niedziela, 23 października 2011

New Beginning... new life... : „ Never again ”

Rozdział V

   Wszystko zaczęło przyspieszać i Millah poddała się temu wszystkiemu. Mimo to jej zmysły były czujne, podświadomie czuła, że ktoś im się przygląda. Otworzyła oczy, widząc Caleba trzymającego w dłoni telefon komórkowy. Na jego twarzy widniał uśmiech, który spełzł zaraz po ujrzeniu jej z innym. Odepchnęła od siebie zdezorientowanego Christiana, który posłał chłopakowi triumfujący uśmiech. 
- Caleb… - jej głos stał się łamiący i niepewny. Nigdy wcześniej nie czuła się tak zmieszana… Nie była w stanie nic powiedzieć. Mogła tylko obserwować, jak chłopak odwraca się i odchodzi bez słowa. Impreza trwała nadal, słychać było wszędobylski śmiech pijanej młodzieży. Szkoda tylko, że dla niej to był definitywny koniec zabawy.
- Zadowolony? – warknęła, rzucając się na niego z pięściami. Ból, jaki czuła w sobie, był nie do opisania. Widziała, że zrobił to specjalnie. Nie mogła mu tego darować… nie takiego Christiana znała, nie takiego darzyła przyjaźnią i zaufaniem…
- Bardzo. – odpowiedział, a zamiast cwanego uśmiechu jego twarz przybrała teraz kamienny wyraz. Nie chciał, by poznała, że jej oskarżenia go zabolały. Zdawał sobie sprawę, że to, co zrobił, było głupie i cholernie ryzykowne, ale musiał. Po prostu czuł, że jeśli nie zrobi tego dziś… straci ją. A do tego nie chciał dopuścić.
- Powiedz mi, dlaczego ten głupi człowiek cię tak obchodzi? Kiedyś gardziłaś nimi! Co ma takiego, że zmieniłaś zdanie? Hę? – odpowiedział atakiem na atak. Emocje Mill zawsze mu się udzielały.
- Co w ciebie wstąpiło? – nie mogła przyjąć do wiadomości myśli, że właśnie wszystko obróciło się w pył. Nie miała nic.
Chciała opuścić polanę i po prostu wrócić do domu. Prysznic, chipsy i film to było coś, co na obecną chwilę było jej najbardziej potrzebne. Musiała odpocząć… poukładać to, co jeszcze zostało. Nie przeszła jednak więcej niż kilkanaście kroków, czując jak brunet chwyta ją za rękę.
- Millah… - łagodny głos przyjaciela, którego dobrze pamiętała, spowodował, że zatrzymała się na chwilę.
- Pozwól mi proszę… - błagalny ton Christiana ponownie uaktywnił w Milli falę furii. „Dobroduszna Millah” chciała wysłuchać Chrisa, jednak „ta zła” miała o wiele więcej do powiedzenia i nie zamierzała dać tamtej prawa głosu.
- Pozwolić na co? Na kolejny pocałunek, który zrujnuje mi życie? Dopiero, co wszystko tutaj zaczynało mieć dla mnie sens. Prawdziwy SENS, rozumiesz? A ty to wszystko zniszczyłeś… jednym, cholernym pocałunkiem! Nie jesteśmy już w NY! To San Francisco! Nie wrócę tam... – wykrzyczała mu wszystko prostu w twarz, jednak ostatnie zdanie przerwała. Wiedziała, że resztę Christian dopowie sobie sam.
Nie mogła do niego wrócić. Mimo że w NY wszystko układało się pomyślnie. Gdyby nie wyjazd i przeprowadzka Mill, pewnie zostaliby parą. Oboje byli świadomi tego, jednak żadne nie przerwało ciszy, która zapadła między nimi po wypowiedzi Mill.
- Udanego wieczoru, Chris... - jej głos nadal drżał, jednak bardziej ze złości niżeli skruchy. Gdy odwracała się od niego, nie spojrzała nawet w jego oczy. Nie chciała… nie mogła. Tak bardzo czekała na ten dzień… to miała być niezapomniana impreza w towarzystwie Caleba, a jedyne, co zapamięta z tego dnia, będzie poczucie, że go straciła.
   Gdy wróciła do domu, zastała kojącą ciszę. Rodzice wybrali się do teatru, jeszcze nie wrócili, lepiej dla niej. Nie będzie pytań typu „co tak wcześnie?” Powiesiła klucze i niemal w biegu zdejmując buty, ruszyła do swojego pokoju. Nigdy nie zostawiała uchylonych drzwi, więc zdziwienie spowodowało, że przygotowała się do ataku. Nieważne, kim był intruz… poradzi sobie z nim. Otworzyła szerzej drzwi, wysuwając pazury. Już miała rzucać się na włamywacza, jednak przerwała w pół kroku, poznając blond czuprynę. 
- Życie ci niemiłe, Alek? –Czy tak trudno mu było uszanować czyjąś prywatność? Rozumiała fakt, że pojawiał się w ten sposób u Chloe… w końcu ją kochał i był jej opiekunem, ale nie musiał robić tego w stosunku do Milli. Umiała o siebie zadbać.
- Wróciłaś? Co tak…- słysząc głos siostry, blondyn odwrócił do niej, z szerokim uśmiechem, jednak pytanie, jakie chciał zadać, musiało zostać natychmiastowo zapomniane. Zabójczy wzrok Millah mówił mu, by lepiej go nie kończył.
- Jak widać, jestem. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? – postanowiła zatrzymać dla siebie złe informacje. Może nie byli jeszcze takim prawdziwym rodzeństwem… jednak od chwili, gdy Alek powiedział jej, że jest jej bratem, starał się nim być. Wszelkimi możliwymi sposobami. Mogła przewidzieć, że gdyby dowiedział się o Christianie, rozpętałby wojnę.
- Jasmine nie mogła się wyrwać… Valentina musiała ponownie wyjechać. – wyjaśnił pokazując miejsce obok siebie, by usiadła, na co ona pokręciła przecząco głową. Widział w jej oczach, że coś było nie w porządku. Nie miał pojęcia, co jednak nie zamierzał naciskać.
- Popcorn, chipsy, film? –Zapytał, a Mill pokiwała głową na zgodę. Zszedł na dół, by przygotować ucztę, w tym czasie Millah podeszła do okna, zupełnie nieświadoma tego, że jest obserwowana. Zamknęła je i przeniosła laptop na łóżko.
   Zapach popcornu z masłem i chipsów paprykowych poprawił jej humor. W chwili, gdy Alek ustawiał wszystko wokół nich Millah usadowiła się wygodnie na swoim miejscu. czekając już tylko na brata. 
Podczas oglądania filmu oboje śmiali się, przytulali, cieszyli swoją obecnością. Obrzucanie się popcornem, siostrzano-braterskie kłótnie o to, „który moment był najzabawniejszy”, tego Millah nigdy nie zaznała. Zwłaszcza tej więzi z osobą, która wydawać by się mogła zupełnie obca, a była bliższa niż ktokolwiek. Nie pytał jej o nic, nie wnikał. Szanował jej prywatność i chęć zachowania tajemnicy dla siebie. Była mu niezmiernie wdzięczna za to, jak się zachował. Przy nim czuła się bezpieczna.
   Nowy dzień powitał ich śpiących obok siebie w ciasnym uścisku. Mill wtulona w klatkę piersiową brata wyglądała uroczo, wyglądała jakby chciała, by ten blondyn obronił ją przed wszystkim, co złe.
- No gołąbeczki… czas wstawać. – damski głos wyrwał Aleka z jego drzemki. Wypuścił jeszcze śpiącą Mill z objęć, przecierając oczy. Nie na taką pobudkę liczył. Szczerze mówiąc… na żadną nie liczył.
- Jasmine… - zaspany głos Aleka był mało spotykanym zjawiskiem, nawet dla Jasmine, która nie od dziś z nim mieszkała. Ledwo powstrzymywała śmiech. Gdyby w tej całej sytuacji chodziło jedynie o jego zaspany głos, to byłoby nic, jednak głos + jego okrutnie „artystyczny” nieład na głowie powodował u niej takie, a nie inne reakcje i nie miała siły z nimi walczyć.
- Co się dzieje? – wymruczał, gdy już jego świadomość zaczęła jako tako pracować.
- Mamy zadanie… pamiętasz?
- Zadanie… pamiętam. – jego serce momentalnie zaczęło bić szybciej. Razem z Jasmine mieli pomóc Chloe. Alek, odkąd ją pocałował, nie potrafił racjonalnie zachowywać się w jej obecności.
- A co z Mill? – zapytał, wstając z łóżka. Nie chciał nic mówić, ale miał dziwne uczucie niepokoju, że nie powinien zostawiać jej samej, mimo iż nie widział żadnego zagrożenia dla niej.
- Nic jej nie będzie. Chodź! – mruknęła, otwierając szerzej okno, przez które przeszła, a za nią blondyn, po tym, jak ostatni raz spojrzał na śpiącą siostrę.
   Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że obserwator nadal trwał na swoim miejscu. Nie poruszał się, nie zwracał na siebie uwagi. Wtapiał się idealnie w otoczenie, zupełnie jakby był powietrzem. Jego uśmiech nie był z kategorii tych przyjacielskich… zwiastował za to coś, czego Millah, Alek, Jasmine, Chloe, Christian czy Caleb się nie spodziewali.



c.d.n.

Anna Żylińska