Dziś podczas apelu uhonorowaliśmy nagrodami zwycięzców II Międzyszkolnego Konkursu Literackiego "Szpilka". Zwycięską pracę Tomasza Hołysza mieliśmy zaszczyt już publikować. Czas na prace wyróżnione autorstwa Eweliny Zdunek i Weroniki Woźniak. Miłej lektury!
1 czerwca 2014 r.
Jest dosyć późno, a ja wciąż nie mogę spać. Moje
myśli wracają do wydarzeń dzisiejszego dnia. Otóż właśnie dziś poznałem osobę,
która zmieniła mój pogląd na temat życia.
Jest to osoba z dystansem do siebie, potrafi
spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy niż ja. Ma przepiękne rysy
twarzy, cudowny uśmiech, długie, kręcone blond włosy i błękitne oczy, które
śmieją się wraz z jej uśmiechem. Są to jedyne oczy, w których można dostrzec
więcej radości niż u największego optymisty świata.
Jej imię to Luiza, lecz ja mówię na nią Szpilka,
ponieważ w momencie, gdy ją ujrzałem, miała na nogach charakterystyczne,
czerwone szpilki.
Uważała, że dodają one kobiecości i są atrybutem
każdej kobiety. Nosiła je pomimo swej niepełnosprawności...
Szpilka jest ograniczona ruchowo przez wózek
inwalidzki, na którym się porusza. Jej historia zupełnie zmieniła mnie i moje
spostrzeżenia na temat otaczającego świata.
Wciąż widzę radość w jej oczach i to, jak potrafi
cieszyć się z każdej chwili życia.
Poznałem ją przez przypadek, ale czuję, że to nie
był zwykły przypadek, lecz znak... Znak, że powinienem przestać zwracać uwagę
na pieniądze i rzeczy materialne, bez których do tej pory nie wyobrażałem sobie
życia. Wiecznie skupiałem się na pracy i na tym, aby niczego w życiu mi nie
zabrakło. Tak naprawdę nigdy nie potrafiłem wyobrazić sobie tego, że coś może
mnie ograniczyć.
Szpilka udowodniła mi, że warto mieć marzenia.
Powiedziała mi dzisiaj, że od zawsze chciała zostać modelką. Niestety, w wieku
ośmiu lat potrącił ją samochód. Uderzenie auta było tak silne, że uszkodziło
jej kręgosłup. Przeszła wiele operacji, po których powiedziano jej, że nigdy w
życiu nie stanie już na nogi. Jej marzenia o zostaniu modelką prysnęły jak
bańki mydlane... W jednej chwili musiała zmienić całe swoje życie.
Historia Szpilki uświadomiła mi, że nasze życie -
życie każdego z nas - nie zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Bardzo często
zależy ono od innych osób...
Mężczyzna, który spowodował wypadek, jechał pod
wpływem alkoholu. Siadając za kierownicę, nie wziął pod uwagę tego, że może
pokrzyżować plany na życie tej oto małej dziewczynki. Dziewczynki, która
niewinnie szła do szkoły.
Bardzo podziwiam Szpilkę. Nie wiem, czy po tak
przykrym zdarzeniu potrafiłbym odnaleźć
się w świecie.
Każdy dzień dla niej jest dniem, w którym na nowo
zaczyna swoje życie, uczy się nowych doświadczeń i cieszy z każdej chwili...
Nadal widzę ten uśmiech i niespotykaną motywację do
tego, aby odkrywać życie z każdej strony. Widzę w jej oczach ogromną siłę,
którą posiada i potencjał, który potrafi wykorzystać.
Tak, to zdecydowanie jeden z najlepszych dni w moim
życiu...
Ewelina Zdunek
Poniedziałek,
24.02.2014 r.
Co
za dzień! Kto by przypuszczał, że moje przeznaczenie w końcu się odmieni.
Mówią, że każdy dzień jest zaproszeniem do szczęścia. Cóż, gdyby nie dzisiejsze
dwadzieścia cztery godziny nadal byłabym odmiennego zdania. Ale może od
początku?
Jak zwykle po weekendzie przyszła pora na otwarcie
zakładu krawieckiego, w którym pracowałam już 23 lata. Jak ten czas szybko
leci... Pamiętam te czasy, w których było się młodą, niezardzewiałą szpilką.
Kiedyś przydatna byłam tylko w nagłych przypadkach, jednak kiedy znalazłam
sobie pracę u krawcowej, co chwilę miałam jakieś zajęcie. Po dziś dzień byłam
niezwykle pomocna przy upinaniu tkaniny lub zaznaczaniu linii szycia, ale
zaraz, co ja piszę? Do rzeczy!
Moja praca
zwykle zaczynała się o godzinie 9. Tym
razem wyciągnięto mnie z mojej poduszki już o 8! Szefowa, która mną operowała,
bardzo się spieszyła i co chwilę gubiła igły, szpilki i inne krawieckie
narzędzia. Ja już wcześniej zostałam przypięta do bardzo niewygodnego
materiału. To chyba był wełniany garnitur. Dotychczas byłam na przyjemnych w
dotyku materiałach, takich jak bawełna, jedwab itp. Czasem były to materiały z
najwyższej półki! Nieraz zdarzyło się, że musiałam przebywać w towarzystwie
wełny, której jakoś nie cierpię, ale były to tylko chwilowe sytuacje. W każdym
razie to był wyjątkowo pracowity dzień. Krawcowa była dumna, że sam Leonardo
DiCaprio zlecił jej wykonanie stroju na ceremonię wręczenia Oskarów.
Kiedy
zaczynałam czwartą godzinę mojej pracy, szefowa zaczęła brać się do zszywania
poszczególnych kawałków tkaniny (dodam, że ja utrzymywałam kieszonkę). Co
chwilę przewijała się koło mnie taka jedna nowa igła z pozłacanym uchem. Mówię
wam, miała totalną pustkę w głowie! No dobrze, może nie totalną, bo przez
dziurę w jej głowie przebiegała czarna nić. Myślałam, że gorzej już być nie
może... Szefowa, kończąc szycie, zabierała po kolei inne szpilki i układała je
do poduszki. Kiedy przyszła kolej na mnie, z ulgą pomyślałam, że już nie muszę
leżeć w tym twardym materiale i zaraz znajdę się w swojej miękkiej poduszeczce.
Niestety... Krawcowa nie tylko upuściła mnie na podłogę, mało brakowało, a by
na mnie weszła! Na szczęście zdążyłam się przeturlać kawałek dalej. Próbowałam
rzucać się w oczy, ale bez skutku. Czemu niby szefowa miałaby się interesować
takim małym, cienkim kawałkiem metalu? Po godzinie bezradnego leżenia na
podłodze powiedziałam sobie, że nadszedł czas, aby poszukać innej roboty.
Najpierw wturlałam się pod szafkę, aby tam odbyć dalszą wyprawę w kierunku
drzwi na wielki świat. Wiecie, co tam odnalazłam? Moją dawną przyjaciółkę,
która zginęła jakieś 3 lata temu! Myślałam, że
odeszła na emeryturę. Pogadałam z nią, opowiedziałam, jak się tu
znalazłam i ruszyłam w dalszą podróż. Po drodze spotkałam stare igły, szpilki i
mnóstwo innych rzeczy, które kiedyś nagle zniknęły. W końcu dotarłam pod drzwi.
Pomyślałam, że najgorsze już za mną, lecz kiedy wydostałam się przez szparę pod
drzwiami i spojrzałam przed siebie, żałowałam tych myśli. Czekały mnie jeszcze
cztery schody... Pół godziny zajęło mi schodzenie po trzech schodkach! Kiedy
byłam na krańcu czwartego, zauważyłam idącego w moją stronę chłopca. I wtedy do
głowy wpadł mi genialny pomysł! Kiedy chłopiec był w zasięgu mojej nóżki,
skoczyłam na jego but i wplątałam się w sznurówkę. Miałam
nadzieję, że po drodze będzie jakiś zakład krawiecki.
Nadzieja moja jednak szybko się ulotniła. Chłopiec, po przejściu kilku kroków,
wszedł do domu. Próbowałam się odczepić od jego sznurówki, lecz kiedy
szarpałam mocniej, coraz bardziej się wplątywałam. Powiedziałam sobie, że moje
życie już nie ma sensu. Przychodziły mi do głowy najróżniejsze rzeczy - a to,
że chłopiec mi oderwie główkę, a to, że mnie wyrzuci do kosza i stamtąd już nie
będzie ucieczki. Spodziewałam się po prostu najgorszego...
Chłopiec,
rozwiązując buty, zauważył mnie. Gdy wyciągał po mnie rękę, ja w celu
samoobrony ukłułam go... Wiem, że było to niemądre, ale co innego mogłam
zrobić? Ja, taka mała szpilka... Możecie się jednak domyślić, jakie było moje
zdziwienie, kiedy chłopak wyjął mnie ze sznurowadła i zaczął cieszyć się, i
podskakiwać ze mną w ręku. Chwilę później znalazłam się na blacie biurka. Nie
wiedziałam, co się ze mną stanie. Chłopiec usiadł na krześle i wyciągnął coś
kolorowego z szafki. Patrzyłam, jak sprawnie i szybko to składa, rozkłada,
nacina, wycina, przecina i zgina. Następnie wziął mnie w palce jednej ręki i z
miną odkrywcy przymocował mną to, co powstało, do drewnianego patyczka.
Domyśliłam się już, co tworzył... W jednej chwili stałam się integralną częścią
papierowego wiatraczka! Kolorowy świat zaczął się kręcić wokół mnie. Chłopiec
zabiera mnie ze sobą na dwór, chwali się kolegom. Uwielbiam moją nową pracę!
Chociaż powiem wam szczerze, że drewno to nie jest jednak to samo, co jedwab...
Byłam zła
na siebie, że przeszły mnie myśli o braku sensu mojego życia. Cieszę się, że
dla kogoś stanowię jeszcze jakąś wartość!
Weronika Woźniak