Pomaganie. Tak codzienny temat, że aż oklepany. Można by więc przypuszczać,
iż w razie potrzeby udzielenie komuś wsparcia w miarę swoich
możliwości będzie czymś naturalnym. Niestety, problem polega na
tym, że chęć, a raczej odruch solidaryzowania i udzielenia się,
pojawia się dopiero, gdy akcja nabiera popularności, staje się
swego rodzaju modą. Dobrym przykładem jest choćby Wielka Orkiestra
Świątecznej Pomocy (WOŚP). W podświadomości części
społeczeństwa wytworzył się już specyficzny tok myślenia:
„idzie styczeń, trzeba będzie dać na Owsiaka”. Ciekawsze jest
jednak to, że ta myśl nie zawsze przynosi radość. Dajemy z…
nawet trudno to nazwać obowiązkiem. Podobnie jest też ze zbiórką
żywności - ogólnopolską akcją zbierania produktów spożywczych
dla potrzebujących odbywającą się dwa razy w roku (przed
świętami). W tym przypadku mam jednak na myśli nie wspieranie
akcji poprzez darowanie żywności, ale poprzez jej zbieranie. Często
motywacją dla młodzieży gimnazjalnej (pozwolę sobie tak ładnie
określić tę grupę uczniów, aczkolwiek większość z nas użyłaby
pewnie nieco bardziej pospolitego określenia, spoko, ja też się
dziwnie czuję, nazywając ich młodzieżą, a ta obserwacja jest tym
bardziej paradoksalna, że sama jeszcze parę miesięcy temu byłam
jedną z nich) są tzw. punkty na plus, które zostaną im wpisane za
wystanie tych czterech godzin i „wciskanie” ulotek wchodzącym do
sklepu, co robione jest niekoniecznie z entuzjazmem.
My,
młodzi ludzie (ale i coraz częściej dorośli ) rzadko kiedy
zastanawiamy się nad samą ideą działania. Popieramy coś, bo tak
robi większość. Dopiero, gdy ma nas to coś kosztować, włącza
się myślenie, czy też jego pozory. Często bywa tak, że jeśli
mielibyśmy być stratni, to nawet nie zgłębimy zagadnienia. Po
prostu dajemy temu spokój i zapominamy. Jesteśmy nieczuli. Dopiero
naoczne przykłady są w stanie jakoś zadziałać na nasze sumienie
i przykuć uwagę. Załóżmy, że znajdujemy się w miejscu dogodnym do obserwacji,
dajmy na to poczekalnia, kolejka czy autobus miejski. Na ogół
jesteśmy znudzeni czekaniem, szukamy wzrokiem czegoś
interesującego, czegoś czemu moglibyśmy poświęcić uwagę
chociaż na moment. Na „pierwszy ogień” idą ludzie. Analizujemy
wszystkich po kolei. Najpierw ogólnie, potem oceniamy każdego z
osobna, biorąc pod uwagę różne kryteria. Zaczynamy oczywiście od
najciekawszych osobników- wyróżniających się, bo tacy nas
najdłużej zajmą. I na kogo padają nasze oczy? Na osobę
niepełnosprawną. (Przepraszam, jeśli zabrzmiało to niedelikatnie
lub kogoś uraziłam, nie miałam tego na celu). Niestety, tak
właśnie jest. Tak się zachowujemy. Większe zainteresowanie budzą
w nas osoby różniące się od innych (najlepiej zewnętrznie).
Czemu jednak mają służyć takie uwagi? Mają służyć poruszeniu
tematu pomocy osobom na pozór jej niepotrzebujących.
Właśnie.
Pozory to coś, czym sugerujemy się w ocenie drugiego człowieka.
Często jednak bywają mylne. Mimo to, niezaprzeczalnym jest fakt, iż
najlepiej do nas trafia i przekonuje to, co możemy zobaczyć. Widząc
na przykład osobę na wózku inwalidzkim lub osobę niewidomą, od
razu wiemy, że jest – nazwijmy to - potrzebująca. Jednak co, jeśli
widzimy młodego, uśmiechniętego i tętniącego życiem
chłopaka? Nie wierzymy, że on o to życie musi walczyć. Każdego
dnia. Każdej nocy. Każdej godziny.
Mukowiscydoza
to choroba całego organizmu. Mukowiscydoza to płuca zatkane
nadmiernym, lepkim śluzem. Mukowiscydoza to utrudnione oddychanie.
Mukowiscydoza to chory układ trawienny. Mukowiscydoza to
upośledzona praca trzustki. Mukowiscydoza to towarzyszka życia,
wróg, którego należy poznać, aby móc zwyciężyć w walce.
Alan
walkę z mukowiscydozą toczy cały czas. Niezależnie od tego, gdzie
jest i co robi. Walka jest jednak nierówna. To choroba ma przewagę.
Dlatego pomóżmy mu wygrać, bo stawką jest JEGO ŻYCIE".
Sposobów
wsparcia jest wiele, ale to co teraz najważniejsze to – jak można
się łatwo domyślić - zdobycie pieniędzy. Bez obaw - to nas
(uczniów) nic nie kosztuje, wymaga jedynie trochę inicjatywy. Sami
nie rozliczamy się z podatku dochodowego, ale zapewne każdy z nas
ma w rodzinie chociaż jedną osobę pracującą. Porozmawiajmy z
rodziną, znajomymi i zachęćmy do przekazania jednego procentu dla
Alana. „NAS TO NIC NIE KOSZTUJE, A DLA NIEGO TAK WIELE ZNACZY.”
Ktoś
mi niedawno powiedział, żebym nie była naiwna, bo dorosłych nie
obchodzą problemy innych. Gdybym uwierzyła w te słowa, nie
napisałabym tego tekstu. Wiem, że warto walczyć. Nawet, gdy brak
nadziei. Wierzę, że nie jestem jedyna w tym przekonaniu. Jeśli
chociaż jedna z was - osób to czytających - zdecyduje się przekazać
swój procent dla Alana, czy zachęci do tego kogoś jeszcze, to
było warto.
Anna Stando
Chciałbym
marzyć
Chciałbym marzyć,
mieć nadzieję,
Że
się w życiu coś podzieje...
Dobrego
(…)
Alan
Celer