Akcja filmu w reżyserii Marcina Bortkiewicza toczy się w
tytułową noc Walpurgi, 30 kwietnia 1969 roku, w szwajcarskiej operze. W noc zmarłych i złych duchów, mrocznych sił i
sabatu czarownic wydarzyć się może wszystko. I wydarza.
Pod drzwiami garderoby wielkiej divy operowej Nory Sedler
(Małgorzata Zajączkowska) czeka młody, skromny dziennikarz, Robert (Philippe
Tłokiński), umówiony na wywiad z artystką. Impulsywna i gwałtowna Nora wyrzuca go za drzwi, ale w końcu zgadza się na rozmowę. Od początku widać
erotyczne napięcie, które utrzymuje się przez wszystkie sceny. Dwa - jakże różne - charaktery prowadzą ze sobą misterną grę, pełną uczuć i mocnych słów.
Wybierając się do kina, myślałam, że będzie to
płaczliwy dramat z cechami taniego romansu. Nic bardziej mylnego. Nie wiem,
dlaczego nastawiłam się na jego odbiór negatywnie - nakręcony w czerni i bieli debiut
Bortkiewicza okazał się naprawdę dobrym
filmem, brawurowym
i intensywnym, od początku do końca trzymającym widza w garści, przyduszającym
go i nieustannie zaskakującym. W jednej z pierwszych scen widzimy młodego
dziennikarza, który chce przeprowadzić umówiony wcześniej wywiad ze śpiewaczką
operową. Widzimy jak Robert udaje się do kapryśnej, nieprzewidywalnej, czasami wulgarnej, kiedy
indziej kruchej Nory Sedler. Co w tym trudnego? Jaki wątek można rozwinąć ze
zwykłego wywiadu? Wystarczy
jednak krótka chwila, by zarówno bohater jak i widz przekonali się, że
obcowanie z ekscentryczną kobietą stanowi niemałe wyzwanie. W filmie
szczególnie zachwyciła mnie gra aktorska Małgorzaty Zajączkowskiej, która
idealnie wczuła się w bohaterkę, prowokującą i szokującą. Hollywodzka aktorka
wciąga nas w damsko-męski pojedynek w małej, zamkniętej przestrzeni. W swojej
roli zarówno Zajączkowska jak i Tłokiński pokazują widzowi zawiłą, nie do końca
jasną akcję, pełną dotkliwych, bolesnych ciosów, erotycznej pokusy oraz troski.
Źródło: PISF
Bortkiewicz osiągnął ciekawy efekt przez zamknięcie głównych postaci w małej przestrzeni, jaką jest garderoba Nory. Skupienie akcji na interakcjach między dwójką bohaterów sprawia, że widz czuje się jakby oglądał sztukę teatralną. Napięcie opiera się na dialogu i chemii pomiędzy aktorami, czas i miejsce akcji nie podlega zmianom, bohaterowie prowadzą długie rozmowy i snują monologi. Jest to jednocześnie opowieść o pułapkach wspomnień i nieznośnym ciężarze historii. Gdy oglądałam ,,Noc Walpurgi’’ i na scenę wkroczył wątek Żydów w Polsce, pomyślałam ,,Tylko nie to, proszę’’. Oczekiwałam rzewnego wywodu bohaterki o trudach życia i tragedii Holocaustu. Sądziłam, że będzie to kolejny pretensjonalny film o Żydach. Reżyser jednak mnie zaskoczył - porywa odwagą w zderzaniu ze sobą przeciwstawnych konwencji, ogromną wyobraźnią wizualną, nie pokazuje typowego żalu i rozpaczy. To przykład kina, które byłoby ciekawe nawet gdyby okazało się porażką. Film dzieli widownię i budzi skrajne emocje, a cała historia brzmi jak wyrwana ze świata teatru, jednak nikt, kto widział ,,Noc Walpurgi'', nie pozostawi filmu bez komentarza.