Luty. Czas ciepłych kurtek, czapek, szalików i niemiłosiernego mrozu, który daje się we znaki. Nikt o zdrowych zmysłach nawet nie pomyślałby o tym, żeby przyjść do szkoły w krótkim rękawku. Teraz naszym głównym zajęciem jest narzekanie: "O matko, jak zimno!".
A przecież wcale nie mamy tak źle. Przebieramy się w boksach i idziemy na lekcje do cieplutkich klas, w których aż miło siedzieć (w przeciwieństwie do tego, co działo się w listopadzie). Nikt nie zmusza nas, abyśmy stali kilka godzin dziennie przed szkołą, mając na sobie tylko cieniutkie koszule. Niestety, taki los spotkał wielu ludzi. Byli to więźniowie obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Mężczyzn, kobiety i młodzież, którzy przeszli przez selekcję i nie trafili do komór gazowych, czekały rutynowe zabiegi, takie jak golenie głowy, odwszawianie czy tatuowanie numerów obozowych. Pierwsi więźniowie budowali baraki, osoby z następnych transportów, które zakwalifikowane zostały do pracy, musiały kopać rowy i wykonywać wszystkie polecenia kapo. Posiłkiem była czarna kawa, do której kobietom dosypywano proszek mający zastopować krwawienie miesiączkowe, na obiad wodnista zupa i dwa kawałki chleba. W każdej chwili więźniowie mogli być wywołani na plac, zwoływali ich wtedy kapo krzykami i uderzeniami twardej, drewnianej pałki. Na apele szli ubrani w pasiaki, musieli ustawić się przed budynkiem i stać przez kilka godzin, nieważne czy padał deszcz, śnieg, czy było minus 20. Takich nocy nie wytrzymywały dziesiątki ludzi. Towarzysze z baraku zagłodzonych i zakatowanych współwięźniów musieli ułożyć na stercie innych wolnych już osób, po których została tylko krucha, koścista otoczka, czekających na swoją kolej w krematorium.
Niemcy najbardziej pastwili się nad Żydami, Polakami i Cyganami, niepełnosprawnymi, starszymi, za słabymi do pracy. Uwięzieni nie byli traktowani jak ludzie. Oprawcy mówili na nich "numery", twierdzili, że są pozbawieni godności i wszelkich praw... traktowali ich jak podludzi. Aby pokazać swoją wyższość nad bezbronnymi, pastwili się podczas rozgrzewki, każąc im skakać tzw. "żabki" dookoła placu. Wielu nie wytrzymywało do południa i umierało z wycieńczenia. Kolejną formą znęcania się, był rozkaz wykonywania zupełnie bezsensownej pracy, np. kobiety musiały przenosić ciężkie kamienie z jednego końca pola na drugi. Następnego dnia, ku uciesze katów, te same kamienie niosły z powrotem. SS-mani robili wszystko, by jak największa ilość "numerów" umarła z wycieńczenia. Było kilka osób, którym udało się uciec z piekła, lecz niestety, ich wolność została okupiona życiem co dziesiątego więźnia. Dodatkową karą dla wychudzonych, schorowanych i półżywych ludzi, którzy nie zrobili niczego złego, były całonocne apele. Tych, którym szczęście mniej dopisało i zostali złapani, wieszano lub rozstrzeliwano na oczach wszystkich. Niemcy chcieli w ten sposób pokazać, że nie warto uciekać. Jeżeli człowieka nie zabił głód, choroba lub kapo, to robiła to pogoda. Setki osób zmuszone były do pracy w tragicznych warunkach. Wyobraźcie sobie, że macie kopać dół jedynie w cienkich pasiakach, podczas gdy na dworze panuje temperatura minus 30.
Dla mnie jest nie do pojęcia, jak ludzie wytrzymywali takie tortury. Od kiedy zaczęłam czytać książki o obozach koncentracyjnych i wspomnienia byłych więźniów, zmienił się mój światopogląd. Nie potrafię śmiać się, kiedy opowiadane są żarty o Żydach. Irytuje mnie, kiedy ktoś mówi o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia. Tematem dowcipów często jest robienie mydła z więźniów. A przecież należeli do nich również Polacy. I tutaj temat staje się bardziej poważny. Bo przecież nie będziemy śmiać się z własnych rodaków, ale z Żydów można. Nie rozumiem ludzi, który uważają, że oni są od nas gorsi.
Ignorancja osób, które lekceważą lekcję, jaką była rzeźnia w Auschwitz, coraz częściej przejawia się w kręgach młodych ludzi. A przecież w dzisiejszych czasach również istnieją obozy pracy. Chciałabym, żeby nikt nie zapominał o tym, co działo się w Oświęcimiu i innych obozach, np. takich jak Dachau. Mam również nadzieję, że każdy, kto następnym razem będzie chciał pośmiać się z wychudzonych i niewinnych ofiar, które skazano na śmierć tylko dlatego, że są takiej narodowości a nie innej, ugryzie się w język i pomyśli o kominie krematoryjnym, który był jedyną droga ucieczki z piekła, do którego bram wiodła brama z napisem "Arbeit macht frei".
Jeżeli ktoś jeszcze nie rozumie, dlaczego śmianie się z tego, że Niemcy robili z więźniów mydło jest niemoralne, odsyłam go do naszej biblioteki, niech wypożyczy "Medaliony" Zofii Nałkowskiej, może wtedy zrozumie.
Marta Szczepek