali się wtedy całkiem obojętnie. Nie rozmawiałam z nimi wiele, podczas gdy siedziałam obok Ali oni spacerowali w pobliżu szpitala albo odbijali się od ściany do ściany na korytarzu. Przy kolacji też nie wykazywali zainteresowania córką. - Pojadę jutro rano do Alicji przed lotem.- powiedziałam, przerywając niezręczną ciszę. - Ona i tak nie zrozumie tego, czy tam będziesz czy nie. Nie obchodzi jej to - powiedział tata. Wtedy coś we mnie pękło. - To ona was nie obchodzi! Kiedy zrozumiecie, że jesteśmy rodziną?! Mamy siebie wspierać na dobre i na złe! Nieważne, kim jesteśmy i jak się zachowujemy, jesteśmy waszymi dziećmi!

Pierwszy raz w życiu krzyknęłam na rodziców. Czułam niesamowitą ulgę, ale jednocześnie rosnące poczucie winy. Rodzice nie zareagowali. Nadal siedzieli poważni, udając, że moje słowa wcale ich nie dotknęły. Po powrocie do Polski miesiące mijały szybciej niż zwykle. Nadmiar pracy i nauki. W połowie egzaminów śródrocznych tata zadzwonił do mnie, aby powiedzieć mi, że Alicja jest sztucznie utrzymywana przy życiu. - Tylko nie przejeżdżaj! - powiedział rozkazującym tonem.   

                               
Następne dni były dla mnie bardzo ciężkie. Nie byłam zdolna do tego, aby funkcjonować. Egzaminy poszły mi kiepsko. Pokłóciłam się z przyjaciółką, czułam się winna i zaniepokojona, gdy myślałam o maszynach pracujących za płuca Ali. Wieczorami dzwoniłam do rodziców i kazałam przykładać słuchawkę do ucha Alicji. Mimo że wiedziałam, że mnie nie rozumie, pytałam jak minął jej dzień albo po prostu mówiłam cokolwiek. Miałam nadzieje, że poczuje się od tego lepiej. Następnego dnia rano dostałam telefon od mamy. „Ala nie żyje.” Zbladłam, nie mogłam uwierzyć. Nie byłam w stanie wymówić ani słowa. Chciałam zapytać mamy, jak się czuje, ale żadna odpowiedź nie mogła mnie zadowolić. Chciałam wrzeszczeć na rodziców i na cały świat. Żałowałam, że mnie przy niej nie było. Czułam, że straciłam pewien ważny element, którego już nigdy nie odzyskam. W czerwcu odwiedziłam babcie, potrzebowałam ciszy i spokoju, aby wszystko przemyśleć i sobie poukładać. Kiedy wieczorami chodziłam środkiem ulicy, próbowałam nie myśleć o mamie, tacie, siostrze, pracy, studiach. Nie myślałam o niczym. Po prostu próbowałam skupić się na wszystkim, co mnie otacza. Po jakimś czasie zaczynałam powoli dochodzić do siebie. Zmieniłam mieszkanie i aby nie myśleć za dużo zajmowałam się takimi sprawami jak malowanie ścian czy ciągłe przestawianie książek na półkach. Zbliżało się rozdanie dyplomów, ale ja nie czułam potrzeby zaproszenia rodziców. Raczej nie chciałam ich ściągać do Polski tym bardziej, że tata ciągle pracuje, a mama nie rusza się nigdzie bez niego. Rozmawiałam z nimi od czasu do czasu przez telefon, pytałam ich o pracę, a oni pytali o to, co u mnie. Wszyscy powtarzali mi, że ograniczony kontakt z rodzicami nie jest zdrową relacją, „Przecież to twoi rodzice!”. Byłam dowodem na to, że taka relacja jest jednak możliwa.  


Skończyłam studia, rozpoczęłam nową prace. Rodzice umarli w tym samym roku. Ojciec na zawał w marcu, mama na wylew w listopadzie. Rodzice przepisali mi wszystko, co mieli w posiadaniu. W grudniu wróciłam do Trondheim. Przez pierwszy tydzień mieszkałam u wujka. Po czasie nabrałam odwagi, aby pójść na Hallsetveg. Szłam środkiem ulicy kompletnie bez energii i jakiejkolwiek siły. Słyszałam, że negatywne uczucia warto przelać na papier, aby poczuć się lepiej, więc usiadłam na ławce obok mojego starego liceum wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam pisać notatkę „Drogi wszechświecie, ostatnie lata mojego życia to najbardziej fatalna, przykra i nieludzka rewolucja, jaka mogła dotknąć kogokolwiek. Nie mogę uwierzyć w to, jak żałośnie potoczył się mój los i w jak beznadziejny sposób cała rodzina zostawiła mnie samą. Zastanawiam się, kiedy Bóg umarł i jak mógł pozwolić na to wszystko. Mam wrażenie, że zmarnowałam mój czas. Mogłam  kochać rodziców mocniej wbrew ich niekochalności. Wiem, że nie mogę zrobić kolejnego kroku ku Bogu, bo czeka mnie rozczarowanie. Moje zaufanie do wszystkiego jest uszkodzone. Czuję, że wszyscy jesteśmy tylko wyspą nielotnych ptaków, ludźmi którzy nieustannie stają się marionetkami losu, gwałtownych zmian i rozpaczliwych rewolucji.”

Adkins

piątek, 8 grudnia 2017

Wywiad z uczniami z Ukrainy



29 listopada 2017 r. przeprowadziłyśmy krótki wywiad z uczniami, którzy przyjechali uczyć się w naszej szkole. 



MAKSYM I SERGEI
1.      Jak to się stało że trafiliście do Polski?

  • Maksym: Kampania "Osvita Market" doprowadziła nas tu. My znaleźliśmy to na platformie w internecie.  Było dużo dokumentów. Wysłaliśmy, uczyliśmy się języka polskiego.
  • Sergei: Do mnie zadzwonili rodzice z Polski, bo teraz pracują w Sławoborzu i powiedzieli, że będę się uczyć w Polsce. Przyjadą po mnie i zabiorą mnie do Polski.

2.      Co wiedzieliście o Polsce, zanim tu przyjechaliście?


  • Maksym: Ja wiedziałem, że sąsiaduje z Ukrainą. Znam hymn, herb i flagę. Czerwona na górze, biała na dole…To znaczy biała na górze, czerwona na dole. Zacząłem uczyć się języka polskiego z moją nauczycielką. Robiliśmy dużo ćwiczeń o Polsce. Poznałem prezydentów, w tym Andrzeja Dudę. Wiedziałem, że będę się uczyć w Połczynie-Zdroju. Myślałem, że to duże miasto, ale okazało się, że nie.
  • Sergei: Ja wiedziałem to samo co Maksym.   

3.      Czy mieliście do wyboru miasto, w którym się będziecie uczyć?

  • Maksym:Tak, miasto Bychawa. Zresztą stamtąd przyjechały trzy dziewczyny do Połczyna, bo im się nie podobało.

4.      Znaliście się wcześniej wszyscy?

  • Sergei: Nie, tutaj się dopiero poznaliśmy. Jesteśmy z różnych miast.

5.      Co Wam się podoba i nie podoba w Połczynie?

  • Maksym: My w internacie siedzimy w sobotę, nie ma co robić. Co tu jest, Biedronka, Polo, Netto, Sano, internat, szkoła? Takie życie - 4 lata. Yym... jeszcze jest kebab, centrum kultury, darmowe Wi-Fi w Żabce. Podoba nam się siatkówka w gimnazjum. Jezioro jest ładne, to znaczy te fontanny. Kwiaty bardzo ładne w parku. Internat jest bardzo dobry i siłownia. Na Ukrainie jest na tyle zły internat, że nie ma porządku. Są 2 łazienki na całe piętro, a pokoi na przykład 20.
  • Sergei: Ja dodam, że tutaj niestety jeszcze kolejki w sklepach są długie.

6.     Co Wam się podoba w szkole?

  • Maksym:Wszystko. Są fajni nauczyciele, fajne dziewczyny. Śmieszne słowa: siłownia, ołówek, długopis, karaluchy. 
  • Sergei: Szkoda, że tylko 5 chłopaków w klasie na tak dużo dziewczyn.

7.      Jakie znacie języki obce?
                       
  • Maksym: Angielskiego się uczyłem 11 lat, ale za jakiś czas wszystkiego zapomniałem. Znam polski, rosyjski i ukraiński. 
  • Sergei: Rosyjski i ukraiński to mowa zmieszana, nazywa się surżyk. Dużo słów jest różnych.

8.      Jakie są różnice w nauce?

  • Maksym:Tutaj, jak dostaniesz złą ocenę, to możesz poprawić, a na Ukrainie nie zawsze, niemalże nigdy. Wy macie 6 ocen, a tam mają 12. Na przykład w Polsce 6 to na Ukrainie 11-12. Dziwne są tu litery takie jak ą, ę, ł. Ale niektóre słowa są podobne do siebie.

                                           Maksym

                                                                                            

Sergei





                                                       NADIA, ARINA, VLADA


1.      Jak się tu znalazłyście? Jak się dowiedziałyście o nauce w Polsce?
  •  Arina: Moi rodzice powiedzieli mi, że będę studiowała w Polsce, zapytali się, czy nie mam nic przeciwko. Powiedziałam, że nie. I tak się stało, poszłam na kursy językowe, chyba 8 miesięcy chodziłam. No i przyjechaliśmy tu. U nas jest taka firma "Osvita Market", która nam to wszystko załatwiła. Spotkałam na kursach Nadię i jeszcze inną dziewczynę i wszystkie razem przyjechałyśmy tu. Jesteśmy z Kijowa, ale nie znałyśmy się wcześniej. Mój tata 2 tygodnie przede mną przyjechał do Warszawy i jest do teraz. Ale jak decydowaliśmy o tym, czy pojadę, to mój tata jeszcze nie miał zamiaru tutaj pracować. Jest tu lepsze wykształcenie niż u nas. U nas to jednak stolica, ale inna sytuacja z rozwojem.
  • Nadia: Moi rodzice ciągle są na Ukrainie.

2.      Nie sprawia Wam to problemu, że z dużego miasta przeniosłyście się do małego?

  •  Nadia: Jest problem w tym, że nie mamy takich sklepów, jakie są w Koszalinie czy Szczecinie.
  • Arina: Dla mnie to ciężko jest. Rodzina, która się znała z moją mamą, wyjechała do Polski, im tu wszystko się podoba.
  • Nadia: Moja mama ma koleżankę, która chciała, żeby jej córka uczyła się w Polsce i mieliśmy jechać razem, ale ona pojechała do Poznania, a ja tutaj.
  • Vlada: Mój kolega uczył się w Polsce i jemu się tu bardzo podobało. On swojej mamie zawsze opowiadał, że jemu tutaj się podoba, a jego mama mówiła mojej mamie i tak to się stało, że przyjechałam.

3.      Długo się uczyłyście języka polskiego? Radzicie sobie?

  • Nadia: Ja uczyłam się rok. Mamy bardzo fajną klasę.
  • Arina: Ja osiem miesięcy, ale są tutaj też ludzie, którzy uczyli się tylko trzy miesiące, a nawet trochę mniej. Polski jest podobny do naszego języka. Piszemy bez problemu. Najcięższe są obce języki, dlatego że to dla nas dwa inne na jednej lekcji. Ale jesteśmy w klasie z Polakami, więc sobie radzimy, jest w porządku. Nauczyciele nam pomagają. Nawet gdy przyjechałyśmy 2 tygodnie później od innych, ja Nadia i inna koleżanka, to też wszyscy nam pomagali, bo od początku nie było tak łatwo. Najśmieszniejsze słowa dla mnie to ziemniaki i zupa.
  • Vlada: Ja sześć miesięcy. Moja wychowawczyni nawet uczy się naszego języka, żebyśmy ją zrozumieli. Ona nam pomaga, tak jak inni nauczyciele.

4.      Jak Wam się podoba internat?

  • Nadia: Tam, gdzie byłyśmy na początku, internat był po prostu masakrą. Kiedy przyjechałyśmy tu, to zrozumiałyśmy, że byłyśmy w gorszym miejscu i wiemy, jak może być gorzej, ale nie mamy pretensji do tego, gdzie żyjemy. Mamy miły pokój. Nie mogę porównywać też Polski z Ukrainą, bo w Kijowie mieszkałam 14 lat i nic nie mogę złego powiedzieć.
  • Arina: Przez miesiąc uczyłyśmy się koło Lublina i tu już możemy porównywać do tego miejsca. Tu jest o wiele, wiele, wiele lepiej. Jest wszystko okej. Jedzenie nam smakuje, ale nie jest lepsze niż na Ukrainie. To jak porównywać jedzenie w Ameryce i tutaj w internacie. W Kijowie są 2 miliony ludzi, inne życie, inny świat. Fajne jest to, że na weekendy możemy wyjeżdżać do Koszalina albo Szczecina. Rodzice tylko muszą wysłać dokument o tym, że nas nie będzie.
  • Vlada: Internat mi się podoba. Jest gdzie żyć, gdzie spać, gdzie jeść, gdzie kąpać się. Ale nie robić imprezy. O 22 jest cisza nocna. Na Ukrainie zawsze spacerowałam, do której chcę. Nie lubię żyć pod warunkami innego człowieka, wolę samodzielnie.

5.      Co wiedziałyście o Polsce zanim tu przyjechałyście?

  • Arina: Nigdy nie byłam, mój tata był dwa razy i trochę opowiadał o jedzeniu, o tym, że piją tu herbatę bez cukru, bo z cukrem jest szkodliwa dla zdrowia. Na kursach Pani opowiadała o polskich pisarzach. W szkole mówiliśmy o Adamie Mickiewiczu. Kiedy słyszę, gdy ktoś mówi po polsku, myślę, że to jest dobry człowiek. Piosenki są śmieszne. U nas w Kijowie większość ludzi rozmawia po rosyjsku, a w zachodniej Ukrainie po ukraińsku. Ale najczęstsza jest mieszanka, czyli surżyk.
  • Nadia: Na kursach się dowiedziałyśmy jeszcze o malarzach, politykach.

6.      Co najbardziej Wam się podoba w Połczynie?

  •  Vlada: Ludzie, koledzy, koleżanki. My nie wiedziałyśmy, że Połczyn taki mały. Nam mówili, że tutaj będzie 10 minut na rowerze do granicy z Niemcami.
  •  Arina: Wszyscy są otwarci. U nas w szkołach nikt nikogo nie znał . A tu jest dziwnie, że idę z koleżanką po Połczynie, a ona - o hej, hej, cześć, dzień dobry. Poza tym park jest ładny, natura jest świetna i niebo, gwiazdy. Ładne widoki są, ale nie z naszego okna, bo widzimy całą policję.

Vlada

Nadia i Arina




Kinga Wilk i Aleksandra Zochniak

środa, 22 listopada 2017

REWOLUCJA

Prezentujemy pracę, która otrzymała w Wakacyjnym Konkursie Literackim III miejsce . Gratulujemy autorce lekkiego pióra. Naprawdę dobrze się czyta!


   Usłyszałam skrzeczący dźwięk mojego budzika, co oznaczało, że jest już 7:00. Promienie słoneczne swobodnie przebijały się przez rolety, rozświetlając cały mój pokój. Średnio wyspana wstałam dosyć energicznie, by rozbudzić choć trochę umysł. Nastawiłam wodę na herbatę i poszłam do łazienki, by jak co rano powtórzyć ,,toaletowy zestaw ćwiczeń’’. Wychodząc spod prysznica, uderzyłam się w mały palec u stopy i przeklinając parszywy los, zaczęłam wycierać mokre ciało. Następnym etapem było lustro, codzienne patrzenie w swoje odbicie przyprawiało mnie o mdłości. Nie lubię swojego wyglądu. Dlatego starannie maskuję swoje piegi na twarzy i związuję w kok rude włosy. Przeciągam brązową kredką kreskę na górnej powiece, a potem tuszuję rzęsy, by wydobyć choć odrobinę kobiecości. Intensywne, zielone oczy przypominają mi o mojej dzikiej naturze, którą od jakichś kilku lat zakopałam szczelnie 3 metry pod ziemią. Mimo że mam już prawie 26 lat, ciągle zastanawiam się co mam na siebie włożyć. Po 15-minutowej farsie i przekopaniu niewielkiej szafy decyduję się, założyć na siebie ciepły sweter i ulubione jeansy, które podkreślają moje co nieco. Wychodzę z łazienki i przechodzę prosto do kuchni, ponieważ przejście  z jednego pomieszczenia do drugiego zajmuje parę kroków. Moje mieszkanie to przytulna kawalerka w miłej okolicy. Jedynym minusem jest odległość, jaka dzieli mnie między domem, a pracą. 
   Wyłączam czajnik i zalewam herbatę. Jem szybkie śniadanie, myję zęby, do torby wrzucam telefon i słuchawki. Wychodzę szybko z domu, zamykam drzwi i biegnę do windy, by jak najszybciej znaleźć się na dole, autobus odjeżdża o 8:05. Uff, żadnej żywej duszy w windzie, swoboda pozwala mi nawet zanucić melodyjkę lecącą z głośniczka. Nawet ładna pogoda, pomyślałam zadzierając głowę w nienaturalny sposób, by przyjrzeć się niebu. Wszystko wskazywało na to, że ten dzień będzie nawet udany. Idę prosto na przystanek, a raczej biegnę. No cóż, nie pierwszy raz i podejrzewam, że nie ostatni. Mogę przyjąć, że to już coś w rodzaju porannej aktywności fizycznej. 
   Kiedy uda mi się już wsiąść do wybranego autobusu i przetransportować na moje miejsce pracy, czuję, że czegoś zapomniałam. I wtedy oblewa mnie zimny pot. Zaczynam szukać nerwowo tego w torbie, rozgrzebując i kotłując tam wszystko, co spotka moja ręka. A gdy tylko znajdę przyczynę mojego małego zawału serca, wypuszczam powietrze z prawdziwą ulgą. Zadziwiające, jak złośliwe potrafią być rzeczy martwe, chociaż te żywe potrafią znacznie bardziej. Odetchnęłam, kiedy w mojej dłoni pojawił się miedziany zestaw dwóch kluczy z breloczkiem w kształcie kota. Pracuję w sklepie wielobranżowym, do moich zadań należy jedynie przekładanie towaru z kartonu na półki i odwrotnie. Czasami wejdę na kasę i obsłużę kilku klientów, którzy patrząc, jak nieudolnie kasuję ich zakupy, chcą mnie własnoręcznie udusić.
- Dzień dobry. – Uśmiecham się najlepiej jak potrafię, ale w zamian nie otrzymuje uśmiechu tylko grymas niezadowolenia. 
- Zobaczymy, czy taki dobry. – Odpowiada oschle pewien mężczyzna ubrany w elegancki, czarny płaszcz. Kasuję jak najszybciej jego zakupy i zaczynam się zastanawiać, czy czasem tacy opryskliwi ludzie nie żywią się pinezkami. 
   I tak codziennie, odkąd dostałam tę pracę. Moje życie nie jest skomplikowane, w zasadzie żyję od pierwszego do pierwszego, powiedziałabym nawet, że zalewa mnie monotonia, lecz staram się nie narzekać. Moje znajome, które mogę uznać za koleżanki, czasem wyciągają mnie z letargu, który tworzę sobie sama, siedząc w domu i czytając książki wypożyczone z biblioteki. Słyszę tylko te ich ,,Ewka marnujesz się, wyjdź z domu, poznaj kogoś’’. Czasami namówiona tak przez nie, wychodzę do klubu, lecz każda poznana tam osoba nie jest na tyle interesująca, by zgłębić z nią kontakt, a na pewno już nie tamtejsi faceci! 
   Kasia i Kinga sprawnie poruszają się w sprawach damsko-męskich. Każda z nich marzy o księciu na białym koniu, to też takowego szukają. Ja, mimo iż dobrze czuje się wśród wszelkich ludzi, nie obcuję z płcią przeciwną. Co też nie oznacza, że moja orientacja jest bardziej w stronę kobiet. Nie. Po prostu z obserwacji widzę, jak bardzo związki są męczące, gdy są nieudane, a że szczęśliwe big love zdarza się bardzo rzadko, postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Owszem czasami mam na karku natręta, który za wszelką cenę chce się ze mną umówić, lecz szybko ucinam taki kontakt. Nie uważam, że do końca jestem jakimś paszczurem, lecz też nie uważam, że jestem wybitnie piękna. Raczej średnia, a nawet średniawa. Tak jak już wspominałam, moje życie jest dzień w dzień takie samo. Praca dom, praca dom, czasami wypad na miasto. 
   Wszystko wywróciło mi się do góry nogami, kiedy poznałam Jego. To było bardzo dziwne, ponieważ widziałam tego człowieka prawie codziennie, a nie zamieniłam z nim ani słowa. Był dość wysokim brunetem, dobrze zbudowanym. W dodatku biła od niego przyjazna atmosfera. Pracował w restauracji o nazwie Italia po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko mojego miejsca pracy. Wychodząc na przerwę, często widziałam, jak obsługiwał klientów, wychodziło mu to znacznie lepiej niż mi. Kiedy zobaczył, że się na niego zwyczajnie gapię, uśmiechnął się, natomiast zdezorientowana ja, weszłam jak najszybciej do sklepu prawie jak do schronu.
   Ma na imię Jarek i jest moim zupełnym przeciwieństwem. Nasza znajomość zaczęła się dosyć nietypowo, ponieważ pierwszy raz stanęłam z nim twarzą w twarz, kiedy postanowiłyśmy razem z Edytą, koleżanką z pracy, pójść do restauracji naprzeciwko na lunch. Wtedy nie zauważyłam, jak niósł tacę z czyimś zamówieniem i wpadłam prosto na niego, a zawartość talerza prosto na mnie. Po niezręcznej chwili ciszy, usłyszałam śmiech, który zestresował mnie jeszcze bardziej. Co było śmiesznego w takiej sytuacji? Okazało się, że miałam we włosach, na twarzy i na bluzce makaron spaghetti. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, kiedy spojrzałam w lustro powieszone na ścianie. Wyglądałam bardzo oryginalnie. Do tego stopnia, że Jarek dosłownie zwijał się ze śmiechu. Ludzie siedzący w lokalu patrzyli na mnie uważnie. Poczułam, jak robi mi się gorąco. Zdezorientowana, wydusiłam z siebie krótkie:
- Dlaczego jest Ci tak do śmiechu? – W końcu sytuacja nie była wesoła. Ktoś przeze mnie stracił obiad.
- Przypominasz mi pomidora. – Powiedział, dalej trzymając się za brzuch.  Zła na to, że ciągle się ze mnie śmiał, zgarnęłam z bluzki sos i wtarłam mu w twarz. 
-W takim razie witam w ogródku. – Rzuciłam i poszłam w stronę drzwi z napisem ,,Toaleta’’. Edyta wyszła z lokalu w tym samym momencie, gdy ja wchodziłam do łazienki. Przesiedziałam tam dobre 10 minut i bezskutecznie starałam się ocalić beżową bluzkę. Zrezygnowana oparłam się na umywalce i spojrzałam w lustro z pytaniem ,,dlaczego ja?’’. Po czym usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Sądząc, że to Edyta, otworzyłam zasępiona drzwi, lecz u progu stał Jarek uśmiechnięty od ucha do ucha. 
-Przyszedłeś mi oznajmić, że właściciel talerza chce mnie zabić? – Spytałam, obserwując ludzi siedzących na zewnątrz. 
-Co? Dlaczego? Ee..Nie. To był mój lunch i nie chcę Cię zabić.  – Powiedział, opierając się o framugę. Wtedy zauważyłam, że ma orzechowe oczy i lekki zarost, który mu pasował. Pomyślałam, szybko, co jest grane. 
-W takim razie dlaczego tu przyszedłeś? – Spytałam podejrzliwie. 
-Straciłem swój lunch i będę musiał zapłacić za zbity talerz z uzbieranych napiwków. Nie mówiąc już o tym, że posprzątałem ten bajzel. 
Zrobiłam duże oczy i zaczęłam intensywnie myśleć. – W takim razie zapłacę za szkodę.
-Nie trzeba, wystarczy, że zjesz ze mną obiad. W końcu i tak po to tu przyszłaś. –Powiedział, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Zastanowiłam się chwilę i przystałam na warunek ciekawa tego, co mnie jeszcze spotka tego dnia. 
   Usiedliśmy na dworze przy stole z parasolem. Pogoda była przyjemna, mimo że była już jesień. Nic dziwnego, że większość ludzi wybrała zewnętrzną część lokalu. Drugi kelner podszedł do nas i uśmiechnął się do mnie, żywo podając kartę. Bez wahania wybrałam spaghetti, które stało się punktem zwrotnym w moim życiu. Zjedliśmy razem obiad oraz deser, ponieważ rozmowa między nami przepływała bardzo płynnie, jak to mówią ,,kleiła się’’. Czuliśmy się w swoim towarzystwie doskonale, niczym starzy, dobrzy przyjaciele. Czas gnał jak szalony i oboje musieliśmy wracać do swoich zajęć, ale kończyliśmy pracę w tym samym czasie i mogliśmy ponownie się spotkać. 
   Wracając do sklepu z brudną bluzką, nie odpowiadałam na pytania ,,co ci się stało?’’. Starałam się skupić na czynnościach, które miałam wykonać zanim miałam opuścić miejsce pracy. Natomiast nie było to łatwym zadaniem, ponieważ wszystkie myśli szły w kierunku Jarka. Gdy na zegarku wybiła 18:00, jak poparzona zamknęłam swoją szafkę w szatni i niemal wystrzeliłam jak z armaty w kierunku drzwi. Widząc chłopaka przed drzwiami wejściowymi, poczułam, jak serce mocniej mi bije. Czy to właśnie tak człowiek reaguje, gdy widzi kogoś kogo lubi? Otworzyłam drzwi z impetem i prawie wskoczyłam mu w objęcia. Chwyciłam wodze moich emocji, by nic nie potoczyło się szybciej niż powinno. Poszliśmy w stronę miasta i włóczyliśmy się razem po pubach do późna. W naszej rozmowie nie było ani chwili ciszy, mówiliśmy o sobie, swoich przekonaniach i upodobaniach. I choć on lubił chipsy, a ja wolałam nachosy, to i tak dobrze się rozumieliśmy, a przede wszystkim akceptowaliśmy. Różnice nie grały tu podziału, wręcz przeciwnie sprawiły, że bardziej nas do siebie ciągnęło. 
   Spotykaliśmy się prawie codziennie, a ja i on czuliśmy do siebie coraz więcej, aż w końcu stworzyliśmy parę. Parę, która oczywiście nie była idealna czy bez wad. Stałam się dzięki Niemu szczęśliwą kobietą, która została pokochana za to, jaka jest. Ten wypadek z talerzem spaghetti uznałam za rewolucję, która zmieniła moje życie. Może tylko na chwilę, a może na zawsze. Wiem tylko, że nie można zamykać się na świat i być taką zaściankową osobą, jaką byłam ja. Miłość to piękne uczucie, mimo że czasami przychodzi znienacka. 

Magda Szczepek (pseud. Siwa), IIA

środa, 15 listopada 2017

Czterej Jeźdźcy

10 Listopada odbył się uroczysty apel z okazji Dnia Niepodległości. Grupa humanistyczna pod okiem profesora Stefana Mycy, by dumnie uczcić ten dzień, zorganizowała krótki występ pt. „Czterej jeźdźcy”. Autorem i reżyserem przedstawienia był uczeń klasy III Natan Murlik. 


Widowisko opowiada o Żołnierzu postrzelonym w ostatnich dniach walk powstania warszawskiego. Kiedy umiera, nawiedza go Śmierć, która prosi go o pójście razem z nią „ku światłości bohaterów”. Żołnierz jednak nie chce z nią odejść. Nie chce opuszczać ojczyzny, pozostawiając ją zniewoloną. Przewodnik przywołuje widma różnych postaci, które prowadzą monologi. Pierwszą z nich jest Poeta mówiący o tęsknocie za ojczyzną, dałby wszystko, by znów móc do niej powrócić. Kolejnym widmem jest Szlachcic, występuje on w roli oskarżyciela. Wysyła słowa nienawiści do szlachty polskiej, która sprzedała ojczyznę. Następnie śmierć przywołuje widmo Duchownego, mówiącego o tym, że Polacy stracili wiarę w potęgę Kościoła oraz w Boga, który zawsze dawał nadzieję na lepsze jutro. Kończy swój monolog modlitwą, w tym czasie na scenę wbiega Chłop. Przeszukuje on rannego bohatera, mówi o tym, że mimo iż ma pochodzenie polskie, Polakiem nie jest - jest zniewolony. W państwie liczy się tylko możność i polityka, a obietnice wolności nie zostają spełnione, co prowadzi do powstania. Kradnie broń i ucieka. Ostatnią postacią przywołaną przez przewodnika jest Król niemający kontroli nad własnym państwem. Za nim przychodzą cienie zaborców, które rozrywają mapę Polski na trzy części. Wszystkie widma znikają, Śmierć ponownie nakłania Żołnierza, aby przeszedł z nią na drugą stronę. Ten nadal pozostaje nieugięty, prosi ją o ukazanie przyszłości, pragnie zobaczyć ojczyznę wolną. Na prośbę bohatera Śmierć uchyla kurtynę czasu, co sprawia, że Rycerz widzi młodych patriotów wracających z meczu. Kiedy zobaczył przyszłość, zgodził się odejść. Przewodnik  odchodzi z nim ku światłości bohaterów. 

Była to opowieść o bohaterstwie i poświęceniu, ale też o poszukiwaniu sensu w ciągłej walce o wolność. Przedstawienie sięga głęboko z tradycji chrześcijańskiej, bo aż z Apokalipsy św. Jana. Widmo Żołnierza staje się świadkiem tego, jak Czterej Jeźdźcy pochłaniają jego ojczyznę, zarówno w sferze profanum, jak i sacrum. Widmo jednak odrzuca te obrazy, twierdząc, że Przewodnik do Zaświatów tworzy je specjalnie, aby zniechęcić go do pozostania na ziemskim padole. Widmo Żołnierza jest symbolem bezgranicznej miłości do ojczyzny, poświęcenia. Jest on archetypem opiekuna narodu, który przed odejściem chce się upewnić co do jego dalszych losów.







Zdjęcia : Marcin Pytel 


 Julia Piecyk
Dominika Kwaśniewska
Natan Murlik


poniedziałek, 6 listopada 2017

Rewolucja

Autorem kolejnego wyróżnionego tekstu jest Michał Chełmicki z klasy IA. Delektujcie się!

Rewolucja

Śmierć puka do mego życia bram
W wersalskim raju pojawiła się wyrwa
Przemawiaj do ludu i kłam
Bóg spogląda kto w śmiertelnej grze wytrwa

Czas rozwieje barwne suknie i surduty
Niezmącona tafla wody się wzburzyła
Krwistą czerwienią malowane będą Paryża weduty
Żelazne wrota Bastylii liberté otworzyła

Ostrze nienawiści posoką się pokryło
Władca ze śmiercią zabawę przegrywa
Ciemność imię króla na grobie wyryło
Nieprzekupny słowami z rąk krew zmywa

Uschnął kwiat sprawiedliwości
Ciemność wystąpiła przeciw swemu stwórcy
Ofiarami zapełnił się róg obfitości
Prosty lud wolności cudotwórcy

                     
   
                                            Liberté

czwartek, 2 listopada 2017

Otrzęsiny klas I


30.10.2017 r odbyła się obcinka klas I, podczas której pierwszoklasiści stali się równoprawnymi uczniami naszej szkoły. Tegoroczna obcinka miała motyw piracki, a przebrani za piratów uczniowie musieli zmierzyć się z wieloma trudnymi zadaniami.
 
Pierwszym wydarzeniem, z jakim musieli się borykać młodzi piraci, było porwanie ich kapitanów-wychowawców przez prowadzących całe wydarzenie. Gdy wychowawcy - Pani Katarzyna Połońska, Pani Justyna Górska, Pani Joanna Tokarska i Pan Wojciech Kalinowski zostali porwani, pierwszoklasiści musieli wykonać szereg konkurencji, aby ich odzyskać. Pierwszą z nich był konkurs na przebranie za postać filmową, w której uczniowie mieli za zadanie przebrać się za słynne postaci takie, jak: Kapitan Jack Sparrow, Calypso i Davy'iego Jonesa musieli również podać nazwy okrętów, którymi przypłynęli oraz zaprezentować przygotowaną przez siebie flagę. Przed całym wydarzeniem pierwszoklasiści mieli za zadanie nagrać krótki filmik o tematyce pirackiej, który podczas obcinki mogliśmy obejrzeć. Po obejrzeniu wspomnianych już filmików miała miejsce kolejna konkurencja, podczas której piraci mieli za zadanie namalować tatuaże na ciele drugiego pirata. Kolejnym zadaniem było obieranie ziemniaków na czas. Następnie pierwszoklasiści musieli wykonać dość nietypowe zadanie, mianowicie wypicie RUMianku w jak najszybszym czasie, bez użycia rąk. Zmywanie pokładu to nieodzowne zajęcie piratów, nasi młodzi piraci również musieli podołać temu wyzwaniu i pokonać przeszkody, prowadząc piłeczkę do tenisa stołowego przy użyciu miotły. Przeszkody musieli również pokonać podczas konkurencji, w której jeden z uczestników musiał przeciągnąć na kocu drugiego uczestnika jak najszybciej, omijając przeszkody. Bieg z jajkiem na łyżce trzymanej w ustach czy łowienie ustami jabłek okazały się dla naszych pierwszaków dość łatwymi zadaniami, gdyż poradzili sobie z nimi wyśmienicie! Ostatecznym zadaniem, dzięki któremu piraci mogli odzyskać swoich wychowawców, był taniec przed publicznością do wybranej przez prowadzących muzyki, z czym uczniowie świetnie sobie poradzili! Najlepiej z konkurencjami poradziła sobie klasa IA, drugie miejsce zajęła klasa I technikum zawodowego, zaszczytne 3 miejsce zajęła klasa IB, świetnie sobie poradziła również klasa I branżowej zasadniczej szkoły zawodowej. Wszystkim uczestnikom gratulujemy!
   Całe wydarzenie zorganizowane zostało przez współpracę klas IIa i II technikum pod czujnym okiem wychowawców - Pani Katarzyny Hawryluk i Pana Dariusza Pyziaka. Nie tylko pierwszoklasiści, ale również pozostali uczniowie świetnie się bawili. Obcinka okazała się wspaniałą formą integracji :)











WIĘCEJ ZDJĘĆ TUTAJ



Wilk Kinga
Zochniak Ola 

niedziela, 29 października 2017

Rewolucja

Zgodnie z zapowiedzią publikujemy prace nagrodzone w VI Wakacyjnym Konkursie Literackim pod hasłem REWOLUCJA. Autorką pierwszej wyróżnionej pracy jest Natalia Paradnia. Z życzeniami dobrej lektury.
Redakcja.

Moja życiowa rewolucja
            Do dziesiątego roku życia właściwie nie wiedziałam, kim jestem. Nie miałam zainteresowań, zaufanych przyjaciół, talentu ani niczego, co mogłoby choć odrobinę podnieść moje poczucie własnej wartości, którego właściwie nie miałam prawie wcale. Nie miałam pomysłu na zagospodarowanie mojego wolnego czasu, siedziałam w domu i traciłam czas np. na oglądanie telewizji, co kompletnie nic mi nie dawało. Z braku jakichkolwiek innych zajęć w piątkowe popołudnie uległam namowom brata i wybrałam się razem z nim na zbiórkę Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej. Na pierwszym spotkaniu byłam zestresowana, wycofana i zamknięta, co wynikało z braku wiary w siebie i nieśmiałości. Drużynę tworzyli ludzie z różnych środowisk i w różnym wieku, mimo to byli zgraną całością. Z biegiem czasu otwierałam się na ludzi, którzy bardzo ciepło mnie przyjęli oraz otoczyli opieką. Po upływie kilku miesięcy różnorodnych zajęć, ćwiczeń i zabaw integracyjnych odkryłam, że nie byłam już stojącą z boku osobą obserwującą drużynę, ale jej integralną częścią. Zyskałam drugą, strażacką rodzinę. Samo pożarnictwo stało się moją pasją, z każdym dniem coraz więcej chciałam wiedzieć na jego temat. Z biegiem czasu byłam coraz bogatsza w wiedzę, co dawało mi dużą satysfakcję. To, iż byłam w czymś dobra oraz to, że otaczający mnie ludzie doceniali to, sprawiało, że zaczęłam dostrzegać swoją wartość.

            Dziś wiele rzeczy wygląda inaczej, w końcu minęło ponad pięć lat od największego przewrotu w moim życiu. Moja strażacka rodzina znacznie się pomniejszyła, ponieważ większa jej część to dziś dorośli ludzie na studiach. Od dwóch lat jestem dowódcą drużyny, której kiedyś byłam najmłodszym, nieśmiałym członkiem, który bał się odezwać. Teraz to ja staram się stworzyć rodzinną, ciepłą atmosferę najmłodszym lub nowym członkom naszej małej rodzinki. Dbam też o rozwój mojej drużyny i jednostki OSP. Straż mogę teraz nazwać moim domem, jedną z najważniejszych części mojego życia, czymś, co daje mi radość i poczucie spełnienia. Osiągam sukcesy w konkursach wiedzy pożarniczej nawet na etapie wojewódzkim oraz jestem osobą rozpoznawalną i szanowaną w lokalnym środowisku strażackim, czego nigdy bym się nie spodziewała. Dzięki temu, że byłam częścią grona strażackiego w okresie, w którym kształtowałam swoją osobowość najintensywniej, posiadam wiele przez wielu zapomnianych i niedocenianych wartości. Jestem dziś świadomą własnej wartości, pełną pasji, szczęśliwą dziewczyną. Pokazuje to, jaką rewolucję może zrobić w naszym życiu jedna decyzja.      

czwartek, 28 września 2017

WYBORY DO SAMORZĄDU


Wybory zbliżają się  wielkimi krokami,  już niedługo, bo W PIĄTEK od godziny 8:30 w świetlicy możemy oddać głos na swojego faworyta bądź faworytkę. Pamiętajmy, że KAŻDY głos ma znaczenie, także nie może was zabraknąć 😉


Za nami debata, widownia była duża, ale to wcale nie stresowało kandydatów. Dzięki niej dowiedzieliśmy się, jacy są nasi kandydaci i co planują. Przypomnijmy, że jest ich czworo, są to Rafał Tokarski z klasy 2A LO, Patryk Onoszko z klasy 2 TH, Vlada Khmelenko 1 TH oraz Magdalena Szczepek 2A LO. Jeśli ktoś jeszcze nie zdążył zapoznać się z programami wyborczymi, można je znaleźć na facebookowej stronie naszej szkoły – ZSP w Połczynie-Zdroju. Tymczasem nasza redakcja przybliży przebieg wczorajszej debaty.
Kandydaci musieli odpowiedzieć na te oto pytania :


1.     Dlaczego chcesz być członkiem Samorządu Uczniowskiego, dlaczego kandydujesz na to stanowisko?
2.      Jakie są Twoje cechy, umiejętności przywódcze? Dlaczego uważasz, że możesz być liderem?
3.      Jakie masz zainteresowania pozaszkolne?
4.      Czy masz doświadczenie w działalności szkolnej? Jakie?
5.      Jaka powinna być rola nauczycieli w Samorządzie Uczniowskim?
6.      Jaką nową aktywność chciałbyś zorganizować dla uczniów, nauczycieli z naszej szkoły?
7.      Czy dostrzegasz w szkole jakąś problematyczną sytuację i jeśli tak, to jak chciałbyś ją rozwiązać?
8.      Co możesz wnieść do Samorządu Uczniowskiego w tym roku?
9.      Co wyróżnia Cię od innych kandydatów?


Patryk Onoszko

Czy masz doświadczenie w działalności szkolnej? Jakie?
W gimnazjum byłem wieceprzewodniczącym SU. Wspólnie z pozostałymi członkami samorządu zorganizowaliśmy Złocienieckie Kolędowanie Noworoczne, noc filmową zakończoną pokazem Teatru Ognia, wprowadziliśmy „Pomysłową Skrzynkę”. Oprócz tego uczestniczyłem w akcjach charytatywnych i społecznych organizowanych przez szkołę i urząd miasta.
Jaka powinna być rola nauczycieli w Samorządzie Uczniowskim?
Nauczyciele pełnią bardzo ważną rolę informacyjną i pomocniczą. Wielu z nich pracuje w tej szkole od wielu lat i na przestrzeni tego czasu widzieli wiele samorządów. Wiedzą, jakie działania były warte organizacji, a jakie nie. Myślę, że obecnie samorządy powinny z tej wiedzy korzystać, aby szkoła stała się miejscem przyjaznym uczniom.
Jaką nową aktywność chciałbyś zorganizować dla uczniów, nauczycieli z naszej szkoły?
Bardzo fajną i ciekawą aktywnością dla nauczycieli i uczniów byłby szkolny „Mam talent”, w którym, oprócz uczniów, udział mogliby brać również  nauczyciele. Na pewno wielu z nich posiada bardzo ciekawe talenty.
Co możesz wnieść do Samorządu Uczniowskiego w tym roku?
Jednym z pomysłów, które jesteśmy w stanie zrealizować na 100%, jest „Akcja Przekąska”, w ramach której co miesiąc sprzedawane byłyby gofry, hot-dogi, sałatki owocowe itp. Dodatkowo chciałbym uczynić samorząd bardziej otwartym na propozycje uczniów oraz na trójki klasowe, które mogą wiele wnieść do naszej szkoły. Również ważnym zadaniem, które chciałbym w tym roku zrealizować, jest rozbudowa szkolnego radiowęzła, szalone dni czy chociażby wyposażenie świetlicy szkolnej w kanapy i telewizor.
----------------------------------------------------------
Magdalena Szczepek

Dlaczego chcesz być członkiem Samorządu Uczniowskiego, dlaczego kandydujesz na to stanowisko?
Startuję do Samorządu Uczniowskiego, ponieważ mam szczerą chęć i zapał działać na rzecz szkoły i uczniów.
Jakie są Twoje cechy, umiejętności przywódcze? Dlaczego uważasz, że możesz być liderem?
Jestem osobą, która nie boi się odpowiedzialności i wyzwań. Potrafię dogadać się z każdym i rozwiązać konflikt, jeżeli taki zaistnieje. Umiem pracować w grupie ludzie, a także zająć się sprawami organizacyjnymi.
Jakie masz zainteresowania pozaszkolne?
W wolnym czasie czytam książki i gotuje. Chodzę na siatkówkę oraz trenuje Krav Magę. Ponadto działam dobroczynnie jako harcerka ZHP.
Czy masz doświadczenie w działalności szkolnej? Jakie?
Moje doświadczenie w Samorządzie Uczniowskim jest niewielkie, byłam kiedyś zastępcą przewodniczącego. Natomiast wiem, co należy zrobić, by ta struktura szkolna funkcjonowała poprawnie.
Jaka powinna być rola nauczycieli w Samorządzie Uczniowskim?
Moim zdaniem nauczyciele powinni wspomagać i słuchać pomysłów członków Samorządu, także być otwartymi na ich działania i prośby.
Jaką nową aktywność chciałbyś zorganizować dla uczniów, nauczycieli z naszej szkoły?
Moim pomysłem są aktywne, różnorakie przerwy, które były by atrakcyjne dla każdego. Tworzone byłyby na długich przerwach eventy, np. Dzień Kolorów, który wzmocniłby integrację miedzy młodzieżą.
Czy dostrzegasz w szkole jakąś problematyczną sytuację i jeśli tak, to jak chciałbyś ją rozwiązać?
Jedyne, co mnie niepokoi, to znudzenie na twarzach uczniów. Myślę, że aktywne przerwy bądź inne imprezy w szkole sprawiłyby, że szkoła stałaby się ciekawsza i bardziej atrakcyjna 😎 Moim zadaniem jest wprowadzić do Samorządu pozytywną energię i dużo optymizmu na cały rok szkolny!
Co wyróżnia Cię od innych kandydatów?
Jestem otwartą osobą, gotową na współpracę oraz mam głowę pełną pomysłów. Nie chcę być w Samorządzie Uczniowskim dla popularności.
--------------------------------------------------------

Rafał Tokarski

Moją pasją jest sport i aktorstwo. Uwielbiam udzielać się społecznie. Chciałbym, żeby co miesiąc w szkole organizowany był jakiś apel tematyczny związany np. z wydarzeniem, które odbyło się w danym miesiącu. Zależy mi, by powrócić do tradycji Szczęśliwego Numerka. Będę angażował uczniów do różnych akcji na wesoło, ale także charytatywnych we współpracy z nauczycielami. Chciałbym też, żeby szkoła zaistniała w mieście poprzez współpracę z innymi szkołami. Mam też taki plan, żeby uczniowie razem z nauczycielami przygotowali bożonarodzeniowy spektakl dla mieszkańców naszego miasta.
--------------------------------------------------------

Vlada Khmelenko

Chciałabym zorganizować w naszej szkole więcej akcji charytatywnych, a także spotkania dla profilów z naukowcami, redaktorami czy znanymi osobami.  Będę organizować więcej imprez i przeróżnych konkursów. Jestem otwarta na wszystkie wasze potrzeby, ponieważ to my wspólnie tworzymy naszą szkołę, nie chcę narzucać tylko swoich pomysłów


Wszystkim kandydatom życzymy powodzenia. Jutro już cisza wyborcza !


Julia Piecyk

Zuzanna Wilniewicz