piątek, 29 czerwca 2012

Wakacje!!!

                Kolejny rok za nami. Dziś nadszedł czas na zakończenie dziesięciu miesięcy szkolnej pracy i rozpoczęcie dwóch przerwy. 

Z tej okazji życzymy Wam, aby ta przerwa była owocna wyłącznie w pozytywne doświadczenia, pozwoliła odpocząć po kończącym się właśnie roku szkolnym i zdobyć energię na następny. 

Pragniemy również podziękować Wam za wspólnie spędzony czas. Dla Stacha był to rok prężnego rozwoju, kontrowersji i sukcesów. Dziękujemy, że nam ufacie i możemy wspólnie się rozwijać. Życzymy sobie i Wam, aby przyszły rok był równie owocny.

Życzymy  Wam i sobie udanego wypoczynku i abyśmy za dwa miesiące wszyscy spotkali się mając pełen bagaż wspaniałych wspomnień!

Redakcja Stacha w  Podziemiach

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Ostatni dzwonek na pracę


Trzecioklasiści opuścili mury naszej szkoły, oceny prawie wystawione... wszystko wskazuje na to, że zbliża się upragnione przez wszystkich zakończenie roku szkolnego. A co później? Wycieczki, koncerty, obozy, długie wieczory przy ognisku - jednym słowem: wakacje! Ale wszyscy wiemy, że życie pod względem finansów jest okrutne i nie ma nic za darmo. Trzeba więc skądś wziąć pieniądze na zrealizowanie swoich letnich planów. Jedni rozwiązanie znajdują w portfelach swoich rodziców, lecz są i drudzy, którzy chcąc się usamodzielnić lub odciążyć finansowo kieszenie opiekunów, sami podejmują się pracy. Lecz gdzie można ją znaleźć i co zrobić, aby pracodawca nie zrobił nas w konia?

Zacznijmy od tego, że w Polsce ciężko jest znaleźć pracę nieletnim, a co dopiero w takim małym Połczynie, w którym, nie oszukujmy się, młodzi ludzie mało mają szans rozwoju. Według kodeksu pracy, nieletni to osoby w wieku od 15 do 18 lat. Prawo pozwala zatrudniać nieletnich tylko przy lekkich pracach sezonowych, takich jak zbieranie owoców, warzyw, sprzedawanie lodów czy frytek. Oczywiście najlepiej jest, kiedy ktoś ma wujka lub ciocię z własnym sklepem, wtedy wystarczy się odpowiednio zakręcić i już mamy dodatkowe źródło dochodu. Najczęściej jest tak, że gdy idziemy do potencjalnego pracodawcy i pytamy o możliwość zatrudnienia, on wymiguje się i mówi, że  osób niepełnoletnich nie zatrudnia bądź nie chce mieć problemów z prawem. Zostają nam więc nieśmiertelne truskawki bądź ulotki... choć ta druga opcja zarezerwowana jest raczej dla większych miast. Najłatwiejsze w wakacje jest znalezienie pracy jest nad morzem: w barach jako pomoc w kuchni lub osoba do sprzątania. warto rozejrzeć się również w licznych pensjonatach  rozsianych w obszarze Pojezierza Drawskiego. Czasami również w fast foodach możemy znaleźć potencjalnego pracodawcę, który poszukuje sezonowego pracownika. Trzeba jednak pomyśleć o noclegu i dojeździe.

W dzisiejszych czasach znalezienie pracy jest trudne nie tylko dla osób pełnoletnich. No ale cóż, podstawowym obowiązkiem dziecka jest nauka, a na pracę będziemy mieli jeszcze czas. Lecz gdyby ktoś był naprawdę zrozpaczony i potrzebowałby szybkiej możliwości zarobienia pieniędzy może poszukać w Internecie lub poczekać, aż borówki zaczną dojrzewać :D 

Marta Szczepek

A co na ten temat mają do powiedzenia szczęśliwi znalazcy pracy?



"W najbliższe wakacje planuję pracować, zbierając borówki amerykańskie w Żelimusze. Jest to duża plantacja, która zatrudnia wielu pracowników każdego roku. Na pracę namówiły mnie koleżanki, poza tym zachęcająca jest pensja. Podpisana umowa zobowiązuje nas do zebrania określonej ilości borówek do końca sezonu. Zarobione pieniądze na razie chcę odłożyć - później zdecyduję, na co je wydam." Magda

"Podczas wielogodzinnego poszukiwania ofert pracy w Internecie natknęłam się na propozycje pracy nad morzem - jednak perspektywa pracy od rana do wieczora, bez dni wolnych na stoiskach z pamiątkami czy w budkach z jedzeniem zniechęciła mnie. Postanowiłam więc zająć się zbieraniem owoców. Powodem jest duża ilość wolnego czasu i dobre pieniądze. Część pieniędzy chcę przeznaczyć na wakacyjny wyjazd, resztę - na zakupy :) Umowę mogą podpisać już osoby, które ukończyły 16 lat i są na tyle odpowiedzialne oraz skore do pracy, że wytrzymają niedogodności z nią związane. Pracodawca nie wymaga od nas numeru NIP. Więcej informacji możecie znaleźć na stronie internetowej plantacji w miejscowości Żelimucha (30 km od Połczyna-Zdroju)." Sylwia

Przydatne linki:
Plantacja borówki  - nawet jeśli nie uda się Wam załapać w tym roku, warto już pomyśleć o przyszłych wakacjach :)

Dziękujemy dziewczynom z klasy IIc za pomoc w powstaniu artykułu - Redakcja "Stacha w Podziemiach"

sobota, 23 czerwca 2012

Stachu wychodzi z Podziemia

Nasi redaktorzy czasem goszczą poza stronami "Stacha..." i z powodzeniem publikują w internetowym piśmie MAD&MAD. Sprawdźcie sami!


(szukajcie na stronach 75-76)


 (na stronach 66-67)

Życzymy przyjemnej lektury!
 Redakcja "Stacha w Podziemiach"


czwartek, 21 czerwca 2012

Z Vivaldim przez cztery pory roku - Lato


Dziś mamy już pierwszy dzień lata, więc to czas na drugi artykuł z cyklu "Z Vivaldim przez cztery pory roku".

Nie chciałbym Was zamęczać biografią Vivaldiego, tak jak sporą jej dawkę zaserwowałem w poprzednim artykule. Jednak wydaje mi się ważne podać jedną datę.

Otóż cykl koncertów Il cimento dell'armonia e dell'inventione z obecnością Le quattro stagioni (Cztery pory roku) powstał w Wenecji w roku 1727.

Każdy z utworów ma trójdzielną budowę. Uogólniając, można napisać,że składa się z część wesołej, wolnej i szybkiej.

A więc w myśl tradycji (tak robiono w Baroku) zapraszam Was do przeczytania sonetu Lato, a później wysłuchania pięknego, zróżnicowanego dynamicznie, pełnego muzycznych kolorów Lata Vivaldiego. Czekam na Wasze interpretacje!


Lato


W pełni lata, gdy słońce wysoko w zenicie
Ludzie i stada więdną od spiekoty.
Kukułka zakuka i ptasie zaloty
Turkawek i szczygłów budzą leśne życie.


Zefirek powiewa, lecz wnet go wypiera
Boreasz swarliwy i rusza swą drogą.
Na łące pasterz nagle zdjęty trwogą
Przeczuwa wichurę i w niebo spoziera.


Porzuca odpoczynek, zrywa się po chwili,
Z niepokojem czeka błyskawic i grzmotów.
A muchy tną natrętnie i wirują rojem.


Tak, pasterz zna przyrodę, instynkt go nie myli:
Już niebo błyska, piorun walić gotów
I grad łamie zboże, co na polu stoi.


Filip Świątkowski

środa, 20 czerwca 2012

PIASEK W ZĘBACH, LINA W DŁONI, A TO I TAK NIE WSZYSTKO


Na początku czerwca najliczniejsza klasa w naszej szkole zafundowała sobie wypad na pustynię, potocznie zwaną Wydmą Łęczycką. Był to jeden z punktów jednodniowej wycieczki zorganizowanej pod okiem p. Reńskiej i p. Nowak. 
Po dotarciu do Rąbka wypożyczyliśmy rowery i pomknęliśmy na wydmy. Tam pod wpływem emocji oddaliśmy się zabójczemu zajęciu dostarczającemu niezwykłej adrenaliny, mało kto mógł się temu oprzeć. Nikt nie sądził jednak, że skoki w dół piaskowego wzgórza mogą być tak ekscytujące. Cena jednak nie była niska, kosztem był piasek pokrywający każdy milimetr ciała i niektóre jego zakamarki ;) Następnie, odbywając wyczynowy spacer, dotarliśmy do morza, co było pierwszym odpoczynkiem.










Następnym punktem był park linowy. Znaleźliśmy tam okazję do chociaż minimalnego wyładowania emocji na paintballu. Wymagało to iście bojowego nastroju, czemu niewątpliwie sprostaliśmy, nie mając litości w celowaniu i strzelaniu w każdym położeniu - bezwzględni w walce, znoszący bolesne strzały i wytrwali na polu bitwy do końca.



Oprócz tego zmierzyliśmy się ze szlakiem linowym, który okazał się wyzwaniem o bardzo zróżnicowanym poziomie trudności. Jednych przyprawiał o lęki, inni przechodzili go z zamkniętymi oczami. Nie wdając się jednak w szczegóły, niewątpliwie stał się z różnych powodów miłym wspomnieniem i swego rodzaju przygodą, jak i dla niektórych nowym doświadczeniem.







Dodatkowo dla odprężenia część z nas stanęła do wyścigu na torze gokartowym. Okazało się to odpoczynkiem tylko dla oglądających. Kierowców przyprawiło o niezwykłe nerwy i krwiożerczą rywalizację.


To było nasze ostatnie zajęcie w parku. Potem już tylko powrót do domu z obowiązkowym postojem
w McDonaldzie. Wycieczka była sposobem na świetne spędzenie dnia, pozwoliła na poznanie się nawzajem w nowych sytuacjach, w niektórych przypadkach ukazując nawet nowe oblicza.
Wymęczeni po wycieczkowych wyczynach padliśmy, mając wszystko w …


                                                                                                                                           … nosie. J                                        


Anna Stando


wtorek, 19 czerwca 2012

Koła w teatrze


Od 12 do 16 czerwca w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym im. Juliusza Słowackiego trwała trzecia edycja Festiwalu Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-teatr. Podczas imprezy zaprezentowano sześć konkursowych spektakli młodych reżyserów. My mieliśmy okazję zobaczyć jeden z nich gdy w czwartek, 14 czerwca ośmioosobową grupą członków koła teatralnego i dziennikarskiego pojechaliśmy na jeden ze spektakli.

    Chór Kobiet/Projekt II: Magnificat to wyreżyserowany przez Martę Górnicką spektakl, w którym główną rolę gra 25 kobiet, cytując m. in. Biblię, Eurypidesa, Mickiewicza, gazety i muzykę sakralną, a także naśladując dźwięki np. komputera, mówi o relacji kobieta-kościół i konfrontuje stereotyp kobiecości z dzisiejszymi realiami. Jak mówi reżyserka, „II Projekt CHÓRU KOBIET jest wypowiedzią na temat kobiety w systemie władzy Kościoła. Bez świętych i nie-świętych słów. To postoperowa forma, z której rodzi się wielogłosowy, popkulturowy MAGNIFICAT.”


   Już sama forma spektaklu jest ciekawa: 25 zwyczajnie ubranych kobiet w bardzo różnym wieku wykorzystując dość prostą choreografię chodzi po czarnej scenie na tle białego płótna i śpiewa, krzyczy, mówi lub wydaje mniej lub bardziej sprecyzowane dźwięki, przedstawiając swą sztukę, która przez wielu zapewne zostałaby okrzyknięta obrazoburczą. I w sumie można ją tak pojmować, bowiem jej treść silnie uderza w kościół, a raczej w spłycenie wiary i jej komercjalizację oraz ograniczanie roli kobiet, a jako przykład kobiety idealnej przywoływana jest postać Marii. Znajdziemy tu sporo humoru i hiperbolizacji, które silnie zmuszają do zastanowienia się nad wagą problemu, zarówno podczas spektaklu, ale co najważniejsze, również długo po wyjściu z teatru.

    Co ważne, mieliśmy okazję zobaczyć zwycięski spektakl konkursu, a tutaj możecie zobaczyć jego fragment.
Radosław Iwanek

niedziela, 17 czerwca 2012

Pamiętając o Mickiewiczu...


12 czerwca mieliśmy zaszczyt powitać w progach naszej szkoły dwóch znamienitych gości, wileńskich poetów Wojciecha Piotrowicza i Rimantasa Šalnę. Wojciech Piotrowicz pisze po polsku, Rimantas Šalna po litewsku. Piotrowicz tłumaczy na język polski wiersze Šalny. Obaj szczególnie upodobali sobie literaturę romantyczną i to właśnie do tej epoki nawiązują we własnej twórczości, oprócz utworów lirycznych na swoim koncie mają opracowania antologii oraz napisane wspólnie dwie książki opowiadające o ich ukochanym poecie - Adamie Mickiewiczu.  


Fot. Marta Czajka

Pan Wojciech Piotrowicz i Pan Rimantas Šalna.

Przybysze poprowadzili spotkanie, którego tematem przewodnim było życie Adama Mickiewicza. Wspomnieli o jego dzieciństwie, opowiedzieli o czasie studiów, perypetiach miłosnych i oczywiście o samej twórczości wieszcza. Zachęcili do odwiedzenia Muzeum Adama Mickiewicza w Wilnie, którego dyrektorem jest pan Rimantas Šalna. Panowie nie uciekali przed żadnymi pytaniami, zmierzyli się nawet z tymi niewygodnymi, bo dotyczącymi polityki. Na prośbę zgromadzonych opowiedzieli także o Czesławie Miłoszu i Piotrze Skardze. W finale spotkania odczytali kilka swoich wierszy, za co zostali nagrodzeni oklaskami słuchaczy.


Fot. Marta Czajka

Pan Rimantas Šalna podczas czytania jednego ze swych wierszy.

Pozostawili po sobie pamiątkę, wręczyli uczniom książki własnego autorstwa pt.: „Adam Mickiewicz na zesłaniu”. Spotkanie było o tyle ciekawe, iż dzięki niemu uczniowie naszej szkoły poznali wiele ciekawostek oraz nieznanych dla większości faktów z życia poety.


Fot. Filip Świątkowski

Zgromadzeni uczniowie.


Fot. Marta Czajka

Delegacja uczniów z podziękowaniami za spotkanie.

Celem tej wizyty była pielęgnacja pamięci o wielkim literacie, o którym jako jego spadkobiercy nie możemy zapominać, jak powiedział pan Wojciech: „Mickiewicz to poeta, do którego mają prawa trzy narody Białorusini, bo tam się urodził, Litwini, gdyż pisał o Litwie i Polacy, ponieważ używał języka polskiego. Postać ta powinna złączyć te trzy nacje.”


Fot. Marta Czajka

Na spotkaniu obecni byli także starosta powiatu świdwińskiego - Pan Mirosław Majka oraz Pan dyrektor- Stefan Myca.


Marta Michalska

sobota, 16 czerwca 2012

Zmarł Profesor Stefan Stuligrosz

Wczoraj, w szpitalu w Puszczykowie, w wieku 91 lat zmarł profesor Stefan Stuligrosz, wybitny polski dyrygent, kompozytor, pedagog, a także założyciel i wieloletni dyrygent "Poznańskich Słowików". 


W latach 1931–1937 profesor Stuligrosz był uczniem Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Maturę zdał po zakończeniu II Wojny Światowej w Gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Od roku 1937 do wybuchu wojny pracował w Domu Handlowym Franciszka Woźniaka. Należąc do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej na Śródce, pracując jednocześnie u Woźniaka miał już w stowarzyszeniu swój chór i orkiestrę. Dzięki mecenatowi Woźniaka późniejszy założyciel "Poznańskich Słowików" udaje się  na naukę śpiewu do Poznańskiego Konserwatorium. Z czasem Stuligrosz zaczął śpiewać w chórze księdza Wacława Gieburowskiego. Znajomość z księdzem i  wyróżniający się sopran zaowocowały kolejnymi angażami muzycznymi. W 1939 naziści wysiedlają z Poznania ks. Gieburowskiego, który przekazuje prowadzenie dziewiętnastoletniemu Stuligroszowi. Oprócz pracy w chórze studiował fortepian, grał na organach w kościele Najświętszej Marii Panny. W 1945 oficjalnie założył Chór Chłopięco-Męski im. Wacława Gieburowskiego, który dzięki publiczności zyskał drugą nazwę "Poznańskie Słowiki".

Profesor Stuligrosz studiował muzykologię na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Poznańskiego (1950), a także na Wydziale Wokalnym,  Kompozycji, Teorii i Dyrygentury  w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej (późniejszej Akademii Muzycznej) w Poznaniu (1953).

Uznanie i popularność w oczach świata zyskał dzięki działalności artystycznej z "Poznańskimi Słowikami". Z chórem koncertował  w USA, Kanadzie czy Japonii. Śpiewał dla prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego, prezydenta Francji Jacques'a Chiraca, premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher czy  papieża Jana Pawła  II.

Był odznaczony m.in. Orderem Orła Białego, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski czy Złotym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis.

Skomponował ponad 600 utworów. Głównie na chór a capella z asystą fortepianu, orkiestry czy organów. Jednym z bardziej znanych utworów szerszej publiczności jest kompozycja "Nie lękaj się" powstała pod wpływem pielgrzymki i kazań Jana Pawła II w Polsce.

Miasto Poznań zaproponowało rodzinie pochowanie prof. Stuligrosza na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan.


Jako wierzący jestem przekonany, że za pośrednictwem muzyki nawiązujemy kontakt z Bogiem, bo to On dał talent kompozytorowi i wykonawcy. Trzeba wiele pokory, żeby nie przypisywać tego wszystkiego sobie i mówić "Jak cudownie śpiewam, jak cudownie gram... . Taka pycha niszczy prawdziwą sztukę.
Stefan Stuligrosz (1920-2012)



Filip Świątkowski 

wtorek, 5 czerwca 2012

Abordaż na parlament


Och, to przestępstwo. I w tym cały problem! Sedno tkwi w tym, że to, co robi 20% głosujących, jest zabronione pod karą więzienia. To właśnie chcemy zmienić. Podczas, gdy istniejące partie mówią, że  wyborcy są źli, my mówimy, że prawo jest złe.[1]

Ostatnio znowu słychać w mediach o Partiach Piratów. Kto jednak się nie orientuje, już wyjaśniam: nie chodzi o zarośniętych facetów, którzy stukając drewnianymi nogami i rozlewając rum, wbiegną na Wiejską. Mowa tu o narodzonych 6 lat temu w Szwecji ruchach piratów komputerowych, którzy wypowiedzieli systemowi wojnę o wolność Internetu. I bardzo im daleko do np. znanej przed laty Polskiej Partii Przyjaciół Piwa – piraci naprawdę wierzą w swe ideały i chcą wiele osiągnąć.

Ruchy narodziły się za Bałtykiem, wraz z powstaniem w 2006 roku Piratpartiet – szwedzkiej Partii Piratów, założonej przez Rickarda Falkvinge. Początkowo podchodzono do tego z przymrużeniem oka. O małej  szwedzkiej grupce spod czarnej bandery świat usłyszał, gdy kilka miesięcy po założeniu Partii Falkvinga tamtejsza policja zaatakowała i na krótko zamknęła The Pirate Bay – najpopularniejszy serwis do bezpłatnej wymiany plików. A że sprawa uzyskała światowy rozgłos (m.in. dzięki interwencji MPAA – amerykańskiej organizacji chroniącej prawa autorkie), skorzystała na tym Piratpartiet, wykorzystując okazję do pojawienia się mediach. Po pewnym czasie w ślad za skandynawskim ugrupowaniem poszli piraci z całego świata, od Polski, przez Berlin po Amerykę. Falkvinge powiedział WikiLeaks, że nalot na Zatokę Piratów sprawił, iż potroiła się liczba naszych członków, a wiadomości pokazywały nas co godzinę, więc nie potrzebujemy reklam. Jednak pełnię sukcesu Piratpartiet osiągnęło dopiero w roku 2009 i znów dzięki problemom The Pirate Bay, której czterej administratorzy usłyszeli wyrok skazujący na rok więzienia i grzywnę ok. 3,5 mln zł. Rzesze internautów prowadzone przez liderów partii Piratów wyszli na ulice protestować przeciw orzeczeniu sztokholmskiego sądu. Teraz również nie zawiodły media, znów przynosząc ruchowi rozgłos, w wyniku którego liczba jego członków przekroczyła 40 000. W wyborach do Europarlamentu partia Falkvinga uzyskała 7% głosów, co dało jej mandat parlamentarzysty. Po tych wydarzeniach powstała piracka Międzynarodówka, która sformalizowała podobne partie w Kanadzie i Wielkiej Brytanii.

Trochę wcześniej, bo już w 2007 roku, także w Polsce pojawili się piraci- politycy. Na ich czele stanął Błażej Kaczorowski, a swą walkę skierowali przeciw Pakietowi Telekomunikacyjnemu, jednak pod koniec roku 2009 upadli i zostali skreśleni przez PKW. Jednak niedawno, gdy robiło się głośno o dobrze już nam znanym ACTA, partia zaczęła powstawać z popiołów pod przywództwem Radka Pietronia, który w wywiadzie dla magazynu CD-Action powiedział: - Kończymy zbierania podpisów, rejestrujemy się jako partia polityczna, ruszamy z nową stroną internetową.

Również nasi zachodni sąsiedzi udowodnili, że Partie Piratów to coś więcej niż niegroźne ugrupowania, które trzeba traktować z pobłażaniem. W wyborach do lokalnego parlamentu Piratenpartei z Sebastianem Nerzem na czele uzyskała 9-procentowe poparcie.

Choć partie czarnej bandery proponują bardzo kontrowersyjne postulaty (główne to reforma prawa autorskiego, czyli darmowe wykorzystywanie wszystkich dóbr w celach niekomercyjnych i szybsze wygasanie praw autorskich, zakaz stosowania zabezpieczeń DRM, likwidacja patentów, zakaz inwigilacji i gromadzenia informacji o obywatelach), to nie są one niemożliwe. Pytanie tylko, jak takie partie poradzą sobie w kwestii np. gospodarki czy skarbu państwa, bo tego tematu nie dotykają. No i co z twórcami? Piraci twierdzą, że oni i tak zarobią swoje na wystąpieniach i gadżetach. Ale ilu pisarzy organizuje targi i sprzedaje gadżety?

Mimo iż ja nie popieram piractwa, choć często (tak jak zapewne wielu z Was) względy finansowe mnie do niego zmuszają, to z kilka postulatów ma moje pełne poparcie. Czy jednak takie partie jako samodzielny głos w parlamencie mają przyszłość? Cóż, jeśli wszystko pójdzie w takim kierunku, w jakim idzie dziś, niedługo się przekonamy.

Radosław Iwanek


(1) Rickard Falkvinge, odpowiedź na zarzut, że Partie Piratów propagują przestępstwo. 

piątek, 1 czerwca 2012