,,Karbala’’ w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza to produkcja, o
której w ostatnich dniach mówi się głośno. To pierwsza tak
promowana historia po ,,Linczu’’ i dowód na to, że
Polska potrafi zrobić nawet dobry film wojenny. Dzieła Łukaszewicza
nie można porównywać z ,,Kamieniami na szaniec’’ czy ,,Miastem
44’’- ten obraz jest prawdziwy, oddaje realne emocje, wzrusza i
zostaje w pamięci.
Film opowiada o walkach na Bliskim Wschodzie i odbijaniu City Hall
przez Polaków i Bułgarów z rąk irackich rebeliantów. Mówi o istotnym przemilczeniu sprawy, niedocenieniu, które towarzyszy
Polsce w historii od zawsze. Za wątkiem przewodnim kryją się jednak dosyć
oklepane tematy jak honor ponad wszystko czy proces przemieniania
się w prawdziwego mężczyznę wskutek trudnych wydarzeń. Należy jednak
przyznać Łukaszewiczowi, że zerwał z typowym modelem polskiego
żołnierza - idealnego patrioty, dla którego najważniejsze wartości
to Bóg, honor i ojczyzna, nieskazitelnego i godnego naśladowania.
Reżyser pokazuje polskiego żołnierza jako człowieka, który
ma również wady - handluje wódką, opowiada sprośne żarty i potrafi się bawić. Widzimy ludzkie słabości, m.in. w scenie darcia flagi
oraz ucieczki sanitariusza Kamila Grada (Antoni Królikowski) z akcji ratowniczej. Warta uwagi jest świetna gra
aktorska Bartłomieja Topy (Kapitan Kalicki) i Atheera Adela
(Farid). Reżyser Łukaszewicz sam miał wpływ na obsadę. Otóż w ,,Karbali’’
widzimy większość aktorów z ,,Linczu’’. Za to znakomite odgrywanie
ról żołnierzy jest w dużej mierze zasługą weteranów, którzy pomagali w realizacji produkcji poprzez przeprowadzanie szkoleń dla aktorów i obecność na planie. Ciekawe jest
zmienianie języka z angielskiego na rosyjski podczas rozmowy Bułgara Getowa z polskim kapitanem. Wielkim plusem jest tu również nie
wprowadzenie wątku miłosnego, który większość reżyserów stara
się na siłę wcisnąć w fabułę.
Zmęczyło mnie jednak oglądanie ciągłej walki i wybuchów. Czułam się jakbym oglądała grę komputerową. Sytuacje były
przewidywalne. Nie mogę jednak nie docenić pracy reżysera, który oddaje hołd tym, którzy naprawdę walczyli na froncie. Łukaszewicz przedstawia polskie kino wojenne w nowym, lepszym świetle.
W poniedziałek reżyser przyjechał do Połczyna, by spotkać
się z widzami po seansie w Kinie Goplana. Odpowiadał barwnie i wyczerpująco na
pytania widzów. Jak sam mówił o swoim filmie - jest on porównywany
do znanego wszystkim ,,Helikoptera w ogniu’’. Inspirację do napisania scenariusza zaś zaczerpnął z książki z reportażami ,,Psy z Karbali’’.
Niektóre z nich, jak historia oskarżonego sanitariusza czy
oblężenie miasta, zapadły mu w pamięć i na ich podstawie
postanowił stworzyć nową historię. Przeniesienie
jej na ekran trwało kilka lat.
Film tworzony był z wielkim ryzykiem i po wariacku, gdyż
brakowało wsparcia finansowego. Zdarzało się również, że aktorzy rezygnowali, brakowało rekwizytów. Ciężko było znaleźć sponsora, który podjąłby
się opłacenia tego przedsięwzięcia. Niedogodności spotkały też
ekipę na Bliskim Wschodzie w Jordanii, gdzie kręcono część
zdjęć. Miejscowa ludność nie była zachwycona zaistniałą
sytuacją. Zwyciężyła determinacja, by nagrać choć część
zdjęć pomimo niesprzyjających warunków. Reżyser zdradził, jak wiele
scen było oszukiwanych – sam wskazał nam nagłe zmiany fryzur aktorów czy używanie broni, które nie wchodzą w wyposażenie wojska. Szczególnie w pamięć
zapadła mi opowieść Łukaszewicza o tym, jak szukali aktorów do
roli rebeliantów w scenach kręconych w Polsce. Otóż odwiedził on
większość lokali z kebabami w Warszawie i pytał osoby wschodniego
pochodzenia, czy chcą zagrać w filmie.
Pomimo trudności ze spięciem budżetu i obaw, że film będzie
kolejną bezwartościową strzelanką, reżyser dopiął swego i
zrealizował pomysł z 2010 roku. Chciał pokazać zwycięstwo w
obronie City Hall, które przez długi czas objęte było tajemnicą. Zrobił to dobrze, o czym świadczy spotkało pozytywny odbiór publiczności.
Jest to z każdej strony
solidna realizacja. Krzysztof Łukaszewicz udowodnił, że przy odrobinie chęci i talentu
można zrealizować dobry film na miarę Hollywood, nawet z
ograniczonym budżetem i w Polsce.
Paulina Wiater