czwartek, 6 października 2011

Coś ponad, czyli o życiu z pasją


     Budzik zadzwonił jak zawsze za wcześnie. Przecież mogłam pospać dłużej. Mam wolne. Zajęcia dopiero od października. Jeszcze z zamkniętymi oczami szukam telefonu, żeby go wyłączyć. Półprzytomna zwlekam się z łóżka, zza ściany docierają do mnie głosy: „O 7:30 śniadanie!” Myślę sobie wtedy : „za jakie grzechy?” Słońce jeszcze dobrze nie wstało, a ja z podręczną kosmetyczką ustawiam się w kolejce do łazienki. Na szczęście nie tylko mnie jest się trudno obudzić - jest nas więcej. Hurrra!! Obiecuję sobie, że to już ostatni raz, że w najbliższym czasie nie ma mowy o jakimkolwiek wyjeździe, że muszę przecież odpocząć, albo zacząć myśleć o swojej przyszłości, z której będzie można się utrzymać.
     Kiedy kawa dostaje się do krwiobiegu, myśli zaczynają nabierać innych kształtów i kolorów. Przed występowe napięcie rośnie. Poziom adrenaliny zaczyna się podnosić. Pojawia się pytanie, jak będzie i czy występ się spodoba. Jeszcze gdzieniegdzie słychać głosy: „Jak wrócimy to odpoczniemy.” Zaczęło się. Mimo niewielkiej liczby siła męskich głosów wprawia w odpowiedni nastrój. I nawet w XXI wieku siła „Bogurodzicy” nie ma sobie równych. Teraz dopiero dociera do mnie, co tak naprawdę stanowi sens mojego życia. Stoję z dala od wszystkich i czekam na swoją kolej. Za chwilę będę mogła zaprezentować to, nad czym tak ciężko pracuję. Mimo lekkiego stresu, żeby nie dać plamy staję przed publicznością z pełną świadomością tego, co mam do zrobienia. Emocje sięgają zenitu…. Udało się. Utwór zakończony. Ale nie skończyła się radość, jaką taki występ za sobą niesie. Pozostało poczucie, że gdyby mnie tu nie było, to ten dzień byłby szary i bez wyrazu. Cały ten obraz dopełnia cudowny głos mojej koleżanki, która sprawia, że nie tylko twarz się rozpromienia, ale także serce się raduje. Mogłabym jej słuchać bez końca. Niestety występ dobiegł końca i pora wracać do codzienności…
      Kolejna męcząca noc na trasie wzmaga uczucie zniechęcenia i sprawia, że wracają myśli, by to wszystko zakończyć. Tak, to już definitywny koniec. Nic bardziej mylnego, bo w momencie, kiedy przychodzi odpoczynek, serce aż rwie się do śpiewu. I nie możesz poradzić sobie z uczuciem, że najchętniej rzuciłbyś wszystko, by tylko spotkać się z ludźmi, z którymi robisz to, co kochasz. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że żadne zmęczenie nie jest w stanie odwieść cię do tego, co jest treścią twojego życia, a żaden odpoczynek nie jest na tyle dobry, byś nie przestał choć na chwilę myśleć o swoim hobby.
      Sprawa jest prostsza niż nam się wydaje. Czymże jest życie bez pasji, jeśli nie jałową, szarą i smutną egzystencją. Nie ma nic piękniejszego niż pasja, która pozwala ci uśmiechać się bez powodu, i dawać radość innym, która buduje cię i rozwija wewnętrznie, a bez której nawet najcieplejszy dzień traci na wartości!! ;)


Paulina Halec, absolwentka naszego liceum, studentka V roku filologii angielskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu