wtorek, 31 maja 2011

Z myślą o kolegach z mat-inf…



„Pi” obraz Darrena Aronofsky’ego z 1998, kolejny z dorobku twórcy, którego nie można traktować w kategoriach rozrywkowych, bez wątpienia przeznaczony dla ambitnego, bystrego widza, o niemałych zdolnościach dedukcyjnych. Jednocześnie jest filmem otwierającym „Wielkie Kino” artysty, to właśnie „Pi” stało się pierwszym ogniwem łańcucha docenionych i wielokrotnie nagradzanych filmów Aronofsky’ego. Kolejne składowe serii to wspominane już w „Stachu w Podziemiach” „Requiem dla snu” i „Czarny łabędź” oraz „Źródło” i „Zapaśnik”.

   Czołową postacią jest Max – geniusz matematyczny, w pełni poświęcający się królowej nauk, prowadzi samotny tryb życia, izoluje się od ludzi, nie lubi zamieszania, bezpiecznie czuje się tylko w zaciszu własnego mieszkanka. Od kilku lat liczy się dla niego tylko jedno, podjął pracę nad projektem, który miałby umożliwić przewidywanie notowań na giełdzie. Wkrótce geniusz zostaje dostrzeżony przez tajemniczy koncern chcący wykorzystać osiągnięcia Maxa do zbicia fortuny, na horyzoncie pojawiają się także fanatycy religijni, starający się odczytać Torę, do czego jednak potrzebują zasobu wiadomości, jaki posiada jedynie główna figura. Wkrótce okazuje się, że wiedza ta jest nie tylko błogosławieństwem, ale i przekleństwem, sprowadza na bohatera kłopoty z zewnątrz, lecz staje się również przyczyną poważnych problemów, których ojcem jest sam Max. Ślepe podążanie do celu, chęć jego zrealizowania za wszelką cenę stawia mężczyznę na granicy pomiędzy racjonalizmem a szaleństwem.

   Pomimo bardzo małego budżetu reżyserowi udało się  wciągnąć w widza w dziwną fabułę. Ścieżka dźwiękowa, choć niejednokrotnie brutalna dla odbiorcy oraz mało komfortowy dla oczu czarno-biały, słabej jakości obraz znacznie pogłębiają przejmujące doznania.

   „Pi” uważam za bardzo specyficzny film, pełen symboli, taki, który niekoniecznie trzeba zrozumieć, raczej poczuć. Autor scenariusza pozostawił puste miejsca, które widz musi wypełnić samodzielnie. Motywuje do rozważań, dogłębnej analizy, pozwala nawet na zabawę w nadinterpretację. Polecam tę pozycję wszystkim zafascynowanym wielką tajemnicą, jaką jest ludzki umysł. 


Trailer: http://www.youtube.com/watch?v=jo18VIoR2xU

M.Michalska Ic

sobota, 28 maja 2011

W dniu otwartym u Stanisława Staszica...

    Dzień otwarty odbył się w naszej szkole 14 maja 2011 roku. Podczas tej uroczystości nasza szkoła zaoferowała masę atrakcji zarówno dla dzieci, jak i młodzieży. Na dziedzińcu naszej uczelni zawitały duże zabawki w postaci nadmuchanej zjeżdżalni, zamku, a także trampoliny. Kunsztownie wykonane ekspozycje w połączeniu z pysznymi wypiekami jak magnes przyciągały gości.
Uczestnicy imprezy oprócz zapoznania się z planami rozbudowy naszej szkoły ( które są już realizowane ) mogli brać także aktywny udział w zajęciach pokazowych z biologii, chemii,  fizyki.
Lekcje te poszerzyły także moją wiedzę; od dłuższego czasu interesowało mnie w jaki sposób jest badana grupa krwi,jak się to robi, co do tego jest używane i dzięki tej plenarnej lekcji biologii mogłem zaspokoić ten głód wiedzy:).

Poniżej przedstawiam parę zdjęć.

  















To doświadczenie przedstawiało błyskawicę przepuszczoną przez powietrze.


Z kolei to pokazało jak zachowuje się błyskawica przepuszczona przez Neon.











Znacznie więcej zdjęć, nie tylko mojego autorstwa znajdziecie na stronie http://lopolczyn.prv.pl/ .

Filip Świątkowski

piątek, 27 maja 2011

„Śniło mi się, że chcę zamknąć oczy... ale w tym śnie nie było powiek”, czyli o twórczości Doroty Masłowskiej


      Tym razem, mam nadzieję, będzie mało kontrowersyjnie:) Z tego względu, że ostatnio mój tekst pt: „Odetnij prąd i zacznij żyć!” wywołał dość duże emocje, zdecydowałam, że ten artykuł będzie niewinny jak baranek… pytanie tylko, czy uda mi się osiągnąć zamierzony cel?:)

      Przez redakcję „Stacha…” organizowana jest akcja promująca czytelnictwo, a polega na tym, że co jakiś czas będzie się ukazywał nowy głos mówiący o tym, jak człowiek dzięki książkom może kształtować swoją osobowość, charakter, jak może się rozwijać lub tekst promujący jakiś konkretny fascynujący obszar literatury. 

Nie będę przecież zachęcała do czytania lektur, bo mam wrażenie, że na samo słowo „lektura” niejednemu człowiekowi jeży się włos na głowie, a niektórym włącza się przysłowiowy „agresor”. Dlatego wybrałam książki Doroty Masłowskiej, które z przymusem nie mają nic wspólnego.

      Otóż Dorota Masłowska to autorka książki pt: „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, która w 2002 r.

została nominowana do Nagrody Nike i do Nagrody Pegaza w kategorii „Literatura”. W 2006 r. opublikowała swój pierwszy dramat pt: „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”, który uczniowie naszej szkoły mieli szansę obejrzeć w Teatrze Bałtyckim w kwietniu (patrz: 
recenzja Radka Iwanka. przyp. red.). Oprócz tego Masłowska pisała felietony do „Przekroju” i recenzje książek do „Wysokich Obcasów”.

Prezentowane utwory to żywy przykład na to, że książki mogą zaciekawić. Kiedy się je czyta, ma się wrażenie, że to hip-hopowa piosenka. Piosenka, która niesamowicie bawi się językiem, słowami. Być może czasami nie do końca rozumiana, ale ma mnóstwo do przekazania i właśnie prawdy, którą autorka chce innym przekazać, warto szukać.

Dla niektórych może być to zwykła, chamska wypowiedź kobiety nie mającej za grosz kultury osobistej, przepełniona mnóstwem wulgaryzmów, które przez ogół odbierane są negatywnie. A może trzeba coś powiedzieć bardzo wulgarnie, żeby zaszokowało i zmusiło do przemyślenia? Dla mnie to nowy sposób pisania i kolejne odkrycie porównywalne z wejściem na Mount Everest:)

Cytaty z książek:

- Śniło mi się, że chcę zamknąć oczy... ale w tym śnie nie było powiek.

-Ani dzień dobry, ani spierdalaj, czyste chamstwo bez sztucznych barwników.

-Jak mam patrzeć na takie rzeczy, to już wolę zacząć chodzić do kościoła.



  Maja Gorochowik
     

     Drodzy czytelnicy!  Dziś serwujemy Wam pierwszą porcję naszych nowości. W związku z akcją " Miesiąc z Biblioteką" ogłaszamy konkurs na najlepszy tekst literacki o naszej bibliotece lub książce.
Forma jest dowolna, może to być na przykład epigramat, sonet czy fraszka. Laureaci pierwszych trzech miejsc otrzymają nagrodę w postaci anulowania długu za książki w szkolnej bibliotece. Ponadto zdobywcy podium będą mogli wybrać książkę, którą biblioteka zakupi na użytek szkoły.
Prace z podpisem swojego imienia i nazwiska a także klasy prosimy wysyłać na adres naszej redakcji: stachu.w.podziemiach@gmail.com do 09.06.2011 r.
Wyniki konkursu zostaną ogłoszone podczas spotkania kończącego naszą akcję. Mamy już potwierdzenie, że w projekcie wezmą udział : pani profesor Hanna Bohuszewicz, pani profesor Kinga Dolatowska, pani profesor Katarzyna Połońska, pan profesor Janusz Bohuszewicz oraz pan profesor Andrzej Tworek.
Wszystkich zapraszamy do wspólnej zabawy i aktywnego uczestniczenia w akcji!!!:)


Redakcja "Stacha w Podziemiach" 


czwartek, 26 maja 2011

Drogie Mamy...


...brakuje słów, aby podziękować za matczyną opiekę, cierpliwość,
dobroć, zrozumienie i wsparcie, pomimo tego, że nie zawsze mówimy co czujemy, wiedzcie, że zajmujecie w sercu każdego z nas szczególne miejsce. Dziś w tym jakże uroczystym dniu pragniemy podziękować Wam za to, że jesteście przy naszym boku
zawsze, gdy tego potrzebujemy, za to, że możemy liczyć na Waszą pomoc w każdej godzinie i mamy pewność, że nas nie zawiedziecie. Życzymy Wam dalszej wytrwałości i siły do pokonywania trudności dnia codziennego oraz umiejętności czerpania jak najwięcej radości z każdej chwili. Nigdy nie  powątpiewajcie w naszą miłość, możecie być pewne, że uczucie to nigdy nie wygaśnie.  

Tymczasem zapraszamy do przyjęcia od nas drobnego prezentu.




Redakcja "Stacha w Podziemiach"


środa, 25 maja 2011

Ryzyko i Pasja, czyli o najbardziej widowiskowym sporcie świata


      Zapach spalin, ryk silników, tłumy kibiców wiwatujących na cześć swojego ulubieńca… każdy chciałby przeżywać coś takiego. Niestety tylko najlepsi kierowcy na świecie – kierowcy formuły pierwszej mogą być tymi szczęściarzami. F1 towarzyszy nam od dawna. Przez tę dyscyplinę przewinęło się niemało osobistości, wspaniałych, bardzo utalentowanych ludzi, którzy przez lata ścigali się dla swoich zespołów. Zarabiając przy tym niebagatelne sumy pieniędzy. Żaden sport nie łączy w sobie tyle pasji, sukcesu i niestety tragedii w takim wymiarze jak Formuła1. Jest to niezwykły spektakl zarówno wielkich radości jak i prawdziwych dramatów.
      Formuła1 od zawsze kojarzyć nam się będzie z postępem technicznym, dzięki czemu prawdopodobnie jest najbardziej zmiennym sportem na świecie. Początki królowej sportu wyglądały inaczej niż wyścigi w XXI wieku. Kierowcy w bolidach bez kasków, pasów bezpieczeństwa, tory wyścigowe liczące po 500 km i trwające po 3 godziny wyścigi to przeszłość. W dzisiejszych czasach wyścigi są planowane przynajmniej rok wcześniej, kask, pasy bezpieczeństwa i mnóstwo innych systemów ochronnych to już nieodłączne rzeczy towarzyszące kierowcom F1. Czasy, w których można było kupić sobie bolid za około 50 tys. euro już dawno minęły. Aby móc choć zacząć myśleć o zbudowaniu własnego zespołu i zgłoszeniu go do mistrzostw, trzeba myśleć na początku o kwotach rzędu 10 milionów euro. Ten sport różni się od wszystkich innych sportów tym, że od ponad półwiecza mistrzowie tych zawodów są znani na całym świecie. Juan Manuel Fangio, Jack Brabham, Emerson Fittipaldi, Niki Lauda, Alan Prost, Nelson Piquet, Ayrton Senna czy Michael Schumacher to tylko niektóre nazwiska byłych mistrzów Formuły1, które wymawiane były w prawie każdym zakątku świata. 
      ,,Co roku ktoś zostaje mistrzem, ale nie co roku jest to wielki mistrz’’ – słowa te wypowiedział trzykrotny mistrz i jeden z najlepszych kierowców świata, na przykładzie którego doskonale można opisać, jak niebezpiecznym i tragicznym sportem jest F1. Senna zginął 1 maja 1994 roku podczas Grand Prix San Marino na torze Imola. Jego bolid wypadł z zakrętu i z prędkością ponad 200 km/h z impetem uderzył w betonową barierę ochronną. ,,Sprawiał wrażenie spokojnego. Podniosłem mu powieki i po wyglądzie źrenic zorientowałem się, że doznał poważnego urazu mózgu. Wyciągnęliśmy go z kokpitu i położyliśmy na ziemi. Gdy to zrobiliśmy, jakby westchnął i, choć jestem agnostykiem, przysięgam, że widziałem, jak w tym momencie uchodzi z niego dusza... ‘’ – tak powiedział tuż po wypadku Senny oficjalny lekarz FIA, Sid Watkins. Ayrton został pochowany w rodzimym kraju, w Sao Paulo, w Brazylii.
      Jak wiemy, w tym sezonie nie widzimy naszego rodaka w F1 – Roberta Kubicy, ponieważ uległ on wypadkowi w rajdzie Włoch i przechodzi właśnie rehabilitację w swojej posiadłości w Monako. Kubica niemal całe życie poświęcił wyścigom. Ale dopiął swego – jest pierwszym Polakiem, który startuje w F1. O takich ludziach jak on mawiają, że w ich żyłach płynie zamiast krwi benzyna. Na szczęście pasję Roberta bardzo dobrze rozumieli rodzice, bo przecież nie wszyscy pogodziliby się z faktem, że ich pociecha już po I klasie liceum kończy edukację. Sam Kubica nie żałuje z pewnością swojego wyboru, gdyż jak powiedział : ,, W Formule1 nie ma odpoczynku. Ale dzięki temu nie siedzę teraz na ławce przed blokiem z papierosem i piwem, tylko robię coś porządnego’’. Jak dotąd Polak wygrał tylko jeden wyścig, ale kibice w Polsce i we Włoszech nadal wierzą, że Kubica pokaże jeszcze nieraz, na co go stać.
      W ten weekend gościliśmy królową motor sportu w Hiszpanii na torze  Circuit de Catalunya. Specjaliści na ten wyścig mawiają „procesja”, lecz w tym roku ma być inaczej dzięki nowinkom technicznym, jakie nakazała stosować międzynarodowa federacja motor sportu – FIA.

System DRS, czyli system wygaszania tylnego skrzydła, który ma na celu zwiększyć ilość wyprzedzeń w sezonie 2011 a w połączeniu z systemem KERS, o którym było już głośno w sezonie 2009, ma zapewnić niezapomniane emocje i wspaniałe manewry wyprzedzania. Po pasjonującym wyścigi pierwsze miejsce zajął Sebastian Vettel a tuż za nim na metę dojechali Lewis Hamilton i Jenson Button. Następny wyścig odbędzie się już w przyszłą niedzielę na legendarnym i najbardziej prestiżowym torze ulicznym w Monako.

Paweł Walczak I C

poniedziałek, 23 maja 2011

Pomimo ery komputerowej, w której żyjemy, oprócz wielu nowoczesnych rozrywek do najbardziej popularnych wciąż zalicza się czytanie książek. Dlaczego książki cały czas tak na nas działają? Jaka siła w nich zawarta sprawia, że nie możemy się od nich oderwać?

      Czasami nurtują mnie te pytania, na które pomimo częstego sięgania po książki nie do końca mogę sobie odpowiedzieć. Wiele zbieranych przez lata doświadczeń pokazuje mi jednak, że książki nie są zwykłymi literami na papierze. Zawarta jest w nich cała głębia myśli autora. Pogrążając się w lekturze możemy wejść w jego umysł, poznać jego poglądy i tok myślenia, który częstokroć jest bardzo skomplikowany. Czyż nie jest przyjemne, gdy w zwykłym zdaniu, z pozoru odnoszącym się do powszechnej sytuacji odnajdujemy głębszy sens i aluzję do motywu przewodniego całego utworu? Dla mnie takie odkrycie jest powodem do zadowolenia.
      Moja przygoda z czytaniem rozpoczęła się tak naprawdę pod koniec gimnazjum. Wówczas to zacząłem odnajdywać w książkach coś, co sprawiało, że żyło mi się lżej. Przez całe wieki istnienia literatury twórcy przelewali na papier całe swoje jestestwo. W ogromie powstałych dzieł zostały zawarte chyba wszystkie elementy towarzyszące nam po dziś dzień w życiu. Cała mozaika uczuć, od tych najpiękniejszych po najbardziej obrzydliwe, tkwi w książkach. Czytając, przekonujemy się, że problemy dręczące współczesnych nie są wcale nowe, lecz już przed wieloma latami ludzie borykali się z podobnymi kłopotami. Często dowiadując się o jakiejś nowej idei, która szerzy się na świecie, myślę, że jest ona nowym wynalazkiem, wymyślonym przez współczesnych. Jednak po jakimś czasie, gdy już zupełnie o niej zapomniałem, znów się o niej dowiaduję, już nie z telewizji, lecz z książki, i to wcale nie z naszej epoki.
      Zastanawiająca jest dla mnie jedna rzecz: czy papier nie jest o wiele bardziej wrażliwy niż kineskop, kable itp.? Dlaczego więc do naszych czasów przetrwały dzieła Sofoklesa, Platona, Horacego czy Wergiliusza? Na tych przykładach widzimy, że papier, czy pergamin są w stanie przetrwać wieki, a gdyby dokładnie poznać historię starych woluminów i przelać ich losy na papier, powstałyby z pewnością opasłe tomy. Biorąc do ręki książkę, nowszą czy starszą, często zastanawiam się, jaką drogę musiała przebyć, zanim trafiła w moje ręce. Sprawą dla mnie bardzo ciekawą i ściśle powiązaną z historią danej książki jest to, ile razy była ona wypożyczana. Dlatego czasami, gdy natrafię na stare biblioteczne karty, pochodzące sprzed ery komputerów, rzucam okiem na to, jak często i kiedy książkę tę wypożyczano. Przyjemnie jest pomyśleć, że 10 czy 15 lat temu ktoś w zimowy wieczór spędził nad tym dziełem trochę czasu. Tu widzę kolejną zaletę książek – łączą ludzi.
      Mnóstwo osób uwielbia niespodzianki. Podchodząc do bibliotecznych regałów możemy sobie sprawić całe mnóstwo takich niespodzianek. Sięgając po książkę, której kompletnie nie znamy, bierzemy ją w ciemno, nie wiedząc, na co się w niej natkniemy. Sam lubię sięgać po takie dzieła, o których prawie nic nie wiem. Ale jak to z niespodziankami bywa, mogą one wzbudzić w człowieku zadowolenie, jak i mogą skutecznie zniechęcić. Ja preferuję książki zaliczane do klasyki. Sięgając po lektury z tego działu, kieruję się dwoma głównymi powodami.
      Chcąc ustrzec się przed zniechęceniem, sięgam po dzieła, które są zatwierdzone przez najlepszego weryfikatora – czas. Jeżeli przez lata dana książka się nie zestarzała, jest to najlepszy dowód na jej wartość. Dzieła takie możemy poznać po nazwiskach ich autorów. Nazwiska te, mimo że pokryte już patyną czasu, na stałe wpisały się do panteonu wybitnych postaci. W dziełach tych, które często pochodzą z kanonu lektur, znajduje się ogromna ilość informacji i problemów odzwierciedlających czasy, w których przyszło żyć autorowi.
      Kolejnym powodem, który przyciąga mnie jak magnes do tego typu książek, jest tradycja. Chcąc poznać dany kraj, jego kulturę, należy w pierwszej kolejności sięgnąć do jego literatury, która jest miarą rozwoju państw. Tak jest również w przypadku Polski, która ma się czym pochwalić. Kultura występująca dziś na obszarze naszego kraju nie zrodziła się powstałej niedawno telewizji czy jeszcze nowszego Internetu, lecz z dzieł literackich przez pokolenia tworzonych. Literatura klasyczna dała podwaliny innym gatunkom, które możemy nazwać jej dziećmi. Jest ona tym w całej literaturze, czym fundament dla dobrego domu. Oprócz tych dla mnie ważnych, powodów kieruje mną jeszcze jeden. Książki tworzone przez wybitnych pisarzy naprawdę przypadają mi do gustu i, uwierzcie mi na słowo, to da się czytać. Ambitne lektury można traktować jak wyzwanie, na przykład zdobywanie górskiego szczytu. Jeżeli dzieło nas pokona i jeszcze nam się nie uda przez nie przejść, możemy spróbować znowu po pewnym czasie. To naprawdę nic nie kosztuje, a satysfakcja płynąca z przeczytania takiego dzieła jest duża.
      Kończąc, mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżyłem Wam, drodzy czytelnicy, czym dla mnie jest obcowanie z książką. Żywię również nadzieję, że choć jedna osoba podejmie wyzwanie i sięgnie po dzieło nieznane, choć gwarantujące wysokie loty.



Tomasz Buczma

niedziela, 22 maja 2011

Miesiąc z Biblioteką

      Już wkrótce dobiegnie końca rok szkolny, powoli zamykane są wszystkie arkusze ocen, ostatnie sprawozdania miękko lądują na biurkach sekretariatu, dobiwszy ostatnich fragmentów krótkiego, trwającego tylko 10 miesięcy taktu... Ale musicie wiedzieć, że nie wszystko kończy się w tym roku szkolnym.
Mamy zaszczyt otworzyć dla Was akcję „Miesiąc z Biblioteką”. Jest to projekt naszej redakcji, podczas którego chcemy prezentować artykuły mówiące o tym, co czytamy, dlaczego chcemy czytać, co nam dały książki, z jakiego powodu tak dobrze czujemy się w bibliotece... Każda publikacja wchodząca w skład serii artykułów z akcji „Miesiąc z biblioteką” będzie oznaczona poniższym obrazkiem.

W czasie akcji będziemy tworzyć nowe sondy związane z czytaniem książek. Dziś udostępniamy pierwsze pytanie „Po jakie działy literatury sięgasz najchętniej w bibliotece?”. Wiemy, że są wśród nas wytrawni odbiorcy bibliotecznych nowości, dlatego wprowadzamy opcję, która umożliwi wam wybranie kilku odpowiedzi.
Myślimy, że nasza inicjatywa wielu z Was zainteresuje, zachęcamy do wzięcia udziału w sondzie.
Nasze przedsięwzięcie chcemy zakończyć spotkaniem uczniów z kilkoma nauczycielami z naszej szkoły. Planujemy, aby opowiedzieli, co pasjonuje ich w książkach, co sami czytają. Jesteśmy w trakcie rozmów z profesorami, z którymi chcielibyśmy podjąć współpracę. O dalszych szczegółach a także o możliwości zapisu na spotkanie będziemy informować na bieżąco. Już wkrótce pierwszy artykuł!

Redakcja „Stacha w Podziemiach”

sobota, 21 maja 2011

Forum otwarte!!!


    W ostatnim czasie, w naszej szkole bardzo popularna stała się pewna forma towarzysząca uroczystościom szkolnym – okazyjne stroje. W Walentynki włożyliśmy na siebie czerwone kreacje, w Dniu Kobiet ubiór nasz był galowy, wreszcie w pierwszy dzień wiosny spacerowaliśmy przez miasto ubrani we wszystkie kolory tęczy. Pojawiły się głosy krytykujące tę monotonność, dlatego też chcielibyśmy wiedzieć, jakie jest twoje zdanie na ten temat i czy masz jakieś inne propozycje, czy wiesz, jak sprawić, aby szkolne uroczystości sprawiały nam, uczniom jak najwięcej radości?  
     Z tego względu stworzyliśmy dla Ciebie, drogi czytelniku, forum które mamy nadzieję będzie służyło tworzeniu nowych pomysłów na przeprowadzanie szkolnych uroczystości, a także otwierało coraz to nowe dyskusje na Wam bliskie tematy.



Serdecznie zapraszamy! 


 Redakcja "Stacha w Podziemiach"

piątek, 20 maja 2011

Czekolada, poezja i koniec świata…


     Czekolada. Twaróg i śmietana. Co będzie jeść moja rodzina? Koniec świata. Wiem. Wszędzie o tym trąbią. Tylko bez wrzasku. Głowa mi pęka. Czuje się napięcie w powietrzu. TO już. Magazyn dziwny. Jeszcze chleb. Wszyscy czekają. Nikt nie robi zakupów. Jak oni wyobrażają sobie życie po końcu świata? Przecież jakoś trzeba będzie żyć. Życie toczy się dalej. Żeby nie wiem co. Zawsze tak będzie. Czekają na zewnątrz. Rodzina, przyjaciele. Wszyscy. Tylko ja się martwię. Ściany się zawalą? Podobno jest taka możliwość. Każą mi uciekać. Zaraz. Jeszcze ser. Przecież nie jem mięsa. Jakiś tam koniec świata nie przyjdzie sobie ot tak i nie zrobi ze mnie mięsożernego potwora. Po moim trupie. Ta torba jest już zbyt ciężka. I coś słodkiego. Uwielbiam słodkie. Poprawia mi humor. Obok stoi gablota z książkami. Piękna, łososiowa oprawa, trochę chropowata. Z napisem „Poezja”. Nie ma autora. Wybijam szybę w gablocie. A co mi tam. W końcu koniec świata, nikt mi nie udowodni. Dotykam jej. Niesamowita. Torba ląduje na ziemi. Z uśmiechem wychodzę na zewnątrz. O mój Boże, drzwi zatrzaśnięte. A torba? Została w środku! Ściskam dwoma rękoma książkę. Nic mi więcej nie potrzeba. Dotykam różańca na palcu. Jestem gotowa…

 Maja Gorochowik 

Ponoć to już jutro, w każdym razie my zamierzamy trwać do końca niczym orkiestra na Titanicu – z pozdrowieniami – Redakcja :)


wtorek, 17 maja 2011


         Duże musiałyby być radiowozy, by policja mogła aresztować oddział harcerzy. Też terenowe, by mogły dojechać nad jeziora celem aresztowania rybaka albo przedrzeć się przez las do turysty-bushcraftera. Domy musiałyby wolno płonąć, by aresztowany podczas akcji strażak zdążył odbyć wyrok. Trzeba wynaleźć wodoodporny portfel, by nurek mógł mieć przy sobie fundusze na zapłacenie za mandat ścigającemu go przy dnie policjantowi. I oczywiście obowiązkowo każdy komisariat musiałby kupić łódź, bo jak bez niej ścigać żeglarzy? Ciekawe, czy starczyłoby miejsc w więzieniach dla rekonstruktorów spod Grunwaldu. To przecież zorganizowana grupa przestępcza wyrabiająca i posiadająca broń! Na pewno drastycznie zwiększyłaby się liczba sierot, bo ich rodzice trafiliby do więzień za przygotowanie dzieciom kolacji…
Ale bzdury wypisuję powyżej. No dobra, może przeginam, a jednak trochę tu prawdy. Dlaczego? Zastanówmy się zatem, co łączy tych wszystkich wyżej wymienionych potencjalnych przestępców. Otóż jest to nóż. Taki kawałek stali, co jak nim nieodpowiednio pociągnąć, to jest kuku i krew leci. I właśnie owe kuku i krew dla kandydata na posła sejmu RP, Arkadiusza Mularczyka były motywacją do stworzenia projektu ustawy zakazującej posiadania noża o długości ostrza przekraczającej osiem centymetrów. Uznane zostać mają takie za broń ofensywną i wymagane na nie będzie pozwolenie, prawie takie jak na pistolet (http://bip.mswia.gov.pl/portal/bip/218/19583/Projekt_stanowiska_Rzadu_do_poselskiego_projektu_ustawy_o_zmianie_ustawy_o_broni.html) Zatem nici z publicznego obrania jabłka, wyciągnięcia dzięki przecięciu pasów człowieka uwięzionego w samochodzie, czy przecięcia linki na jachcie. Osiem centymetrów [ostrza noża] to niewiele i niewiele też można nimi uczynić. Bo jak mówi stare chińskie porzekadło: „małe jest piękne, ale duże więcej może, jeśli chodzi o noże”1.  
A dużego [noża] posiadać nie wolno. 
         Przyznaję się, trochę hiperbolizuję, narzekając na ustawę. Sam od niepamiętnych czasów mam nóż (noże;)). Obecnie posiadam scyzoryk Victorinox One Hand, a długość jego głowni to… osiem centymetrów. Tak – osiem. I jakoś z nim żyję, a w naszym związku wszystko dobrze – nie mam zamiaru go zmienić. Zawsze mieszka sobie w mojej prawej kieszeni i kiedy jest potrzebny, sprawdza się. Lecz tylko w codziennych, mało ekstremalnych sytuacjach. Jeśli jednak np. idę do lasu zabieram coś większego (i jakoś nie ogarnia mnie wówczas żądza krwi). Podczas, jak dumnie to nazywam – bushcraftu, osiem centymetrów nie ma racji bytu, jak niby np. przygotować nim drewno na ognisko? Nie sprawdziłby się również na statku czy pod wodą. Drugie „NIE” dla ustawy wypowiadam ze względu na pasję tysięcy ludzi, np. tych z forum Knives.pl (www.knives.pl) . To są kolekcjonerzy, nie psychopaci (-kolekcjonuje pan noże?! Jest pan niebezpiecznym człowiekiem! -Lepiej, żebym zbierał damską bieliznę?). Zbierają noże. A noże to noże nie tylko te ośmiocentymetrowe. Takie są mniejszością.
Gwarantuję, że wśród knajfsowiczów nie ma ani jednego mordercy. Nie podoba mi się też przewidziana przez ustawę „wysoka uznaniowość” policji. Coś takiego to ograniczenie wolności obywatela, apoteoza „pana władzy”.

I jeszcze jeden argument przeciw: rozłóżcie teraz ramiona. Jestem pewien, że w ich zasięgu znalazłoby się co najmniej dziesięć narzędzi mordu. Jeśli ktoś idzie po to, by zabić, nie powstrzyma go ustawa, a nawet jeśli nie będzie chciał ryzykować, zamiast noża zabierze choćby śrubokręt, bo tego ustawa nie zabrania. Od lat trzeba zezwolenia na pistolet. Ilu ludzi wciąż ginie od kul?
        Ciekaw jestem, kiedy każą chodzić wszystkim nago, żeby nic nie ukryli, powyrywają nam zęby i paznokcie, bo przecież można kogoś pogryźć lub wydrapać mu oczy. A co zrobią, gdy uznają, że można kogoś ranić, dając mu z dyńki? Jeśli ktoś chce zmniejszyć ilość ofiar zabójstw, zamiast walczyć z narzędziami powinien wziąć się za tych, którzy ich używają. Czy naprawdę w Polsce nie ma nic ważniejszego do uchwalania niż ustawy , które nic nie zmienią?
Takie jest w tej kwestii moje zdanie. Obowiązkowo po przeczytaniu zajrzyjcie na stronę http://ntn.knives.pl - znajdziecie tam mnóstwo statystyk i wypowiedzi na temat projektu. Co odnośnie tej sytuacji myślicie Wy, Czytelnicy? Czy według Was bunt społeczeństwa jest uzasadniony? Czy każdy posiadacz noża to psychopata, którego trzeba się bać? Kto ma rację: pan Mularczyk, czy ci kwestionujący jego ustawę? Czy ona jest potrzebna? Czy coś polepszy? Ktoś z Was się z nią zgadza, ktoś popiera moją opinię?
1   Ten i poniższe cytaty stanowią własność użytkowników  bodzio.w1 i RNL z forum knives.pl


Radosław Iwanek