Kobiety do domów, mężczyźni na
wojenkę… zdawałoby się tradycyjnym hasłem.
XX wiek obfitował w konflikty
zbrojne. Do obsłużenia ich potrzebny był pierwiastek ludzki. Stopniowo
postępowała emancypacja kobiet. Waleczne dziewczęta chwytały więc za broń czy
też tony opatrunków i ruszały na front. Doświadczenia tej żeńskiej zbiorowości
opisała tegoroczna noblistka - Swietłana Aleksijewicz w reportażu „Wojna nie ma
w sobie nic z kobiety”. To dzieło, brutalnie ukazujące prawdę o rzeczywistości
wojennej, zostało wystawione na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w
Koszalinie. Adaptacją sceniczną zajął się Paweł Palcat. Ze względu na
minimalistyczną formę spektaklu, występuje w nim tylko sześcioro aktorów:
Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, Beata Niedziela, Katarzyna Ulicka-Pyda, Marcin
Borchardt, Artur Paczesny i Piotr Krótki.
Istotną kwestią w ocenie tego
wydarzenia jest nowatorstwo jego formy. Historie wielu kobiet skondensowano
jako spostrzeżenia trzech postaci. Masza, Irina, Olga idą na wojnę z różnych
pobudek. Dojrzewają podczas niej i wciąż się uczą. Przede wszystkim – pokory.
Zmienia się ich wygląd.
Należy zwrócić uwagę na kostiumy,
które stworzyła Małgorzata Bulanda. Są symboliczne. Dziewczęta ze szpilek i
sukienek muszą przebrać się w brzydkie żołnierskie uniformy. Równie ważny jest
rytuał obcięcia ich warkoczy. Zostają odarte z kobiecości. Istotą w rozumieniu
spektaklu jest obecny w nim kolor czerwony. Wiąże się z traumą, okaleczeniem,
ale i z… kobiecością.
Ruch sceniczny aktorów również
daje wiele do myślenia. Niektóre ich gesty są jedynie sugestią, aluzją. Widz
rozumie przekaz, znajdując się w samym centrum wydarzeń. Właśnie – w centrum
wydarzeń. Występ odbywa się każdorazowo na małej scenie, gdzie wręcz odczuwa
się kontakt z aktorami. Czuje się ich wzrok i pot. Przez to odbiór spektaklu
jest oszałamiający, a w scenie ostrzału, gdy zza sceny wyrzucane są kawałki
kredy, serce staje.
Prostota formy i obfita symbolika
nie zakłócają przekazu treści. Kalectwo, dylemat moralny zabijania, utrata
dziecka, miłość są ważnymi wątkami w reportażu i sztuce „Wojna nie ma w sobie
nic z kobiety”. Jednakże Swietłana Aleksijewicz nie ma na myśli dyskryminowania
kobiet. Autorka daje ważną myśl – każda wojna to tragedia. Jest czystym
okrucieństwem, dlatego nie ma w sobie nic z tej utrwalonej w kulturze wrażliwej
i uczuciowej kobiety. Spektakl przekazał tę myśl bardzo dosadnie, dlatego, nie
ukrywam, bardzo mi się podobał.
Agata